- Masz się uczyć, a nie zajmować głupotami jak zabawa! –
Słowa ojca odbijały się echem w mojej głowie i chodziły za mną jak cień przez
całe życie. Siedziałam właśnie na schodach jego biura w Shirotsume.
Nienawidziłam tego, zawsze gdzieś mnie ze sobą ciągał bym się uczyła, ale ja
wolałam znaleźć przyjaciół. Odchyliłam delikatnie drzwi. Ojciec był jeszcze w
trakcie rozmowy z Dukem Everlue, dziwnym i strasznym politykiem. Dokładnie
obserwowałam każdą kroplę potu na jego czole i najmniejszy ruch grdyki, gdy
nerwowo przełykał ślinę. Ojciec był szanowany przez większość ludzi i podobno
interesy z nim zawsze wychodziły pomyślnie. Jednak czy to był tak wielki powód
by się stresować? Machnęłam głową i wstałam z zimnych schodów. Miasteczko było
małe więc nie było opcji, bym się zgubiła. Powinnam się cieszyć, że pozwolił mi w ogóle wyjść. Pogoda była dzisiaj piękna. Szkoda, że on nigdy tego nie dostrzegał. On
nie dostrzegał niczego oprócz tych przeklętych papierów i pieniędzy. Nawet
mnie, nawet mamy. To mnie naprawdę wkurzało, ale co mogłam zrobić,
przecież miałam jedynie dziesięć lat. Zakręciłam w kolejną ścieżkę i
odskoczyłam kiedy jakiś powóz przejechał obok, prawie mnie rozjeżdżając. Na
mojej sukience zostało trochę pyłu, który bez problemu strzepałam. Mama zawsze
uwielbiała ubierać mnie w długie i słodkie, według niej, stroje. Ja za to
wolałam krótkie spódniczki, by spokojnie biegać. Jednak nie kłóciłam się, nie
mogłam. Chciałam by się uśmiechała, była wtedy taka ładna! Zawsze ją
podziwiałam, to jak wyglądała i jak się zachowywała, nie denerwowała się nawet
przy ojcu. Prawdziwa księżniczka, pomyślałam. Skręciłam w kolejne miejsce,
pachniało kwiatami. Jakaś pani miała sklep z nimi. Podbiegłam z gwiazdkami w
oczach. Uwielbiałam piękne rośliny i do tego tak wspaniale pachnące. Za każdym
razem, gdy musiałam się uczyć ekonomii, spoglądałam przez okna na ogród
otaczający posiadłość. Nigdy nie rozumiałam co takiego fajnego jest w ciągłej
pracy. Pieniądze, szacunek wśród mieszkańców miasta, status społeczny? Jeśli
nauka ekonomii miała mi pomóc w tym, że ludzie tak jak Duke, będą się pocić ze
strachu na sam mój widok, to nie chciałam jej nawet widzieć. Wolałam czytać
książki o magach, takich jak ja i mama. Gwiezdne duchy były takie piękne, ale
ojciec nie pozwalał mi o nich wspominać. Kiedyś naprawdę, przyzwę mu Aquarius
do wanny. Zaśmiałam się na samą myśl. Starsza sprzedawczyni popatrzyła na mnie
troskliwym wzrokiem. Chyba musiało ją urzec moje zachowanie wobec kwiatów.
Złapała za specjalne nożyczki i odcięła mi najpiękniejszego, którego właśnie w
tej chwili wąchałam. Byłam szczęśliwa, ta pani była naprawdę miła. Z moim
pięknym kwiatem, który praktycznie nie miał koloru, tylko połyskiwał srebrem,
ruszyłam dalej. Miasto naprawdę było małe, ale za to niesamowicie zaludnione i
wypełnione sklepami. Przechodząc obok piekarni, z której czułam przyjemny
zapach świeżego chleba, wyjęłam z małej torebeczki na boku mój skarb. Srebrna łuska,
tak samo jak kwiat połyskiwała w świetle. To było piękne. Wtedy właśnie
przypomniały mi się słowa Lokiego, schowałam łuskę z powrotem do torebki. Mój
przyjaciel powiedział, że powinnam to trzymać bezpiecznie. Jedyny przyjaciel.
To było trochę smutne. Loki był duchem i mimo wszystko był o wiele starszy ode
mnie. Nie przeszkadzało mi to w żadnym wypadku! Po prostu, chciałam mieć kogoś
w moim wieku. Po za tym, mój ojciec nie pozwalał Lokiemu chodzić po domu bez
wyraźnego powodu. Gdy stanę się dorosła będę przyzywać go cały czas! Jednak
teraz nie był ten moment i musiałam spełnić to małe marzenie. Nie chciałam setki
osób, chciałam jednej, która by mnie wysłuchała i by się pobawiła bez zwracania
uwagi na to kim jestem. Dalej dziewczyno, dasz radę. Uśmiechnęłam się w stronę
słońca i zaczęłam się rozglądać. Dopiero po dokładnym przeczesaniu terenu
wzrokiem zauważyłam grupkę dzieci w moim wieku. Zaczęłam biec w ich stronę.
Było to trzech chłopaków, który widząc mnie zrobili niewyraźne miny. I właśnie
wtedy przypomniałam sobie, że mam długą sukienkę. Pociągnęłam za materiał i
wywróciłam się na twarz tuż przed nimi, rozrywając przy tym ubranie. Cała
obolała podniosłam lekko głowę i zobaczyłam jak cała trójka się ze mnie śmieje.
Zebrało mi się na łzy, ale pociągnęłam nosem i powoli wstałam.
- Hej, chcecie zostać moimi przyjaciółmi? – Zapytałam jakby nigdy nic. Czy w taki właśnie sposób się to robiło? Właśnie tak się rozmawiało z innymi? Może najpierw powinnam się przedstawić? Ahhh... Tych rzeczy nie było w książce do ekonomii! Spojrzeli na mnie od góry do dołu.
- Kto chciałby się bawić z dziewczyną. – Odpowiedział najwyższy z nich wszystkich i uciekli pokazując języki. Otworzyłam szerzej oczy i spojrzałam na swoje ręce. Czyli to było ważne? A może uznali mnie za nudną i tak tylko powiedzieli? Zacisnęłam pięści. Jeśli myśleli, że mnie spławili, to źle myśleli! Ruszyłam za nimi jak rakieta i znalazłam ich dopiero przed wejściem do miasta, bawili się kijami na jakiejś polanie. Zmęczona zgięłam się w pół i zaczęłam dyszeć. Poczułam ich wzrok na sobie.
- Łazisz za nami? – Warknął najniższy chłopak. Wyprostowałam się i zaczesałam włosy za uszy.
- Proszę, pozwólcie mi się z wami bawić! – Oznajmiłam dumnie, ale i trochę zawstydzona. Średni chłopak rzucił w moją stronę kij, który niezręcznie złapałam. Swój natomiast wyciągnął w moim kierunku.
- Skoro tak bardzo chcesz, to mnie pokonaj. – Uśmiechnął się zadziornie. – Tylko ostrzegam, żadnych forów. – Kiwnęłam głową i drżącymi rękami wyciągnęłam kij przed siebie. Chłopak zaatakował nagle, a ja zamknęłam oczy i cicho pisnęłam ze strachu. Podbiegł on do mnie i najzwyklej w świecie podciął mi nogi przez co się przewróciłam. Po chwili uderzył kijem tuż obok mojej głowy. Słyszałam jak jego koledzy wiją się ze śmiechu. – Serio jesteś słaba. – Skomentował i cofnął się. – A teraz idź sobie. Nie chcemy tu dziewczyn. – Warknął i odwrócił się do mnie plecami. Usiadłam z powrotem na piasku. Moja sukienka była zdecydowanie w opłakanym stanie. Zmarszczyłam brwi. Ojciec mnie zabije jeśli mu się tak pokaże.
- Jeszcze raz! – Krzyknęłam. Nie mogłam się poddać. Za daleko już zaszłam by zdobyć ich jako przyjaciół. Nigdy w życiu nie walczyłam, ale nie mogłam tak łatwo odpuścić. Chłopak przewrócił oczami i po raz kolejny wyciągnął do przodu kij. Wstałam z drżącymi jeszcze nogami i uniosłam broń.
- Okej, tylko tym razem się nie powstrzymam. I jak coś to nie rycz, że cię boli. - Kiwnęłam głową. Tym razem nie zamykałam oczu. Ruszyłam pierwsza, mocno się zamachując. Zaskoczyło go to, ale zdążył odskoczyć i kolejny raz uderzył mnie w nogę. To bardzo bolało i upadłam puszczając kij, który potoczył się dość daleko. Chłopak, tak jak mówił się nie powstrzymywał i poczułam kopnięcie jego nogi o mój bok. Krzyknęłam. Następnie mocno uderzył mnie kijem po plecach. Przeszywający ból nie pozwalał mi się ruszyć. Bałam się i trzęsłam. Po moich policzkach zaczęły płynąć rzeki łez. Niech przestaną, zacisnęłam pięści. Niech mi ktoś pomoże, jęknęłam w myślach. Ciągle się śmiali i jak kaci stali nade mną i bili mnie najmocniej jak tylko potrafili. Skuliłam się osłaniając głowę.
- A może tak dla odmiany to ja cię zdzielę tym patykiem, he? – Warknął nieznany mi głos, wszyscy przestali się śmiać.
- Spadajmy, to on! – Krzyknął walczący ze mną chłopak i natychmiast uciekli. Otworzyłam powoli oczy. Byłam już bezpieczna? A może było gorzej, skoro tamci uciekli? Zaczęłam się trząść jeszcze bardziej.
- Nic ci nie jest? – Zapytał chłopiec, podniosłam powoli poobijaną głowę do góry. Wyciągał do mnie rękę. Ah, on nie mógł być zły. Jego oczy połyskiwały identycznie co łuska i kwiat. Były piękne.
- Jak się nazywasz? – Po raz kolejny zadał pytanie kiedy przyjęłam pomoc. Czułam w ustach metaliczny smak krwi wymieszany ze słonymi łzami, które do tej pory błyszczały na mojej przerażonej twarzy.
- Lucy. – Wyszeptałam zniekształconym głosem.
- Hej, chcecie zostać moimi przyjaciółmi? – Zapytałam jakby nigdy nic. Czy w taki właśnie sposób się to robiło? Właśnie tak się rozmawiało z innymi? Może najpierw powinnam się przedstawić? Ahhh... Tych rzeczy nie było w książce do ekonomii! Spojrzeli na mnie od góry do dołu.
- Kto chciałby się bawić z dziewczyną. – Odpowiedział najwyższy z nich wszystkich i uciekli pokazując języki. Otworzyłam szerzej oczy i spojrzałam na swoje ręce. Czyli to było ważne? A może uznali mnie za nudną i tak tylko powiedzieli? Zacisnęłam pięści. Jeśli myśleli, że mnie spławili, to źle myśleli! Ruszyłam za nimi jak rakieta i znalazłam ich dopiero przed wejściem do miasta, bawili się kijami na jakiejś polanie. Zmęczona zgięłam się w pół i zaczęłam dyszeć. Poczułam ich wzrok na sobie.
- Łazisz za nami? – Warknął najniższy chłopak. Wyprostowałam się i zaczesałam włosy za uszy.
- Proszę, pozwólcie mi się z wami bawić! – Oznajmiłam dumnie, ale i trochę zawstydzona. Średni chłopak rzucił w moją stronę kij, który niezręcznie złapałam. Swój natomiast wyciągnął w moim kierunku.
- Skoro tak bardzo chcesz, to mnie pokonaj. – Uśmiechnął się zadziornie. – Tylko ostrzegam, żadnych forów. – Kiwnęłam głową i drżącymi rękami wyciągnęłam kij przed siebie. Chłopak zaatakował nagle, a ja zamknęłam oczy i cicho pisnęłam ze strachu. Podbiegł on do mnie i najzwyklej w świecie podciął mi nogi przez co się przewróciłam. Po chwili uderzył kijem tuż obok mojej głowy. Słyszałam jak jego koledzy wiją się ze śmiechu. – Serio jesteś słaba. – Skomentował i cofnął się. – A teraz idź sobie. Nie chcemy tu dziewczyn. – Warknął i odwrócił się do mnie plecami. Usiadłam z powrotem na piasku. Moja sukienka była zdecydowanie w opłakanym stanie. Zmarszczyłam brwi. Ojciec mnie zabije jeśli mu się tak pokaże.
- Jeszcze raz! – Krzyknęłam. Nie mogłam się poddać. Za daleko już zaszłam by zdobyć ich jako przyjaciół. Nigdy w życiu nie walczyłam, ale nie mogłam tak łatwo odpuścić. Chłopak przewrócił oczami i po raz kolejny wyciągnął do przodu kij. Wstałam z drżącymi jeszcze nogami i uniosłam broń.
- Okej, tylko tym razem się nie powstrzymam. I jak coś to nie rycz, że cię boli. - Kiwnęłam głową. Tym razem nie zamykałam oczu. Ruszyłam pierwsza, mocno się zamachując. Zaskoczyło go to, ale zdążył odskoczyć i kolejny raz uderzył mnie w nogę. To bardzo bolało i upadłam puszczając kij, który potoczył się dość daleko. Chłopak, tak jak mówił się nie powstrzymywał i poczułam kopnięcie jego nogi o mój bok. Krzyknęłam. Następnie mocno uderzył mnie kijem po plecach. Przeszywający ból nie pozwalał mi się ruszyć. Bałam się i trzęsłam. Po moich policzkach zaczęły płynąć rzeki łez. Niech przestaną, zacisnęłam pięści. Niech mi ktoś pomoże, jęknęłam w myślach. Ciągle się śmiali i jak kaci stali nade mną i bili mnie najmocniej jak tylko potrafili. Skuliłam się osłaniając głowę.
- A może tak dla odmiany to ja cię zdzielę tym patykiem, he? – Warknął nieznany mi głos, wszyscy przestali się śmiać.
- Spadajmy, to on! – Krzyknął walczący ze mną chłopak i natychmiast uciekli. Otworzyłam powoli oczy. Byłam już bezpieczna? A może było gorzej, skoro tamci uciekli? Zaczęłam się trząść jeszcze bardziej.
- Nic ci nie jest? – Zapytał chłopiec, podniosłam powoli poobijaną głowę do góry. Wyciągał do mnie rękę. Ah, on nie mógł być zły. Jego oczy połyskiwały identycznie co łuska i kwiat. Były piękne.
- Jak się nazywasz? – Po raz kolejny zadał pytanie kiedy przyjęłam pomoc. Czułam w ustach metaliczny smak krwi wymieszany ze słonymi łzami, które do tej pory błyszczały na mojej przerażonej twarzy.
- Lucy. – Wyszeptałam zniekształconym głosem.
♦-♦-♦
- N-NIE PRAWDA! – Wrzasnęła zeskakując z łóżka i siadając na jego brzuchu. Po chwili łapiąc wszystkie swoje skarby schowała je do szafki. Wszystko wyglądało tak, jakby to wszystko dokładnie zaplanowała. Jej ruchy były szybkie. Czyżby się tego spodziewała?
- Przecież widziałem… - Powiedział z zażenowaniem po ściągnięciu poduszki z twarzy. Charlotte spojrzała na niego z poważnym wyrazem twarzy.
- Więc będziesz musiał umrzeć. – Blondyn udawał, że zamyka oczy po czym ziewnął przeciągając się. - Matko Charl, miałem straszny koszmar… znalazłem pod twoim łóżkiem moje plakaty… mnóstwo plakatów… - Zawiesił się przez chwilę. Dziewczyna zmieniła dłoń w miecz. – Ale to tylko sen. – Uśmiechnął się czując jak ta powoli się przybliża. Jego cichy chichot był przesiąknięty strachem.
- Nie żeby coś. – Powiedziała Lucy odwracając się w ich stronę. – Ale ja tu próbuje spać. – Oznajmiła oschle. Czarnowłosa westchnęła i wdrapała się z powrotem na łóżko. Blondyn pokazał język w stronę Charlotte i znów położył się spać. Lucy odwróciła się na plecy i zaczesała grzywkę zasłaniającą oczy. Słyszała powolne stukanie zegarka. Ciekawe ile jeszcze pozostało do wschodu. Przewróciła głowę, zobaczyła jak Charl leży na boku z wyciągniętą przed siebie ręką zwisającą nad Stingiem. Przymrużyła oczy, by nie zauważył, że mu się przygląda. Widocznie stał przed trudną decyzją, bo parę razy wyciągał dłoń go góry, by złapać dziewczynę, jednak bardzo szybko rezygnował z tego pomysłu. Lucy czuła ogarniające ją szczęście. To naprawdę było urocze w jaki sposób ta dwójka się dogaduje, mimo wszystkiego co przeszli. Nie chcąc zostać przyłapaną odwróciła się na drugi bok. Pomyślała o Natsu. Zagryzła wargę. Byli przyjaciółmi. Przyjaciele się nie całują. Przyjaciele się nie rumienią przy samym dotyku. Serce bolało ją na samą myśl o tym. Ciężko westchnęła i przerwała ciszę w pokoju swoim duszonym szlochem. Nie mogła teraz płakać, wszyscy w tym pokoju mogli ją usłyszeć, czułaby się wtedy bardzo niezręcznie. Nie wytrzymała, zakryła usta i wstając z łóżka ruszyła do przedpokoju. Założyła pierwsze lepsze buty, długi płaszcz i wyszła zamykając za sobą drzwi dla bezpieczeństwa. Szła przed siebie. Czekoladowe tęczówki błyszczały w świetle księżyca, słone łzy płynące rzewnie po jej twarzy oddawały uczucia jakie w tej chwil kłębiły się w jej głowie. Książki o ekonomi by jej nie powiedziały co to. Jednak seria romansideł przeczytanych ostatnio za jednym zamachem na pewno. Cierpiała na chorobę, wymagającą jedynie ciepła drugiej osoby. Miłość była chorobą, uzależnieniem. Jęknęła jeszcze raz kryjąc twarz w dłoniach. Z każdym krokiem powietrze wydawało jej się cięższe.
- Luce? – Drgnęła słysząc znajomy głos. Złapała się za głowę. Najpierw ryczy, a następnie słyszy głosy, popadała chyba w jakąś paranoje. Przecież to nie było możliwe, by w tym samym czasie…
- Miałem racje! Te włosy idzie wszędzie rozpoznać. – Niespodziewanie osoba, przez którą wylewała łzy i wybiegała z domu dla świętego spokoju stanęła przed nią z wielkim uśmiechem. – Coś się stało? – Zapytał bez pytania ocierając jej łzy. Jej wargi zaczęły drżeć. Znowu chciała się rozpłakać jak dziecko. I robił tak za każdym razem. Nie ważne, czy to było sprawdzenie gorączki, czy zwykłe otarcie łez. Nie mogła już zaprzeczać, kochała go. Za wszystkie szczęśliwe chwile, za każde zachowanie, za każdy ratunek, za każdą przelaną łzę. Jednak szczęście wypełniające jej serce minęło tak szybko jak się pojawiło. Nie mogła tego powiedzieć, nie teraz. Nigdy.
- To nic takiego Natsu, naprawdę. – Odpowiedziała nakładając fałszywy uśmiech i ocierając pozostałości łez w jej szklanych oczach. Spojrzała na jego przejętą minę. – Mówię poważnie…
- Nie, nie mówisz. – Zaprzeczył stanowczo. – Gdyby to było nic nie wyszłabyś z domu, w środku nocy, nie płakałabyś… nie w piżamie. – Powiedział przypominając o stroju dziewczyny, z którego nie była raczej zadowolona. Zamiast jednak uciekać ze wstydu spojrzała w jego zielone tęczówki.
- A ty czemu tu jesteś? – Odbiła piłeczkę dezorientując chłopaka. – Miałeś jakiś ważny powód? – Zapytała drżącym głosem. Po raz kolejny dopadł ją wielki smutek. Pociągnęła cicho nosem. Nie dość, że dopiero co zdała sobie sprawę ze swoich uczuć, to musiała się teraz kłócić z kimś, do kogo je żywiła. Chłopak odwrócił głowę. Nie mógł zasnąć. Nie po tym co zobaczył w domu dziewczyny, ta sytuacja z kuchni ciągle wywoływała u niego nieprzyjemne dreszcze. Ciągle, za każdym razem gdy zamykał oczy widział roześmianą twarz Lucy skierowaną w stronę kogoś innego niż on. Na samą myśl trzęsł się ze złości.
- Ja… ja pierwszy pytałem. – Odpowiedział spoglądając w stronę spokojnej wody na której odbijało się niemal czarne, rozciągające się w nieskończoność niebo, obsypane migoczącymi gwiazdami.
- Kobiety mają pierwszeństwo. – Odpyskowała krzyżując dłonie na piersi.
- No właśnie. – Przeniósł wzrok na dziewczynę. – Więc mów. – Westchnął. Różowe kosmyki, kołysane zimnym wiatrem, muskały jego opaloną skórę. Zauważył jak dziewczyna drży z zimna. Zamknął oczy, nabierając głęboko powietrza w płuca. Magini wyglądała coraz gorzej. Na jej twarzy pojawiły się czerwone od zimna wypieki. Schowała na chwile twarz w dłoniach i wydmuchała ciepłe powietrze by je ocieplić. Chciał jej pomóc, by nie czuła się tak niekomfortowo. Spojrzał na swój szalik, który dostał od ojca. Szybkim ruchem zdjął go i niezręcznie obwiązał go wokół szyi zaskoczonej blondynki.
- W sumie… To nie ważne. – Odpuścił. Chociaż tak bardzo chciał wiedzieć co doprowadziło dziewczynę do łez. Zabolało go to. Widocznie nie był godny zaufania. Mimo wszystko nie mógł zaprzeczyć, dobrze wiedział jak się zachowywał. Nikt by nie ufał szalejącemu i rozwydrzonemu dzieciakowi. Ludzie kojarzyli go jedynie z tymi cechami. Na pewien sposób było to przykre, ale sam tego chciał. Kiedy dołączył do Fairy Tail zastąpili mu rodzinę, której praktycznie nigdy nie miał. Po co było obciążać ich jego wieczną tęsknotą za ojcem? Dopóki kojarzyli go z jedzeniem i śmiechem było dobrze. Ukradkiem spojrzał na Lucy i uśmiechnął się widząc jej zadowoloną minę. Tak, było bardzo dobrze.
- Natsu… - Szepnęła w końcu. Dźwięk jej głosu w tym momencie był zdecydowanie tym czego potrzebował. – Czy mógłbyś… - Zawahała się. Miała jakąś prośbę? Do niego? Ucieszył się. Więc może jednak nie był tak bezużyteczny, jak mu się na początku wydawało. Wiatr rozwiał jej blond włosy, które falowały przez chwilę w powietrzu, zaznaczając niewidzialny szlak. – Czy mógłbyś mi opowiedzieć o Lissanie? – Sparaliżowany na sam dźwięk tego imienia nie wiedział co zrobić. Nogi ugięły się pod nim, tak jakby nie istniały, ale mimo to nie upadł. Stał, wspomnienia powoli wierciły dziurę w jego sercu. Wspomnienia o osobie, której nie zdołał uratować, której nie dostał nawet szansy uratować. Lucy widziała jak chłopak cierpi walcząc z nieprzyjemnymi myślami. Ją również to bolało, ale nie mogła bez tego ruszyć dalej. Musiała wiedzieć, co go z nią łączyło. Musiała wiedzieć, co ważnego przez nią stracił.
♦-♦-♦-♦-♦-♦
Michael: Ładnie lecisz. Ile jeszcze? 4 wątki i koniec?
Jak tak liczę w głowie to chyba z 5-6. Z czego 3 są takie mega długie..
Michael: A potem?
Jak co potem?
Michael: No, piszesz następne czy pójdziesz się powiesić z rozpaczy?
Zmartwię cię, nie pójdę się wieszać.
Michael: Cholera...
NIEEEEEEE!!!!
OdpowiedzUsuńGajeel: Czego się drzesz?!
Nie pierwsza!!! Smuteg i rozpacz...
Laxus: Ej... Co ty robisz z tą liną??
Laxus... Wybacz.... *zaczyna zawiązywać pętelkę na linie*
Gajeel: No bez takich mi tu...
Gdzie to drzewo... *wychodzi z domu z liną*
Laxus Gajeel: Za nią! Nie możemy dać jej się powiesić!!
O jest... *wiesza linę na drzewie i powoli się wspina na nią*
Laxus Gajeel: NIE!!! Tenshi!!
Co? *buja się na linie, jak dziecko* Juuupi! Co wy tacy bladzi?
Laxus: Zabiję...
Gajeel: Giń...
*podchodzą z groźnymi minami*
Dajcie spokój... Przecież wiecie, że was kocham...
*stają i robią odwrót taktyczny*
Dzięki... To boli...
Natsu: Suuper... Ale czy mogłabyś napisać choć raz w miarę normalny komentarz?
Tsa, jak i ty nie będziesz się wcinać... No to mówię... Akcja z NaLu taka piękna... Akcja ze Stingiem i Charl taka cudowna i zabawna... Przeszłość Luśki taka smutna... Czyżby Stinguś ją wtedy uratował?? Chcę więcej!
Laxus: Ale poprzedniego rozdziału nie skomentowałaś...
Laxus... *w oczach pojawiają się łzy*
Gajeel: Weź nie rycz!
Gajeel... *ociera łzy i się uśmiecha* Hai!
Natsu: I to by było na tyle...
Ciebie też kocham głupku... Jesteśmy rodziną, nie?
Laxus Gajeel Natsu: Tenshi!!! *zaczynają płakać ze wzruszenia*
Dobra... Zostawiam was.... A ciebie kochana pozdrawiam i ślę wenki c:
JA CE KOLEJNY ROZDZIAŁ!!!!
UsuńLaxus: Zaczęłabyś pisać u siebie...
Gajeel: Tylko ludziom dupy trujesz...
DOBRA! *trzaska drzwiami i wychodzi*
Laxus: No i się obraziła...
Gajeel: To napiszemy za nią... Weny ślemy i czekamy na kolejny rozdział!!
Wybacz Tenshi, dopiero wrócilam do domu... A jeszcze musze mieszkanie posprzątać i obiad ugotować ;_;
UsuńMichael: *Unosi pilot do Tv* Dokładnie, pracuj kiedy jestem chory.
T.T W każdym razie... Postaram sie uwinąć i napisać, powinnien być przed 21, ale nic nie obiecuje ._.
Michael: Ona kłamie, zaraz się pewnie rzuci na tego kompa i tak się zepnie, że za godzine wrzuci...
O.o
Michael: No co...
Kim jesteś i co zrobiłeś z moim wrednym Michaelem?! ;_;
Będę cierpliwie czekać! Powodzenia!
UsuńLaxus: Tak, tak, a teraz rusz dupsko i do pisania!!
Hai!
Rozdział świetny!
OdpowiedzUsuń(Czemu chciałam napisać oddział? ;-;)
Przeszłość Luce, scena z Charlotte i Stingiem? Awww.. ❤
Ale końcowa scena NaLu... Kobieto! Kocham cię! Jakie to było piękne, cudne, kawaii ❤
Życzę weny ❤