-
Co? O czym ty mówisz? – wypalił po chwili ciszy. Nadal był lekko zaszokowany
słowami dziewczyny, ale przecież nie mógł pozwolić by coś takiego zrujnowało
jego szansę na znalezienie wyjścia. Może tak miało być? Może właśnie ta
informacja była kluczem do rozwiązania zagadki ufundowanej przez demona, który
pewnie znów siedział w jakimś kącie i go obserwował.
-
Ona… Uwielbialiśmy ją. Była mądra, piękna i przyjacielska, zawsze szukała dobra
w każdym… - wymruczała cicho Charlotte, panicznie unikając wzroku Dragneela.
Natsu zamyślił się, musiał przyznać, że jego Lucy, a ta Lucy nie tak dużo się
różniły. – W tobie również starała się znaleźć coś dobrego.
-
No i? – zapytał po dłuższej chwili Natsu. Wpatrywał się w dziewczynę z
zaciekawieniem. Charlotte zrobiła się biała jak ściana, a po chwili jej twarz
przybrała groźny wyraz. Ściągnęła mocno brwi i zacisnęła zęby.
-
Jak to „No i”? – syknęła obrzucając go spojrzeniem bazyliszka. Gdyby wzrok
mógłby zabijać, pewnie leżałby już martwy i zakopany w ogrodzie. – Zabiłeś Lucy! Nie jest ci ani trochę przykro
z tego powodu?!
Jej
wrzask rozniósł się po raz kolejny na cały budynek. Tym razem jednak to nie był
pisk pełen przerażenia. W jej głosie dało się wyczuć pewność siebie i gniew.
Przez chwilę miał wrażenie, że w jej szkarłatnych oczach mignęła cząstka dobrze
znanej mi przyjaciółki. Szybko złapał nadzieje, że Charl odzyskała swoją
normalną osobowość. Ale jak to mówią, nadzieja matką głupich.
A
on był głupi.
Ale
czasem jego żyjący wewnątrz czaszki orzeszek dawał o sobie znać. Tak właśnie
było i w tym przypadku, kiedy łącząc słowa dziewczyny odnalazł dość szybko
powód jej wściekłości. Uniósł ręce do góry w geście niewinności.
-
Nie! – krzyknął, a Charlotte już miała łapać za jedną z książek stojących na
półce za nią. – Znaczy, jest… Cholera… Zapytałem tak, bo chcę wiedzieć co było
dalej!
Tym
razem była kolej dziewczyny, aby osłupieć. Wpatrywała się w niego tak, jakby
właśnie powiedział, że ogień jest mokry, a woda sucha. Była zupełnie
nieprzygotowana na taką odpowiedź. Zagryzła dolną wargę, rozważając, czy może
nie powinna jednak złapać tej książki, tak w razie ataku dziwnego szaleńca.
Powstrzymała się jednak, spoglądając w jego oczy. Wyglądała jakby właśnie coś do
niej dotarło. Z jej ust wydobyło się nieme „Oh”.
-
Więc to prawda… - mruknęła bardziej do siebie, niż do niego. Chłopak zauważył
ruch jej warg, ale bez swoich smoczych zmysłów nie był w stanie powiedzieć, o
co właściwie jej chodziło. Czuł jednak, że to pewnie nic ważnego i nie miał
zamiaru pytać, po prostu siedział i wpatrywał się w nią głupio.
Czarnowłosa
zatoczyła kilka kółek w miejscu, wciąż szepcąc sobie coś pod nosem. Zatrzymała
się dopiero po ósmym, bo tak wyliczył Natsu na którego zresztą skierowała swój
o wiele łagodniejszy wzrok.
-
Powinieneś iść do Lucy… na chwilę obecną nie jestem w stanie powiedzieć nic
więcej – powiedziała otwierając drzwi od pokoju.
-
Czekaj! – zatrzymał dziewczynę zanim zdążyła uciec i przeskoczył długim susem
przez fotel, aby po dwóch długich krokach stanąć metr przed nią. – Co to znaczy
„iść do Lucy”? Nawet nie wiem, gdzie jest jej grób.
-
Tam gdzie groby wszystkich – uniosła brew ze zdziwienia, że chłopak nie zna
takich podstaw, ale po chwili wyglądała, jakby w jej głowie ruszyły chomiki. –
No wiesz, na tyłach 8Island – powiedziała, jakby właśnie oznajmiła, że jeden i
jeden to dwa. Sprawa oczywista, a jednak na twarzy chłopaka pojawiło się
zaskoczenie.
-
8Island? Przecież to restauracja! – krzyknął skołowany, ale po chwili usłyszał
jak wściekła Lisanna zarejestrowała jego głos w domu po takim czasie. Domyślił
się tego po tym, że przy wstawaniu musiała coś zrzucić z jakiejś półki.
Przełknął ślinę, wciąż czując pieczenie w okolicy ucha i natychmiast ruszył w
stronę okna z którego wyskoczył na sam dół. Normalnie byłoby wszystko w
porządku, ale bez jego siły mógł tylko pomarzyć o skakaniu z okien.
Wylądował
na nogach, a jego całe ciało przeszedł ból, jakby jego kości rozbiły się na
tysiące igieł. Skulił się i upadł, wyjąc cicho jak zbity pies i co chwila
rzucając przekleństwami, komentował w ten sposób własną głupotę i roztrzepanie.
Gdyby wcześniej nie pobudzili sąsiadów swoimi krzykami i kłótnią, to na pewno
on zrobiłby to teraz swoim wyciem.
Uspokoił
się po dobrych kilku minutach zwijania się pod budynkiem i lekko kulejąc ruszył
w stronę restauracji 8island mając wrażenie, że zirytowana Strauss zaraz go
dobije patelnią, czy jakimś ostrym wazonem. Chociaż, w tym świecie mógł się
zastanawiać, czy ona przypadkiem nie byłby w stanie zabić go stokrotką.
Droga
nie była jakaś skomplikowana, wystarczyło przejść kilka ulic, które nawet o tak
później porze były doskonale rozświetlone, co było jedyną rzeczą jaka mu się
spodobała w tym świecie. Właściwie u siebie w domu nie miałby z tym żadnych
problemów, równie dobrze mógłby skakać dachami, co byłoby o wiele szybsze,
łatwiejsze i zdecydowanie zabawniejsze. Naprawdę, przez całą drogę wzdychał,
myślał o bolących go nogach i kręgosłupie oraz udawał pijanego kota dla
podkręcenia atmosfery, ponieważ było nudno. Przez ostatnią zabawę zyskał kilka
kapci, wiele niepotrzebnych gratów, a nawet i czarną perukę, którą wyrzucił ze
zdegustowaną miną.
Po
przejściu na kolejną ulicę prawie nie wpadł na dwie wytapetowane kobiety, które
wyglądem przypominały jakby się urwały z nocnego klubu. Jedna z nich, blondynka
o różowych pasemkach, miała obcisłą czarną sukienkę i narzucone na siebie białe
futro. Pachniała, jakby wypsikała się każdym dostępnym zapachem w domu. Druga
wcale nie wyglądała lepiej, wręcz przeciwnie. Szatynka z białymi końcówkami
miała na sobie bordową spódniczkę i białą koszulę z falbankami. Całe jej ręce i
szyja były zawalone świecidełkami, które chyba ważyły więcej niż ona sama. Obie były
smutne, ale to właśnie ta druga miała makijaż jak panda, który ściekał jej po
całej twarzy. Według Natsu wyglądała dokładnie tak jak on, kiedy widzi pustki w
lodówce.
-
Nic nie poradzisz, wpuszczają tam tylko wysoko ustawionych – mruknęła
blondynka, a szatynka jęknęła coś niezrozumiale i wtuliła się w białe futro
znajomej, która miała wypisany na twarzy rachunek za pralnie.
Przeszły
obok chłopaka, nawet na niego nie spoglądając. Natsu podrapał się w tył głowy.
Nigdy nie widział w Magnolii żadnego takiego ekstrawaganckiego miejsca, żeby
wpuszczali tylko wybranych ludzi. Takie rzeczy nie działy się w jego świecie.
Spojrzał
w kierunku krzyków i muzyki. To co zobaczył całkowicie ścięło go z nóg.
Mały
bar, który nie tak dawno odwiedzał razem z przyjaciółmi, był teraz jakimś
wielgachnym klubem z mnóstwem kolorowych światełek. Natsu mógł iść o zakład, że
on właśnie był źródłem takiej jasności w Magnolii.
Na
wielkim budynku, który podparty był czterema szarymi kolumnami, lśnił neonowy
napis „8Island”. Przez wielkie szyby dało się dostrzec tylko cienie
rozbawionych tłumów i wiele kolorowych świateł. Na zewnątrz, przy wielkich i
mocarnych drzwiach stał wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna w garniturze i
czarnych okularach. Stanowił on rolę ochroniarza, bo wpuszczał osoby, albo je
wywalał. Kolejka do klubu ciągnęła się bardzo daleko, ale już bliższa część
była ogrodzona słupkami i wyłożona czerwonym dywanem.
Natsu
wyglądając zza rogu, jak gwałciciel czający się na ofiarę, przyjrzał się
wszystkim ludziom. Każdy z nich wyglądał elegancko i tylko takich wpuszczali.
Po chwili wytrzeszczania oczu, kiedy jeden z nieodpowiednio ubranych kolesi
przeleciał nad barierką i uderzył w drogę tak mocno, że zakrwawiony ząb poleciał
kilka metrów dalej, Natsu popatrzył na własne ubranie. Białe dresy i szal oraz
nałożona czarna skórzana kurtka wraz z butami sportowymi.
Nie
no, nic tylko brać.
Westchnął
szukając innej drogi na tyły restauracji, która ewoluowała w klub nocny.
Naprawdę, w tym momencie przydałyby mu się jego umiejętności, ponieważ innej
drogi niż przeskoczenie po dachu nie było. Znów poczuł przeszywający ból w
kręgosłupie, kiedy pomyślał o jakimkolwiek skakaniu.
Westchnął
poprawiając włosy. Trzeba spróbować, najwyżej skończy jak tamten koleś. Wojna
wymaga ofiar i takie tam, jego ofiarą będą śnieżnobiałe zęby.
Wojna
wymaga również mózgu, dlatego wolał sprawdzić jak ochroniarz zareaguje, kiedy
będzie obok niego przechodził. Wyszedł zza rogu i niby przypadkiem stanął przy
barierkach w taki sposób, aby neonowy napis oświetlił mu twarz. Ludzie dziwnie
się odsunęli na drugą stronę drogi, jakby miał ich zaraz czymś zarazić.
-
Dragneel! – warknął ochroniarz ściągając brwi. Natsu drgnął słysząc swoje nazwisko,
a jego serce uderzyło mocniej o żebra. Niechętnie spojrzał na większego o parę
razy faceta, którego ściśnięta pięść była wielkości głowy różowowłosego. Natsu
przełknął ślinę widząc jak ochroniarz zbliża się do barierki. – Nie strasz ludzi
i właź!
Natsu
zamrugał parę razy i po chwili zobaczył jak olbrzym po prostu przesunął
barierkę, aby zrobić chłopakowi przejście. Nie trzeba było mu powtarzać dwa
razy, od razu ruszył i skorzystał z dziwnej sytuacji. Widocznie musiał być tu
znany.
-
Swoją drogą, co to za szmaty? – zapytał widocznie rozbawiony mężczyzna podczas
zamykania barierki. Nie wyglądał jakby mu się śpieszyło z robotą, bo ignorował
stojące za chłopakiem tłumy, które były niezadowolone z czekania, ale wolały
nic nie mówić. – W pierwszej chwili myślałem, że jesteś jakimś menelem –
zaśmiał się klepiąc go po ramieniu. – Pewnie to takie przebranie, co? Dalej cię
ścigają?
- Ścigają? Ale kto…
-
Tak, dokładnie, lepiej nie mówić o tym głośno. Lepiej udawaj, że nie masz z tym
nic wspólnego – mruknął kiwając lekko głową i klepnął Dragneela w plecy,
wpychając go z całej siły do środka klubu. Gdy wleciał przez otwarte drzwi o
mało się nie przewrócił o małe schodki, ale udało mu się jakoś złapać równowagę
i stanął jak wryty widząc, że wzrok wszystkich skierował się w jego stronę.
Przełknął głośno ślinę i w ciszy ruszył przed siebie. To miejsce było ogromne,
choć z zewnątrz na takie nie wyglądało. Wysokie sufity podtrzymywały wielkie
szare kolumny ze zdobieniami tuż pod sklepieniem. Cały sufit błyszczał od
kolorowych reflektorów, które rzucały światło na każdą twarz. Podłoga na
wzniesieniu była pokryta szarym dywanem, a od schodków rozciągały się
połyskujące panele. Całe to miejsce wydawało się strasznie chłodne, ale mimo to
bawiło się tu wielu ludzi. Gorzej zaczynało się robić tuż przy barze, gdzie
wzrok dosłownie wszystkich skupił się na ubraniu Natsu, który nie wiedząc co
robić szedł przed siebie w poszukiwaniu tylnego wyjścia. Nie przejmował się
kpiącymi spojrzeniami, bo nie miał na to teraz czasu, ani ochoty.
Nie
minęło nawet kilka minut, kiedy odnalazł połyskujący w ciemności, zielony napis
„wyjście”. Z głośno bijącym sercem sięgnął po klamkę, ale w tym samym czasie
prawie nie zszedł na zawał, słysząc swoje imię:
-
Natsu! Młody! Jak ja cię dawno tu nie widziałem! – powiedział dobrze znany mu
Shitou Yajima, bliski przyjaciel Makarova. Natsu wzdrygnął się jednak widząc
jego obecny wygląd. Zamiast typowego stroju kucharza, ubrany był w czarny
garnitur. Biała czapeczka zniknęła, a wraz z nią ostatnie włosy na jego głowie.
-
Hej? – zaczął niepewnie Natsu, by zaraz po chwili zostać odciągniętym od
wyjściowych drzwi. Rzucił im jeszcze ostatnie spojrzenie na pożegnanie i tyle
je widział. Yajima trzymał go za rękaw jego kurtki przez cały czas i z
uśmiechem na ustach zaciągnął po schodach na piętro, gdzie uderzył w niego odór
dymu tytoniowego. Przyjrzał się dokładnie wszystkim obecnym tu ludziom, który
wyglądali, jakby właśnie urwali się z jakiegoś szkolenia dla zaawansowanych
złodziei, a następnie wrócił wzrokiem do starca, który głośno odkaszlnął.
-
Młody wrócił, pewnie ma nam wiele do opowiedzenia – powiedział wyraźnie, a
wszyscy wytrzeszczyli oczy w kierunku skołowanego chłopaka. Był przerażony,
kiedy tak wbijali w niego wzrok, ale nie miał zamiaru tak stać i udawać przerażonego
dzieciaka. Na powitanie rzucił im szybkie machnięcie dłonią, a następnie włożył
ręce do kieszeni dresów.
-
Nie, nie mam. A teraz wybaczcie, ale mam sprawę… - oznajmił przekonywującym
głosem i już chciał się oddalić, ale poczuł na swoim ramieniu czyjąś dłoń.
Odwrócił głowę i dostrzegł znajomą, kobiecą twarz.
-
Proszę cię Natsu. Prawie tydzień czekaliśmy, aż się znowu pojawisz, a ty nam
chcesz powiedzieć, że nie masz czasu? – mruknęła Ultear. Jej ton głosu mówił,
że nie przyjmuje sprzeciwu i natychmiast zaciągnęła chłopaka do jednego ze
stolików.
-
Mówię wam, że on tego nie zrobił – warknął Jellal gasząc swojego papierosa na
jednym z siedzących obok niego osiłków. Mężczyzna skrzywił się z bólu, ale nic
na ten temat nie powiedział. Fernandes założył nogę na nogę, a następnie
szeroko się uśmiechnął. Natsu jednak dostrzegł coś dziwnego w tym wygięciu ust,
coś przerażającego i niepodobnego do przyjaciela. – Nie miałby jaj, żeby zabić
Heartfilie.
Natsu
drgnął słysząc po raz kolejny, że to on zabił dziewczynę. Uspokoił się dopiero
po chwili, kiedy zdał sobie sprawę z tego, że to tylko jakiś głupi,
nieprawdziwy świat. Nie miał powodu do niepokoju. Jego Lucy była bezpieczna w
prawdziwym świecie.
Przynajmniej
miał taką nadzieje.
-
Oh, przymknij się idioto! – syknęła Milkovich, a następnie razem z resztą
dziwnej grupy wbiła wzrok w zdezorientowanego Dragneela. – No. Mów.
-
Ale co ja wam mam niby powiedzieć? Nie zabiłem Lucy.
-
Ta, tak samo jak ty nie zabiłeś tej blondyny, to my jesteśmy święci. Weź nie
ściemniaj młody tylko opowiadaj jak się wiła z bólu! Torturowałeś ją przed
śmiercią?
-
Nie – warknął, cierpliwie zaciskając powieki.
-
Nawet nożem nie dźgnąłeś?
-
Nie.
-
Udusiłeś ją?
-
Nie! Skończ już! Mówię przecież, że jej nie zabiłem! – wrzasnął, kompletnie
wyprowadzony z równowagi. Ul ściągnęła brwi, a jej mina wyglądała na
niezadowoloną. Z ciemnej strony piętra wyłoniła się kolejna znana mu postać.
Meredy złapała go mocno za biały szal i z niezwykłą lekkością przyciągnęła do
siebie.
-
Latałeś tutaj kilka tygodni i krzyczałeś z radości, jak to zabiłeś ulubienice
Fairy Tail, a dzisiaj mówisz, że nie? Kłamałeś? – rzuciła podejrzliwie. Natsu przez chwile
siedział jak sparaliżowany, by zaraz się ogarnąć i odepchnąć dziewczynę od
siebie jedną ręką.
-
Nie wiem! Może? Albo nie? Kogo to obchodzi?! Przyszedłem tylko zobaczyć grób
Lucy! Nic więcej – warknął i znów odwrócił się na pięcie. Tym razem zignorował
wołanie za jego plecami, a nawet dłoń Meredy, którą z łatwością odtrącił.
Szybkim krokiem znalazł się przy drzwiach i bez wahania je otworzył. To co
zobaczył trochę nim wstrząsnęło.
Na
tyłach klubu, w którym większość tańczyła lub piła, znajdował się dość sporawy
cmentarz. Nie było tu jednak aż tylu grobów jak za katedrą w jego świecie.
-
Śmierć w tym świecie to coś naprawdę dziwnego – znów usłyszał ten głosik, który
działał mu na nerwy za każdym razem. Zaciekawiony chłopak pozwolił mu jednak
kontynuować. – Tu nikt nie umiera ze starości, dlatego zabójstwo jest najgorszą
karą.
-
Ta, fajnie – mruknął bardziej do siebie, niż do Sitriego, który na chwilę
obecną przybrał swoją normalną postać i wisiał nad nim do góry nogami. Jego
czarne białka z czerwonymi jak krew źrenicami wodziły za nim wzrokiem, kiedy
tylko zbliżył się do grobu dziewczyny. Dragneel położył dłoń na kamiennej
płycie i przejechał nią po wielkim napisie:
Nie trać wiary w ludzi, bo mogą cię
pozytywnie zaskoczyć
-
Trochę śmiesznie się to czyta wiedząc, ze została zabita przez kogoś z własnej
gildii. Przez kogoś, w kim szukała dobrych cech. Przez ciebie… – zniżył głos,
Natsu machnął ręką aby go odgonić. Spojrzał wprost w jego czerwone źrenice.
-
Przecież to nie byłem ja! Nie należę do tego świata! – warknął. Na twarzy demona wymalował się podstępny
uśmieszek. Sitri spojrzał na swój niewidzialny zegarek, który znajdował się na
nadgarstku i udał, że bardzo mu się spieszy.
Natsu
wywrócił oczami i znów wrócił do płyty. Szczerze mówiąc spodziewał się czegoś
więcej, jak jakieś wskazówki, czy ukryte liściki, co powinien dalej zrobić, ale
nic takiego nie widział. Po prostu pustka w głowie, w sercu. Nie miał nawet z
kim o tym porozmawiać. Nie miał tak naprawdę nikogo bliskiego. To wszystko
zapowiadało się okropnie. Ile miał jeszcze się tak męczyć w tym świecie? Życie
bez bliskich to tak naprawdę nie było żadne życie. Bez przyjaciół, którzy
uśmiechali się na jego widok był nikim. Bez Lucy, swojej miłości czuł się
samotny i opuszczony.
-
Może lepiej się poddać… - wypalił nagle i wręcz poczuł na skórze podekscytowany
wzrok Sitriego, który tylko czekał, aż chłopak całkowicie się przyzna do
porażki.
Załamany, po raz kolejny przejechał po konturach wyrytego na grobie napisu. Podniósł wzrok
i przeczytał go jeszcze raz. Otworzył szerzej oczy, a jego twarz wyglądała,
jakby w głowie mu właśnie rozbłysł wspaniały pomysł.
Dźwignął
się na nogi i natychmiast wybiegł z klubu. Ruszył w stronę domu tak szybko,
jakby właśnie gonił go wielki potwór. Nie mógł uwierzyć, że to było takie
łatwe. Mógł się również mylić, ale to tylko go nakręcało, taki zastrzyk
adrenaliny. Robiąc slalomy po mieście między budynkami nawet nie zwracał uwagi
jakie ulice mija, po prostu biegł nie mogąc się doczekać, aż wróci do domu i
wszystko sobie na spokojnie zaplanuje.
Wpadł
do mieszkania. Zrobił tyle hałasu, że Happy prawie nie stracił głosu przy
szczekaniu, a Suna spadła z niezbyt wygodnej kanapy wprost na podłogę.
Nieprzytomnym wzrokiem podążyła za chłopakiem, by w końcu po chwili wydusić z
siebie:
-
Natsu! Gdzie byłeś?!
-
Mam plan! – ryknął szczęśliwie i trzasnął drzwiami do pokoju.
Suna
wdrapała się z twardej podłogi na kanapę, a następnie przetarła zmęczone oczy.
Kiedy kobieta ziewnęła ogarnęło ją wielkie zmęczenie i ignorując dziwne
zachowanie syna po prostu poszła spać.
Rano
obudziło ją kolejne trzaśnięcie drzwiami. Gwałtownie otworzyła oczy i zobaczyła
coś, przez co serce stanęło jej w gardle. Natsu przeszedł salonem, ale wyraźnie
inny niż poprzednio. Happy nawet nie chciał się z nim witać, tylko skulił się
na swoim posłaniu i zacisnął mocniej powieki. Suna zmierzyła wzrokiem chłopaka,
kiedy ten był blisko niej. Wyglądał tak jak kiedyś. Czarna skóra, tego samego
koloru koszulka oraz spodnie bojówki.
-
Natsu, gdzie ty…
-
Pogadamy jak wrócę – oznajmił beznamiętnym tonem i ruszył w stronę korytarza,
gdzie w szafce na buty znalazł głęboko zakopane glany. Wyszedł z takim samym
trzaśnięciem drzwiami jak w nocy i ruszył przed siebie, doskonale spełniając punkty swojego
planu. Nagle przed jego twarzą, jak na zawołanie, pojawił się Sitri. Jego mina
już nie była taka ucieszona jak przy poprzednich nawiedzeniach.
-
Zmieniasz styl, nędzny człowieku? – nawet jego ton głosy wydawał się lekko
zirytowany, niż rozbawiony.
-
Można tak powiedzieć – powiedział i obdarował go jadowitym spojrzeniem. – Chyba
znalazłem wyjście – uśmiechnął się, a demon pierwszy raz wyglądał na naprawdę
wściekłego. Sitri poczerwieniał na twarzy i zacisnął dłonie w pięści. Złapał
chłopaka jedną ręką za biały szalik i pociągnął go do góry. Natsu poczuł jak
jego stopy nie dotykają już ziemi. Oboje z demonem wbijali w siebie mordercze
spojrzenia.
-
Słucham? Jeszcze nikomu się nie udało uciec z mojej pułapki! Taki dzieciak jak
ty też nie da rady! – syknął, ale na chłopaku nie zrobiło to większego
wrażenia. Korzystając z nieuwagi rozwścieczonego demona zacisnął dłoń w pięść i
uderzył w twarz przeciwnika, który nie zdążył zareagować. Natsu został
puszczony i od razu ruszył w stronę gildii, rozmasowując po drodze obolałą od
uderzenia rękę.
Wszedł
do wielkiego budynku, kopniakiem otwierając drzwi. Wzrok wszystkich skupił się
na znienawidzonym chłopaku, który szeroko się uśmiechnął.
-
Witajcie frajerzy! – zawołał wesoło i znów jak na zawołanie zobaczył jak
wściekły Gray wstaje z miejsca.
-
Odszczekaj to – warknął czarnowłosy grożąc mu pięścią.
-
Bo co? Pobijesz mnie? – zapytał przesłodzonym wzrokiem i zobaczył przed oczami pięść
Fullbustera. Tym razem jednak był przygotowany na taki rozwój wydarzeń i z
łatwością ja złapał. Wykręcił mu rękę, aby nie mógł wprowadzić kolejnego ataku
i ogłuszył uderzając mocno kolanem w jego brzuch. Wytrzepał dłonie, jak po
dobrze wykonanej robocie i po chwili znów omiótł wzrokiem pomieszczenie.
Widział strach w oczach przyjaciół i wcale nie było mu lekko przy tym rzucić: -
No to jak? Ktoś ma zamiar jeszcze coś powiedzieć osobie, która zabiła Lucy
Heartfilie?
W
odpowiedzi dostał głuchą ciszę. Włożył ręce do kieszeni i westchnął ciężko:
-
Tak myślałem.
Momentalnie
u jego boku pojawiła się zarumieniona i szczęśliwa Lisanna.
-
Wiedziałam, że wrócisz! – zaszczebiotała i mocno się do niego przytuliła. Natsu
kiwnął głową i otworzył usta, by coś powiedzieć, kiedy znów zobaczył jak czas
się zatrzymał. Pewnym siebie wzrokiem spojrzał na demona, który stał głową do
dołu, nogami dotykając sufitu.
-
Czy przypadkiem nie mówiłem ci, że jeśli zaakceptujesz ten świat, to zostaniesz
moim sługą?
-
Tak, owszem. I dziwne jest to, że za każdym razem, gdy chce to zrobić, to
zatrzymujesz czas, by mi o tym przypomnieć – uwolnił się z uścisku dziewczyny,
która wciąż się nie ruszała i podszedł bliżej demona, który wisząc jak
nietoperz obserwował każdy ruch chłopaka. Role się zmieniły, tym razem to Sitri
wyglądał na zdezorientowanego i przerażonego, a Natsu na rozbawionego.
-
Gdybyś tak bardzo chciał, abym to powiedział, to już dawno pozwoliłbyś mi
powiedzieć Sunie to co myślę – powiedział i uśmiechnął się ponownie widząc, że
demon zaniemówił. – Czy to nie ty sam powiedziałeś, że wszystko jest na odwrót
do tego, jak JA myślę?
Sitri
mruknął coś niewyraźnie pod nosem i zniknął, a czas znów wrócił do normy.
-
Lisanna! – zawołał odwracając się w jej stronę. – Kocham cię – oznajmił czując
się strasznie niekomfortowo, ale wiedział, że to jedyny sposób, aby uciec z
tego świata. Parę wyznań i obrażanie przyjaciół było tego warte.
Dziewczyna
uśmiechnęła się szczerze i zaczęła podskakiwać jak mała dziewczynka, która
dostała cukierka. Natsu jednak nie czekał, aż ta rzuci mu się na szyje, tylko
wybiegł z budynku i udał się w stronę świateł.
8Island
było kolejnym przystankiem, gdzie już w lepszym stroju został natychmiastowo
rozpoznany przez ochroniarza i kolejny raz wpuszczono go bez kolejki. Otworzył
drzwi już z większą pewnością siebie i wzrokiem wyszukał schodów na piętro. Znów
zignorował spojrzenia ciekawskich ludzi, którzy tym razem wcale z niego nie
kpili.
Wbiegł
do góry, pokonując po dwa schodki na raz i znalazł się tuż przed wielką grupą
ludzi. Zdyszany zgiął się w pół, aby złapać powietrza i następnie podszedł do
stolika przy którym siedziała trójka magów z
Crime Sorcière. Położył głośno otwarte dłonie na blacie i wbił wzrok w
zaskoczoną jego obecnością Ul.
-
Tak, to ja zabiłem Lucy.
-
Akurat – parsknął Jellal. Natsu w tym samym momencie wyrwał mu z dłoni
papierosa i zatrzymał milimetr od jego twarzy. Fernandes przymrużył oczy, a
wszyscy na moment wstrzymali powietrze w płucach.
-
No to lepiej uwierz – polecił i zgasił papierosa o blat stołu.
Oddalił
się od wszystkich, wkładając ręce do kieszeni i flegmatycznym krokiem wyszedł z
klubu. Starał się sprawiać wrażenie, jakby ta cała sytuacja była dla niego normalna,
chociaż wewnątrz aż krzyczał, że to jest dziwne i o mało nie skrzywdził
Jellala.
Musisz
uwierzyć, powtarzał w myślach.
Demon znów się pojawił, a Nastu poczuł niemiły
skurcz w żołądku. Dopiero teraz ogarnęło go przerażenie, że może jednak się
mylił. Wciąż starał się jednak myśleć o tym, że cały ten świat jest prawdziwy. Spojrzał
kątem oka na demona, który mimo wszystko wyglądał na lekko zadowolonego.
-
I co teraz? Zaakceptowałeś wszystko, ale wciąż nie znalazłeś wyjścia, prawda?
Poddaj się chłopcze, prędzej popadniesz w szaleństwo siedząc tu, niż uciekniesz
– przekonywał go Sitri. Natsu pomachał głową na boki, wyrzucając z głowy jego
słowa.
-
Nie, to jeszcze nie koniec. Nie zrobiłem jeszcze jednej rzeczy – spojrzał
wprost w rozszerzone źrenice demona, wciąż idąc przed siebie. – Wcześniejsze sprawy
były tylko uzupełnieniem, aby prawdziwy klucz zadziałał.
-
Prawdziwy klucz? – Sitri ściągnął brwi.
Natsu
nic nie odpowiedział. Chłopak przyśpieszył kroku, po raz kolejny czując
ściśnięcie w żołądku. Wiedział, że tym razem to już koniec. Tym razem wróci
bezpiecznie do domu i będzie się cieszył widząc swoich uśmiechniętych
przyjaciół. Znowu wejdzie do gildii i przywitają go radosne wrzaski. Zobaczy
Lucy i mocno ją uściska. W końcu porozmawia z Happym i z nieirytującą go
Charlotte.
Sięgnął
za klamkę i otworzył drzwi. Wkroczył do środka cały spocony i zdyszany. Suna
już dawno wstała i wyszła z kuchni, aby zobaczyć o co chodzi. Uniosła brwi
widząc twarz syna.
-
Natsu… czemu płaczesz? – zapytała ocierając własnym rękawem łzy z jego
policzka, o których nawet nie zdawał sobie sprawy. Serce zabiło mu mocniej, a w
gardle pojawiła się wielka gula.
-
Ty wiedziałaś…
Suna
otworzyła szerzej oczy.
-
Wiedziałaś już od chwili kiedy mnie zobaczyłaś, że nim nie jestem, prawda?
Różowowłosa
drgnęła. Jej ręka opadła bezwładnie i przyległa do ciała. Odwróciła głowę z
lekkim uśmiechem na ustach, ale nic nie miała zamiaru powiedzieć.
Natsu
nagrał powietrza w płuca.
-
A mimo to… skłamałaś o amnezji i powiedziałaś o niej Charl. Dlatego przestała
się mnie bać, dlatego mi tłumaczyła… Specjalnie dla mnie musiałaś przypominać
sobie o śmierci Mitsuo… - wydusił z siebie. Rózowe włosy zasłoniły twarz
kobiety, która czuła, że zaraz nie wytrzyma i sama zacznie płakać.
-
Ale mimo tych wszystkich kłamstw i mało spędzonego czasu… Naprawdę czułem się
tu jak w domu – uśmiechnął się.
Kobieta
podniosła głowę. Jej oczy błyszczały od nadmiaru słonych łez, które spływały po
jej policzkach. Wargi drżały od nadmiaru emocji, a serce biło tak szybko, jakby
miało jej zaraz wyskoczyć z piersi. Tylko tego właśnie potrzebowała, prostych
słów wdzięczności od swojego syna, którego kochała, nie ważne jaki był.
Tym
razem Natsu lekko się pochylił i starł rękawem jej łzy. Kobieta wciągnęła
głośno powietrze nosem i ścisnęła usta w cienką linie. Nastąpiła chwila ciszy,
przerwana jej drżącym głosem:
-
Więc… to już koniec? – zapytała, nie wiedząc, czy się cieszyć, bo Natsu będzie
szczęśliwy, czy znów się rozpłakać, bo znowu zostanie sama z synem, który ją
ignoruje.
Chłopak
westchnął czując wielki kamień na sercu. Naprawdę chciał z nią zostać i gdyby
mógł, zabrałby ją ze sobą do swojego świata, ale wiedział, że nie ma takiej
możliwości.
Nagle
poczuł czyjeś ręce na policzkach. Spojrzał na uśmiechniętą twarz Suny, której
oczy wciąż błyszczały od łez.
-
Nie myśl o mnie, myśl o sobie. Pewnie wiele osób na ciebie teraz czeka…
-
Skąd wiesz…
-
Mówiłam ci już… matki wiedzą wszystko. A teraz nie przejmuj się mną i wracaj do
przyjaciół – uśmiechnęła się, a chłopak pochylił się jeszcze niżej aby ją przytulić.
Zacisnął dłonie na jej bluzce i położył drżącą głowę na jej ciepłym ramieniu.
Zacisnął mocniej powieki, a słone łzy znów popłynęły po jego twarzy.
-
Kocham cię, mamo.
-
Ja ciebie też, synku.
I
nagle wszystko zabłysło jasnym światłem, które go oślepiło. Powoli czuł, jak
ciepłe ramie znika, jak ściskana przez niego bluzka po prostu się rozpływa.
Zacisnął mocniej usta, czując jak zbiera mu się na histeryczny krzyk. Pierwszy
raz mógł nazwać jakąś kobietę matką i momentalnie ta możliwość została mu odebrana.
Nagle
jasne światło ustabilizowało się i dało się otworzyć oczy. Dostrzegł drewniany,
dobrze znany mu sufit w jego gildii. Podnosząc się na łokciach omiótł wzrokiem
pomieszczenie i stwierdził, że znalazł się w ich skrzydle szpitalnym.
Usłyszał
ciche mruknięcie.
Spojrzał
w stronę śpiącej blondynki, na widok której nie potrafił opanować radości.
-
Lucy! – niemal krzyknął, obejmując silnymi ramionami drobne ciało dziewczyny.
-
O matko! Natsu! Tak się bałam! – wydusiła zniekształconym głosem, odwzajemniając
uścisk. Natsu skrył głowę w zagłębieniu między szyją a ramieniem, zaś ona wplątała
smukłe palce w jego różowe włosy. Tego właśnie potrzebowali.
Nagle
Lucy wyglądała, jakby właśnie doznała oświecenia. Wstała z dosuniętego do łóżka
krzesła i wydostała się z uścisku chłopaka, który nie wyglądał na zadowolonego
z tego powodu.
-
On nie dąsaj się! Zaraz wrócę, tylko powiem reszcie! – zachichotała, była
szczęśliwa, że znów mogła z nim porozmawiać.
-
A ile ja właściwie spałem? – zapytał zanim złapała za klamkę. Blondynka
pokazała dłonią na kalendarz wiszący przed jego łóżkiem. – O rany, minęło parę
dni… Czekaj… dzisiaj jest trzynasty października! – zawołał, ale Lucy już dawno zdążyła
wybiec z pomieszczenia. Natsu wyjrzał przez okno na łyse drzewa. Uśmiechnął
się.
Wrócił do domu.
♦-♦-♦
-
Charl, nie myślisz, że powinniśmy już wracać? – zawołał Gray uderzając
ostatniego gada z tych, które mieli wytępić na wielkiej górze lodowej. – Wiem,
że chcesz kasy, ale zanim znajdziemy tego stwora to miną wieki, nie lepiej
wrócić z tym co już mamy?
Czarnowłosa
jednak nie słuchała. Poprawiła swój czerwony szalik, który wygrzebała z szafy
blondynki i pokryła odkryte nogi czymś w rodzaju żelaznych łusek. Nie mogła
teraz się wycofać, musiała znaleźć i zatłuc jeszcze wielką małpę, za którą była
premia. Właściwie nie robiłaby tego (bo w końcu była leniem tak wielkim, że
gdyby lenistwo było dyscypliną sportową, to nie miałaby już miejsca na kolejne
medale), gdyby nie fakt, że właścicielka była już wściekła za dwa nieopłacone
miesiące. Od pewnego czasu Lucy wściekała się na ojca i słała mu setki listów,
że jest już odpowiedzialna i sama potrafi zadbać o swoje wydatki. Skończyło się
na tym, że Jude przestał opłacać ich mieszkanie. A potem pojawiło się tyle
spraw, że nie miały czasu chodzić na misje i powstał mały dług.
Teoretycznie,
kolej płacenia w tym miesiącu należała do Lucy, ale Charlotte wiedziała jak się
sprawy mają z Natsu, który od kilku dni wciąż był nieprzytomny i wolała jej
głowy nie zawracać.
Dlatego
właśnie potrzebowała więcej pieniędzy. Przeliczyła sobie wszystko dokładnie. Gdyby dostała premie, to starczyłoby jej na zapłacenie od razu dwóch miesięcy,
a bez niej, ledwo jeden. Nie miała ochoty robić kolejnej misji, która pewnie
polegałaby na wytępieniu kretów z ogródka albo na przycięciu żywopłotu.
-
Nie ruszam się bez tej małpy! Cip-Cip! Gdzie jesteś małpeczko? Ja tylko chce
cię stłuc i dostać mój hajs!
-
Charl, pamiętaj aby nigdy nie pracować w reklamie. Twoje „Cip-Cip, chce cię
stłuc” wcale nie brzmi przekonywająco.
-
Zamknij się Gray, ja rozmawiam - syknęła w jego stronę. Chłopak uderzył się z
otwartej dłoni w czoło.
-
Z czym? Z POWIETRZEM?! – warknął dość głośno i nagle poczuli dziwny wstrząs.
Charl się tym nie przejęła i wciąż pośród śnieżnej zamieci doszukiwała się
chociaż kontur wielkiej małpy. Gray natomiast odwrócił głowę do tyłu i
zobaczył, że coś się zbliża. Przełknął ślinę rozpoznając w tym czymś wielką, śnieżną lawinę.
-
Charl! Uciekamy! – wrzasnął na całe gardło, ale kiedy się odwrócił, dziewczyny
już nie było. Syknął pod nosem jakieś przekleństwo i wyciągnął wyprostowane
ręce w strone lawiny.
-
Lodowe tworzenie: Rampa! – przed nim pojawiła się masywna ściana lodu, która
mogła powstrzymać gromadzący się za nią śnieg, ale nie na długo. Gray nie tracił
czasu, tylko pobiegł w głąb zamieci w poszukiwaniu czarnowłosej. Panicznie
zaczął się rozglądać, aż w końcu zobaczył połyskujące czerwienią oczy.
Kiedy
tylko udało mu się przedrzeć przez uderzające o jego odkryte ciało kawałki lodu
i śniegu, zobaczył jak Charlotte wyciąga z ciała wielkiej małpy swoją dłoń
zmienioną w wielki miecz z kolcami. Stworzenie bezwładnie upadło na ziemię, a
dziewczyna zaczęła skakać z radości i śpiewać o tym, że nie wyrzucą jej i Lucy
z domu.
Gray
uśmiechnął się i westchnął z ulgą. W tym samym momencie przypomniał sobie o
dużej ilości nadciągającego na nich śniegu.
-
Charl! Musimy spadać! Lawina i… - przerwał słysząc charakterystyczny dźwięk
pękającego lodu. Spojrzał na swoje stopy i dopiero teraz zdał sobie sprawę, że
dziewczyna stoi na końcu wielkiego, lodowego urwiska.
-
Co? – zawołała nadstawiając ucho i robiąc kilka kroków w jego kierunku. – Nic nie
słyszę!
-
Nie ruszaj się! – wrzasnął, a dziewczyna stanęła jak wryta spoglądając jak Gray
wyciąga ręce w stronę pęknięcia. Ciekawska Charl jednak nie miała zamiaru
grzecznie go słuchać i mimo ostrzeżeń znów ruszyła w jego stronę. Drgania wywołane
jej krokami tylko pogorszyły sprawę i chwile później odłamek runął w dół.
Charl
poczuła jak spada i wydała z siebie pełny przerażenia wrzask. Zacisnęła mocno
powieki i nagle poczuła, jak ląduje. Miękkie futerko głaskało jej
policzek.
Niepewnie
otworzyła jedno oko, by po chwili wybuchnąć kolejnym wrzaskiem, tylko tym razem
z radości. Tak mocno rzuciła się na chłopaka, że zwaliła go z nóg i oboje
upadli na biały puch.
-
Złapałeś ją… - wydyszała Yukino, upadając na kolana w śnieg. – Kamień z serca.
-
Charl… - zaczął Sting wyciągając dłoń w kierunku jej twarzy. Dziwiła się, kiedy
złapał ją za policzek i mocno za niego pociągnął. – Czy cię nikt nie uczył, że
w górach się nie krzyczy? – warknął ściągając brwi. Czarnowłosa zachichotała.
Gdy
ją puścił usiedli i strzepali sobie śnieg z głów. Po chwili złość chłopaka
momentalnie odeszła w zapomnienie i mocno ją przytulił.
-
Martwiłem się o ciebie! – oznajmił. Dziewczynie zrobiło się cieplej na sercu i
odwzajemniła mocny uścisk.
-
No dobra, ale właściwie to skąd tu się wzięliście? Też macie jakąś misje?
-
Taa… - przeciągnął Rogue pomagając Yukino wstać. – Małe, czarne, pakujące się w
kłopoty, nazywa się Charlotte.
Dziewczyna
otworzyła szerzej oczy i odsunęła się od blondyna, który po chwili podał jej
pomocną dłoń. Przyjęła ją mówiąc:
-
Wiedzieliście, że mi się dzieje?
-
Szczerze, kiedy ci się coś nie dzieje? – zażartował Eucliffe, za co został
uderzony w ramię przez własną dziewczynę. – Nie dąsaj się.
-
Nie dąsam się – nadymała poliki i odwróciła głowę. Sting przewrócił teatralnie
oczami i pochylił się, aby pocałować dziewczynę w czubek głowy, gdzie jeszcze
rozpuszczały się drobinki śniegu. – No dobra, przeszło mi – oznajmiła pokazując
kciuk do góry, a następnie podskoczyła, aby zawiesić mu się na szyi.
-
Tęskniłam – mruknęła całując go w usta.
-
Ja też – powiedział obejmując ją w pasie, mocniej przyciągając do siebie.
Trzynasty października zapowiadał się ekscytująco.
♦-♦-♦- ♦-♦-♦
10 stron, to chyba jakiś mój rekord na tym blogu.
Michael: Nie przyznawaj się ludziom, że piszesz takie krótkie rozdziały.
No, zazwyczaj 5 stron to max.
Michael: Głupia, powinnaś mówić, że piszesz więcej.
Charl: Jak jej się nie chce pisać więcej...
High Five Charl!
Michael: Kobiety...
Swoją drogą... W związku ze zmianą nazwy, jeśli komuś nie wyświetlają się moje nowe posty na pulpicie nawigacyjnym, to polecam "przestać obserwować" mojego bloga i ponownie go zaobserwować.
Swoją drogą... W związku ze zmianą nazwy, jeśli komuś nie wyświetlają się moje nowe posty na pulpicie nawigacyjnym, to polecam "przestać obserwować" mojego bloga i ponownie go zaobserwować.
Nyaaaaaa <3
OdpowiedzUsuńWreszcie :3
Szkoda mi trochę Suny, ale no... NALU.
I nareeeeszcie jest Sting ♥
Dziewczyno, kocham twoje opowiadanie <3 Przeczytałam całe na raz i nie mogę doczekać się następnych rozdziałów :*
Niestety, nie mam siły na dalsze rozpisywanie się :/ Gomen :<
Kernelss♥
No, faktycznie rozdział długi. Ale Lucy żyje czyli jest k. xd Ale dobra, wracamy do rozdziału.
OdpowiedzUsuń...
Yey Natsu wrócił do normalnego świata!
Żal Gray i Charl byli razem na misji!
Yey Sting ją złapał!
Yey Sting ją pocałował!
Okey, to chyba wszystko xD Po za tym Natsiasty stał się geniuszem? D: Nawet ja nie ogarnęła o co chodzi z tym całym wyjściem :c A mam do tego głowę, chyba. No cóż kochana, życzę ci weny, przesyłam buziaki i pozdrawiam!
Twoja Lady :)
Rozdział jest świetny. Cieszę się że Natsu udało się wrócić do swojego świata.
OdpowiedzUsuńCharl i Gray razem na misji... ciekawe hehe.
Pozdrawiam i życzę weny oraz czekam na next
Hej, komentuję pierwszy raz, ale co tam.
OdpowiedzUsuńRozdział wspaniały, tak bardzo się ucieszyłam, kiedy Natsu wrócił.
I pojawił się Sting, co mnie ucieszyło dodatkowo.
Podoba mi się nowy wygląd bloga, ale tak jakoś jestem przyzwyczajona do starego.
Bez zbędnych przedłużeń, pozdrawiam i wysyłam wenę, a także zapraszam do mnie na http://twoworldsoffairies.blogspot.com/ .
Stary był jak dla mnie trochę za ciemny i strasznie mi się nie podobał nagłówek, który pamiętam robiłam na szybko oraz bez jakiegokolwiek pomysłu. Po za tym chciałam, aby każdy z moich blogów był w takim "prostym" stylu ;P
UsuńCiesze się, że rozdział Ci się podobał i dziękuje za komentarz :)
Przepraszam~! ;---; Dawno nie czytałam/komentowałam... A teraz nadrabiałam zaległości :')
OdpowiedzUsuńMrrrmrmrmrmrmmrrr~ ♥ Tak bardzo kocham ten paring Charl x Sting... ♥♥♥
Nalu też świetnie wyszło... Przez ostatnie trzy rozdziały siedziałam i czytałam... XD Nie wstawałam nawet na obiad... (y) Tylko ja potrafię umierać z głodu, ale siedzieć i czytać dalej...
W szczególności przypadł mi do gustu nowy szablon... Jest tak słodki ♥
Wiesz... Dziękuję, że obserwujesz/ czytasz mojego bloga... (Nie wiem czy jeszcze czytasz, ale na pewno obserwujesz...) ♥
Teraz postaram się częściej komentować :)
Pozdrawiam i do następnego wpisu! (+ weź sobie ciasteczko, bo fajny rozdział :3 )
Rozdział świetny, a kiedy następny ?
OdpowiedzUsuńProszę o wybaczenie. Mam trochę problemów osobistych i nie bardzo mogę pisać. Postaram się, aby rozdział pojawił się w przyszłym tygodniu, ewentualnie może jeszcze jutro zdążę.
UsuńPiszesz świetne rozdziały. Pozazrościć pomysłów. Szkoda tylko, że dodajesz nieregularnie i z dużymi przerwami.
OdpowiedzUsuńNawet nie wiesz jakiego banana miałam gdy w końcu wrócił do realu. Nigdy wiecej nie waż się nawet pomyśleć o uśmiercaniu Lucynki!
Kiedy dodasz nastepny??