Otworzyła mocarne drzwi do gildii, wiatr delikatnie popchnął
ją do środka. Było tam tak pełno ludzi, mimo to ona natychmiast go zauważyła.
Tego, przez którego zamartwiała się przez długi czas. Jellal podchodząc, aż
czuł tą aurę wściekłości Scarlet. Nie wiedział, co dziewczyna zrobi po
podejściu do niego, ale wiedział, że zasłużył. Nie był przyzwyczajony do
mówienia komuś o swoim wyjściu. Nigdy nie przypuszczał też, że jego marzenia
związane z dziewczyną się spełnią. Mimo, że od zawsze wiedział, że nie jest
wart jej miłości to postanowił być egoistą i nie oddać jej nikomu innemu. Erza
stanęła przed nim, szybko zamknął oczy oczekując na jakiej uderzenie w twarz
albo brzuch. Zdziwił się kiedy jej dłonie zaczęły ściskać jego ubranie,
dziewczyna mocno wtuliła się w chłopaka i spojrzała na niego z tęsknotą w
oczach.
- Głupku, martwiłam się. – Westchnęła czując jego
przyśpieszone bicie serca. Jellal powoli odwzajemnił uścisk. Czas na chwile się
zatrzymał. Miał wrażenie, że wszystko co do tej pory go martwiło odeszło w
zapomnienie. To było wspaniałe, niczym się nie przejmował, liczyła się tylko
ona. To było jak magia, którą tylko Erza mogła mu pokazać. Spojrzał kątem oka
na innych członków gildii. Kiedyś, zapewne nikt nie uwierzyłby, że
przerażająca Tytania może być tak spokojna i kochająca. Miał do tego mieszane
uczucia. Czuł dumę, bo wiedział, że w pewnym sensie ta zmiana to jego zasługa,
jednocześnie był zły, że w tej chwili tak wiele osób widziało tą stronę jego
ukochanej. Gdyby mógł zatrzymałby jej wszystkie twarze dla siebie, mimo że
widział ich tak wiele to zdawał sobie sprawę, że i tak nie wszystkie odkrył. To
go bolało, pewna część jego serca przez to cierpiała. Odsunął się jako
pierwszy. Widział zawiedzenie w jej oczach i, dopiero kiedy złapał ją za dłoń na
jej twarz zawitał lekki uśmiech. Nie był to jednak zwykły głupkowaty
uśmiechasz, był poważny i naturalny, wręcz niedopisania jak piękny i to
specjalnie dla niego. Podeszli do przyjaciół. Mira właśnie rozmawiała z Grayem
trzymając tace, a Juvia obserwowała ich każdy ruch. Charl kłóciła się o coś z
Natsu, włosy leciały w każdą stronę. Happy siedział na stole rozkoszując się
smakiem świeżej ryby. Jellal widząc prawie wszystkich wyciągnął mapę i rozłożył
ją na stole. W tym samym momencie do gildii wbiegła zmęczona biegiem Lucy,
która chciała jak najszybciej dogonić przyjaciół. Jellal spojrzał na nią z
zadowoleniem i zabrał głos.
- Więc, mam nadzieje, że brakuje wam podróży. – Charl
podniosła nieśmiało dłoń.
- No wiesz, ostatnio zabrano mnie tak trochę za granice…
- Dzieci i ryby głosu nie mają. – Zażartował Natsu.
Czarnowłosa spojrzała na niego z niezadowoleniem.
- Za miesiąc szesnaście! Po za tym nie jestem takim
dzieckiem! – Krzyknęła. Jellal wywrócił oczami.
- Ale, o co właściwie chodzi panie Jellalu? – Zapytała
spokojnie Juvia ignorując broniącą swojego zdania Charlotte.
- Ta mapa podobno prowadzi do miejsca, gdzie znajdują się
smoki. – Rozmowy w całej gildii ucichły. Natsu z Charlotte spoważnieli i
wpatrywali się w mapę. Lucy spojrzała na nich z troską, wyglądali jak nie oni.
Nawet Happy zmartwił się ich zachowaniem. Jednak chłopak był szczęśliwy, mimo
że wiele razy go oszukiwano na temat smoków to i tak optymistycznie patrzył na
każdą możliwość ponownego ujrzenia ojca. Czarnowłosa jednak była jego przeciwieństwem.
Dziewczyna wyglądała na niepewną słów Jellala. Chciała spotkać Metalicane,
chciała z, nim porozmawiać i lepiej poznać. Mimo wszystko nie chciała sobie
robić nadziei jak Natsu.
- Mamy tak wyruszyć? Natychmiast? Bez żadnego planu ani
niczego? – Rzucił Gray widząc jak Jellal zwija mapę z powrotem. Erza wzruszyła
ramionami.
- Mamy mapę, możemy chodzić i, póki jest jasno nie ma
żadnych przeszkód. Po za tym spontaniczne decyzje są czasem najlepsze. -
Spojrzała na Jellala. – Tylko zastanawia mnie skąd wziąłeś tą mapę. – Wzrok
dziewczyny był dość nieufny, tak jakby martwiła się o to, że znowu coś zrobił.
Chłopak ciężko westchnął znając dobrze powód tej niepewności.
- Wszystko jest dobrze, to od Silent Crown. – Rozmasował
kark i spojrzał jej prosto w oczy. – Naprawdę, nie musisz się o nic złościć.
Nie mam zamiaru robić niczego głupiego. – Erza założyła ręce na biodra.
- No raczej, że nie masz. Tylko się upewniam.
- Byłbym głupcem, gdybym popełnił te same błędy po daniu mi
kolejnej szansy. – Odpowiedział tym samym, spokojnym tonem. - Chociaż, czasami
się zastanawiam, czy to dobrze , że mi ją daliście. – Dodał cicho pod nosem.
Erza zmarszczyła brwi i już chciała coś powiedzieć, kiedy wtrącił się Gray.
- Jeśli tak myślisz, to jesteś idiotą. – Warknął. – Wiele ci
zawdzięczamy. Co z tego, że coś tam się wydarzyło w przeszłości, przeszłość, to
przeszłość i zostawia się ją w tyle. – Mówiąc to przed jego oczami pojawił się
obraz jego i Lucy z przyszłości, którzy za wszelką cenę próbują zmienić czas.
Kątem oka zauważył jak Charl znowu chowa twarz w włosach i podkula nogi.
Otrząsnął się natychmiast widząc dalej nieprzekonaną minę chłopaka. – Słuchaj,
jesteśmy gildią, jesteśmy jedną wielką rodziną. W rodzinie się wszystko
wybacza. – Gray uśmiechnął się widząc w pewnym stopniu zadowolenie na twarzy
Jellala. Atmosfera rozluźniła się, cała gildia słysząc wzruszające słowa od
oziębłego na pozór Graya rozpoczęła na nowo głośne rozmowy. W powietrzu zaczęły
znowu latać kufle z piwem, ubrania i magowie.
- Gray-sama zawsze wie, co powiedzieć w takich sytuacjach!
Kocham cię paniczu! – Wykrzyczała radośnie Juvia, która pojawiła się nie wiadomo
skąd i zaczęła wtulać się w niebyt zadowolonego jej obecnością chłopaka.
- Znowu to samo? – krzyknął mocno ją od siebie odsuwając,
mimo to dziewczyna nie poddawała się i próbowała za wszelką cenę przytulić
swojego ukochanego. Erza uśmiechnęła się.
- Piękna z was para. – Odpowiedziała z powagą. Gray zrobił
się cały czerwony, a w oczach Juvii zaświeciły gwiazdki.
- My nie jesteśmy—Zaczął.
- Naprawdę tak pani uważa?! – Przerwała mu przepełniona
energią dziewczyna, po czym zaczęła jej powoli opowiadać o tym, jaki
zaplanowała już wystrój ich mieszkania i imiona dzieci. Erza słuchała uważnie
jej słów, szczerze i poważnie zgadzała się z wieloma pomysłami. Lucy westchnęła
widząc zrezygnowaną twarz Graya gdy próbował wszystkiemu zaprzeczyć. Natsu nie
słuchał o przyszłych planach na życie przyjaciel, był wręcz zniecierpliwiony
tym wszystkim.
- Hej! – Krzyknął głośno, ale nikt oprócz siedzących blisko
niego Lucy, Charl i Happiego nie zareagował. – HEJ! – Wrzasnął mocniej,
zadziałało. Gadanie o dzieciach przyszłej pary się skończył i wrócono do
kwestii wyprawy. Droga miała być długa, a na końcu miał się znajdować portal do
krainy smoków zwanej Erendia. Levy, która dołączyła w trakcie rozmowy zaczęła z
ciekawości szukać informacji o tym miejscu.
- Mam! – Krzyknęła po chwili ustalania przez magów miejsca
spotkania. – Erendia, jeden z kilku światów zamieszkałych przez stworzenia
odrzucone przez ludzi i magów. – Zatrzymała się na chwile, by w spokoju
doczytać. – Nic nie wspomniano o smokach ani o jakiejkolwiek drodze. – Zamknęła
jedną z kilku książek porozkładanych na stole i założyła swoje okulary do
szybkiego czytania na włosy.
- Czyli nie mamy pewności. – Wtrąciła się w końcu Charlotte.
- Niepewność podmywa fundamenty podjętych decyzji. –
Odpowiedziała Lucy i widząc, że oczy wszystkich skierowały się w jej stronę
zaczęła wyjaśniać. – Jeśli już postanowiliśmy, że coś zrobimy to nie możemy, by
coś takiego jak niepewność to zniszczyło. Musimy zaufać mapie i nawet, jeśli
nie znajdziemy smoków to nie możemy się poddawać. – Odpowiedziała
entuzjastycznie, co ani trochę nie podniosło Charlotte na duchu.
- Jest tak jak mówi Lucy. Wszystko ustalone, więc spotykamy
się za godzinę na stacji. – Powiedziała Erza i większość osób zaczęła się
rozdzielać. Scarlet poszła porozmawiać z mistrzem, Jellal znowu gdzieś zniknął.
Happy z Natsu od razu wybiegli po swoje rzeczy, ciągnąć Lucy ze sobą. Levy,
która również postanowiła iść ruszyła do akademika razem z płaczącą na myśl o
rozstaniu z Grayem Juvią. Charl obserwując jak wszyscy powoli odchodząc
zacisnęła pięści i wstała. Wolnym krokiem doszła do drzwi, które zostały
otworzone przez Fullbustera. Kiwnęła głową i odeszła bez słowa. Myślała, że
chciał być tyko miły, ale on zaczął iść za nią, obok niej, kiedy nie
zareagowała stanął przed nią blokując drogę. Irytowało ją to. Nie miała humoru
na głupie podchody, tym bardziej, że ta sytuacja przypominała jej to, kiedy
Sting próbował ją zatrzymać na schodach.
- Odczepisz ty się w końcu? – Warknęła. Gray zrobił minę
myśliciela.
- Po prostu cię odprowadzam. – Wystawił jej język. Spojrzała
na niego jak na idiotę.
- Przecież jeszcze wiem, gdzie mieszkam. Po za tym… -
Zaczęła cicho. – Nie chce być martwa, jeśli twoja żonka się o tym dowie. -
Dopowiedziała kąśliwie.
- To nie jest żadna moja żonka, okej? – Warknął, powoli ten
temat zaczynał go irytować. Charlotte westchnęła, nie rozumiała facetów.
- To może jej powiedź, żeby sobie dała sobie spokój? Takim
ignorowaniem tylko dajesz jej nadzieje. – Chłopak patrzył przed siebie jak
zahipnotyzowany, żeby po chwili rzucić dość dziwnym i niepasującym do niego
zdaniem.
- Nie chce jej ranić. – Westchnął widząc wzrok dziewczyny. –
Wiem, że to dziwne, ale widzę, ile dla niej znaczę i to chyba ból, kiedy osoba
którą kochasz nic do ciebie nie czuje, prawda? – Czarnowłosa nie mogła
zrozumieć dlaczego jej to mówi, przecież nie przyjaźnili się jakoś bardzo.
Dodatkowo nigdy nie była zakochana, więc kolejną dziwną rzeczą było to czemu
pyta ja o rady w takiej kwestii. Wzruszyła ramionami.
- Chyba bardziej boli jak osoba którą kochasz daje ci jakaś
nadzieje. – Przed jej oczami pojawiła się twarz uśmiechniętego Stinga, a w
głowie zaczęły krążyć jego słowa jaka to ona była denerwująca. Zamachała kilka
razy głową, by wyrzucić z siebie te wszystkie myśli. Złapała się za serce.
Czemu nie myślała w tej chwili o swoim bracie? Powinna bardziej cierpieć rozstanie
z, nim niż z tym kretynem. Jeszcze do tego wszystkiego dochodziła sprawa tych
smoków. Chciała spotkać Metalicane, jej brata… nie.. tak naprawdę kogoś więcej,
jej ojca. Osobę, która nauczyła ją wszystkiego i mimo ciężkiego charakteru
czuła pierwszy raz w życiu miłość, dlatego jej serce nie jest do końca czarne.
Złapała się za nie przez bluzkę, bolało.
- Coś cię męczy, prawda? I to od, kiedy wróciłaś. –
Powiedział nagle Gray. – Chodzi o smoki czy słowa tamtego frajera? – Rzucił
czytając z niej jak z otwartej książki.
- On nie… - Ugryzła się w język i prawie się nie udusiła
zdając sobie sprawę z tego, że próbowała go bronić. Jasne, był kłamliwym
oszustem i tak naprawdę to idiota i dureń, ale jak się uśmiechał to najpiękniej
na świecie. Potrafił ją słuchać i pomóc, stawał w jej obronie, jego pokój był
fajny i, mimo że przychodziła tam co noc i to nigdy jej nie wyrzucał. Jako
jedyny rozpoznał jej sztuczny uśmiech. I, mimo . że spędzili ze sobą niewiele
czasu i normalnie wieść o tym, że jest irytująca, problematyczna i nic nie
znacząca normalnie spłynęłyby po niej jak woda po deszczu to w tej sytuacji to
bolało. Chciała go zatłuc i jednocześnie mocno się w niego wtulić, to nie było
normalne. Czuła takie dziwne ciepło w środku i jednocześnie wielki ból. Chciała wiedzieć gdzie jest i co robi, ale wolałaby żeby to było w jakiejś sali tortur. Po chwili w jej głowie pojawił się pomysł, że sala powinna być obłożona puchem, by nic mu się nie stało, bo również by cierpiała. Spojrzała na idącego obok chłopaka.
- To nic takiego. Martwię się tym, czym nie trzeba. –
Odpowiedziała krótko otwierając drzwi do swojego i przyjaciółki mieszkania.
Gray już miał odejść.
- Czekaj! – Odwrócił się i spojrzał na nią z zaciekawieniem.
– Znasz może.. takie uczucie… chcesz kogoś skrzywdzić, a jednocześnie
przytulić bo boli cię jej ból i chcesz pocieszyć? – Zapytała powoli, wiedząc, że to dziwne. Chłopak zamyślił się
przez chwilę.
- Nie mam pojęcia.. Taka nienawiść i miłość w jednym? Chociaż, czasem sama miłość wystarczy, by chcieć kogoś skrzywdzić. Nie wiem. – Westchnął odchodząc. Charlotte zagryzła wargę dalej nie potrafiąc nazwać tego uczucia.
♦-♦-♦
Wracali właśnie z zapuszczonego domu Happiego i Natsu. Oni, w
przeciwieństwie do Lucy nie mieli żadnych problemów ze znalezieniem tam
czegokolwiek i uwinęli się z pakowaniem w kilka minut. Chociaż Lucy nie bardzo
wiedziała czy zabranie całego jedzenia z lodówki można było nazwać pakowaniem.
Spojrzała na radosnego Dragneela i reszta przestała mieć znaczenie.
- Mam mu tyle do opowiedzenia! Pokaże mu czego się
nauczyłem! Albo powiem o tej misji w górach, kiedy pokonałem te wszystkie stada
na jedno uderzenie! Albo pamiętasz Happy jak byliśmy w tamtym opuszczonym
mieście? Igneel byłby dumny. – Skierował wzrok na uśmiechniętą blondynkę. – I
opowiem mu o tym jak spotkaliśmy Lucy. Na twarzy dziewczyny pojawił się
delikatny rumieniec.
- C-czemu miałbyś mu o czymś takim mówić? – Zapytała
nieśmiało, a Natsu z Happym popatrzyli na siebie i zaczęli się śmiać.
- No wiesz Lucy, takiej gleby się nie zapomina. – Parsknął
kot. – I jeszcze to twoje zachowanie. – Dorzucił. Blondynka nadymała policzki.
- Przesadzacie. Przecież byłam normalna. – Fuknęła
przypominając jaką sztywną osobą kiedyś była. Zbyt pewna siebie i zbyt ufna dla
królestwa, irytująca, kiedy coś szło nie po jej myśli. Obrażała Fairy Tail
uważając ich za dzikusów i nierozgarniętych magów, a tak naprawdę jedyną
dzikuską niepotrafiącą rozmawiać z ludźmi była ona.
- Ale przecież teraz jest dobrze, jesteś jedną z nas. –
Poklepał ją pocieszająco po ramieniu Natsu. – Może czasem wybuchasz w złości… -
Spojrzała na niego morderczym wzrokiem. – Albo robisz coś takiego – Dodał
ściszonym głosem w przerażeniu. – Ale to własnie sprawia, że jesteś sobą. Tą
Lucy którą kochamy. – Uśmiechnął się jeszcze raz nie zdając sobie sprawy jak
wielką radość sprawił dziewczynie tymi słowami. Dalszą drogę na stację spędzili
na rozmowie, chociaż to bardziej był monolog Natsu, w którym mówił o tym co
zrobi jak spotka swojego ojca.
Gdy dotarli na stacje czekali już na nich wszyscy. Erza
śmiała się z Juvii przyklejonej do zirytowanego Graya po krótkim rozstaniu,a
Charlotte rozmawiała o czymś z Jellalem. Levy, która zauważyła przyjaciółkę od
razu do niej podbiegła, była wyraźnie podekscytowana faktem, że zobaczy smoka.
Po chwili na stacji zatrzymał się pociąg, Jellal zawołał wszystkich i zaczęli
wchodzić do uważanej przez Natsu, machiny śmierci. Chłopak stał przed wejściem
do pociągu nie mogąc zrobić kroku do środka. Gray czekający w kolejce wywrócił
oczami.
- Co zapałko, jednak pociąg to zbyt wielkie wyzwanie? –
Zapytał rozśmieszony.
- Zamknij się lodówko! – Warknął wchodząc do środka pod
wpływem zdenerwowania. – Widzisz? – Zapytał dumnie jakby zrobił nie lada
wyczyn. Gray zaklaskał mu ironicznie i spokojnie wszedł za, nim do środka.
Wszyscy zajęli swoje miejsca, Erza widząc zdenerwowanie Natsu pomogła mu mocnym
i niespodziewanym uderzeniem w tył głowy co rozwiązało wszystkie problemy. I,
mimo że Jellal nie był zadowolony, że głowa chłopaka leży na kolanach jego
ukochanej to przecież nie był dzieckiem, by się o to wykłócać. Lucy również,
uśmiechnęła się jedynie z wyrazem ulgi na twarzy i próbowała nie zwracać na to
większej uwagi. Wszyscy zajmowali jakoś swój czas, oprócz Charlotte, która
usiadła najdalej od wszystkich i wpatrywała się w szybę jakby miała znaleźć tam
odpowiedź na dręczące ją pytania. Lucy stwierdziła, że nie będzie robić afery na
cały pociąg i zostawi przyjaciółkę w spokoju, a Gray nawet, gdyby chciał to
Juvia nie pozwalała mu spojrzeć nawet na Lucy, co dopiero porozmawiać z
Charlotte. Wszystko to jednak wychodziło dziewczynie na dobre, nie chciała z
nimi rozmawiać i tak, by nie zrozumieli. Zakochała się w chłopaku, którego
gildia ją porwała i wykorzystała dla zabicia czasu. Dodatkowo była to gildia, z
którą Fairy Tail, do którego należała, nie miało zbyt dobrych stosunków. Mimo
wszystkich tych okropnych słów czuła wielki ból w klatce piersiowej, chciała go
zobaczyć, porozmawiać, chciała, żeby znów się z nią podroczył. Przypomniało jej
się, jak oddawał ją łaskawie jej przyjaciołom. Sting wpatrywał się, wtedy w
Lucy. Charlotte kątem oka spojrzała na roześmianą blondynkę. Poczuła złość,
dziwną zazdrość i zaczęła podświadomie porównywać się do przyjaciółki.
Rozmasowała powieki, przecież to było idiotyczne. Spojrzała jeszcze raz na
dziewczynę, głęboko wpatrzoną w twarz śpiącego jak dziecko Dragneela. Uderzyła
delikatnie w szybę. Kim on niby był, że wywołał u niej takie uczucia? Zagryzła
wargę widząc swoje marne odbicie w lustrze, gdzieś w oddali zauważyła czarny
uśmiech cieszący się jej cierpieniem. To wszystko zaczynało się powoli
komplikować.
♦-♦-♦
- Pytam. Gdzie Charlotte? – Zapytał spokojnie i przyciszonym
głosem po raz kolejny. Blondyn znowu wywrócił oczami. Siedzieli w jakiś
krzakach, jak jacyś przestępcy w czasie, kiedy jacyś obcy ludzie włamali, im
się do gildii i zabili mistrza. Nie, żeby ktoś z jego drużyny cierpiał z tego
powody, ale i tak sam fakt, że ktoś się odważył zlekceważyć Sabertooth napawał
ich złością. Przed wejściem do środka i rozpoczęciem walki powstrzymywało ich
tylko jedno, tajemniczy mag, który widząc ich szóstkę od razu zabrał ich w
niewidoczne dla innych miejsce.
- Słuchaj koleś. – Zaczął zdenerwowany Sting widząc jak
magowie powoli zaczynają odchodzić. – Nawet jakbym wiedział to chyba nie twój
interes. – Warknął. Dobrze wiedział z kim rozmawia, dziewczyna nie opisywała go
jakoś szczegółowo, ale te wszystkie kolczyki tak bardzo przypominały te u niej.
Mężczyzna ucichł, dobrze wiedział, że chłopak ma racje i, że nie powinien się
wtrącać w jej życie. Rogue, jak i reszta jednak nie do końca rozumieli, o co chodzi
i, z kim rozmawiają. Wszyscy spojrzeli pytająco na Stinga.
- No to panowie macie zaszczyt poznać tego wspaniałego
Metalicane, o którym nawijała Charlotte. – Nie było nawet mowy o pomyłce, czuć
było od niego słaby zapach smoka. Spojrzał na ciągle pewnie stojącego
mężczyznę. – Pewnie jest bezpieczna w gildii. Skoro tak bardzo cię to martwi,
to było się zainteresować wcześniej. Zostawiłeś ją samą! Wiesz, co to dla niej
znaczy samotność?! – Wrzasnął ogarnięty wściekłością. I to już nawet nie
chodziło o te wszystkie stracone noce na słuchaniu o tym jaki jej opiekun był
wspaniały. Tu chodziło o Charl, która mimo udawania silnej i nieczułej martwiła
się wszystkim a najbardziej brakiem akceptacji i samotnością. Wszyscy stojący
obok tej dwójki nie poznawali blondyna, nigdy nie widzieli, by przejmował się
losem jakiejkolwiek dziewczyny. Lector wyciągnął łapkę w stronę przyjaciela, ale
wystraszył się donośnego głosu Metalicany.
- Nie będzie mnie pouczał jakiś dzieciaczek któremu się
wydaje, że z ładną buźką może wszystko. Raz ci się wypłakała i już wielki
znawca? Tak bardzo mnie krytykujesz, a sam zostawiłeś ją i obrzydliwie
okłamałeś. – Sting otworzył szerzej oczy. Skąd on to wiedział? Rogue złapał
przyjaciela za ramię i odwrócił w swoją stronę.
- Jak to „okłamałeś”? - Zapytał przypominając sobie jego
dziwne zachowanie i gadanie o tym jaki on głupi. Orga i Rufus nie mieli jak
zareagować, nie wiedzieli co się dzieje i w sumie co robić, więc po prostu
obserwowali, nic więcej nie mogli. Lector z Froshem pozostali przy tym samym.
Blondyn odwrócił wzrok.
- Chciałem dobrze. – Odpowiedział cicho. Czarnowłosemu nie
wystarczyła taka odpowiedź, ale nawet nie zdążył zapytać o coś innego, kiedy
wtrącił się Metalicana.
- Rzeczywiście, tylko na tyle cię stać? „Chciałem dobrze”?
Jesteś zabawny człowieku. – Nie wytrzymał i wyrwał się z przyjacielowi, by jego
niebieskie oczy spotkały się z czerwonymi mężczyzny.
- A co niby miałem zrobić?! Gdybym nie nazwał jej kłopotliwą
nigdy, by nie wróciła do Fairy Tail!
- Może powinieneś jej pozwolić wybrać, a nie podejmujesz za
nią decyzje! – Wściekłość smoka powoli osiągała swój limit, bo na jego
skroniach pojawiły się czarne łuski.
- Ty się słyszysz człowieku?! Miałem jej pozwolić zostać w
Sabertooth, by ją skrzywdzili?! Na głowę upadłeś?! – Sting zacisnął pięści,
powoli nie wytrzymywał rozmowy z Metalicaną, to było czyste walenie grochem o
ścianę. – Po za tym skąd ty to wszystko wiesz?! Obserwowałeś ją, czy jak?! –
Rzucił bezmyślnie.
- Zdziwiłbyś się, gdybym powiedział, że tak?! – Ryknął. Po
chwili cała ich złość opadła. Zaczęli oddychać jak po przebiegnięciu maratonu,
te całe krzyki nieźle wykończyły ich płuca.
- Ale, po co. – Wyskoczył nagle Orga. – Po co ją
obserwowałeś, skoro uciekłeś, podobno.
- Własnie dlatego, że uciekłem musiałem ją obserwować. –
Podrapał się po głowie. - Nigdy się nie zostawia dzieci samych, czy coś w tym
stylu. Po za tym musiałem wiedzieć w, która stronę uciekać, by mnie nie
znalazła.
- Czy wiesz, ile bólu jej tym sprawiłeś? Wiesz, że cię
szukała? – Sting nie był typem opiekuńczego człowieka, liczył się dla niego
tylko Lector i w ciężkich okolicznościach potrafił się martwić nawet o Rogue’a.
Jednak Charl była inna, tyle razy opowiadała mu o tym całym opiekunie, że na
samą myśl o, nim robiło mu się niedobrze. Idealny w każdym calu, troskliwy i
mądry, zaakceptowała nawet to , że zabił jej rodziców. Wybaczyła, że odszedł i
ją zostawił. Małą dziewczynkę bez środków do życia. Czuł zazdrość, bo jak
wielkim uczuciem musiała obdarzyć Metalicane, by marzyć o ich ponownym spotkaniu.
Nie wiedział czemu, ale jego postawa wobec Charl strasznie go denerwowała.
- Nawet, jeśli uważasz to za błąd, słyszałem te wszystkie
historie o mnie wiele razy, zapamiętała mnie zbyt idealnego i tylko, by się
zawiadła. – Odparł na swoją obronę. Nigdy nie był zbyt dobry i czuły, po prostu
dał jej więcej dobroci niż jej rodzice, którzy nie dali jej praktycznie niczego
oprócz domu i jedzenia.
- Czyli jesteś zwykłym tchórzem. Myślisz, że ucieczka
wszystko załatwi? – Wtrącił się nagle Lector stojący obok blondyna. Polubił
Charlotte, chciał ją jeszcze kiedyś zobaczyć i wiedział, że Sting również, mimo
że ani razu tego nie powiedział wprost.
- Nie mam zamiaru dyskutować z ludźmi o czymś takim. –
Warknął i pomyślał przez chwilę patrząc na Lectora. – I z kotami tym bardziej.
- Nie ważne. Ale, po co pytasz nas, gdzie Charl, skoro ją
podobno obserwujesz? – Orga nie wyglądał na szczęśliwego. Nigdy nie miał nic
przeciwko dziewczynie i uważał, że pasowałaby bardziej do Sabertooth niż do
wróżek. Ta cała sytuacja mu się nie podobała, wyczuwał kłopoty.
- Własnie dlatego pytam, w takim wypadku nigdy nie pytałbym
kogoś takiego o pomoc. – Zmierzył ich wszystkich wzrokiem z nieukrywaną
wyższością.
- Gdybyś nie był ojcem Charl… - Sting już na granicy
cierpliwości podniósł pięść do góry.
- Do rzeczy, co się stało? – Zapytał Rogue uderzając
przyjaciela w tył głowy i tym samym go uspokajając.
- Rozmawiała z jakimś demonem i blondynką, Lucy. Demon był
niezwykły i natychmiast znalazł moją kamerę oraz zniszczył.
- Coś mi tu nie pasuje. – Mruknął już spokojniejszy Sting
widząc morderczy wzrok czarnowłosego. - W takim wypadku wiedziałeś, że jest w
Fairy Tail z Lucy, więc czemu nie poszedłeś tam od razu tylko pytasz się nas? –
Nastała niezręczna cisza. Wzrok wszystkich skierował się na Metalicane, który
zaczął się drapać po głosie i rozmasował kilka razy czoło. Widać, że chciał coś
powiedzieć, bo próbował otworzyć usta, ale nie mógł nic powiedzieć.
- Ja… znaczy… mimo wszystko… uratowałeś moją Charl i
wiedziałem, że dostanie się wam za zdradę. – Spojrzał na sprowadzonych przez
niego ludzi u, których jak się okazało mistrz Sabertooth narobił sobie długów.
Obie strony doszły do porozumienia w dość okropny sposób. Mimo wszystko nikogo
nie przejęła jego śmierć. Jiemma zabił o wiele więcej ludzi w swoim życiu niż
można było sobie wyobrazić oczywiście nigdy nic mu nie udowodniono.
Terroryzował nawet członków swojej własnej gildii. Wszyscy odebrali jego śmierć
bardziej z ulgą niż z jakimkolwiek smutkiem. - Możecie to nazwać podziękowaniem.
– Dodał po chwili. Rogue przypomniał sobie widok wewnątrz gildii, zniszczona i
z zakrwawionymi podłogami, wszyscy członkowie byli związani, dość ciekawe
podziękowanie. W duchu dziękował tylko za jedno, że Yukino jak zawsze była poza
gildią.
- Warto zapamiętać, że pan Metalicana to miękki smok.-
Odezwał się w końcu Rufus.
- Kogo nazywasz miękkim?! – Warknął mężczyzna pokazując kły
i powoli zaczął odchodzić.
- Gdzie leziesz?! – Wrzasnął za nim blondyn pokazując na ich
gildie z której grupa magów zdążyła w międzyczasie uciec. – Co z tymi ludźmi?
I, czy na pewno chodziło tylko o Mistrza? – Zirytowany mężczyzna nie rozumiał o
co się awanturował. Miał wrażenie, że ta gildia nie posiada jakiś wielkich
więzi, a tu wychodziły takie awantury.
- Skąd mam wiedzieć? Szukali Jiremmy prawdopodobnie tą
panienkę albo zabili albo zabrali, możliwe, że uciekła, bo nie wyglądała na
zadowoloną. Reszta z tego co widziałem ich nie interesowała, ale związali ich i
ogłuszyli na wszelki wypadek. Coś jeszcze panie „Nagle-Martwie-
Się-O-Ludzi-Których-Miałem-W-Dupie”? – Zapytał z denerwującym Stinga
uśmieszkiem na twarzy, po czym pokazał mu język. Jak dziecinnie, widać skąd
Charl się nauczyła takiego zachowania. Lector podleciał do chłopaka.
- I co teraz Stingu? – Blondyn westchnął myśląc nad całą
sytuacją. Powinien teraz jakoś wszystko ogarnąć, bo nie wyobrażał sobie, by
gildia przetrwała bez kogoś rozgarniętego. Musieli sprawdzić czy naprawdę nikt
nie został ranny, trzeba było zacząć powoli odbudowywać gildie i poważnie się
zastanowić nad nowym mistrzem. Jiemma był zły i okrutny, ale trzeba było
przyznać, że głowę do zarządzania tak wielką grupą to miał.
- Orga i Rufus, idźcie sprawdzić ludzi i jeśli został tam
jakiś typ to go wypytajcie, o co tylko się da. – Rzucił po chwili łapiąc się
jedną ręką za włosy.
- A my? – Zapytał Rogue z uśmiechniętym Froshem na ramieniu.
Sting odwrócił się w stronę Metalicany, który spokojnym krokiem szedł w stronę
Magnolii.
- A my idziemy odwiedzić Fairy Tail. – Odpowiedział i ruszył
przed siebie. Czarnowłosy nie był zaskoczony jego decyzją, choć martwiło go co
się stanie z gildią pod ich nieobecność to w tym momencie ważniejsza
pozostawała Charl. Nie widziała Metalicany kilka lat i nigdy nikt nie wie, co
się może stać po nagłym odnalezieniu. Rogue spojrzał na twarz zamyślonego
Stinga prawdopodobnie przyjaciel nie myślał o jej spotkaniu z opiekunem. To był
tylko pretekst, by pójść do niej i przeprosić. Miło było patrzeć jak Sting
powoli zmienia się z prawdziwego dupka bawiącego się cudzymi uczuciami w kogoś
innego, a kogo to własnie miał pokazać czas.
♦-♦-♦
- Czy na pewno dobrze idziemy?! – Krzyknęła Lucy otulając
się wraz z Levy jedynym zabranym ze sobą szalikiem. Po długiej podróży znaleźli
się najpierw na jakiś polach, po czym wylądowali w górach, gdzie temperatura
była niesamowicie niska. Jellal z Erzą wyglądali na wykonanych z metalu, bo
nawet się nie trzęśli. Gray chodził rozebrany i mówił, że czuje się, jak za
młodu. Juvia, która przypominała bardziej kostkę lodu uparcie niosła ubrania
chłopaka, ubrała nawet jego bluzkę twierdząc, że nic jej tak nie rozgrzewa, jak
niedawno używane ciuchy panicza Graya. Charl okryła się na nogach i rękach
prawdziwym metalem, który ogrzany przez jej ciało nie pozwalał zimnu dostać się
do środka jej zbroi. Natsu z Happym, którzy szli na przodzie ciągle pokazywali
kciuk do góry. Blondynka nie wytrzymała i razem z przyjaciółką wyprzedziła
przyjaciół i stojąc bliżej chłopaka od razu zrobiło, im się lepiej, żywy
grzejnik. Obie szły za Dragneelem trzymając zimne ręce przy jego plecach.
Wszystko szło nawet dobrze, dopóki nie stanęli przy jakimś klifie.
- Coś tu chyba jest nie tak. – Stwierdziła Erza kopiąc
kamień do przodu i dopiero po kilku minutach usłyszeli uderzenie.
- Mówiłem, że coś jest nie tak, ale Natsu nie słuchał. –
Bronił się Happy, by nie dostać od Scarlet i usiadł na ramieniu blondynki.
- Happy ty zdrajco! – Krzyknął chłopak. Fullbuster spojrzał
kątem oka na mapę i po chwili złapał się za głowę.
- Ty idioto! – Warknął wyrywając mu mapę.
- Kogo nazywasz idiotą, frajerze?! – Odpowiedział mu tym
samym nieprzyjemnym tonem.
- Em… - Mruknęła cicho Levy.
- To nie ja trzymałem przez cała drogę mapę do góry nogami!
– Wrzasnął i po chwili dostał w twarz zapaloną pięścią. – A, to za co?!
- Odruch na widok twojej twarzy. – Uśmiechnął się podnosząc
upuszczoną mapę, która została mu znowu zabrana przez wściekłą Lucy.
- Natsu! – Pisnęła zdenerwowana. – Prawie zamarzliśmy na
kość!
- Halo? – Szepnęła ponownie niebieskowłosa.
- Oj tam, nic wielkiego się nie stało!
- Natsu, ostatni raz dostajesz mapę. – Stwierdziła stanowczo
Erza.
- Przepraszam… - Levy ponownie spróbowała zwrócić na siebie
uwagę, nerwowo zagryzając wargę spojrzała na zaśnieżone góry.
- No, nie ważne, teraz musimy tylko zawrócić. – Odparł
Jellal patrząc z niezadowoleniem na Dragneela, który ani troche nie przejął się
sytuacją.
- Dzięki, kretynie. – Powiedział Gray siedząc spokojnie w
śniegu. Różowowłosy schylił się i po ulepieniu śnieżki rzucił nią prosto w
twarz chłopaka. – Nie daruje! – Warknął wstając i po chwili rozpętała się
wojna. Juvia stała z boku i kibicowała Grayowi, Erza z jellalem ustalali jakieś
skróty, a Lucy z Levy stały obok i obserwowały, jak również i Happy włącza się
do bitwy. Niebieskowłosa zauważyła, że w końcu jest idealny moment i nabrała
powietrze w płuca.
- Czy moglibyś--
- NATSU! – Wrzasnęła na całe gardło blondynka uderzona
lodowatym śniegiem w oczy. Otrzepała się i widząc jak chłopak turla się ze
śmiechu ulepiła kolejną śnieżkę i chciała mu oddać, lecz Natsu nie znał umiaru
i rzucał podpalone pociski nawet i w jej stronę. Levy w końcu nie wytrzymała.
- Przestańcie krzyczeć w górach! – Powiedziała dość głośno.
Wojny na śmiercionośne śnieżki ustały. Przerwano planowanie nowej drogi. Juvia
przestała wrzeszczeć. Dziewczyna była dumna z siebie, ale nie na długo. Wszyscy
poczuli delikatne trzęsienie, rozejrzeli się i z przerażeniem w oczach
zauważyli spadającą z gór lawinę, lekko przechylili się na bok, klifem był tak
naprawdę zamrożony lód, który przez ciągłe skoki i ciepło Natsu zaczął się
rozpadać. Nie było nawet czasu na reakcje, kiedy niebezpieczeństwo przyszło z
dwóch stron. Spadli na wielkim lodzie w dół, gonieni przez śnieżną lawinę.
Wszyscy się mocno trzymali i wrzeszczeli z przerażenia. Wszyscy, oprócz
Charlotte, która wybuchła wielkim śmiechem i z zamkniętymi oczami wzięła
większy wdech.
- Pierwszy raz zjeżdżam z górki! – Zachichotała.
- Nie ma się z czego cieszyć! – Odpowiedzieli jej wszyscy
wielkim chórem.
♦-♦-♦-♦-♦-♦-♦-♦-♦
Tak...wiem... długa przerwa ;-;
Michael: Przynajmniej męczyło Cię to, że nie piszesz. Jakieś tam sumienie masz.
W przeciwieństwie do niektórych...
Michael: Słyszę, że ktoś nie chce jutro obiadu.
;-;.... chcę.
♦-♦-♦-♦-♦-♦-♦-♦-♦
Tak...wiem... długa przerwa ;-;
Michael: Przynajmniej męczyło Cię to, że nie piszesz. Jakieś tam sumienie masz.
W przeciwieństwie do niektórych...
Michael: Słyszę, że ktoś nie chce jutro obiadu.
;-;.... chcę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Każdy komentarz bardzo mnie cieszy, więc nie wahaj się pisać ;)