Wiecie,
kiedy robi się źle? Kiedy program zaznacza mi 4 razy pod rząd, że jest tam
gdzieś wulgaryzm.
Michael: Wróciłem! Już zaczęłaś kląć?
Mówiłam, że masz spadać?
Michael: Tak. Po czym rozleniwiłaś się i nie wstawiałaś żadnego rozdziału z miesiąc.
Zamknij się, nie wyciągaj na wierzch mojej mrocznej przeszłości ; -;
Michael: Kilka tygodni temu, daleka ta przeszłość.
Cichaj.
Michael: W ogóle, co to za tytuł? Chciałaś być zabawna? -.^
Może…
Michael: … Moja biedna Mina, musiałaś wiele przeżyć by do tego doszło. Nic się nie bój, już jestem.
Ić stond.
Michael: Pamiętaj, że wygrałem zakład i piszesz scenę łóżkową.
Nie umiem, jestem za tępa.
Michael: Czym by cię tu dobić… Może Nalu, albo Jerza… śmiałbym się gdybyś zrobiła taki zwrot taktyczny, bo kazałbym ci napisać NaLi, a ty musiałabyś kręcić całą historię. Boże, to byłby geniusz zła. ^^
Weźcie go .____.
♦-♦-♦-♦-♦-♦-♦-♦-♦
- świetnie, że jesteś. – Odpowiedziała z wielkim uśmiechem
Charl otwierając blondynce drzwi zanim ta w ogóle zdążyła sięgnąć po klamkę.
Dziewczyna złapała ją za nadgarstek i wciągnęła do środka. Lucy ostatnimi czasy
długo nie przebywała w swoim mieszkaniu, zazwyczaj tylko spała i brała szybki
prysznic. Tak, prysznic, pomijała nawet najlepszą rzecz, jaką kiedykolwiek wymyślono,
czyli kąpiel w wannie. – Oprowadzę cię po naszym mieszkaniu. – Odparła
pokazując na kuchnię, w której nie widać było nawet podłogi. Szafki
pootwierane, kilka brudnych kubków stało na blacie albo stole. Było to zrozumiałe,
bo zlew był okupywany przez nieznaną im formę życia. Jeśli jakiś śmiałek
dokopałby się do lodówki doznałby szoku, wyglądała jak nowa. Oczywiście,
chodziło o wnętrze, pusta tak samo jak wtedy, kiedy widziały ją pierwszy raz.
Charl dalej stała z wielkim uśmiechem na twarzy, po krótkiej chwili wpatrywania
się w istny syf ruszyła przed siebie i o mały włos nie wywróciła się o jakieś
kartony i worki na śmieci. Korytarz, wspomnienia o nim były za piękne.
Dziewczyna poprawiła włosy i torując sobie drogę stanęła pod drzwiami do salonu
połączonego z sypialnią.Michael: Wróciłem! Już zaczęłaś kląć?
Mówiłam, że masz spadać?
Michael: Tak. Po czym rozleniwiłaś się i nie wstawiałaś żadnego rozdziału z miesiąc.
Zamknij się, nie wyciągaj na wierzch mojej mrocznej przeszłości ; -;
Michael: Kilka tygodni temu, daleka ta przeszłość.
Cichaj.
Michael: W ogóle, co to za tytuł? Chciałaś być zabawna? -.^
Może…
Michael: … Moja biedna Mina, musiałaś wiele przeżyć by do tego doszło. Nic się nie bój, już jestem.
Ić stond.
Michael: Pamiętaj, że wygrałem zakład i piszesz scenę łóżkową.
Nie umiem, jestem za tępa.
Michael: Czym by cię tu dobić… Może Nalu, albo Jerza… śmiałbym się gdybyś zrobiła taki zwrot taktyczny, bo kazałbym ci napisać NaLi, a ty musiałabyś kręcić całą historię. Boże, to byłby geniusz zła. ^^
Weźcie go .____.
♦-♦-♦-♦-♦-♦-♦-♦-♦
- Słuchaj Lucy. – Powiedziała spokojnie łapiąc za klamkę. – Zrozumiem wszystko. – Rozejrzała się po ledwo stojącym mieszkaniu. – Wiesz, ciężko było i nie mogłaś się skupić. – Zamachnęła ręką w powietrzu. – Ale tego do cholery nie kminie! – Wrzasnęła otwierając drzwi. Pół pokoju wyglądało jak po jakieś zabawie z zapałkami. Charl już pominęła, że stół, krzesła i resztki szafy były porozwalane. Weszły do środka i stanęły na widocznej jeszcze części dywanu.
- Akurat to nie moja wina. To przez twoje pseudo zabezpieczenia nasz pokój wygląda jak wygląda. – Charl spojrzała na nią zdziwionym wzrokiem. – No, co? – Zapytała. Czarnowłosa wywróciła oczami i złapała za jakiś koc leżący na jej łóżku, był w połowie przypalony.
- Walić pokój. Co się stało z moim kocysiem? – Zaskomlała tuląc się do niego. Nie ważne jak bardzo Lucy chciała zachować powagę musiała wybuchnąć wielkim śmiechem. Charl, ten, kto mówi, że sprawiasz jedynie problemu musi być jednym wielkim idiotą. Sprzątanie zajęło więcej niż przypuszczały i kiedy były prawie w połowie zastał je świt. Blondynka rzuciła kolejny worek ze śmieciami pod drzwi i o mało nie upadła. Świat na chwile zgasł. Mrugnęła kilka razy i rozmasowała palcami powieki. Czyli krople wystarczały na około 10 godzin. Po omacku doszła do pokoju i złapała za opakowanie. Zanim Charl zdążyła ją zauważyć uciekła do łazienki i oparła się o umywalkę, nad która wisiało lustro. Nie posiadała jeszcze żadnej wprawy do stosowania kropel, więc pierwsze próby to było jedynie rozlewanie substancji po całej twarzy, później nie mogła zmusić oczu do nie mrugania.
- Naprawdę jesteś niezdarna księżniczko. – Powiedziała zmęczona Virgo i wręcz wyrwała jej krople z dłoni. Lucy oparła się o krawędź wanny i pozwoliła duchowi pomóc. Uśmiechnęła się, kiedy zobaczyła jej różowe oczy. – Wybacz za taką samowolkę. – Powiedziała nisko się kłaniając. Dziewczyna zrobiła niezręczną minę.
- Przecież sama nie dałabym sobie rady. – Machnęła ręką wstając i przyglądając się sobie w lustrze. Odetchnęła, kiedy jej tęczówki były brązowe, a nie pomarańczowe jak po użyciu krwi Metusa. Virgo uniosła brew.
- Czyli nie ukarzesz mnie? – Zapytała ze smutkiem w głosie.
- Ymm… Nie, raczej nie. – Uśmiechnęła się mimo woli a Virgo pożegnała się i wróciła do swojego świata. Westchnęła i jeszcze raz przejrzała się w lustrze. Tak dawno nie widziała swojego odbicia, że aż się zdziwiła. Wyglądała na zmęczoną, bo w sumie była. Ileż można przecież szukać porwanej przyjaciółki? Odkręciła wodę i przemyła twarz. Gdy spojrzała po raz kolejny w lustro zauważyła za sobą ciemną poświatę, wiedziała kto to.
- Ludzie naprawdę zwracają tak wielką uwagę na wygląd? – Zapytał zaciekawiony Metus, kiedy właścicielka wycierała twarz. Zignorowała jego pytanie i otworzyła szafkę, z której wyjęła jakiś krem. Cała skóra była wysuszona. Gdzieś w rogu lustra widziała czarną rozmazaną plamę. Demony nie pojawiały się w zwykłych lustrach, dało się zobaczyć jedynie coś w rodzaju aury albo duszy, im silniejsza tym cień był bardziej wyraźny.
- Lucy, umowa. – Dopiero teraz zareagowała na jego osobę. Z morderczym wzrokiem odwróciła się w jego stronę. Jasne, musiała znaleźć mu jakieś zajęcie albo wymyśleć zabawę. Otworzyła szafkę, stała tam mała buteleczka z mydlinami i plastikową rurką na końcu zakończoną kołem. Potrząsnęła i odkręciła. Wystarczyło delikatne dmuchnięcie by z koła zaczęły wylatywać bańki. Metus od razu zainteresował się dziwnym zjawiskiem i również chciał spróbować. Tak jak sądziła, początki były trudne, bo demon nie znał pojęcia „lekkie dmuchnięcie” i przebijał mydliny. Wyglądał niesamowicie uroczo i niezdarnie. Po chwili jednak blondynka otrząsnęła się i przypomniała o tym, że ma być na niego zła za to jak wczoraj potraktował Porlyusice. Jasne, była szczęśliwa, kiedy przebywał z nią i próbował sprawić by nie przejmowała się tym czy się uda czy nie. Ale mógł wrócić, kiedy zaczynało brakować mu mocy, zrozumiałaby. Nie musiał od razu karmić się strachem kobiety. Dodatkowo to wyciąganie starych spraw, przecież to było jej życie i mogła nim robić, co chce. Lucy przeczesała włosy i odwróciła się na pięcie w stronę drzwi.
- Czekaj. – Zatrzymał ją Metus i znalazł się w ułamku sekundy przy niej. Otworzył delikatnie drzwi i zaczął się rozglądać po mieszkaniu, dziewczyna niepewnie ruszyła za nim. Demon w tej chwili wyglądał jak jakiś pies tropiący, który wyczuł ofiarę, ale to byłoby dziwne, bo kto miałby być ofiarą? Zza rogu wyszła Charl.
- Rany. – Westchnęła. – Ja tu cię szukam a ty się bujasz z Metusem? – Lucy przewróciła oczami. Nagle nastąpiło coś dziwnego. Z piersi Charl wyrwał się krzyk. Metus rzucił się na nią i zbił ją z nóg, tak, że głową i ramionami uderzyła o świeżo wymytą podłogę. Próbowała się przekręcić na bok, ale napastnik był zbyt ciężki.
- Metus! Co ty robisz do cholery?! – Lucy złapała za klucz i spróbowała zamknąć bramę, jego wola była zdecydowanie silniejsza. Blondynka rzuciła wszystko i zaczęła szarpać go za ramię. – METUS! – Wrzasnęła, kiedy machnął swoimi szponami zrywając kawałek koszuli czarnowłosej. Dziewczyna poczuła chłód na brzuchu. – Błagam, zostaw ją! – Krzyknęła i już była gotowa użyć swojej drugiej mocy, kiedy demon zeskoczył z nastolatki i zajął się kawałkiem zerwanego ubrania. Z jednej kieszeni wyskoczył Seth. Demon bez żadnych wyrzutów złapał go i zmiażdżył. Charl zerwała się z podłogi i nie przejmując się swoim ubraniem uderzyła zmienioną w sztylet dłonią w Metusa.
- CZEMU GO ZABIŁES?! – Wrzasnęła ze wściekłością w oczach. Ten widząc jak sztylet o mało go nie zranił uderzył w dziewczynę, która poleciała na kanapę stojącą obok. Metus był silny, więc kiedy Charl wpadła na mebel wywrócił się on i powstał głośny huk. Czarnowłosy fuknął pod nosem słysząc skomlenie poturbowanej dziewczyny i z uśmiechem jakby nigdy nic pochylił się w kierunku swojej właścicielki. Lucy zacisnęła pięści i po chwili wybuchła, zrobiła coś, co było do niej niepodobne. Spoliczkowany Metus, aż się zachwiał. Złapał się za twarz, bardziej z zaskoczenia niż bólu.
- Charl, wszystko w porządku? – Zapytała ze zmartwieniem podbiegając do przewróconej kanapy. Czarnowłosa spojrzała na nią jak na kretynkę i zakryła rozciętą wargę. Oczywiście, została podrapana i rzucona przez demona, pewnie musiała być z tego niesamowicie szczęśliwa.
- Naprawdę? Więc to było dla ciebie ważne? – Metus, który pojawił się nad ich głowami jedynie pogorszył atmosferę.
- Idź precz diable. – Rzuciła Charl wycierając usta i wstając z podłogi. Wyminęła ich i ruszyła do łazienki gdzie znajdowała się woda utleniona. Lucy usłyszała jedynie trzaśnięcie szafki.
- Wypraszam sobie. – Powiedział zakładając ręce na torsie i oparł się o przewróconą kanapę. – Diabły a demony to dwa różne gatunki w otchłani. Jesteśmy nad nimi, dziwne, że tego nie…
- Czy ja cię prosiłam o jakiś wykład? – Warknęła rzucając w niego butelką, złapał ją bez trudu. – Zabiłeś Setha! – Wrzasnęła. – Czemu? – Blondynka w tym czasie próbowała ich jakoś uspokoić, ale niezbyt jej to wychodziło. W tym momencie poczuła się bezradnie, bo jedyne, co mogła zrobić to stać i się przyglądać ich kłótni. Demon uniósł brew.
- Setha? – Parsknął. – Naprawdę nadałaś mu imię? – Zakpił. Dziewczyna przez chwilę zastanowiła się jakby wyglądał bez swoich obrzydliwych pazurów i długich włosów. Ale to była tylko chwila.
- Czemu go zabiłeś? – Powtórzyła nerwowo.
- Słuchaj. – Westchnął poirytowanym tonem. – Mam gdzieś twoje nastroje. Jestem zobowiązany by bronić mojej pani. – Na twarzy Charl pojawił się uśmiech niedowierzenia.
- Czekaj… - Wzięła większy wdech. – Chcesz mi powiedzieć, że mała i słaba wiewiórka mogłaby coś zrobić Lucy? Przestań żartować. – Metus otworzył usta, dało się zobaczyć wystające kły. Widocznie musiał nad czymś mocno myśleć, bo jego oczy zaczęły krążyć po całym pokoju. W końcu wrócił do Charl.
- Więc jednak istnieje ktoś, kto by się na to nabrał. – Pstryknął w palce. – Muzę to gdzieś zapisać.
- Słucham? – Odpowiedziały chórem. Nawet Lucy nie rozumiała, o co chodzi. Metus oniemiał, rozumiał żeby jego zdaniem tępa Charl nie rozumiała, ale jego właścicielka?
- To było czyjeś zaklęcie. Ktoś musiał cię od dłuższego czasu obserwować, kiedy zauważyłaś zmienił postać w tą dziwna wiewiórkę, bo prawdopodobnie nie miał czasu na myślenie. W sumie wyszło mu na dobre, bo uwierzyłaś i nie musiał się już ukrywać. – Demon widząc, że dalej nie zrozumiały i chcą zadać wiele pytań po prostu zniknął. Czarnowłosa złapała się za głowę.
- Ktoś mnie.. Obserwował?
♦-♦-♦
Sting kopnął kolejny kamień w drzewo. Szedł odkąd zostawił Charl w rękach Fairy
Tail. Nie odczuwał zmęczenia, bo nawet nie miał czasu o nim myśleć. Czemu
właściwie powiedział to wszystko? Na pewno było to coś w rodzaju impulsu. Kiedy
zobaczył ten znak znienawidzony przez niego i przez jego gildię poczuł, że musi
ich w pewnym rodzaju zranić. Przeczesał blond włosy. Ale to nie tłumaczyło jego
zachowania wobec Charl. Ona nie traktowała ich jak wrogów. No dobrze, na
początku to chyba było oczywiste, że nie zacznie skakać ze szczęścia i
wszystkich ściskać, bo ją porwali. Po za tym widział, że za bardzo się
przywiązała do Sabertooth. Oczywiście w gildii dzięki niej chodź na chwile
panował spokój, ale to nie mogłoby trwać wiecznie, ludzie nie zmieniają się tak
łatwo. Charl nie pasowała do nich i dobrze to wiedział, nie ważne jak bardzo
chciał ją zatrzymać przy sobie. Gdyby jej tego nie powiedział pewnie by
została, nie mógł na to pozwolić. Tym bardziej, kiedy kazano mu ja zabić. - Cholera. – Podsumował swoje myśli wchodząc do jaskini, w której czekali zdenerwowali magowie. Spojrzał na każdego z osobna, Rogue podszedł od razu jak go zobaczył. Prawdopodobnie wiedział, po co wyszedł i czemu nie ma z nim jego siostry. Za nim stał Lector z łzami w oczach i Frosh.
- Słyszałem, ale czekam na twoją odpowiedź. To prawda? – Zapytał z zadziwiającym spokojem, wpatrując się prosto w jego niebieskie oczy. Chłopak westchnął odwracając wzrok.
- Ja… nie dałem rady. – Powiedział cicho i natychmiast został ścięty z nóg mocnym uderzeniem przyjaciela w brzuch. Blondyn otworzył szerzej oczy i upadł na ziemie.
- Za co to.. – Zakaszlał i zauważył uśmiech na twarzy czarnowłosego. Kot podbiegł do niego, w oczach miał wypisane, że zawsze w niego wierzył.
- Za to, że próbowałeś. – Odpowiedział podając mu pomocną dłoń. Pierwsza sprawa, czyli powiedzenie o tym przyjacielowi załatwiona. Jednak najgorsze właśnie miało nastąpić. Swoim dostojnym jak zawsze ruchem podeszła do nich Minerva, nie była zadowolona zawaleniem sprawy, a już bardziej nie podobało jej się, że musiała spędzić noc w jaskini. Jednak nie zaatakowała, wyminęła ich i dopiero, kiedy chłopak odwrócił się został uderzony z pięści w twarz.
- Nie myśl sobie, że to wszystko. – Powiedziała poprawiając swoje czarne włosy. – Ja tylko pokazałam ci swoją irytację. To sprawa tego starca i to on będzie się z tobą męczył psie. – Wyszła, jako pierwsza, jej silne perfumy było czuć w całej jaskini. Orga, Rufus i Rogue podeszli do leżącego przyjaciela. Co dziwne zauważyli na jego twarzy uśmiech.
- Czyli obie mają coś wspólnego. – Stwierdził uderzając tyłem głosy o twardą skałę i spojrzał na nierówny sufit. – Dla obu jestem psem. – Mówienie do siebie i żartowanie w ten sposób było dobrą drogą. Jeśli oczywiście chciało się zwariować. Pomogli mu wstać i niechętnie ruszyli w stronę domu. Minerva już dawno zniknęła im z pola widzenia. Teoretycznie, mogli w każdej chwili uciec i nie przejmować się tym wszystkim. Ale coś ich trzymało w Sabertooth. Możliwe, że to była duma, bo gdyby podkulili ogony zostaliby nazwani tchórzami. Jednak najprawdopodobniej chodziło o coś więcej, byli w tej gildii od zawsze i nie wyobrażali sobie zmiany.
- Więc, gdzie ona jest? – Zapytał Rogue przerywając cisze. Sting przeciągnął się.
- Nie bój się. Fairy Tail ją znalazło. – Orga słysząc to zaśmiał się pod nosem.
- Wróżki spotkały porywacza ich członka rodziny i puściły go bez obicia mu mordy? Ściemniasz.
- Mówię prawdę. Charl ich w sumie powstrzymała… - Zawiesił się na chwile przypominając sobie jej wściekłą twarz. Uderzył się w głowę. - Ale ze mnie idiota. – Mruknął pod nosem.
- Prawda. – Powiedział cicho Rogue.
- Fro też tak myśli. – Frosh machnął wesoło łapką.
- Cóż.. Wybacz Sting-kun, ale nie mogę zaprzeczyć. – Stwierdził nieśmiało Lector.
- Dzięki za wsparcie. – Odpowiedział, kiedy Orga włączył kamień teleportujący. Rozmowa umilkła, kiedy zostali oślepieni fioletowym światłem. Dostali ten kryształ od Mistrza. Był jednorazowy i miał służyć by szybciej wrócić do głównej gildii Sabertooth. Minerva oczywiście dostała swój na własność, więc zapewne użyła go już wcześniej. Grupka magów weszła do budynku spodziewając się wściekłego Mistrza i śmiejącej się u boku Minervy. Zamiast tego zastała ich cisza. Nawet, jeśli nie byli tak hałaśliwi jak Fairy Tail to i tak było to dziwne. Nagle Sting i Rogue zareagowali w tym samym momencie. Wyczuwali czyjąś nieznaną obecność i wielką moc. Nawet zapach przypominał… nie, to było niemożliwe. Sting skarcił się w myślach i cicho ruszył do przodu. Był to błąd, bo prawie nie dostał drzwiami od głównej sali. Kilku obitych i nieprzytomnych magów wyleciało z tej samej strony. Zapach był coraz silniejszy. Wszyscy wbiegli do środka. To, co zobaczyli było nie do pomyślenia. Ich Mistrz leżał na środku Sali w kałuży własnej krwi, wielu magów było związanych i nieprzytomnych. Nawet Minerva leżała na ziemi przytrzymywana przez jakiś mężczyzn w czarnych szatach. Nikt nie przejął się ich obecnością, oprócz dość umięśnionego mężczyzny o czarnych włosach i czerwonych oczach. Jego twarz pokryta była bliznami różnego rodzaju i posiadał wiele kolczyków. Jako jedyny nie miał na sobie kaptura, wyróżniał się. Smoczy zabójcy wyczuli w nim coś znajomego. Mężczyzna po zobaczeniu ich w pierwszej chwili myślał, że to kolejni idioci do zabicia. Jednak po chwili pojawił się przed jego oczami pewien obraz i po nerwowym rozejrzeniu się na boki podszedł do nich. Sting chciał cos powiedzieć, nie rozumiał, co się dzieje i żądał wyjaśnień. Jego usta zostały zasłonięte i cała grupa została zaciągnięta przed wejście gildii. Wyglądali jakby ochroniarz wyrzucał dużą grupę z jakiegoś klubu za bójkę. Każdy próbował się wyrywać, ale tak naprawdę to nic nie dawało. Dopiero, kiedy ich puścił stanęli kilka metrów od niego i byli w każdej chwili gotowi do ataku.
- Uspokójcie się. Ja wam ratuje dupę. – Warknął podchodząc do smoczych zabójców.
- Tak, a ja jestem królewna śnieżka. To moi koledzy krasnoludki, poznajcie się. – Odpowiedział mu z kpiną Sting. Mężczyzna przyjrzał mu się uważnie.
- Cholera, nabrałbym się gdyby nie ten głosik. Z mordy całkiem podobny. – Zaśmiał się irytując chłopaka. – Ale walić to. – Spojrzał mu poważnie w oczy. – Gdzie jest Charlotte? – Och, ten opis, zachowanie, wszystko by się zgadzało.
- Kurwa, jakie to się wszystko robi zabawne. – Stwierdził Sting opuszczając ręce.
♦-♦-♦
Mieszkanie wyglądało już zdecydowanie lepiej niż na początku. Wiele wylanych
łez, potu i krwi było tego dowodem. Charl po opatrzeniu ran zadanych przez Metusa
rzuciła się na łóżko. Lucy wyrzucała właśnie ostatni worek ze śmieciami i
odetchnęła przypominając sobie o panelach na korytarzu. Po drodze do pokoju zahaczyła
o łazienkę, bardzo chciała wziąć ciepłą kąpiel. Zacisnęła usta i weszła do
środka i zamknęła drzwi na zamek. Puściła gorącą wodę do wanny i wlała swój
ulubiony płyn do kąpieli o zapachu malinowym. Przez całą parę unoszącą się w
pomieszczeniu nic nie dało się zobaczyć przez okno, obejrzenie się w lutrze
tylko przy przetarciu ręką. Lucy nie zawracała sobie głowy jakimś patrzeniem w
lustro i od razu wskoczyła do gorącej wody. Od razu uszło z niej całe zmęczenie
i stres. Poczuła niesamowitą przyjemność, brakowało jeszcze małej poduszeczki
pod głowę i byłaby w raju. Zamknęła na chwilę oczy dla odpoczynku. Cieszyła się
chwilą ciszy i samotności. Dziwne, kiedyś nie musiała narzekać na coś takiego
jak brak chwili spokoju, była sama praktycznie cały czas. Opieka nad
księżniczką wcale nie zajmowała jej całego dnia i większość z tego, co
zapamiętała to przechodzenie się po zamkowych korytarzach, które znała na
pamięć, a to wcale nie było takie łatwe. Treningi, na których czuła się jak
szczur pod obserwacją, udawanie kulturalnej i wiecznie szczęśliwej na
bankietach, ignorowanie wszystkich obelg w jej stronę. Jak ona mogła tak żyć?
Porównując życie maga z nudnym życiem królewskiego sługusa to pierwsza opcja była
zdecydowanie lepsza. Życie zaoferowało jej wybór, gdyby mogła powtórzyć
postąpiłaby identycznie. Zaczynała kochać Fairy Tail, czuła się u nich tak
jakby znali się całe życie. Nagle przed jej oczami pojawił się moment jej
pocałunku z Natsu. Twarz zrobiła się cała czerwona, czuła, że jej gorąco i z
zażenowania zanurzyła się pod wodę. Kiedy zabrakło jej powietrza wróciła z powrotem,
choć kolor jej policzków ani trochę się nie zmienił. Zsunęła się po ściance
wanny, linia wody zakryła jej usta.- On pewnie już o tym zapomniał. – Powiedziała pod nosem, ale jedyne, co z tego wyszło to niezrozumiałe wypuszczanie bąbelków. – Kto by pamiętał jakiś tak nieznaczący pocałunek? – Wywróciła oczami jeszcze bardziej się rumieniąc. Myślała, że ona też szybko zapomni i wcale się nim nie przejmie. W końcu był przyjacielem, uratował ją już kilka razy i był czasami zabawny w swojej dziecinności, potrafił ją pocieszyć i starał się być, obok kiedy martwiła się o Charl. Tak, był tylko dobrym przyjacielem. I mimo że tak sobie mówiła to jej serce biło szybciej na każdą myśl, położyła na nim dłoń. Czy to było normalne, że tak bardzo ją to bolało? Nagle okno się otworzyło a do środka zajrzał Natsu z Happym.
- O, cześć Lucy! – Uśmiechnął się widząc przyjaciółkę.
- JAKIE „CZESC LUCY”?! Wynocha! – Wrzasnęła uderzając go mydłem w twarz i szybko zamknęła okno. Stała tak przez chwile i zauważyła, że przez cały jej monolog piana zaczęła znikać i tak naprawdę zostało jej niewiele. Zdrętwiała i dopiero po zrozumieniu, że chłopak widział ją nago uderzyła głową o ścianę. Teraz było jeszcze gorzej!
Szybko ubrała się i zwinęła włosy w biały ręcznik. Gdy weszła do pokoju w środku Gray bawił się policzkiem śpiącej Charl, Natsu z Happym szperali jej w biurku a Erza siedziała na jednym z krzeseł i czytała książkę.
- Jak wy tu weszliście? – Zapytała, nikt nie mógł otwierać drzwi, słyszałaby. Wszyscy spojrzeli na nią i wzrokiem pokazali na okno, wszystko zrobiło się jasne.
- A właśnie Lucy! – Krzyknął Natsu rzucając jej mydło. – Nie miło dostawać po powitaniu w twarz. – Odpowiedział robiąc obrażoną minę. Dziewczyna otworzyła usta ze zdziwienia.
- Słucham? Przecież to ty wlazłeś mi do łazienki, kiedy się kąpałam, kretynie! – Powiedziała z czerwonymi policzkami. Gray puścił twarz śliniącej się przez sen Charlotte i spojrzał na przyjaciela z niedowierzaniem.
- Serio ją podglądałeś? – Zapytał.
- A co jest takiego złego? – Wtrąciła się nagle Erza zamykając książkę. – Pamiętam, że my kiedyś też się kąpaliśmy razem. – Wzruszyła ramionami myśląc, że to nic takiego. Gray z Natsu wyglądali na załamanych. Lucy zaniemówiła. Nastała dziwna i długa cisza, którą przerwał brzuch Charl.
- Ymmm… - Mruknęła wycierając ślinę. – Jeść. – Powiedziała i po chwili ruszyła niemrawym krokiem do kuchni. Lucy wywróciła oczami.
- A właśnie, po co przyszliście? – Zapytała widząc ożywionych ludzi.
- Jak to, po co? – Powiedział Happy. – Trzeba iść na jakąś misję. - Zamyślił się przez chwilę, a na jego twarzy zawitał podstępny uśmieszek. – Żeby było więcej hajsu, więcej pieniędzy to więcej rybek. – Zaczął powtarzać te słowa w kółko i po chwili wybuchnął. – NIE MA CZASU DO STRACENIA! CHODZMY ZARABIAĆ! – Krzyknął wylatując przez okno. Wszyscy zaczęli się śmiać z jego szalonej miłości do ryb. Lucy przestała, kiedy Natsu chciał wyskoczyć oknem.
- Drzwi do czegoś służą! – Wrzasnęła widząc już końcówkę jego włosów. – Rany. – Nim się obejrzała już wszyscy skakali przez okno. Załamana ruszyła do kuchni, a tam przy lodówce zobaczyła jak Charl ściska w zębach kiełbasę. Wyglądała jak pies przez kły, które wbijały się w mięso. Zaraz, czy Charl od zawsze miała aż tak widoczne kły? Pomyślała blondynka i po chwili wzruszyła ramionami.
- Zbieraj się labradorku. – Zachichotała wychodząc do łazienki i zdejmując ręcznik, włosy dalej były mokre, ale suszarka była właśnie po to. Charl dokończyła swoją przekąskę.
- Husky są ładniejsze. – Pokazała jej język i z rozpędu wyskoczyła przez okno. – Widzimy się w gildii! – Zawołała zanim Lucy zdążyła krzyknąć.
- Co ja z nimi mam? – Westchnęła rozczesując włosy.
♦-♦-♦- ♦-♦-♦-♦-♦-♦
Odcinek ciekawy ale będę chamska i się doczepię do jednej rzeczy.
OdpowiedzUsuńNashi: A jak by inaczej..?
Cichaj. " (...) od razu wskoczyła do gorącej wody. Od razu uszło z niej całe zmęczenie i stres" powtarza się. ;)
A tak ogólnie nie widzę błędów. Rozdział super. Oj coś mi się zdaje, że ten facet w gildii Saberthoot to nikt inny
Niż Metalicana (No w sumie może to też być Gajeel). Tylko dlaczego się pojawił o to jest pytanie.
Nashi: Ty weź nie filozofuj.
Zamilcz kobieto!
Nashi: -,- wychodzę.
Chwila zaczekaj!
Nashi: Co?
Wyniesiesz ogryzke do śmieci?
Nashi: Spieprzaj *wychodzi trzaskając drzwiami*
Oj coś mi sie wydaje, że była kłótnia z Shinem...
A wracając. Kiedy będzie ta scena łóżkowa? I oby z nalu :)
Heh Metus rzucił się na Charl jak wygłodniały wilk na sarnę.
Nashi: Ale się popisałaś!
Nashi! Wróciłaś do mnie! Tęskniłam!
Nashi: Nie było mnie tylko minutę! Weź się ogarnij masochistko.
Dlaczego mnie tak nazywasz?
Nashi: A kto na lekcji zrobił sobie żyletke z papieru i sie ciął?
Nie przypominam sobie.
Nashi: -,-
Wyczekuje z niecierpliwością kolejnego rozdziału :)
P.S zapomniałam dodać. Nie słuchaj Michaela nazwa rozdziału super :P
Ojaaaacieeeee~
OdpowiedzUsuńDwa zaległe mi rozdziały w 20 minuut :D
A ja to tam się do niczego nie przyczepie bo jest super~
A moment z podglądaczem Natsu the best X'D
Więcej tak długich rozdziałów i oczywiście więcej momentów NaLu bo jakby to inaczej? :D
/WiFi
Ps. Jak zwykle życzę DUUUŻOOO weny~