- ŚLUB?! – Wrzasnęli wszyscy siedząc w gościnnym salonie. Był on dość sporawy, by
pomieścić grupę magów. Ściany pokryte były do połowy panelami, a dalej pomalowane
ciemnoczerwoną farbą. Przy suficie rozciągała się biała, kanciasta listwa. Wszystkie
meble były w eleganckich, stonowanych kolorach. Zdecydowanie bardziej różniło
się to od jej mieszkania w Magnolii, gdzie przeważały wiosenne kolory. Lucy
właśnie wyżywała się na jednym z wiszących obrazów ojca, dorysowując mu różne części ciała markerem. Po rozmowie z nim przyszła cała wściekła od razu do przyjaciół. Nie
mówiła szczegółów, po prostu wpadła i krzyknęła, że go nienawidzi. Do pokoju
weszła pani Spetto wraz z herbatą dla gości. Staruszka widząc, że dziewczyna
siedzi na kanapie ze skrzyżowanymi nogami, na których leży obraz ojca zabrała
dziewczynie marker. Zaskoczona Lucy uniosła brew. Kobieta po chwili uśmiechnęła
się i przykładając palec do ust sama dorysowała wystające zęby i zezowate oczy.
Dziewczyna pokazała jej kciuk do góry jako opinię o jej pracy. Staruszka
zachichotała i po oddaniu pisaka dziewczynie wyszła z pokoju zostawiając magów
samych.
- Ślubu nie będzie. – Powiedziała pełnym pewności tonem i zaobserwowała na
twarzy różowowłosego dziwny wyraz ulgi. – Po prostu będę udawać, że się
zgodziłam, dla mamy. – Dodała przypominając sobie rozmowę z Laylą o „kimś
bliskim”. Skoro jej stan był ciężki to jasne, że w pierwszej kolejności myślała
o tym co będzie z przyszłością jej jedynego dziecka. W przeciwieństwie do ojca,
dla którego liczyły się tylko pieniądze. Charl zarzuciła głowę na oparcie
fotela i spojrzała na biały, błyszczący sufit. Dziwiło ją to, że wszystko
wyglądało jakby było codziennie myte. Ile trzeba było mieć służby, by coś
takiego osiągnąć w tak wielkiej rezydencji?
- A właściwie za kogo ty tam… NIBY… - Podkreśliła czując jej zły wzrok na
sobie. – wychodzisz? – Lucy westchnęła.- Wiem tylko, że nazywa się Fang Devereux. – Widać to nie zaspokoiło ciekawości przyjaciół. – No i jest szlachcicem pochodzącym z Desierto. – Wszyscy słysząc nazwę oddalonego od Fiore kraju zrobili zaskoczone miny. Erza skrzyżowała ręce na piersiach.
- To by wyjaśniało twój spokój. – Stwierdziła. – To bardzo oddalony od Fiore kraj, minie sporo czasu zanim przyjedzie. – Lucy przytaknęła kiwnięciem głowy. Oczywiście, to byłoby wręcz niemożliwe by przybył w mniej niż tydzień. Wszystko sobie dokładnie zdążyła przemyśleć. Siedem dni lub więcej to wystarczająca ilość czasu by uspokoić matkę i szczerze z nią porozmawiać o swoich uczuciach. Natsu z Happym otworzyli usta, pełni podziwu. Nie spodziewali się, że Lucy tak szybko zdoła wymyślić coś takiego.
- A jeśli twój ojciec wiedział, że przyjdziesz i już wcześniej go zawiadomił? – Wtrącił się nagle Sting.
- Na pewno tego nie zrobił. – Odpowiedziała wręcz natychmiast. Znała go, na pewno o niej nie pomyślał, ani razu od czasu kiedy uciekła. Dziś też nie wykazywał większego zainteresowania. Zapewne słysząc jej krzyk na holu skontaktował się z nim za pomocą la’crimy, czy w jakiś inny sposób. Przecież był znaną osobistością w biznesowym świecie, musiał mieć jakieś szybkie formy komunikacji. Potrząsnęła głową. Nie ważne jak, miał swoje sposoby i się nimi posłużył. Ją interesował jedynie czas. Nawet zwykłe dwa lub trzy dni starczyły, a potem mogła zerwać te przeklęte zaręczyny raz na zawsze. Kiedy uciekła z domu może nie wyraziła się dość jasno, ale nie zamierzała żyć pod dyktando ojca. Znając życie, jej narzeczony również nie był zadowolony z całej sytuacji. Jednak, dziwiło ją, że po tym wszystkim zgodził się po raz kolejny przyjechać. Czy nie miał do niej urazu po tym jak upokorzyła go, uciekając z przed ołtarza? Ta myśl uspokoiła jej sumienie. Nagle do pokoju z głośnym hukiem drzwi o ścianę wpadła służąca, kilka lat starsza od Erzy. Wzrokiem wypatrzyła powoli odwracającą się w jej stronę blondynkę. Dziewczyna gdy tylko ją zauważyła otworzyła szerzej oczy. Miała ufarbowane na czarno, nierówno ostrzyżone włosy, blady makijaż, oczy mocno podkreślone kredką i tuszem. Zamiast stonowanych kolorów jak większość służących, ta ubierała czarne plisowane minispódniczki, białe koszule zapinane na guziki, które u góry były odpięte i pokazywały jej obfity biust. Miała dzisiaj na sobie również szarą kamizelkę bez rękawów. Nosiła też rajstopy w czerwone i czarne pasy. Charl swoją antenką zazdrości zauważyła wielkie piersi kobiety i szybkim ruchem naskoczyła na zaskoczonego jej zachowaniem Stinga zasłaniając mu oczy. Juvia zrobiła to samo z Grayem, który identycznie jak blondyn nie był zachwycony i próbował się wyrwać. Lucy zawstydziła się jej wyglądem, chociaż powinna już przywyknąć, ponieważ znała ją już dość długo. Była od kilku lat ich najmłodszą służącą i pomimo naginania zasad nigdy nie została wyrzucona. Zaczęła pracować już w wieku osiemnastu lat, czyli wtedy kiedy blondynka miała piętnaście. Jej obowiązki jednak nie były takie same jak dla pozostałych służących. Ona była bardziej od zajmowania odwiedzających gości i nieoficjalnie od kontroli ubrań Lucy. To ona przekonała jej matkę, że długie suknie na co dzień to przesada dla nastolatki.
- Eri… Co ty tu… - Na twarzy czarnowłosej dziewczyny pojawił się podstępny uśmiech.
- Nie myślisz chyba, że pozwolę ci ubrać tą samą, nędzną suknię co ostatnio. – Zachichotała. Jej złote oczy spojrzały z rozbawieniem na zaskoczonych magów. – Dla panów również przydałoby się parę garniturów. – Zaklaskała w dłonie widząc Charl i od razu do niej podbiegła. – Boże jaka malutka! Jak laleczka! – Dziewczyna uniosła wściekle pięść i spojrzała na Lucy. Bezgłośnym ruchem warg zadała jej pytanie. „Mogę ją walnąć?” Blondynka pokiwała przecząco głową. Jednak Charl nie czekała na jej pozwolenie i zamachnęła się. Eri bez problemu zrobiła obrót, jak w tańcu i dotknęła ramion niższej Lockser. Widząc jej idealnie dopasowany stój zrobiła wielkie oczy, w których zabłysnęły gwiazdki.
- Rozbieraj się. – Rozkazała i nie czekając na odpowiedź zaskoczonej jej słowami dziewczyny zaczęła dobierać się do jej zapięcia. Gray złapał ją za nadgarstek. Juvia cała czerwona odskoczyła do tyłu i odruchowo zakryła biust ramionami.
- J-Juvia może pokazać się nago jedynie paniczowi Grayowi! – Wrzasnęła mało się nie rozpłakując. Gray zrobił zniesmaczoną minę.
- Odmawiam! – Krzyknął patrząc raz to na niebieskowłosą, raz to na Eri, która westchnęła i wyrwała nadgarstek z uścisku. Lucy zacisnęła pięści.
- Eri! Przestań rozbierać moich przyjaciół! – Powiedziała z rezygnacją w głosie lecz ta jej nie posłuchała. Jej oczy powędrowały na Erze.
- Boże, nawet w tej zbroi wyglądasz olśniewająco! – Oznajmiła z zachwytem i zrobiła się cała czerwona wyobrażając sobie Scarlet w sukienkach. Szkarłatnowłosa słysząc jej miłe słowa z zadowoloną miną podmieniła swoją zbroję Heart Kreuz na czarny, obcisły swój z króliczymi uszkami.
- Dlatego uwielbiam magów! – Pisnęła Eri, prawie jak dziecko, które dostało nową zabawkę. Tytania odwróciła się w jej stronę. Z dumnym uśmieszkiem i otaczającymi ją gwiazdkami przyznała, że też lubi ten strój.
- Nie wierzę, nawet Erza. – Lucy westchnęła. Chociaż, dzięki natrętnej kobiecie zrobiło się trochę weselej. Zachwyt czarnowłosej nie trwał jednak długo i kiedy zdążyła się uspokoić wskazała palcem na blondynkę.
- Wstawaj. – Poleciła i popatrzyła na jej przyjaciół. – Wy też. – Dodała. – Jedziemy na zakupy.
Lucy ciągle tłumaczyła kobiecie, że pośpiech jest niepotrzebny, ale ta uparła się i na chama wcisnęła ich wszystkich do pojazdu. Kotom kazała zostać, ponieważ i tak by nie zostały wpuszczone do sklepu. Lector z Happym tak samo jak smoczy zabójcy nie byli zbyt ucieszeni tym faktem. Popołudniowe, jesienne słońce dostawało się do środka przez szyby i ogrzewało tym samym ich twarze. Lucy obserwowała, jak krajobraz zaskakuje kolorami. Ta pora roku na pewno była zimniejsza, ale i piękna. Suche, brązowe i ciemnoczerwone liście ledwo wisiały na gałęziach, niektóre zdążyły już pospadać. Na mijanych polach, również należących do jej rodziny, widziała ciężko pracujących rolników. Ich rezydencja była przecież wielka i oddalona od miast. Dlatego właśnie potrzebowali własnych ziem rolnych by najpotrzebniejsze rzeczy, takie jak owoce, warzywa czy zborze były zawsze pod ręką. Podróż nie była tak bardzo długa, zaledwie godzina. Jednak gdy się zatrzymali Natsu i Sting byli pierwszymi, którzy wybiegli. Różowowłosy praktycznie tulił się do kamiennej drogi, a Sting przeżywał jeszcze zawroty głowy opierając się o jedną z drewnianych belek podpierających sklep. Eri widząc, że wszyscy już wyszli dała znać kierowcy by wrócił po nich za kilka godzin. Lucy słysząc, że spędzą w sklepach tyle czasu byłaby szczęśliwa, jednak to wciąż było wyjście z Reinhardt, bo tak właśnie miała na nazwisko. Męska część nie była zadowolona z pomysłu oglądania i przymierzania ubrań, co zezłościło czarnowłosą. Nie miała zamiaru ich przekonywać. Złapała całą trójkę. Za szalik, kamizelkę, albo tak jak Graya za pasek od spodni bo jego koszula zniknęła i zaczęła ich ciągnąć. Erza przyznała, że ma niezłą kondycje. I kto to mówi, pomyślała w odpowiedzi blondynka. Weszli do jednego sklepu, męskiego. Eri praktycznie rzuciła nimi na dywan pośrodku idealnie czystego sklepu z garniturami i otrzepała ręce. Kasjerki widząc jej dumną postawę zrobiły niewyraźne i przerażone miny. W środku było schludnie i pachniało świeżością. Podłogę pokrywały sztuczne panele, a ściany pomalowane białą i czerwoną farbą idealnie z nimi współgrały. W czasie kiedy młodzi mężczyźni szukali jakiegoś miejsca do siedzenia, dziewczęta zajęły się wybieraniem jakiegoś odpowiedniego stroju. Charl wypatrzyła różowy garnitur i rozbawiona spojrzała na Stinga. Spiorunował ją wzrokiem, w głowie słyszała jego słowa „Nawet nie próbuj”. Pokusa była wielka, ale Eri widząc co dziewczyna trzyma w dłoniach pokiwała przecząco głową. Mimo wszystko była poważna, jeśli chodziło o ubiór. Chciała, by dobrze wyglądali. W końcu postawiły na współpracę. Złotooka znalazła trzy niebieskie koszule. Lucy czarne marynarki, Erza tego samego koloru spodnie. Juvia wyciągnęła trzy pary czarnych butów. Jeszcze została Charl, która stała przez chwilę i przyglądała się różnym krawatom. Wyciągnęła dwa czerwone i po chwili jej ręka ruszyła w kierunku pomarańczowego w arbuzki. W tym samym momencie czyjaś męska dłoń zacisnęła jej się na ramieniu. Czuła na sobie wzrok zirytowanego blondyna i pośpiesznie cofnęła rękę oraz podała Eri trzy jednokolorowe krawaty. Reinhardt rzuciła rzeczy do przebieralni i wepchnęła do środka magów. Gdy wyszli wyglądali świetnie i elegancko. Eri poszła zapłacić. Gray poczuł chłód na nogach i spojrzał w dół, na spodnie które niewiadomym sposobem opadły, co nie było niczym nowym.
Przebrali się z powrotem w normalnie ubrania i leniwym krokiem ruszyli za dziewczynami, które zdążyły się już rozgadać. Zachwycały się kolorowymi wystawami. Była wczesna jesień, więc stroje kąpielowe i sukienki zastąpione zostały płaszczami oraz kompletami składającymi się ze spodni, skór i bluzek. Sting odkleił Charl od zaparowanej jej oddechem szyby. Dziewczyna była zachwycona widokiem czarnych glanów z paskami i srebrnymi ćwiekami. W końcu znalazły się pod sklepem z sukniami. Na wystawie stała jednak długa, biała kreacja ślubna. Erza zarumieniła się widząc owe cudo.
Eri zachichotała pod nosem i pociągnęła ją za przedramię do środka. Facetom dała chwile przerwy i zamknęła im przyciemniane drzwi przed nosem. Odetchnęli z nieukrywaną ulgą. Ekspedientki przywitały je sztucznymi uśmiechami. Salon był o wiele większy niż sklep chwilę temu. Podłoga wyłożona była białymi płytkami. Ściany pokryte zostały brązowo-kremową tapetą z czarnymi wzorami. Wszystko dzieliło się na dwie części. Jeden pokój był pełen zwyczajnych sukienek, a drugi olśniewał białymi kreacjami. Oba pomieszczenia niezbyt się od siebie różniły. W ślubnej części po prostu było wgłębienie ze stopniem pokrytym śmietankowym dywanem i otoczonym z trzech stron wielkimi lustrami. Najpierw zajęły się kolorowymi sukienkami dla pozostałych. Lucy widząc ich radość z tęczowych tkanin uśmiechnęła się. Nagle ją jednak olśniło, czemu tak bardzo wszyscy zwracali na to taką uwagę? Przecież ona nie brała tak naprawdę żadnego ślubu! Zacisnęła usta w cienką linię. Nie mogła powiedzieć tego Eri, znała ją zbyt dobrze i wiedziała, że przekaże tą informacje dalej co by wszystko zepsuło. Erzie z całej ich piątki najbardziej się tu podobało. Pomijając oczywiście Eri, która w duchu skakała jak dziecko. Lucy kątem oka spojrzała na sukienkę z wystawy podświetlaną małymi lampkami w podłodze. Dopiero teraz zdołała zauważyć, że została ona wykonana z satynowego materiału. Lucy wyobraziła sobie, że stoi w niej przed ołtarzem. Jednak nie przy boku Fenga, ale Natsu. Na samą myśl jej twarz pokryły rumieńce. Uspokój się Lucy, pomyślała biorąc więcej niż zwykle, powietrza w płuca. Dotknęła zimną dłonią swoich gorących policzków i słysząc krzyki na zewnątrz wyjrzała zza sukni przed sklep. Natsu z Grayem rozpoczęli kolejną kłótnię, a Sting siedział za nimi na ławce i dopingował różowowłosego. Westchnęła, czego się mogła po nich spodziewać. Eri widząc, że dziewczyny dają sobie świetnie radę same, uciekła łapiąc Lucy za ramię i pociągnęła do części ślubnej. Czarnowłosa poprosiła o podanie sukni z wystawy i jej życzenie wręcz natychmiast zostało spełnione.
- Lucy… - Mruknęła z niezadowoleniem. Dziewczyna popatrzyła w lustro jak brwi kobiety za nią marszczą się tak bardzo, że zaczęły tworzyć idealnie prostą linię. Zacisnęła mocniej gorset sukienki. – Roztyłaś się! – Krzyknęła pociągając za sznurki tak mocno, że prawie połamała blondynce wszystkie żebra. Po chwili puściła kaszlącą dziewczynę i doczepiła biały welon opadający na jej ramiona. Lucy spojrzała w swoje odbicie i zabrakło jej tchu. Nie tylko dlatego, że ciężko było jej oddychać, ale była po prostu zachwycona sobą. Eri pochyliła się nad jej uchem.
- A tak swoją drogą. Mogę sobie wziąć Fanga? – Zapytała zbijając dziewczynę z tropu.
- Co… - Zapytała przez chwilę nie rozumiejąc o co chodzi. Czarnowłosa położyła dłonie na biodrach.
- Proszę cię, już raz uciekłaś. – Odparła. – Po za tym widać, że wolisz kogoś innego. – Dodała. Heartfilia wygięła usta w półuśmiechu, na jej twarzy po raz kolejny pojawiły się rumieńce. Jej oczy błyszczały na samą myśl o Natsu. Eri pstryknęła palcami.
- O właśnie, to ta mina. – Uśmiechnęła się. Po wszystkim kupiły wszystkie wybrane sukienki i wróciły do chłopaków. Lucy nic nie mówiła na temat tego, że prawdopodobnie i tak nie będą im one potrzebne. Wracali powoli do czekającego na nich kierowcy. Wszyscy, nawet męska część ekipy, mimo początkowego zgrzytania zębami, dobrze się bawili. Eri rzeczywiście potrafiła zająć wszystkich rozmową praktycznie o niczym i szybko zdobyła sympatię. Nie wiadomo kiedy minęła podróż i już stali pod wielką rezydencją. Na schodach już od kilku godzin czekały dwa stęsknione za przyjaciółmi exceedy. Lucy złapała za klamkę, po jej ciele przeszedł dziwny dreszcz, tak jakby wiedziała, że zaraz za nimi znajduje się coś mrocznego. Eri podeszła do niej i widząc, jak ta wpatruje się w dziwnym wzrokiem w klamkę pomogła jej ją pociągnąć w dół. Drzwi zaskrzypiały. Na holu pod schodami zauważyła kontury nieznanych jej osób. Brązowowłosy mężczyzna sprawiał wrażenie o wiele starszego i wypranego z wszelakich emocji. Widząc on oniemiałą jego przybyciem blondynkę podszedł do niej z uśmiechem na twarzy.
- Witaj moja narzeczono. – Odparł poważnym tonem. Natsu zacisnął mocniej palce na torbie z ubraniami. Lucy przyjrzała mu się dokładnie, wyglądał zdecydowanie inaczej niż w jej wspomnieniach. Mężniejszy, bardziej umięśniony i przerażający. Czekoladowe oczy zawiesiły się na czwórce nieznajomych za nim. Zielonooki ujął jej dłoń i odsłonił swoich towarzyszy. Wyglądali normalnie, czuła od nich pewną magię, ale kto w tych czasach jej nie używa?
- To osobiści ochroniarze mojego dobrego przyjaciela, a zarazem pana pewnego królestwa, który przybędzie na nasz ślub. – Odpowiedział. Lucy nic nie mówiła, ale nie podobało jej się to wszystko. – Przybyli wcześniej, razem ze mną. Mam nadzieje, że to nie problem. - Oczywiście, że był to problem. Dziewczyna zabrała z powrotem swoją dłoń.
- Czemu jesteś tu tak wcześnie? – Warknęła. W głowie zabrzmiało jej ostrzeżenie Stinga, czyżby jej ojciec rzeczywiście przewidział jej przyjście i go powiadomił? Na twarzy mężczyzny pojawił się pusty uśmiech. Szybkim ruchem złapał ją za podbródek i sprawił by spojrzała w jego zielone oczy, które błysnęły fioletowym światłem. Różowowłosy drgnął.
- Jakiś problem? – Zapytał nonszalancko. Na twarzy magini pojawił się rumieniec.
- Nie, ukochany. – Powiedziała łagodnym głosem. Przyjaciele dziewczyny spojrzeli na nią z zaskoczeniem.
- Ej! Lucyna! Trzymaj się scenariusza! – Krzyknęła zdenerwowana Charlotte widząc jak blondynka wlepia w mężczyznę rozmarzone oczy. Co jej się nagle stało?
♦-♦-♦-♦-♦-♦
Skończyłam ;-;
Michael: Naprawdę nienawidzisz pustych dialogów, prawda?
Owszem.
Michael: Meh...
... i nic?
Michael: Co?
Nie rzucisz żadną obelgą? Nie każesz mi się iść utopić? Nic, nic?
Michael: Ty... serio jesteś jakąś masochistką.
W końcu z Tobą mieszkam...
Skończyłam ;-;
Michael: Naprawdę nienawidzisz pustych dialogów, prawda?
Owszem.
Michael: Meh...
... i nic?
Michael: Co?
Nie rzucisz żadną obelgą? Nie każesz mi się iść utopić? Nic, nic?
Michael: Ty... serio jesteś jakąś masochistką.
W końcu z Tobą mieszkam...
Ty chcesz abym zeszła z tego świata na zawał? ;---;
OdpowiedzUsuńWchodzę na bloggera... i nie widzę twojego rozdziału... Smutno mi się zrobiło... ;--;
Lucynka... Co ty robisz kobito? Natsu tam jest zazdrosny! Ić do niego... Już! ;---;
(Dodałam rozdział... ~desu...)
^^ Lucyna! XD Takie to twoje uczucie głębokie... (ja wiem, że to jakiś urok... hue hue... Czarownicą być...)
Wyszło świetnie =D Dużo dobrego humorku! Weny (nie, nie psa xdd)!
Do jutra!
Haha, słodkie. Końcówka genialna. Ta Eri, naprawdę bystra dziewczyna. Natsu się robi zazdrosny, hihi ^^. Wybacz że tak k4ótko ale jestem na zielonej szkole i pisze z telefonu :\. Rozdział cudowny, robi się coraz goręcej.
OdpowiedzUsuńPozdrawia, ślę dużo wenki :*
Chłopaki w garniakach, chłopaki w garniakach ❤❤❤❤❤
OdpowiedzUsuńNalu Nalu Nalu Nalu ❤❤❤❤❤❤
Eri! *.*
Kocham ten rozdział , kocham *.*
Sorry Fang, ale przed ołtarz Lucynka idzie tylko z tym cudnie wyglądającym różowym chłopakiem
Tfu. Różowowłosym. XD
Starlotte (XD) pjenkne ❤ XD
Czemu nie ubrałaś Stinga na różowo?! To byłoby epickie! XD
Fang.. Już cię nie lubię.
Zazdrosny Natsuu *,*
Hahaahah, cudowny rozdział, życzę weny i pozdrawiam Cię serdecznie :*