środa, 6 maja 2015

39. Potęga uczuć.

Dziewczyna przymknęła czekoladowe oczy. Miała w sobie pewną delikatność, przez co wydawała się bezbronna i krucha. Światło wpadające do pomieszczenia przez średniej wielkości okna oświetlały jej całkiem inną i nieznaną twarz. Lucy po chwili odsunęła się od mężczyzny i nienagannie dygnęła.
- Wybacz moje niekulturalne zachowanie. – Powiedziała z pewnym smutkiem w głosie. – Jest mi niezmiernie przykro. – Dodała opuszczając głowę. Wyglądała jakby używała takich zwrotów na co dzień. Z perspektywy jej przyjaciół, spoglądających na tą sytuację z pewną dezorientacją, wyglądało to strasznie nienaturalnie. Nikt się nie odzywał, nawet rozgadana przeważnie Charl. Natsu z wściekłością w oczach skrzyżował ręce na piersi i oparł się o stojącą za nim białą ścianę. Spoglądając na te scenę mógł dostrzec niewidzialną przepaść dzielącą go od dziewczyny. Wyglądała i była damą z dobrego domu, a on zwykłą bestią siejącą wokół zamęt. Więc kim była blondynka, którą znał? Na pewno nie stała teraz przed nim. Ta była sztuczna. Wiedział to, czuł to.
- Mam nadzieje. – Rzucił bezbarwnym tonem mężczyzna. Jego twarz nie wyrażała żadnych uczuć. Nikt nie był pewny, czy był w tym momencie zdenerwowany, czy zadowolony. Lucy zrobiła krok w tył, tym razem jednak niepewny, wyglądało to tak jakby nie wiedziała czy już dotyka ziemi. Za plecami, w ukryciu machnęła jakiś dziwny gest dłonią. Jakby zszokowana wykonała go jeszcze raz otwierając szerzej usta.  Jej ręka powędrowała na pasek od spódniczki, gdzie przyczepiony był jej skórzany pokrowiec na brzęczące klucze. Wyciągnęła je i mimo, że na nie spoglądała każdy dokładnie dotykała w miejscu znaku. W końcu doszła do czarnego klucza. Wydawało się, że tajemniczy towarzysze widząc ten przedmiot drgnęli. Erza zwróciła uwagę na wyróżniającego się z czwórki blondyna. Na jego twarzy może i był lekki uśmiech, jednak całkiem pusty. W niebieskich oczach wyczuła wściekłość i błysnęły jej czerwienią. Scarlet skrzyżowała ręce na piersiach. Nagle po schodach zszedł nieznany magom starszy, elegancki człowiek w garniturze. Ukłonił się nisko.
- Pan Jude Heartfilia oczekuje pana w swoim gabinecie, aby przedyskutować sprawy związane ze ślubem. – Zwrócił się w stronę Fanga, który przytakną kiwnięciem głowy i dostojnym krokiem ruszył po schodach na górę. Razem za nim podążyła czwórka jego towarzyszy. Kamerdyner zawiesił wzrok na Eri. – Panią również prosił. – Czarnowłosa z zaskoczeniem wskazała na siebie czarnym paznokciem, dla pewności czy te słowa skierowane są na pewno do niej. Siwy mężczyzna kiwną twierdząco głową. Służąca pośpiesznie ruszyła w stronę schodów. Lucy stała jeszcze przez chwilę wpatrując się w podłogę i liczyła coś pod nosem. Czyżby chodziło jej o kroki? Kiedy doszła do ostatniej liczby na schodach nie pozostał już nikt. Kiedy na holu została tylko ona i jej przyjaciele zrobiła długi, lekko drżący wdech.
- Okropne. – Rzuciła nagle. Natsu uniósł brew słysząc, że jej ton głosu i postawa drastycznie się zmieniły. Z kieszeni wyciągnęła znajome prawie wszystkim krople.
- Lucy, co to właściwie było? – Zapytał nagle Gray, kiedy ta odwróciła się do nich plecami i skropliła swoje suche oczy. Zamrugała. Ciągle nie miała w tym wprawy, ponieważ mikstura znalazła się z niewiadomych przyczyn również na czole. Przetarła twarz dłonią i odwróciła się w ich stronę.
- Nie tutaj. – Powiedziała i ruszyła w bok, w stronę kuchni. Gdy otworzyła drzwi, tak jak się spodziewała, w nie było żywej duszy. Nie był to przesadnie wielki pokój, ale zawsze coś. Oprócz wielkiego blatu na środku i zwykłych urządzeń do gotowania nie było tu nic ciekawego. Jak zwykle przeważały stonowane kolory. – Coś jest nie tak. – Stwierdziła nagle zaciskając pięści.
- Zauważyliśmy. – Powiedział z oczywistością w głosie Gray.
- Pierwszy raz się cieszę, że jestem w połowie ślepa. – Oznajmiła. Charl otworzyła szerzej usta by coś powiedzieć, ale Lucy przerwała jej. – Próbował użyć na mnie uroku.
- „Próbował”? – Powtórzył Natsu siedząc okrakiem na odwróconym krześle i opierając ramiona tam, gdzie normalnie powinny znajdować się plecy. Heartfilia kiwnęła przytakująco głową.
- Limit kropel skończył się idealnie w momencie, kiedy poczułam dziwną moc. – Westchnęła z ulgą przypominając sobie ten moment. – W królestwie używano ich na mnie wiele razy, bym potrafiła się im sprzeciwić.
- Więc nie powinnaś mieć z tym problemu. – Wtrącił się nagle Sting oparty o wielką, metalową lodówkę.
- Właśnie, nie powinnam. Jednak to było silniejsze, tak jakby... wiedział, że musi użyć większej ilości mocy do tego. Tylko… - Zamyśliła się kładąc palec na dolnej wardze. – To wyglądało tak, jakby czerpał ją z jakiegoś silniejszego źródła.
- To wciąż nie tłumaczy twojego dziwnego zachowania. – Powiedziała Erza. Lucy machnęła na to ręką.
- Grałam. – Przyjaciele uśmiechnęli się krzywo.
- Więc jednak nie kłamałaś o tych lekcjach aktorstwa. – W głosie Charl dało się wyczuć uznanie.
- Kiedy ja ci o tym mówiłam? – Zapytała zaskoczona, nic takiego nie pamiętała. Czarnowłosa wywróciła oczami.
- Pamiętasz jak mnie „uśpiłaś” – Palcami zrobiła cudzysłów w powietrzu. – To mimo wszystko coś tam pamiętam. No wiesz. Festiwal? Walka… jak mu tam było? Mefisto? – Lucy słysząc niespotykane imię od razu wiedziała o jaką walkę chodziło, ale Charl nie przestawała mówić. – Natsu cię walnął i…
- Tak, zrozumiałam. – Oznajmiła i spojrzała na Dragneela, który odwrócił wzrok. Dziewczyna zagryzła wargę, nie rozwiązali jednak wszystkich problemów. Strzepała z blatu pozostałość po mące i położyła na nim czarny klucz. – Coś jest nie tak. – Powiedziała.
- Nie wygląda na zniszczony. – Stwierdził Happy podlatując do niego i oglądając z każdej strony.
- Tu nie chodzi o sam klucz. Ja nie mogę wezwać Metusa. – Oznajmiła z powagą. Juvia otworzyła szerzej oczy.
- Więc te znaki, które robiłaś to…
- Tak. Nie muszę używać kluczy, wystarczy by były w dość bliskiej odległości. – Jasne, Metus miał w zwyczaju ignorować jej wezwania. Był wystarczająco silny, by sobie na to pozwolić. Chociaż, wiedział, że sytuacja nie jest ostatnio zbyt kolorowa. Po za tym po dwóch razach zazwyczaj się pojawiał, bo wiedział, że to coś ważnego.
- Może śpi? – Rzucił Natsu.
- Czemu wyobraziłam go sobie, śpiącego pod kocykiem z różowym pluszakiem? – Blondynka opuściła bezradnie ręce. Ciekawa była co takiego musiało się znajdować w głowie czarnowłosej przyjaciółki, by wpadła na coś takiego.
- Ostatnio dość często się pojawiał, może naprawdę odpoczywa? – Rzuciła Erza popierając jednocześnie teorie różowowłosego. Lucy naprawdę chciała w to uwierzyć. W jej głowie pojawiła się pewna myśl, czysta hipoteza. Co jeśli Metus nie chciał się pojawić, bo się bał? Brzmiało to dosyć głupio, ale bardzo prawdopodobnie. Jednak jeśli to by się okazało prawdą, mieliby nie lada problemy. Na samą myśl o rzeczach, których boi się Metus czuła jak serce wali jej jak młot. Przez okno spojrzała jak słońce przybiera bardziej pomarańczowy kolor i powoli chowa się za drzewa. Robiło się ciemniej coraz szybciej.
- Na razie postaram się pociągnąć tą szopkę, ale plan pozostaje ten sam. – Oznajmiła. Nic więcej nie mogli zrobić, oprócz pójścia do pokoi. Wszyscy leniwym krokiem wyszli z kuchni i podzielili się na dwie grupy, tak jak były podzielone ich pokoje, czyli na damską część i męską. Lucy czuła się dziwnie musząc spać w starym pokoju, trochę jak odludek. Na schodach zatrzymała się jednak i skręciła w prawą stronę, aby sprawdzić co o matki. Szybkim krokiem przeszła przez ciemny korytarz i otworzyła białe drzwi. W środku nic się nie zmieniło, po za tym, że jej matka wyglądała jakoś kolorowej i z delikatnym uśmiechem na twarzy czytała książkę. Widząc córkę w jej policzkach zrobiły się dołeczki i sięgając po ręcznie robioną zakładkę zamknęła lekturę. Blondynka  poczuła przyjemne ciepło rozpoznając swoją prace, którą wykonała dla matki w wieku pięciu lat. To było miłe. Podeszła do jej łóżka stukając po raz kolejny swoimi obcasami o drewnianą podłogę i usiadła tuż przy niej. Layla przyłożyła swoją wciąż chudą dłoń do jej policzka. Przynajmniej była ciepła, co wystarczyło by poprawić jej humor. Ciepło było oznaką życia.
- Słyszałam, że Eri was zabrała na zakupy. Musieliście się dobrze bawić. – Zachichotała zabierając rękę i poprawiła kołdrę. Lucy wypuściła z ust gorące powietrze przypominając sobie zachowanie dziewczyny.

- Taaaak. – Przeciągnęła. – To była naprawdę wspaniała zabawa. – Powiedziała sarkastycznie.
- Eri jest taka pełna energii, prawda? – Tym bardziej kiedy widziała śliczne dziewczyny. Chociaż, znała ją już trochę i wiedziała, że interesuje się nimi tylko ze względu na swoje hobby. Ubrania, kochała je, nie ważne jakie. Może przypominała trochę szaloną dziwaczkę wyjętą z jakiegoś kiepskiego horroru, ale jak już była rozmowa o jej pasji, potrafiła spędzić na mówieniu o tym z kilka godzin. Owszem, była pełna energii, ale Lucy uznała, że to za słabo opisuje jej ciągłe podekscytowanie. Czekoladowe oczy powędrowały na stolik obok łóżka, nie było tam nic oprócz starej fotografii jej rodziców i szklanki wody. Bez pytania złapała za ramkę i uśmiechnęła się. Jej matka stała w białej sukni u boku swojego męża, a zarazem jej ojca, to chyba były czasy kiedy się jeszcze uśmiechał. Jednak Lucy we własnych wspomnieniach nie widziała czegoś takiego. Dotknęła szkła za którym znajdowało się zdjęcie. Uśmiech jej ojca był ciepły i pełny miłości do swojej żony. Czemu się tak zmienił? Przecież to nie było normalne, by z takiego dobrego człowieka mieć nagle postawę, tak ciepłą jak góra lodowa. Layla położyła delikatnie dłoń na jej ramieniu. Lucy odwróciła głowę i zobaczyła w jej oczach nostalgię. Odłożyła zdjęcie na miejsce wstając z łóżka. Pomarańczowe promienie światła oświetlały twarz kobiety, nie wyglądała jak umierająca. Lucy zmarszczyła z bólem brwi. Na usta cisnęło jej się wiele pytań, ale żadnego nie mogła wypowiedzieć na głos. W końcu nastała dziwna i niezręczna cisza.
- Mamo…
- Wiesz Lucy. – Przerwała jej nagle wpatrując się w swoje złożone na pościeli dłonie. – Nie mogę się doczekać, aby ujrzeć cię po raz kolejny w białej sukni. – Lucy słysząc te słowa poczuła ból w gardle.
- Mamo… Ja… - Zaczęła po raz kolejny. Layla przeniosła na nią swój wzrok i uśmiechnęła się.
- Ale ty pewnie nie chcesz wyjść za Fanga, prawda? – Powiedziała trafiając w sedno. Zaskoczona dziewczyna otworzyła lekko drżące usta i kiwnęła głową.
- Skąd wiesz?
- Jestem twoją matką, potrafię wyczuć co moje dziecko chce mi powiedzieć. – Zachichotała. To był przyjemny śmiech, taki kojący. – Naprawdę skarbie, nie rób tego z przymusu. – Westchnęła i pokazała gestem dłoni by usiadła, ta posłusznie wykonała polecenie. Layla dosięgnęła do jej głowy i zaczęła przeczesywać jej mieniące się od światła złote włosy. – Raz popełniłam ten błąd, nie sprzeciwiłam się twojemu ojcu, kiedy próbował od dłuższego czasu układać ci życie. Jednak to nie tak powinno być. – Dotknęła jej piersi, w miejscu gdzie znajdowało się serce. – To ty powinnaś odnaleźć i podążać własną drogą. Sama powinnaś wybrać, komu oddasz swe serce. – Lucy poczuła jak oczy zaczynają ją piec, a po chwili stanęły w nich łzy wzruszenia, które spływając po policzkach magini tworzyły mokre szlaki. Matka przetarła z czułością w dotyku jej twarz. Kobieta przesunęła się bliżej i objęła córkę.
- Dziękuje. – Wyszeptała Lucy wtulając się w jej ciepłe ciało.

--
Mężczyzna zasiadł w ciężkim biurku ojca narzeczonej. „Narzeczonej” to słowo wywoływało u niego odruch wymiotny. Ta panienka zepsuła mu całe życie swoją egzystencją, a na końcu uciekła z przed ołtarza w dniu ich ślubu. Upokorzenie, chęć zemsty. Tym żył przez ostatnie lata. Doszedł już tak daleko, nie zamierzał się cofać. Nawet jeśli to oznaczało utratę całkowitego człowieczeństwa. Chciał by cierpiała, tak jak on. Oparł łokcie na porozrzucanych po całym biurku papierach i kładąc brodę na splecionych dłoniach obserwował zimnym wzrokiem jak Lucyfer kładzie pod ścianą nieprzytomnego kamerdynera i ojca Heartfili.
- Mówiłam ci, że to nie zadziała. – Powiedziała bezbarwnym tonem Isis stojąca tuż obok Fanga. Iluzja zniknęła, a ciała demonów wróciły do swojej prawdziwej formy. – Przyszłości nie da się tak łatwo zmienić. – Dodała. Mężczyzna opuścił ręce i zarzucił głowę do tyłu. Na jego twarzy pojawił się szaleńczy uśmiech. To było niesamowite. Demonica naprawdę wszystko przewidywała z wszelkimi szczegółami. Wystarczyło, by się dowiedział, że słaby urok nie zadziała na dziewczynę i czerpiąc moc od samego Samaela uczynił go niewyobrażalnie silnym. Los wciąż chciał inaczej i stając po stronie dziewczyny przekręcił wszystko na jej korzyść, każąc jej w tej samej minucie oślepnąć i nie spojrzeć mu w oczy. Ostatecznie nie zmienił przeznaczenia. Zachwycająco, walka z przeznaczeniem go nie zawiodła i wydawała się bardzo interesująca. Spojrzał na poddanych Samaela, którzy byli zdani teraz na jego rozkazy. Zrobił dobrze znany im gest i wszyscy zniknęli. Słysząc wybuch w środku rezydencji rozsiadł się wygodnie w fotelu. Może i blondynka przez wiele czasu miała po swojej stronie wiele sprzyjających czynników, ale dzisiaj był to koniec.

--
Gdy się ocknęła wszystko ją bolało. Złapała się za pulsującą z bólu głowę. Czarne włosy zakryły jej podrapaną twarz. Jednym odsłoniętym okiem rozejrzała się po dziwnym miejscu. Gdzie ona właściwie była? Było ciemno, a ona czuła zapach dymu. Zamrugała kilka razy, w końcu jej czerwone oczy przywykły do braku światła. Była w jakimś szerokim, wykopanym i wyłożonym kamieniami tunelu. Czuła wilgoć i zapach zgnilizny. Podpierając się o jeden z zawalonych kamieni wstała. Po obu stronach znajdowała się ciemność. Spojrzała na dziurę w ścianie, przejście było małe, ale było. Czołgając się, nie pierwszy raz w myślach dziękowała za tak małe ciało. Westchnęła ciężko i uniosła głowę, znajdowała się w jaskini. Dużej jaskini.
- Halo? – Jej głos odbijał się od gładkich ścian powodując długie i głośne echo. Ruszyła mimowolnie do przodu, ciągle obserwując zakryty przez mrok sufit. Drgnęła, kiedy na jej nos kapnęła kropla wody. Cofnęła się o krok, unikając tym samym dziwnego, czarnego promienia celującego idealnie w jej głowę. Zszokowana otworzyła szerzej oczy. Kilka włosów z jej grzywki zostało odciętych i powoli zaczęły opadać na zimną podłogę. Charl przymrużyła oczy spoglądając na źródło ataku.
- Mogłabyś się nie ruszać? – Powiedział nieznany jej fioletowłosy chłopak. Jego ręce, wyglądały jak spalone i wydawało się, że lekko syczą. – To bardzo utrudnia sprawę. – Oznajmił i bez ostrzeżenia z ziemi wyskoczyły ostre, czarne kolce, które prawie podziurawiły dziewczynę, ale ta zdążyła za pomocą otaczającego ją cienia wejść w niego i uciec. Demon uniósł brew, nie spodziewał się, że człowiek będzie dla niego taką irytującą przeszkodą.
- Moment, typiarzu! – Powiedziała wychodząc do połowy ze ściany za nim. Fioletowłosy przywołał w swojej dłoni czarną kulę, którą rzucił w Charl. Czerwonooka wyskoczyła pod wpływem impulsu i przeturlała się kilka metrów zdzierając sobie kolana. Przeklęła pod nosem i zmieniając swoją dłoń w ostry miecz rzuciła się biegiem w stronę chłopaka. Ten bez problemu go jednak zatrzymał osłaniając się ramieniem, a ostrze wbiło się w jego skórę powodując krwawienie. Charl dostrzegła na jego twarzy psychopatyczny uśmiech i poczuła jego spaloną, i kościstą dłoń na swoim ramieniu. Wrzasnęła z bólu i odskoczyła jak najdalej. Spojrzała na swoją ranę, wyglądała tak jakby skóra w jednym miejscu została doszczętnie wypalona. Zaciskając zęby i sycząc drżała z drugą ręką nad raną. Miała wielką ochotę się za nią złapać, ale wiedziała, że nie może. Zacisnęła palce w pięści tak mocno, że paznokciami przebiła skórę. Na twarzy fioletowłosego dostrzegła uśmiech, cieszył się widząc jej cierpienie.
- Nawet nie poczułam. – Powiedziała w końcu spoglądają na niego pogardliwie.
- Mówisz to ledwo stojąc na nogach od małej ranki? Nie rozśmieszaj mnie człowieku. – Warknął po czym zniknął. Zdezorientowana dziewczyna zaczęła rozglądać się na boki. Nagle poczuła czyjś przerażający oddech na szyi. Przeszywający ból z boku pleców, tym razem nie oparzenie, ale magiczne uderzenie. Opadła na kolana z wrzaskiem i złapała się za rozciętą ranę, z której sączyła się krew. To nie był koniec. Z kolejnej strony poleciały czarne promienie. Trzymając jedną ręką za cięcie wstała i uciekając starała się je omijać. Ślizgiem schowała się za jednym z walających się wszędzie kamieni. Dysząc łapała jak najwięcej powietrza. Syknęła i odrywając powoli dłoń od rany, spojrzała na cięcie. Wyglądało okropnie. Z każdą chwilą czuła się słabiej. Dawno nie walczyła, a to nie zapowiadało się na przyjacielską wymianę. Nie miała z nim szans, jej magia nie służyła do szarżowania i atakowania dalekodystansowych magów. Złapała za kawałek bluzki i rozrywając ją zębami docisnęła do krwawiącej rany. Nagle kamień został zniszczony, odłamki uderzyły w jej ciało. Odwróciła się z przerażeniem. Poczuła ciarki pełzające po jej plecach. Chłopak wciąż się uśmiechał, ale inaczej. Jakby ktoś unieruchomił mu usta w tej pozycji. Dziewczyna zaczęła się odsuwać, kiedy uderzając o zimną ścianę dotarła do końca jaskini z jej piersi wyrwał się cichy pisk przerażenia. Próbowała używać teleportacji, ale było tak jak wtedy, na pojedynku. Wiedziała, że to nie jej magia i, że nie jest w stanie jej kontrolować podczas bólu, ale cholera jasna, musiała. Zacisnęła oczy próbując przywołać to samo uczucie co zawsze, to które sprawia, że potrafi używać cieni do poruszania się. Jednak gdy je otworzyła ujrzała przed sobą czerwone, prawie świecące nienawiścią oczy. Zmieniła stopę w coś w rodzaju kosy i uderzyła o nogi chłopaka. Zatrzymała się na kości, wydawało jej się, że to wystarczy. Jednak z przerażeniem zobaczyła, że ten stoi i wpatruje się w wbite ostrze jakby to było zwykłe ugryzienie komara. Włożył ręce do kieszeni i wyciągając zakrwawioną nogę kopnął nią w jej brzuch. Prawie czarna od ciemności posoka ubrudziła od zamachu jej twarz i całe ubranie. Charl kaszlnęła dławiąc się ślina wymieszaną z powietrzem. W rękach chłopaka pojawiło się coś w rodzaju skórzanych rękawiczek, które założył i zaczął poruszać szczupłymi palcami. Złapał wijącą się dziewczynę za czarne włosy posklejane od krwi i rzucił ją na środek jaskini. Nie chciał jej zabijać, jeszcze nie. Kiedy zobaczyła jak czarna materia formuje się w nóż próbowała wstać, jednak ten z kpiną docisnął ją stopą do ziemi. Panikowała, nie wiedziała co robić. Pokryła ciało metalem, jednak to nic nie dało i demon z łatwością przebił się przez jej pancerz, podwójnie ja raniąc. Fizycznie, wbijając ostre ostrze w jej nogę, oraz psychicznie, ignorując, że pomimo użycia magii nic sobie z tego nie robił. Charl krzyknęła. Abbadon puścił ją i z wielką przyjemnością obserwował jak ta wije się z bólu. Znowu do niej podszedł, jednak tym razem stanął nad jej głową. Czarnowłosa przegryzła wargę, poczuła w ustach smak metalicznej krwi. Z wściekłością w oczach wygięła się i uderzyła zdrową nogą o jego podbródek. Wystarczyło to by zdziwiony został odepchnięty na pewną odległość. Dziewczyna wstała i zawiązała przesiąknięty krwią materiał na swoim boku, który przy każdym ruchu dawał się we znaki. Poczuła jak jej siły i moc ucieka, ale czemu. Przewróciła się znowu na brzuch. Demon dotykał podłoża, wysysając z niej siły życiowe. Zacisnęła pięści sycząc. Próbowała się podnieść, ale z góry spadła czarna włócznia, która prawie trafiła w jej twarz. Dziewczyna poczuła piekący ból na twarzy. Czarna materia, która rozpłynęła się po chwili, przecięła jej brew i prawy policzek. Szkarłatna ciecz, zaczęła kapać z jej twarzy na brudną ziemię i mieszała się z piaskiem. Położyła twarz na glebie, łapiąc usilnie powietrze w płuca. Demon parsknął śmiechem i wyprostował się.
- Poddajesz się? – Z jego dłoni zniknęły skórzane rękawiczki, wypalone przez jego moc i chęć krzywdzenia. Popiół, który z nich pozostał posypał się na głowę dziewczyny. – Jaka szkoda. – Powiedział z ironią w głosie. – No to widzimy się w podziemiu. – Charlotte przymrużyła oczy, których popłynęły słone łzy. Nie miała już siły walczyć, a nawet rzucić jakimś komentarzem. Była zmęczona i obolała, westchnęła czując zbliżającą się śmierć. Rozluźniła zaciśnięte pięści, jednak jej serce ciągle waliło. Ścisnęła usta w cienką linię i cicho zaszlochała. – Pomocy… - Szepnęła prawie bezgłośnie, ale wiedziała, że nikt nie przyjdzie. Była w tym miejscu całkowicie sama. W ciemnej jaskini. Nie wiadomo skąd. – Sting… - Zadrżała, pierwszy raz nie chciała umierać. Otaczało ją już tyle osób, miała ich zostawić?W jej obolałym gardle pojawiła się wielka gula, podniebienie zaczęło parzyć. Oczy były już gorące od wylewanych w ciszy łez. Zamknęła w końcu oczy.
- Ryk białego smoka! – Drgnęła słysząc znajomy głos. Demon został powalony na daleką odległość i wbity w ścianę jaskini. Otworzyła szeroko oczy widząc oślepiające światło. Drżącą ręką zakryła usta z których dało się słyszeć stłumiony płacz. Przyszedł po nią. Naprawdę po nią przyszedł. Blondyn spojrzał na poturbowaną dziewczynę, jego ciało ogarnęła furia. Podbiegł do niej. Przeklął w myślach widząc, że ta z bólu nie może się nawet poruszyć. Abbadon wyszedł ze ściany i ruszył w kierunku magów rozmasowując kark. Nagle poczuł czyjąś wściekłość, na jego twarzy znów pojawił się uśmiech. Zapowiadało się obiecująco widząc zdenerwowanego maga.
- Tknij ją jeszcze raz… - Powiedział próbując zapanować nad gniewem i zacisnął pięści. Spojrzał prosto w zapłakanej czarnowłosej, która widząc go oniemiała z przypływu radości. Serce ścisnęło mu się w środku widząc jak po jej twarzy sączy się szkarłatna ciecz. Odwrócił się w stronę zaskoczonego jego obecnością Abbadona z czystą rządzą mordu w oczach. – A wyjebię ci tak, że twoi kumple cię nie poznają. – W jego oczach czaiła się skrywana ciemność. Nie mógł wybaczyć demonowi, który skrzywdził Charl. Na samą myśl o tym zbierała się w nim adrenalina do walki. Czarnowłosa przetarła łzy i poczuła jak chłopak wziął ją na ręce, trzymał mocno ale i delikatnie, by jej jeszcze bardziej nie uszkodzić.  Oszołomiony przez chwilę demon wybuchł śmiechem, tak głośnym, że echo jego głosu rozniosło się po zawalonych tunelach obok. Ludzie byli przezabawni, już wiedział, czemu książę Metus spędzał z nimi tyle czasu. W stronę dwójki magów uderzyła czarna kula. Sting odskoczył z dziewczyną do tyłu. W miejscu, gdzie atak uderzył o ziemię postała dziura.
- Postaw mnie. – Poleciła już bardziej spokojna, ale wciąż trzęsąca się Charl. Wiedziała, że walka w ten sposób mu nie wyjdzie.
- Chyba oszalałaś. Widzisz, jak wyglądasz? – Powiedział używając po raz kolejny ryku, ale przygotowany tym razem Abbadon przyjął go na swoją dłoń. Wyglądało to tak jakby jego ręka zniszczyła ten atak.
- Na okładkę magazynu się już nie dostanę, wiem. – Warknęła przejeżdżając dłonią po twarzy i zmywając z niej krew. Zostanie blizna, pomyślała. Zdenerwowana wbiła ostre paznokcie w jego szyje. – Powiedziałam coś. Sting fuknął pod nosem, przed chwilą leżała i ledwo oddychała, a teraz zachowywała się normalnie. W sumie, to było dobre. Szybko odłożył ją pod ścianą i zapalił swoje dłonie jasnym światłem.
- Uważaj na jego ręce. – Mruknęła niewyraźnie trzymając w ustach kolejny kawałek podartej bluzki. Widząc, że i tak nic już ona nie zakrywa zdjęła ją, zostawiając na sobie tylko czarny stanik i zrobiła z niej prowizoryczne bandaże.
- Domyśliłem się. – Odpowiedział z powagą. Podbiegł z niebywałą szybkością do szczerzącego się wciąż demona i zbombardował go gradem ciosów z bliskiej odległości.
- Pazur białego smoka! – Zbierając światło w nodze cisnął nią o czerwonookiego co spowodowało, że kolejny raz został mocno odrzucony. Charl czując, że już odzyskała siły próbowała wstać na zdrowej nodze i dzięki ścianie, ale wciąż jej się to nie udawało. Obserwowała więc tą dziwną, jednostronną wymianę, czemu to wyglądało tak jakby on specjalnie przyjmował na siebie te ciosy Stinga? Usłyszeli ciche klaskanie. Demon podszedł do nich i zatrzymał się kiedy dostrzegł ich przerażone miny widokiem jego twarzy.  Cała skóra była zdrapana, pozostały na niej jedynie mięśnie, przy spalonych częściach jego ciała sączyła się krwista posoka. Wygiął otwór, który chwile temu był ustami w łuk do góry.
- Fascynujące. – Oznajmił z pasją w oczach. – Więc nawet światło smoka działa na demony. – Powiedział z nieukrywaną radością. – Mógłbyś jeszcze raz? Chciałbym coś sprawdzić? – Sting zrobił obrzydzoną minę.
- Idź się lecz. – Odpowiedział. Abbadon przymrużył oczy i udając, że wykonuje jakiś magiczny gest jego twarz natychmiast wróciła do normalności. Przyśpieszona regeneracja.
- Smutne, że nie chcesz się ze mną bawić. – Rzekł znikając w czarnej mgle. Blondyn usłyszał pisk dziewczyny i gwałtownie się odwrócił. Nic się jednak nie działo. Rozejrzał się po pomieszczeniu, nigdzie nie widział demona. Podszedł do dziewczyny, która trzęsła się i wyglądała na przerażoną.
- Co się stało? – Zapytał ciągle wyczulając zmysły w razie nagłego ataku. Czarnowłosa pokiwała głową na boki, w jej oczach dostrzegł łzy.
- N-Nic. Po prostu… zdałam sobie sprawę, że to wszystko było straszne i… - Spojrzała w jego niebieskie oczy. – Dziękuje, że przyszedłeś. – Powiedziała rzucając się na jego szyje i mocno obejmując. Sting osłupiał, przed chwilą warczała na niego, a teraz się przytulała i dziękowała? To było jakieś dziwne, ale i przyjemne. Nie spodziewał się tego po niej. Odwzajemnił uścisk. Położył brodę na jej ramieniu, poczuł jej zapach potu i krwi. Słyszał powolne bicie jej serca. Jej ciepły oddech uderzał o jego tors. Bardzo to na niego podziałało, ale nie mieli czasu na takie rzeczy. Nie wyczuwał nigdzie obecności demona. Odszedł? Tak po prostu? Rozejrzał się jeszcze raz po ciemnej jaskini. Poczuł jak dziewczyna drży, było jej zimno? Charl nagle osunęła się na bok.
- Co jest… CHARL?! – Wrzasnął widząc jak ta powoli zamyka oczy, pod jej ciałem zaczęła tworzyć się kałuża krwi. – Nie… nie… NIE! – Krzyknął po raz kolejny trzęsąc się ze strachu i szarpnął za ramię zimnej czarnowłosej. Jego oddech przyśpieszył. Spojrzał na jej plecy, skąd wypływała szkarłatna ciecz. Otworzył szerzej oczy. Czarny nóż stworzony z dziwnej materii zaczął nagle znikać. – Nie, kurwa, nie! – Powtórzył ściągając z siebie pierwszą lepszą rzecz, czyli kamizelkę i mocno przycisnął do ciała dziewczyny próbując zatamować krwawienie. Jednak ona się nie ruszała, nie słyszał jej bicia serca, ani ciepła. – Charl do cholery! – Wrzasnął nie wiedząc co robić. Nie mógł w to uwierzyć, ona nie mogła być martwa. Nie, ona by nie zginęła w taki zwykły sposób. Czuł jak jego oczy zaczynają piec. Drżącą i zakrwawioną ręką dotknął jej twarzy, była lodowata i coraz bardziej blada. – Nie rób tego. – Jego głos się załamywał. W jego głowie pojawiły się wszystkie wspomnienia z dziewczyną. – Nie możesz mi tego zrobić! – Krzyczał, zdzierając gardło do krwi, ale ona wciąż leżała, jakby ignorując jego słowa. Bolało go to, nieziemsko go to bolało. W jego oczach połyskiwały łzy. Łzy i wściekłość. – Kurwa. – Wydał z siebie krzyk bez słów, pełen udręki, który rozszedł się echem po ciemnej jaskini. Brzmiał jak cudzy głos, cudzy ból, ponieważ niezależnie od tego, ile w nim było cierpienia, nijak się nie miał do ogromu jego rozpaczy. Poczuł w ustach smak słonych łez wymieszanych z metaliczną krwią. To był jak koszmar, z którego chciał za wszelką cenę się wybudzić, ale nie mógł. Spojrzał na ziemię, która zalewała się ciepłą posoką. Zamknął oczy, to było przerażające. Bolała go głowa, gardło. Złapał się za blond włosy. Czemu za każdym razem tracił wszystko na czym mu zależało? Czemu nie umiał zrobić choć jednej, prostej rzeczy? Czemu nie mógł chronić dziewczyny na której mu zależało? Uderzył plecami o zimne podłoże i zakrył oczy dłonią. Był załamany, bezsilny. Przed jego oczami stanął obraz uśmiechniętej dziewczyny. Zacisnął zęby. Czemu dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego, jak bardzo mu na niej zależy? Wydmuchał z drżących ust ciepłe powietrze. Wiedział czemu, był głupi i trwał przez cały czas w słodkim śnie, że ona zawsze będzie obok. Przyzwyczaił się już do tej myśli. Coraz więcej przekleństw cisnęło mu się na usta, które tak bardzo zaciskał. Usłyszał jej głos w głowie, tak jakby stała obok niego.
Obudź się.
Chciałby, cholernie chciałby się obudzić z tego przeklętego koszmaru. Chciałby cofnąć czas. Uciec stąd kiedy tylko mieli okazje. Uratować ją. Chciał zrobić tak wiele. Jednak to co chciał zrobić najbardziej to wyznać jej to jak bardzo ważna stała się w życiu. Dwa cholerne słowa, których nikomu w życiu nie powiedział. Spojrzał na jej martwe ciało i znowu poczuł ogarniający go ból. I teraz już nigdy tych słów nie powie.
Obudź się!
Powinien zrobić tyle rzeczy. Powinien ją przepraszać każdego dnia za wszystkie złe słowa. Cholera, nawet to byłoby niewystarczające. Przetarł kolejną falę łez. Wziął głębszy wdech, zamknął oczy. Wsłuchiwał się w krzyczący do niego głos dziewczyny. W jego chichocie dało się wyczuć niedowierzanie. Nie potrafił jej obronić, teraz musiał ponieść karę, musiał słuchać jej głosu przez cały czas. Nienawidził tego, nienawidził siebie za to, że był taki słaby.
Cholera!
Poczuł czyjeś ciepłe usta na swoich. Miękkie, słodkie, a ich dotyk oszołomił. Gwałtownie otworzył oczy. Zobaczył jej twarz, jej żywą twarz. Uniósł dłonie, drżał, nie mógł uwierzyć w to co widzi. Bał się zrobić cokolwiek. Bał się, że to tylko sen, a gdy ją dotknie to się obudzi, a ta znowu będzie leżeć obok niego w kałuży własnej krwi. Charl oderwała usta od jego warg. Serce biło jej tak szybko, że miała wrażenie, iż w jej piersi trzepocze się ptak. Była zarumieniona, zrobiło jej się gorąco, tak gorąco… Sting usiadł, oszołomiony wpatrywał się w jej twarz. Ujął ją w dłonie.
- Proszę, powiedz mi, że naprawdę tu jesteś.
- Jestem tu. – Powiedziała i wtuliła się w niego, łagodząc swoim ciepłem jego drżenie. Kilka metrów od nich pojawiły się dwa demony. Abbadon i Beliar. Tak jak ten pierwszy wyglądał na zszokowanego, tak drugi nie wyrażał żadnych emocji.
- Jak ty mała… - Warknął. – Przecież to niemożliwe, byś zniszczyła tą iluzje zwykłym dotykiem ust! – Wrzasnął nie rozumiejąc co się właściwie stało. Dwójka magów wstając spojrzała w ich stronę marszcząc brwi. Dziewczyna zacisnęła palce w pięści.
- Jesteś demonem! – Krzyknęła. – A one nigdy nie zrozumieją potęgi uczuć! – Abbadon wściekle ruszył na nią ze szponami. Tym razem to nie była iluzja, to się działo naprawdę. Sting wybiegł przed nią chcąc ją osłonić, ale w demona nagle uderzyła dziwna czarna moc wychodząca z dziewczyny. Fioletowłosy został odrzucony, po raz pierwszy dało się słyszeć jego krzyk bólu. Beliar uniósł brew i spojrzał na równie zaskoczoną dziewczynę.
- Ty tak umiesz? – Rzucił nagle Sting. Spojrzała na swoje ręce.
- J-ja nie wiem. – Powiedziała. Abbadon nie wyglądał zbyt dobrze, cały poszarpany i poraniony, jego ręka wydawała się być złamana. Beliar podszedł do wściekłego towarzysza i powiedział coś w języku, którego Sting nie zrozumiał. Fioletowłosy zacisnął zęby i widać niechętnie złapał się ramienia drugiego demona. Oboje zniknęli, tym razem naprawdę. Jednak czemu, co ich tak bardzo wystraszyło? Sting spojrzał na dziewczynę, która sama próbowała się dowiedzieć o co chodzi patrząc na całe swoje ciało.
- Cóż… Mimo wszystko, chyba wygraliśmy. – Powiedział rozmasowując kark. Dziewczyna kiwnęła głową. – A tak po za tym. – Spojrzał w jej czerwone oczy. – Beznadziejnie całujesz, przydałby ci się lekcje. – Oblizał wargi. Dziewczyna zarumieniła się i nadymała policzki odwracając wzrok. 

--♦---
No ja wiem, miał być wczoraj ;-;
Michael: Kazali jej się uczyć. Cóż za ironia, pisać opowiadania i dostać 1 z polskiego.
Cichaj :-:
Michael: Nie.
 

5 komentarzy:

  1. T^T Wiesz jak sprawić, abym dostała zawału... Wczoraj wchodzę na bloggera po ciężkim dniu, chcąc poczytać nowy rozdział... A go nie ma! Wchodzę godzinę później... Ciągle nie ma... *Zawał*
    :3 Całusy... Dzikie romanse... Charl wreszcie coś zrobiła Stingowi... *nosebleed* A teraz tylko zobaczyć jak się razem kurują... :3 Szczyt marzeń...
    Wyszło świetnie... Ale nie zmienia to tego, że dostałam zawału... ;--; Nie rób już takich numerów, proszę...
    Weny! Dobrych ocen! Dobrego jedzenia! Humoru! Świetnej muzy~! Wszystkiego co chcesz!
    Do następnego!
    (Nowy rozdział jest u mnie~desu!)

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział. Dobrze, że Lucy tylko grała to wszytko. Jak dobrze, że akurat w tym momencie krople straciły swoją moc. Dobrze, że jej mama ją rozumie i pozwoliła wybrać sobie miłość życia (czytaj Natsu *-*). Ciekawe co wymyśli ten jej "narzeczony". Czekam na tą akcje. Jejku ciekawe co się stało, że Charl wylądowała w tej jaskini z jakimś demonem. Dobrze, że pojawił się Sting i ją uratował. Łezki mi poleciały jak był moment śmierci Charl. Dobrze, że to iluzja, bo nie wiem co bym ci zrobiła za jej uśmiercenie. Ciekawa ta moc Charl. Co to może być.
    Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział. Wenki. Do następnego :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Dżizas marchewka.
    Płakać, śmiać się? Nie mam pojęcia.
    Zaczęło się ciekawie. Jude w końcu dostał za swoje muahahah.
    Charl.. Tylko gdzie jest reszta?
    Tak łatwo się dała obić. I tak łatwo się wyleczyła? :o
    Ona może jeść cień? XD
    Stiiing ♥
    Sting kocha Charl, Sting kocha Charl hahahaha przyznał się, będę go dręczyć xd
    Taichi: Jesteś okrutna..
    Muahah, wiem :3
    Ten sen.. Nie, kurde nie ;-; Zorientowałam się, że to tylko sen po pierwszym obudź się ale wystraszyłaś mnie! Śmierci Charl nigdy bym Ci nie wybaczyła. ;-;
    They kissed! OMFG!!! ❤❤❤❤
    Mogę umierać *q*
    Jak to już standard, bardzo mi się podobało, czekam na kolejny rozdział z niecierpliwością, życzę weny i serdecznie Cię pozdrawiam. ❤

    OdpowiedzUsuń
  4. Boooskiiii, przepraszam ale nie zabardzo mam jak pisać, ale ten rozdział był naprawdę świetny. Po tych wydarzeniach mogę się spodziewać że kolejne będą jeszcze lepsze, bardzo mi się podobało, naprawdę. Genialnie potrafisz pisać. Życzę by rozdzialik pojawił się jak najszybciej, a tymczasem ślę wenkę i gorące pozdrowienia :*

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz bardzo mnie cieszy, więc nie wahaj się pisać ;)