- Tak nagle z tym wyleciałaś… - Westchnął łapiąc się za
różowe włosy i powoli zaczesał je do tyłu.- Po za tym jest późno, zimno ci. –
Zauważył, bo pomimo danego szalika dziewczyna wciąż przebierała nogami. Nie
chciał by się przeziębiła tylko dlatego, że została by wysłuchać jego słów.
Blondynka jednak pokiwała głową na boki pokazując swoje sprzeciwienie. – Jutro.
– Powiedział stanowczo marszcząc brwi.
- Dzisiaj. – Uparła się. Był już gotów na długą kłótnie na ten temat, jednak gdy tylko spojrzał w jej czekoladowe i pełne determinacji oczy wiedział, że to nie ma sensu. Odwrócił się i usiadł na krawędzi drogi. Ze spokojem wpatrywał się w wodę w kanale. Lucy nabrała powietrza w płuca. Jej klatka piersiowa delikatnie uniosła się do góry, by po chwili powoli opaść. Usiadła obok niego, podkulając nogi po samą brodę. Widziała w oczach Dragneela wielki smutek. Zagryzła dolną wargę, była przygotowana, musiała być.
- Cóż… Od czego by tu zacząć. – Zamyślił się.
- Najlepiej od początku. – Powiedziała kryjąc całą rozpacz, która ją teraz ogarniała.
- W Fairy Tail pojawiłem się kilka dni po tym jak Igneel gdzieś odleciał. Przed tym jednak wszyscy, gdy tylko mnie widzieli krzyczeli coś w stylu „potwór!” i uciekali jak najdalej. Wszędzie gdzie się nie ruszyłem musiałem swoją frustracje wyładować na jakimś przedmiocie lub w najgorszym wypadku przestępcy, którego spotkałem. Jednak w tamtym czasie nie panowałem nad swoją mocą. – Spojrzał na swoją dłoń, całą podrapaną i pełną od ran. – Dalej nie wiem czy panuje. W ten sposób odkryłem, że lubię to uczucie, to moralnie usprawiedliwione, gorące uczucie zwycięstwa w walce o coś, co uważałem za słuszną sprawę. Nie bałem się tej odrobiny bólu, co w walce daje ogromną przewagę. Powiedźmy sobie otwarcie, większość ludzi nie lubi cierpieć, więc jeśli pokażesz im, że masz gdzieś ból, trochę wymiękną. Może dadzą spokój. Właśnie wtedy, powalając we wściekłym szale swoim małym jeszcze ciałem dorosłego maga, przykułem uwagę Macarova. W pierwszej chwili myślałem, że mnie pochwali za moje umiejętności, ale on podszedł i dał mi porządny ochrzan. – Zachichotał. – „Jeśli nie potrafisz używać swojej mocy, to nawet nie próbuj nikomu nią pomagać!” Krzyczał tak na całe miasto z dobrą godzinę pokazując mi jakie zniszczenia to wyrządziło.
- Niewiele się chyba zmieniło, co? – Przerwała mu Lucy z delikatnym uśmiechem wypisanym na twarzy. Natsu podrapał się z tyłu głowy.
- Możliwe… - Opuścił rękę. – Spędziłem dużo czasu na treningach z Erzą oraz na bójkach z Grayem. Wtedy uważałem to za najgorsze co w życiu mnie spotkało, te wszystkie ćwiczenia były męczące i zawsze wracałem poobijany. Jednak nie przestawałem, bo widać było efekty. Z biegiem czasu sądzę, że ten etap był jednym z ważniejszych w mim życiu. Przyciągałem wszystkich zwykłym uśmiechem i nikt nie uciekał ode mnie z krzykiem. Wszyscy w gildii byli na swój własny sposób wyjątkowi. Wszyscy mieli własne moce, jedna bardziej przerażające, drugie mniej. Na samą myśl o Mirze, czuje ciarki.
- Mira? Nasza uśmiechnięta Mira? Ona miałaby być przerażająca? Mówimy o tej samej Mirze? – Zdumiała się blondynka. Natsu kiwnął głową. – Tak, a najgorzej było kiedy kłóciła się z Erzą! Ona… - Zatrzymał się na chwilę, chyba właśnie wchodzili na trudniejsze tory. – Oni… - Poprawił. – Pojawili się rok później. Mira, Elfman i… Lissana. Ich rodzice umarli i nie mieli gdzie się podziać, dlatego wstąpili do Fairy Tail. Kiedy zobaczyłem ją po raz pierwszy, miała jakąś dziwną siłę wewnątrz… Zorientowałem się, że mamy ze sobą wiele wspólnego. Ona po stracie rodziców nie płakała, nie kuliła się ze strachu, tylko szczerze się uśmiechała. Wszyscy ją zaakceptowali jako nowego członka rodziny, nawet ja. Chciałem ją chronić, ale im więcej z nią przebywałem okazywało się, że to ona chroniła mnie. Gdy spędzaliśmy razem czas, na zwykłych zabawach, jak to dzieci. Często wchodziliśmy wtedy do lasu obok Magnolii, wiele razy używała swojej mocy i pomagała mi kiedy spadałem z drzew, albo gdy musieliśmy uciekać. Tylko raz mogłem się wykazać i kiedy jej orientacja w teranie zawiodła, z łatwością odnalazłem ją w mglistym lesie. Obiecałem jej wtedy, że zawsze kiedy zniknie będę jej szukał, aż do skutku. Właśnie wtedy, w trakcie tych wypadów znaleźliśmy jajko z którego wykluł się Happy. Oczywiście, było wiele błędów. Na początku nie wiedziałem kompletnie nic o opiece nad drugim człowiekiem, a co dopiero nad jajkiem. Gdyby nie ona, Happy przeze mnie mógłby się stać przedwcześnie grzanką. Już wtedy bawiła się, że jesteśmy prawie jak małżeństwo. – Z początku Lucy radziła sobie całkiem nieźle, ale po tych słowach położyła czoło na kolanach. Ona się chyba nie bawiła, pomyślała. – Lissana potrafiła zatroszczyć się o siebie, a przy tym o innych. Zawsze ją przez to podziwiałem. I to wszystko trwało, znaleźliśmy wspólne miejsce, gdzie zbudowaliśmy coś w rodzaju domu. Zawsze tam chodziła kiedy kłóciła się z siostrą. – Westchnął. – Była miła, ale czasem zdarzało jej się wybuchnąć złością, jak każdemu. Nie były to jakieś poważne kłótnie, głównie o błahostki, jednak za każdym razem gdy ją widziałem w tym miejscu płakała. Płakała wpatrując się w zachód słońca. – Jego palce zacisnęły się w twardą pięść. W tym momencie musiał rozdrapywać świeże rany. Przecież to nie wydarzyło się wieki temu. Rok, minął ledwie rok. – Nie wiedzieć kiedy i po co przyjechało wojsko… I zabrali ją… - W jego chichocie dało się wyczuć bezradność, sam prawdopodobnie nie mógł uwierzyć w abstrakcyjność tej sytuacji. – Tak po prostu… Niby się gdzieś zapisała, ale ona zaprzeczała. Chciałem jej pomóc… - Powiedział, Lucy słysząc, że jego głos się lekko załamuje spojrzała na jego twarz. Otworzyła szerzej oczy ze zdumienia, jego poważna mina nie wykazywała żadnych emocji, jednak po policzku spływały mokre krople. – Uśpili mnie tak szybko, a ostatnie co widziałem zanim wszystko pokrył mrok to jej przerażona i błagająca o ratunek twarz. – Zakończył opowieść nie ruszając się. Spoglądał na wciąż ciemne niebo na którym lśniły gwiazdy, które podobnie jak ludzkie życie, gasły. Lucy złapała się za serce, nie wiedziała, że chłopak tyle w sobie trzymał.
- Ty płaczesz? – Zapytała, tak jakby nie mogąc znaleźć innego tematu do rozmowy. Od bicia serca cały świat wydawał jej się kręcić. Natsu uśmiechnął się zasłaniając oczy ręką.
- Nie… To tylko mokra interpretacja życiowych wydarzeń. – Zaśmiał się. Zacisnął usta, które zaczęły drżeć. – Wygląda na to, że nawet potwory płaczą. – Heartfilia nieśmiało wyciągnęła dłoń w jego kierunku i zacisnęła palce na rozgrzanej dłoni smoczego zabójcy. Spojrzeli sobie prosto w oczy.
- Nie jesteś potworem. – Wszystko ją bolało na samą myśl o tym, że chłopak myśli o sobie w ten sposób. Próbowała się uśmiechnąć, ale nie mogła. Nie potrafiła wiedząc, że jej ukochany wylewa łzy za innej. Tak bardzo chciała znać tą historie, myślała, że jest gotowa by ją poznać z perspektywy innej osoby. Jednak to było za wiele, w tym momencie wolałaby ab te wspomnienia zniknęły jak bańka mydlana.
- Przepraszam. – Powiedział otaczając ją ramionami i kładąc głowę na jej ramieniu.
- N-Natsu?! – Jęknęła czując jego oddech. Na jej twarzy pojawiły się jeszcze większe rumieńce. Zaskoczona, szczęśliwa, zdezorientowana, nie potrafiła się odnaleźć w skumulowanych emocjach.
- Wybacz jeśli ci to przeszkadza… - Wymamrotał ledwo słyszalnym tonem. Czy ona umarła? To był sen? Spojrzała kątem oka na ich dłonie, były złączone. – Nie chce by mnie ktoś teraz widział. – Dodał. Nie ważne, zamknęła oczy rozkoszując się chwilą. Chociaż, czy to nie było zbyt egoistyczne z jej strony? Cieszyć się z takiej sytuacji… Nagle poczuła ruch. Natsu wyprostował się, ale nie puszczał jej dłoni. Wręcz przeciwnie, może jej się wydawało, ale zacisnął ją jeszcze mocniej, tak jakby się bał, że ona też zniknie.
- Hej Luce… Znasz się na gwiazdozbiorach prawda?
- Tak, znaczy… znam ich wiele… ale nie wszystkie. – Wiatr ponownie zabawił się i włosy dwójki magów zaczęły tańczyć na wietrze. Natsu pokiwał głową i zaczął rysować jakiś kształt na niebie.
- Nie o to chodzi. – Powiedział pokazując jej przy tym swój łobuziarski uśmiech, który tak uwielbiała. – Najpiękniejsze są konstelacje stworzone przez nas samych, za pomocą własnej wyobraźni. – Jego słowa po raz kolejny wprawiły dziewczynę w osłupienie. Skierowała wzrok na niebo, w które tak z utęsknieniem cały czas spoglądał.
- A ty co widzisz? – Zapytała.
- Hamburgera i frytki. – Odpowiedział zamyślony, po chwili dało się usłyszeć jego burczenie z brzucha. Lucy westchnęła, czegoś można się spodziewać po Natsu? Na pewno nie romantycznego nastroju z przyjaciółką. Tak, przyjaciółką. Zaśmiała się.
W tym samym czasie z okna wyglądała Charl, dokładnie obserwowała jej każdy ruch i zachowanie. Zacisnęła pięści, kiedy nie zobaczyła żadnego pocałunku.
- Co ona wyrabia... – Warknęła. – Jeśli wróci tutaj i dowiem się, że nie powiedziała mu o swoich uczuciach to ją skopie. – Powiedziała do siebie bawiąc się jednym z trzech kolczyków w lewym uchu. Z Lucy dało się czytać jak z otwartej książki i to nie było wcale tajemnicą, że lubi Natsu. Wszyscy wiedzieli, oprócz siedzącej na zewnątrz dwójki.
- Kogo skopiesz? – Zapytał nagle Sting i kładąć ręce na jej głowie wyjrzał przez okno. Zobaczył blondynkę siedzącą wraz z Dragneelem przy moście. Zagwizdał z uznaniem. – A to już wszystko jasne. – Charl odsunęła się od niego jak poparzona. Kiedy on właściwie zdążył wejść na jej łóżko? Nawet tego nie zauważyła. Blondyn, w przeciwieństwie do niej siedział spokojnie i ciągle spoglądał przez okno.
- Po za tym… Czy ty nie powinnaś zająć się swoimi sprawami? – Powiedział po chwili, bardziej do siebie niż do niej i gdy się zorientował, że ona to słyszała zatkał usta. Charl uniosła jedną brew do góry.
- Nic. – Westchnął i położył się na jednej stronie łóżka. Ta odpowiedź jej nie zaspokoiła i z ciekawością wypisaną na trupio bladej twarzy zaczęła szarpać śpiącym chłopakiem we wszystkie strony.
- Sting noo… - Mruknęła z niezadowoleniem i nadymała policzki. – Po za tym to moje wyrko. – Dodała widząc jak ten rozpycha się i nie mogła położyć się inaczej niż wtulona w niego i jego ręką jako poduszką. – Nienawidzę cię. – Szepnęła mając nadzieje, że chłopak nie udaje i podciągnęła kołdrę na głowę by ukryć czerwoną twarz. Jednak miała pecha bo ten wszystko widział i słyszał. Mimowolnie zarumienił się i zakrył twarz wolną ręką. Czy ona zawsze była tak strasznie słodka?
♦-♦-♦-♦-♦-♦
Krótko, bo starałam się dodać to dzisiaj ;-;
Michael: I to szybkie łączenie zdań od 20... Wybaczcie jej, ona nie umie się skupić na jednej rzeczy.
Nie prawda!
Michael: "Kurcze, synonim słowa smutek?...sprawdzę.. o ktoś na fb napisał! O playlista się skończyła..." Twoje słowa.
No dobra, nie umiem.
Michael: Dobra, dobra... wiem, że chciałaś jeszcze dopisać wiele rzeczy ale chciałaś to wrzucić jeszcze dzisiaj.
Smutno mi ;-; Gdzie wredny Michael...
Michael: Umarł wraz z przeziębieniem.
LUDZIE NIE UMIERAJĄ NA PRZEZIĘBIENIE. OGARNIJ SIĘ I MÓW MI JAKA TO JA JESTEM BEZNADZIEJNA ._____.
Michael:... I Ty się wypierasz kiedy mówię, że jesteś masochistką.
- Dzisiaj. – Uparła się. Był już gotów na długą kłótnie na ten temat, jednak gdy tylko spojrzał w jej czekoladowe i pełne determinacji oczy wiedział, że to nie ma sensu. Odwrócił się i usiadł na krawędzi drogi. Ze spokojem wpatrywał się w wodę w kanale. Lucy nabrała powietrza w płuca. Jej klatka piersiowa delikatnie uniosła się do góry, by po chwili powoli opaść. Usiadła obok niego, podkulając nogi po samą brodę. Widziała w oczach Dragneela wielki smutek. Zagryzła dolną wargę, była przygotowana, musiała być.
- Cóż… Od czego by tu zacząć. – Zamyślił się.
- Najlepiej od początku. – Powiedziała kryjąc całą rozpacz, która ją teraz ogarniała.
- W Fairy Tail pojawiłem się kilka dni po tym jak Igneel gdzieś odleciał. Przed tym jednak wszyscy, gdy tylko mnie widzieli krzyczeli coś w stylu „potwór!” i uciekali jak najdalej. Wszędzie gdzie się nie ruszyłem musiałem swoją frustracje wyładować na jakimś przedmiocie lub w najgorszym wypadku przestępcy, którego spotkałem. Jednak w tamtym czasie nie panowałem nad swoją mocą. – Spojrzał na swoją dłoń, całą podrapaną i pełną od ran. – Dalej nie wiem czy panuje. W ten sposób odkryłem, że lubię to uczucie, to moralnie usprawiedliwione, gorące uczucie zwycięstwa w walce o coś, co uważałem za słuszną sprawę. Nie bałem się tej odrobiny bólu, co w walce daje ogromną przewagę. Powiedźmy sobie otwarcie, większość ludzi nie lubi cierpieć, więc jeśli pokażesz im, że masz gdzieś ból, trochę wymiękną. Może dadzą spokój. Właśnie wtedy, powalając we wściekłym szale swoim małym jeszcze ciałem dorosłego maga, przykułem uwagę Macarova. W pierwszej chwili myślałem, że mnie pochwali za moje umiejętności, ale on podszedł i dał mi porządny ochrzan. – Zachichotał. – „Jeśli nie potrafisz używać swojej mocy, to nawet nie próbuj nikomu nią pomagać!” Krzyczał tak na całe miasto z dobrą godzinę pokazując mi jakie zniszczenia to wyrządziło.
- Niewiele się chyba zmieniło, co? – Przerwała mu Lucy z delikatnym uśmiechem wypisanym na twarzy. Natsu podrapał się z tyłu głowy.
- Możliwe… - Opuścił rękę. – Spędziłem dużo czasu na treningach z Erzą oraz na bójkach z Grayem. Wtedy uważałem to za najgorsze co w życiu mnie spotkało, te wszystkie ćwiczenia były męczące i zawsze wracałem poobijany. Jednak nie przestawałem, bo widać było efekty. Z biegiem czasu sądzę, że ten etap był jednym z ważniejszych w mim życiu. Przyciągałem wszystkich zwykłym uśmiechem i nikt nie uciekał ode mnie z krzykiem. Wszyscy w gildii byli na swój własny sposób wyjątkowi. Wszyscy mieli własne moce, jedna bardziej przerażające, drugie mniej. Na samą myśl o Mirze, czuje ciarki.
- Mira? Nasza uśmiechnięta Mira? Ona miałaby być przerażająca? Mówimy o tej samej Mirze? – Zdumiała się blondynka. Natsu kiwnął głową. – Tak, a najgorzej było kiedy kłóciła się z Erzą! Ona… - Zatrzymał się na chwilę, chyba właśnie wchodzili na trudniejsze tory. – Oni… - Poprawił. – Pojawili się rok później. Mira, Elfman i… Lissana. Ich rodzice umarli i nie mieli gdzie się podziać, dlatego wstąpili do Fairy Tail. Kiedy zobaczyłem ją po raz pierwszy, miała jakąś dziwną siłę wewnątrz… Zorientowałem się, że mamy ze sobą wiele wspólnego. Ona po stracie rodziców nie płakała, nie kuliła się ze strachu, tylko szczerze się uśmiechała. Wszyscy ją zaakceptowali jako nowego członka rodziny, nawet ja. Chciałem ją chronić, ale im więcej z nią przebywałem okazywało się, że to ona chroniła mnie. Gdy spędzaliśmy razem czas, na zwykłych zabawach, jak to dzieci. Często wchodziliśmy wtedy do lasu obok Magnolii, wiele razy używała swojej mocy i pomagała mi kiedy spadałem z drzew, albo gdy musieliśmy uciekać. Tylko raz mogłem się wykazać i kiedy jej orientacja w teranie zawiodła, z łatwością odnalazłem ją w mglistym lesie. Obiecałem jej wtedy, że zawsze kiedy zniknie będę jej szukał, aż do skutku. Właśnie wtedy, w trakcie tych wypadów znaleźliśmy jajko z którego wykluł się Happy. Oczywiście, było wiele błędów. Na początku nie wiedziałem kompletnie nic o opiece nad drugim człowiekiem, a co dopiero nad jajkiem. Gdyby nie ona, Happy przeze mnie mógłby się stać przedwcześnie grzanką. Już wtedy bawiła się, że jesteśmy prawie jak małżeństwo. – Z początku Lucy radziła sobie całkiem nieźle, ale po tych słowach położyła czoło na kolanach. Ona się chyba nie bawiła, pomyślała. – Lissana potrafiła zatroszczyć się o siebie, a przy tym o innych. Zawsze ją przez to podziwiałem. I to wszystko trwało, znaleźliśmy wspólne miejsce, gdzie zbudowaliśmy coś w rodzaju domu. Zawsze tam chodziła kiedy kłóciła się z siostrą. – Westchnął. – Była miła, ale czasem zdarzało jej się wybuchnąć złością, jak każdemu. Nie były to jakieś poważne kłótnie, głównie o błahostki, jednak za każdym razem gdy ją widziałem w tym miejscu płakała. Płakała wpatrując się w zachód słońca. – Jego palce zacisnęły się w twardą pięść. W tym momencie musiał rozdrapywać świeże rany. Przecież to nie wydarzyło się wieki temu. Rok, minął ledwie rok. – Nie wiedzieć kiedy i po co przyjechało wojsko… I zabrali ją… - W jego chichocie dało się wyczuć bezradność, sam prawdopodobnie nie mógł uwierzyć w abstrakcyjność tej sytuacji. – Tak po prostu… Niby się gdzieś zapisała, ale ona zaprzeczała. Chciałem jej pomóc… - Powiedział, Lucy słysząc, że jego głos się lekko załamuje spojrzała na jego twarz. Otworzyła szerzej oczy ze zdumienia, jego poważna mina nie wykazywała żadnych emocji, jednak po policzku spływały mokre krople. – Uśpili mnie tak szybko, a ostatnie co widziałem zanim wszystko pokrył mrok to jej przerażona i błagająca o ratunek twarz. – Zakończył opowieść nie ruszając się. Spoglądał na wciąż ciemne niebo na którym lśniły gwiazdy, które podobnie jak ludzkie życie, gasły. Lucy złapała się za serce, nie wiedziała, że chłopak tyle w sobie trzymał.
- Ty płaczesz? – Zapytała, tak jakby nie mogąc znaleźć innego tematu do rozmowy. Od bicia serca cały świat wydawał jej się kręcić. Natsu uśmiechnął się zasłaniając oczy ręką.
- Nie… To tylko mokra interpretacja życiowych wydarzeń. – Zaśmiał się. Zacisnął usta, które zaczęły drżeć. – Wygląda na to, że nawet potwory płaczą. – Heartfilia nieśmiało wyciągnęła dłoń w jego kierunku i zacisnęła palce na rozgrzanej dłoni smoczego zabójcy. Spojrzeli sobie prosto w oczy.
- Nie jesteś potworem. – Wszystko ją bolało na samą myśl o tym, że chłopak myśli o sobie w ten sposób. Próbowała się uśmiechnąć, ale nie mogła. Nie potrafiła wiedząc, że jej ukochany wylewa łzy za innej. Tak bardzo chciała znać tą historie, myślała, że jest gotowa by ją poznać z perspektywy innej osoby. Jednak to było za wiele, w tym momencie wolałaby ab te wspomnienia zniknęły jak bańka mydlana.
- Przepraszam. – Powiedział otaczając ją ramionami i kładąc głowę na jej ramieniu.
- N-Natsu?! – Jęknęła czując jego oddech. Na jej twarzy pojawiły się jeszcze większe rumieńce. Zaskoczona, szczęśliwa, zdezorientowana, nie potrafiła się odnaleźć w skumulowanych emocjach.
- Wybacz jeśli ci to przeszkadza… - Wymamrotał ledwo słyszalnym tonem. Czy ona umarła? To był sen? Spojrzała kątem oka na ich dłonie, były złączone. – Nie chce by mnie ktoś teraz widział. – Dodał. Nie ważne, zamknęła oczy rozkoszując się chwilą. Chociaż, czy to nie było zbyt egoistyczne z jej strony? Cieszyć się z takiej sytuacji… Nagle poczuła ruch. Natsu wyprostował się, ale nie puszczał jej dłoni. Wręcz przeciwnie, może jej się wydawało, ale zacisnął ją jeszcze mocniej, tak jakby się bał, że ona też zniknie.
- Hej Luce… Znasz się na gwiazdozbiorach prawda?
- Tak, znaczy… znam ich wiele… ale nie wszystkie. – Wiatr ponownie zabawił się i włosy dwójki magów zaczęły tańczyć na wietrze. Natsu pokiwał głową i zaczął rysować jakiś kształt na niebie.
- Nie o to chodzi. – Powiedział pokazując jej przy tym swój łobuziarski uśmiech, który tak uwielbiała. – Najpiękniejsze są konstelacje stworzone przez nas samych, za pomocą własnej wyobraźni. – Jego słowa po raz kolejny wprawiły dziewczynę w osłupienie. Skierowała wzrok na niebo, w które tak z utęsknieniem cały czas spoglądał.
- A ty co widzisz? – Zapytała.
- Hamburgera i frytki. – Odpowiedział zamyślony, po chwili dało się usłyszeć jego burczenie z brzucha. Lucy westchnęła, czegoś można się spodziewać po Natsu? Na pewno nie romantycznego nastroju z przyjaciółką. Tak, przyjaciółką. Zaśmiała się.
W tym samym czasie z okna wyglądała Charl, dokładnie obserwowała jej każdy ruch i zachowanie. Zacisnęła pięści, kiedy nie zobaczyła żadnego pocałunku.
- Co ona wyrabia... – Warknęła. – Jeśli wróci tutaj i dowiem się, że nie powiedziała mu o swoich uczuciach to ją skopie. – Powiedziała do siebie bawiąc się jednym z trzech kolczyków w lewym uchu. Z Lucy dało się czytać jak z otwartej książki i to nie było wcale tajemnicą, że lubi Natsu. Wszyscy wiedzieli, oprócz siedzącej na zewnątrz dwójki.
- Kogo skopiesz? – Zapytał nagle Sting i kładąć ręce na jej głowie wyjrzał przez okno. Zobaczył blondynkę siedzącą wraz z Dragneelem przy moście. Zagwizdał z uznaniem. – A to już wszystko jasne. – Charl odsunęła się od niego jak poparzona. Kiedy on właściwie zdążył wejść na jej łóżko? Nawet tego nie zauważyła. Blondyn, w przeciwieństwie do niej siedział spokojnie i ciągle spoglądał przez okno.
- Po za tym… Czy ty nie powinnaś zająć się swoimi sprawami? – Powiedział po chwili, bardziej do siebie niż do niej i gdy się zorientował, że ona to słyszała zatkał usta. Charl uniosła jedną brew do góry.
- Nic. – Westchnął i położył się na jednej stronie łóżka. Ta odpowiedź jej nie zaspokoiła i z ciekawością wypisaną na trupio bladej twarzy zaczęła szarpać śpiącym chłopakiem we wszystkie strony.
- Sting noo… - Mruknęła z niezadowoleniem i nadymała policzki. – Po za tym to moje wyrko. – Dodała widząc jak ten rozpycha się i nie mogła położyć się inaczej niż wtulona w niego i jego ręką jako poduszką. – Nienawidzę cię. – Szepnęła mając nadzieje, że chłopak nie udaje i podciągnęła kołdrę na głowę by ukryć czerwoną twarz. Jednak miała pecha bo ten wszystko widział i słyszał. Mimowolnie zarumienił się i zakrył twarz wolną ręką. Czy ona zawsze była tak strasznie słodka?
♦-♦-♦-♦-♦-♦
Krótko, bo starałam się dodać to dzisiaj ;-;
Michael: I to szybkie łączenie zdań od 20... Wybaczcie jej, ona nie umie się skupić na jednej rzeczy.
Nie prawda!
Michael: "Kurcze, synonim słowa smutek?...sprawdzę.. o ktoś na fb napisał! O playlista się skończyła..." Twoje słowa.
No dobra, nie umiem.
Michael: Dobra, dobra... wiem, że chciałaś jeszcze dopisać wiele rzeczy ale chciałaś to wrzucić jeszcze dzisiaj.
Smutno mi ;-; Gdzie wredny Michael...
Michael: Umarł wraz z przeziębieniem.
LUDZIE NIE UMIERAJĄ NA PRZEZIĘBIENIE. OGARNIJ SIĘ I MÓW MI JAKA TO JA JESTEM BEZNADZIEJNA ._____.
Michael:... I Ty się wypierasz kiedy mówię, że jesteś masochistką.
Tyle romantycznych momentów >////<
OdpowiedzUsuńA niech Sting i Charl obudzą się wtuleni w siebie... *na samą myśl nosebleed*
To byłby szczyt moich marzeń... *o*
Jutro też będzie rozdział? ^^ Mam nadzieję, że również taki fajny...
Humoru do rozdziału życzę!
Będzie, będzie :P
UsuńPostaram się dodać w okolicach 14 - 16 ^^
Kyaaaaa
OdpowiedzUsuńJeju, czemu te wszystkie słodkie momenty tak cudnie ci wychodzą?
Ale boję się, co kiedy Natsu dowie się, że zniknięcie Lissany to wina Lucy?
(Tu mam nadzieję, że będzie chciała wszystko naprawić i jakoś znajdzie się w Edolas po Lisannę i Lokiego)
Sting i Charl <3
Kiedy oni w końcu będą razem? ;-;
Przepraszam, ale jak skopać to was przy okazji też XD
Rozdział świetny, jak zwykle. <3
Życzę weny i serdecznie Cię pozdrawiam. <3
Ciesze się, że Ci się podoba ^^
UsuńNie lubię zbyt wcześnie łączyć postaci bez paru(nastu) problemów po drodze, taki mały sadysta ;-;
Dziękuję za wenę, przyda się <3
Ooooo kawaii, narawdę, niestety nie mam siły komentować a bardzo, bo męczący dzień i ta godzina, al dodam jeszcze że rozdział przecudny i trochę smutny, bo boję się co może wpaść tej głupiej blondynce do głowy, jak ucieknie, to ojj, będe zła. Mam nadzieję że nie masz mi za złe że taki krótki ten koment, ale poprostu nie mam siły (ach, te wymówki). No cóż, jeszcze raz chwalę rozdział, pozdrawiam i ślę wenkę :*
OdpowiedzUsuńAwww.... Takie cudo!! Natsu i Lucy <3 ciekawe, co się stanie, jak Natsuś się dowie o ttym, że to przez Luśke nie ma Lissany...
OdpowiedzUsuńNo i jeszcze Charl i Stinguś <3 rozpływam się... Nie mogę sie doczekać akcji, która będzie rano u Charl i Stingusia.... Bo będzie jakaś??
Ślę wenki i pozdrawiam c: