czwartek, 7 maja 2015

40. Tytania.

Scarlet obudziła się czując ból w nodze. Poruszyła prawie pękającą głową i spojrzała na swoje wyprostowane przed nią ręce. Były całe podrapane i posiniaczone, co nie oznaczało, że jakoś niesamowicie ją to bolało. Dopiero gdy zdmuchnęła czerwoną grzywkę z oczu i odwróciła się do tyłu spostrzegła wielki głaz na jej nodze. Uniosła go z łatwością i dopiero gdy usiadła zobaczyła swoją skręconą i mocno obdartą kostkę.
- Niech to szlag. – Westchnęła z umiarkowaną złością. Rozejrzała się po długim i ciemnym korytarzu. Nie była tu wcześniej. I raczej nie powinna. Więc czemu? Co się stało? Pomyślała przez chwilę. W jej zamglonych i niewyraźnych wspomnieniach przypomniało jej się, że była w domu Lucy. Była w pokoju i nagle usłyszała głośny wybuch. Następnie… Krzyknęła. Im bardziej próbowała przekopać się przez swoją głowę czuła, że zaraz eksploduje. Jednak czemu? Wszystko inne przed tym wydarzeniem pamiętała wręcz idealnie i kiedy oddalała się od wspomnienia wybuchu jej głowa się uspokajała. Zmarszczyła brwi, to było dziwne i zbyt podejrzane. Usłyszała ciche kroki z jednej części korytarza. W dosłownie kilku sekundach wstała ustawiając się w pozycji bojowej i rzuciła przywołanym sztyletem. Kostka może i bolała, ale nie mogła w tej chwili pozwolić sobie na siedzenie i jęczenie.
- Erza, nie zabijaj nas, nic nie zrobiliśmy!– Krzyknął dobrze znany jej głos niebieskiego kota. Dziewczyna rozluźniła mięśnie i widząc dwa Exceedy oparła się o ścianę korytarza.
- Co tu robicie? – Powiedziała spoglądając na swoją nogę po raz kolejny.
- Sami chcielibyśmy wiedzieć. – Odpowiedział jej Lector. Scarlet zrobiła zrezygnowaną minę, mogła się domyślić, że oni również nie wiedzą. Odwróciła się w jedną stronę mrocznego korytarza i kulejąc ryszyła przed siebie. Nie miała zamiaru siedzieć w miejscu  z założonymi rękami, to nie było w jej stylu. Musiała znaleźć przyjaciół, nie ważne jakim kosztem.
- Co ci się stało? – Happy zauważył jej chwiejny ruch.
- Głaz. – Rzuciła pod nosem. – Duży głaz. – Nie mogła pogodzić się z tym, że taka drobnostka tak bardzo ją spowolniła. Jednak mimo to zacisnęła zęby i starała się iść jak najszybciej. Czuła jak jej palce szurają po brudnych i oblazłych mchem skałach.  To jedynie świadczyło o wysokiej wilgotności tego miejsca. Cała trójka nagle usłyszała dziwny chichot, rozchodzący się echem. Scarlet z wściekłością w oczach spojrzała na miejsce do którego szła, wyczuwała czyjąś silną magię.
- N-nie wiem czy to dobry pomysł tam iść. – Powiedział Lector czując ciarki na plecach. Erza, jakby ignorując jego słowa wraz z pomagającym jej Happym ciągle szła przed siebie. Mrok powoli się rozmywał, głośność śmiechu narastała. To był dziwny głos. Brzmiał tak jakby brał się z wielkiego zła. Scarlet wciąż z ostrożnością rozglądała się na wszystkie strony i obserwowała każdy krok. W idealnej ciszy nasłuchiwała spokojnego bicia jej serca. Coś takiego jak dziwne dźwięki nie były w stanie jej wyprowadzić z równowagi. Nagle ujrzeli jak ściany zaczynają się powoli rozjaśniać, dalej, na końcu znajdowało się jakieś źródło blasku. Przyśpieszyli kroku, najbardziej jak mogli lecz wciąż wydawało się to niczym innym, niż zwykłym truchtem. Noga dziewczyny za każdym ruchem dawała o sobie znać, ból był irytujący. Tak, był zwykłym problemem utrudniającym jej osiągnięcie celu, niczym więcej. Pamiętała o wiele gorsze rany. Mimowolnie dotknęła sztucznego oka. Dotali do światła i również ślepego zaułka korytarza. Jak to było możliwe? Jeszcze chwile temu słyszała stąd dobiegający śmiech. Puszczając Happiego sięgnęła po świecącą pochodnie. Gdy tylko ją dotknęła coś szczęknęło i ukryta klapa pod ich nogami otworzyła się. Wpadli do niej z krzykiem. To była zwykła, wygrzebana dziura pełna piasku i ziemi. Happy uderzył o wystający korzeń i złapał go w usta. Wylecieli w końcu przez identycznej wielkości kwadratową dziurę. Erza zdążyła wylądować na dwóch nogach, ale kiedy to zrobiła poczuła przeszywający ból w jednej z nich i zacisnęła oczy.
- Witam, witam. – Usłyszała gwałtownie je otwierając i rozglądając się na boki. Była w jakiejś jasnej i zawalonej części pokoju. Chociaż bardziej pasowało tu określenie sala balowa. Podłoga, mimo że lekko zakurzona i brudna wciąż wydawała się błyszczeć. Ściany ozdobione były pięknymi i do połowy zdrapanymi drewnianymi wzorami. Na suficie znajdowały się wielkie kryształowe żyrandole, które dzwoniły przy nawet najmniejszym drgnięciu. Prawie przy suficie znajdowała się barierka i coś w rodzaju półpiętra. Właśnie na niej siedział bokiem nieznany jej mężczyzna ubrany w aksamitny, jasny materiał. Za nim znajdowało się wielkie, okrągłe okno, które oświetlało jego plecy. Jego blond włosy wydawały się znajome. Spojrzała w głąb jego krwistych oczu. Poczuła jak Happy Z Lectorem kryją się za jej nogami.
- Czy my się znamy? – Zapytała w końcu. Odwrócił się w jej stronę z promiennym uśmiechem. Jednak wciąż starała się nie opuszczać gardy. Wydawał jej się podejrzany. Nawet jeśli na jego twarzy widniał ciepły uśmiech, był on pusty i bez emocji.
- Zapraszam cię do mojego domostwa i masz czelność pytać kim jestem? – Odpowiedział jej pytaniem na pytanie przekręcając głowę w bok. Scarlet zmarszczyła brwi.
- Zbroja niebiańskiego koła! – Jej ciało zaświeciło światłem i po chwili ukazała się przed mężczyzną z wirującymi wokół niej mieczami, które skierowały się z wściekłością w jego stronę. – Gdzie moi przyjaciele? – Zapytała groźnie. Blondyn widząc srebrne skrzydła wygiął usta w jeszcze większy uśmiech oraz zaklaskał z podekscytowaniem w dłonie. Usiadł, kierując twarz w jej stronę.
- Urocze. – Powiedział prostując z dumą swoje wielkie i upierzone skrzydła. Okno wpuszczające światło oświetlało go z tyłu nadając im jeszcze więcej blasku. Erza nawet nie drgnęła.
- Anioł? – Wyrwało jej się. Mężczyzna wziął większy wdech i zaczął się głośno śmiać. Ten głos, tym razem miała już pewność. Ten sam śmiech słyszała chwile temu na ciemnym korytarzu.
- Trinity Shot! – Krzyknęła niecierpliwie rzucając się na rozbawionego blondyna z mieczami ułożonymi w formacji delta. Śmiech natychmiast ustał. Wyciągnął dłoń w jej stronę.
- Zamilcz. – Odrzekł, a zbroja dziewczyny zaświeciła światłem, po czym zniknęła. Scarlet poczuła jak spada i otworzyła szerzej oczy.

 Lector z Happym szybko zareagowali łapiąc ją i ratując przed upadkiem. Magia anulowania. Zacisnęła pięści i odskoczyła do tyłu by móc spojrzeć na twarz mężczyzny. Siedział on z nogą na nodze i dłonią trzymał się za brodę.
- Czym byłaby zabawa, gdybym ci od razu powiedział gdzie są twoi przyjaciele? – Zapytał denerwując tym wściekłą Tytanie. – O ile jeszcze żyją. – Dodał złowieszczo chichocząc.
- Zbroja Czarnego Skrzydła! – Warknęła przywołując swoją kolejną, tym razem czarną zbroję i podleciała na czarnych skrzydłach na półpiętro. Blondyn oblizał wargi i zeskoczył tuż obok niej.
- Księżycowe Mignięcie! – Skierowała się w jego stronę tnąc ostrzem na krzyż, jednak ten ze spokojem wypisanym na twarzy wymijał każdy jej atak. Kiedy chciała cisnąć w niego swoim mieczem odskoczył wysoko do góry wspomagając się skrzydłami i przy lądowaniu wyciągnął dłoń przed siebie. Kolejna zbroja zniknęła.
- Daivi n'algira! – Krzyknął coś w nieznanym jej języku, w jego dłoniach pojawiła się czarna kosa stworzona z kości. Wykonał nią mocne cięcie i czarna fala cisnęła dziewczyną o ścianę. Podrapana wyskoczyła na niego w czerwonych spodniach i z samurajskim mieczem. Blondyn ziewając zaczął odbijać jej każde zamachnięcie jedną ręką. W końcu zacisnął palce na swojej broni i uderzył nią w bok dziewczyny. Scarlet uderzyła o drewniane barierki, które połamały się. Tym razem nie korzystając z pomocy kotów zrobiła przewrót w powietrzu i wylądowała na stabilnie podłodze. Cała była podrapana, widać, że nie wkładał w walkę całej swojej siły, co naprawdę ją irytowało.
- Kim ty do cholery jesteś?! – Warknęła zaciskając pięści.

 Czerwonooki spojrzał w jej stronę z doklejonym na twarzy uśmiechem.
- Twoim aniołkiem! – Zachichotał, prawe skrzydło schowało się i po chwili ponownie się ukazało, tylko tym razem czarne i pozbawione pięknych piór. Wyglądało jak zrobione ze spalonych kości. W jego oczach pojawiła się chęć mordu. – Pierwszym i ostatnim. – Oznajmił zeskakując z głośnym uderzeniem na ziemię. Erza odwróciła się w stronę przerażonych kotów.
- Schowajcie się! – Krzyknęła. Demon w tym samym momencie ruszył na nich z dużą prędkością.
- Zbroja Purgatora! – Jej oczy zaświeciły morderczym, czerwonym światłem i zanim została pozbawiona czarnego stroju zamachnęła się najeżoną kolcami maczugą odrzucając blondyna. Zobaczyła jak marszczy brwi siedząc pod złamaną kolumną. Pierwszy raz nie miał na sobie swojego sztucznego uśmiechu. Oblizał kącik ust w którym znajdowała się kropla krwi.
- Ātma’nī samb. – Wysyczał prawie jak wąż. Z podłogi zaczęły wypełzać pozbawione kształtu stwory. Erza pozostając w zwykłym stroju zaczęła je atakować, przyzywając za każdym cięciem nowy miecz. Zauważyła jednak, że tylko pogarsza sprawę. Za jedno zabite stworzenie pojawiały się dwa kolejne. Podskoczyła czując jak oplątują jej nogi.
- Skoro nie mogę was pociąć, to was spalę! Zbroja Płomiennej Cesarzowej! – Jej ciało pokryła ciemnoczerwona zbroja z pomarańczowymi i czarnymi domieszkami. Zgromadziła w swoim mieczu fale gorących płomieni i zaatakowała nimi w dziwne stworzenia, które czując gorąc zaczęły piszczeć i zniknęły. Lucyfer westchnął i po raz kolejny anulował jej zbroje. Dziewczyna ruszyła w jego stronę z dwoma mieczami od zbroi Armadury Wróżki. Tym razem mężczyzna nie odwoływał jej broni. Zamachnął się swoją kosą. Skrzyżowali bronie patrząc sobie z nienawiścią w oczy.
- Jyōta śarir’a! – Powiedział kręcąc kosą tak szybko, że wyglądała, jakby było ich kilka. Kiedy ją zatrzymał zapłonęła ona zielonym ogniem. Wydawało się, że słychać z niego ciche piski. Erza zacisnęła dłonie na mieczach. Lucyfer ruszył na nią z niesamowitą prędkością.
- Zbroja Adamantowa! – Zasłoniła się wielką tarczą, kiedy ten próbował wbić w nią swoją broń. Tak, miała racje. Z zielonego ognia wydobywały się piski przerażenia. Dziewczyna poczuła nagle jak dziwna moc uderza w jej tarczę i niszczy ją. Powoli przesuwała się do tyłu. Zaparła się dwoma nogami ciągle powstrzymując zielone światło. Nagle odrzuciło ją do tyłu, zbroja roztrzaskała się na kawałki. Mężczyzna znowu na nią natarł, nie pozwalając tym razem na przyzwanie kompletnie niczego.  Wbił kosę w jej nogę i rzucił nią na środek sali. Tytania krzyknęła czując rozdzierający ból. Jej noga zaczęła krwawić. Zacisnęła zęby patrząc raz to na przerażone koty, raz to na Lucyfera, który zbliżał się do niej rozkręcając kosę w jednej ręce.
- Ātma’ na anha’kara. – Powiedział z kpiącym uśmiechem i zatrzymał broń, która drgając zmieniła płomień z zielonego na czarny. Piski zmieniły się w przeraźliwy krzyk raniący jej uszy. Zamachnął się mocno nad jej ciałem.
- Zbroja lotu! – Krzyknęła przez zęby zwiększając swoją szybkość i uciekając z pod ataku blondyna, który wbił swoją broń w podłogę. Skacząc na ścianę odbiła się od niej i w powietrzu przyzwała halabardę ze Zbroi Cesarza Piorunów oraz miecz od Zbroi Królowej Mórz. Cisnęła oba żywiołami w demona, który jedyne co zrobił to schował skrzydła. Przyjął na siebie atak, bez najmniejszego drgnięcia. Erza zacisnęła usta w cienką linię. Cudem stała na drewnianej barierce, krew z nogi kapała na podłogę. W tym momencie stała się jeszcze bardziej irytująca, w ogóle nie mogła nią ruszać, musiał uszkodzić coś w środku. Po za tym ta walka już ją wykańczała, ciągłe podmiany bez przerwy i to jeszcze mieszane były bardzo ciężkie. Dysząc spojrzała jak Lucyfer szybkim ruchem wyciągnął kose do przodu z której wyszedł czarny promień i uderzył w kolejną kolumnę. Półpiętro z braku podparcia załamało się zmuszając dziewczynę do zejścia.
- Zbroja porannej gwiazdy! – Zbroja była głownie zrobiona z pomarańczowego i żółtego skóropodobnego materiału. W jej dłoniach zabłyszczały dwa jednoręczne miecze. Skoncentrowała dużą ilość mocy i wystrzeliła w niego energią.
- Daj już spokój. – Powiedział odbijając jej atak. Dziewczyna stanęła na ziemi, ale po chwili upadła na jedno kolano i dotykając podłogi próbowała złapać oddech. – Daj się zabić. – Uśmiechnął się po raz kolejny otwierając usta.
- Mau’na anta. – Ogień przybrał kolor fioletowy. Znowu dumnie pokazał skrzydła.
- Gdzie moi przyjaciele. – Zapytała znowu pozbawiona po raz kolejny mocy.
- Ty nie masz przyjaciół. - Powiedział zarzucając kosę na swoje ramie.  Scarlet zacisnęła palce w pięści. –Jesteś za słaba by ich mieć. – Zachichotał zamachując się bronią. – Pomyśl o czymś koszmarnym.
- NIE! – Krzyknęły oba koty niespodziewanie uderzając w jego bok głowami. Zdezorientowany demon chybił i spojrzał wściekle na Exceedy które złapały za ramiona Tytanii i odciągnęły ją do tyłu.
- Musimy uciekać! – Powiedział Lector widząc stan dziewczyny. Była wykończona i zakrwawiona. Widział, że noga na którą musiała kilka razy skoczyć jest złamana.
- Nie. – Powiedziała cicho Erza wyrywając się. Spojrzała na wstającego demona z pod łba. Koty wyglądały na zmartwione widząc, że ta kuśtykając zmierza w stronę przeciwnika. Stanęła przed nim w miejscu, obserwując jego cenne skrzydła.
- Nie obchodzi mnie to, czy jestem słaba. – Jej ciało zaświeciło oślepiającym blaskiem. –Dopóki jestem w stanie bronić moich przyjaciół, nie obchodzi mnie nic więcej! – Otworzyła szerzej wściekłe oczy.

 – Zbroja Nakagami! – Stanęła przed nim dumnie trzymając wielkie ostrze. Lucyfer parsknął pod nosem i wyciągnął dłoń do przodu. Tym razem się jednak zdziwił, dziewczyna wciąż miała strój na sobie.
- T-to nie możliwe! – Warknął nacierając na nią w panice. Jednak to ona tym razem odbijała lekko jego każdy atak, ciągle utrzymując kamienny wyraz twarzy. Otworzył usta pokazując wściekle długie kły. Dziewczyna uderzyła go mocno w bok, uderzył on o ścianę. Zanim zdążył się ruszyć poczuł jej stopę na brzuchu. Scarlet uniosła ostrze, jednak zamiast celować w ciało uderzyła trochę z boku. Białe pióra poleciały do góry mieszając się z krwią. Demon wyciągnął dłoń w piekące miejcie, jego cenne skrzydła… odcięła je. Był jak sparaliżowany wpatrując się w jej płonące wściekłością oczy. Strach, czy to był strach? Zacisnął pięść, trzymając powoli zmieniające się w proch pióra. Czy to naprawdę była siła człowieka? Drżąc pierwszy raz w życiu zniknął pozostawiając za sobą plamę krwi. Erza głośno oddychając upuściła broń z dłoni i upadła na kolana. Wygrała.



--♦---
Ile roboty :v
Michael: Jęczysz.
Jak dobrze, że jutro piąteczek <3
Michael: Mamy okazje do większego dręczenia! <3
Z czego to wywnioskowałeś? ;-;
Michael: Nie wiem, tak sobie.

4 komentarze:

  1. Woooow *.*
    Świetnie opisujesz walki *.*
    Chciałabym tak umieć x.x
    Nie było żadnych parringów, nie mam się z czego cLieszyć :oo
    No przepraszam, ale HappyxLector jakos mnie nie pociąga. Nekoyaoi?
    Ciekawie XD
    Ile zbroi :o
    Erza, skąd miałaś tyle mocy? I ze skręconą kostką? :o
    Ta kobieta ma power o.o
    Demon, który nazywa się Lucyfer a wygląda jak anioł, tylko ty mogłaś to wymyślić 😂😂
    Ale fajnie się czytało ❤
    Czekam już na następny, życzę weny i serdecznie cię pozdrawiam ❤

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wygląd Lucyfera wziął się z tego, że jest nazywany "upadłym aniołem". W mojej głowie pojawił się obraz sadystycznego anioła, który został przez swoją złą stronę strącony do piekła. Tak jak wszystkie demony nienawidzą wszystkiego co święte, on uwielbia. Dumnie pokazuje różnice między nim, a "obrzydliwymi i nieczystymi" demonami z którymi mu przyszło żyć. :P
      Erza to Erza, power musi być xD
      Dziękuje za komentarz ^^

      Usuń
  2. Świetny rozdział. Brak słów normalnie. Walka jest tak świetnie opisana. Zazdroszczę normalnie talentu. Jak to czytałam to czułam się jakbym sama w tym uczestniczyła i przyglądała się z boku. Erza cudownie walczyła. Strasznie silna jest. Jak to ona.
    Z niecierpliwością czekam na rozdzialik. Wenki. Do następnego :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Super walka, bardzo ładnie wszystko opisałaś
    Szkoda tylko że nie było Charl i Stinga albo Lucy i Natsu. O nie teraz jak to napisałam wpadł mi do głowy pomysł co możesz zrobić Lucynce. Mam nadzieje że nie pomieszasz tej walki z fragmentami Lisanny bo to by było.... takie..... smutne no. A tak w ogóle to nie mogę się doczekać kolejnego rozdział, mam nadzieje że już dziś ^^ . Jeszcze raz tylko dodam że rozdział naprawdę świetny, ciekaw, orginalny.
    Pozdrawiam i ślę wenkę :*

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz bardzo mnie cieszy, więc nie wahaj się pisać ;)