środa, 13 sierpnia 2014

19. Pierwszy pocałunek Lucy.

- Nie wiem czy to dobry pomysł. – Powiedziała cicho Lucy siedząc obok Natsu i Happiego w małym wagonie kolejki. Od początku jej coś nie pasowało i miała wrażenie, że o czymś zapomniała. Spojrzała na radosnych przyjaciół, którzy ignorując jej słowa machali uniesionymi rękami na boki symulując zakręty.  Cicho westchnęła po raz kolejny i spojrzała na tory przed nimi, jechały do góry by zjechać ostro w dół i robić wiele zakrętów. Złapała się ścianki wagonu, z przerażeniem spojrzała w dół. Samo wejście do kolejki znajdowało się dość wysoko, przez co ludzie na dole wyglądali jak mrówki. Kilka metrów w górę i byliby na równi z najwyższym punktem młyna. Zdjęła drżącą rękę ze ścianki i odsunęła się od niej. W wagonie było bardzo mało miejsca, dlatego kiedy blondynka ruszyła się do tyłu wyłożyła się na kolanach chłopaka, któremu widocznie to nie przeszkadzało. Jej twarz zrobiła się cała czerwona, nie mogła wydusić słowa. W końcu po długiej ciszy usłyszeli ściszony krzyk dochodzący spod dziewczyny. Kiedy Lucy zorientowała się, kto siedział między nimi natychmiast wstała, zobaczyli ledwo żywego kota.
- Przepraszam Happy! – Krzyknęła ciągnąc go za spłaszczone policzki by nadać im jakiś kształt. Oszołomiony kot uniósł łapkę w górę.
- L-Lucy… przerzuć się na jakąś diet.. – Nie skończył, ponieważ zauważył morderczy wzrok dziewczyny, która wzięła go na ręce i zaczęła głaskać, mocno dociskając dłoń do jego ciała. Wyglądała trochę strasznie, więc Natsu siedział cicho. Nagle poczuli lekkie drgnięcie wagonu, Lucy wypuściła przyjaciela i wbrew woli poleciała na siedzącego przed nią różowowłosego. Happy dopiero po chwili zrozumiał, że został sam na podeście, a kolejka pojechała.
 Lucy w tym czasie cała czerwona, że siedzi na kolanach Natsu chcąc nie chcąc musiała założyć swoje ręce na jego szyi by nie spaść. Natsu siedział w tej chwili niezwykle cicho, co zdziwiło blondynkę. Spojrzała na twarze ludzi siedzącymi za nimi, ich oczy i usta otwierały się coraz bardziej. Ogólnie wiało od nich przerażenie. Odwróciła głowę w stronę torów, już wiedziała, dlaczego. Byli coraz bliżej szczytu, z którego zjeżdżali prawie pionowo, później kolejka robiła kółka do góry nogami i wiele skrętów, tunelów dalej się kończyła. Z transu wyrwały ją dłonie mocno zaciśnięte na jej tali.
- L-Lucy… - Usłyszała chichy głos Natsu, poczuła jego gorący oddech na swoim karku. Jej serce zabiło mocniej. Teraz miała wrażenie, że nie tylko jej twarz płonie. Ręce zawieszone na jego szyi, jej nogi siedzące na jego kolanach. Zabolało ją gardło, nie mogła wydusić z siebie ani słowa, nie mogła nawet przełknąć śliny. Co on od niech chciał? Przecież nie usiadła specjalnie! Czemu tak ją mocno trzyma?! Nie mogła przestać myśleć to tej jednej chwili, prawie kilku sekundach. Nie wiedząc, co robić spojrzała na twarz chłopaka, była cała zielona. I właśnie teraz przypomniało jej się coś bardzo istotnego. Natsu miał chorobę lokomocyjną.
- Chyba… będę… - Jego dłonie mocniej zacisnęły się na materiale przerażonej dziewczyny. T szybko odwróciła jego twarz w bok.
- Nie na mnie kretynie! – Krzyknęła przerażona i spojrzała za siebie, po chwili poczuła jak wagon zwalnia. W myślach powiedziała wszystkie modlitwy, jakie znała i poczuła jak delikatnie przechylają się w bok by zjechać z dużą prędkością. Wszyscy krzyczeli, niektóry z nutką radości w głosie, niektórzy przerażenia. Droga wydawała się na pierwszy rzut oka strasznie długa, ale zjechali w kilka minut na dół. Lucy wysiadła z wagoniku najszybciej jak mogła i upadła na kolana, ciesząc się, że przeżyła. W sumie to nie tylko ona, kilku pasażerów zareagowało tak samo. Do mdlejącego przyjaciela podfrunął Happy. Dziewczyna zauważyła ich i szybko podeszła.
- Co to w ogóle za głupi pomysł wchodzić na taką kolejkę z chorobą lokomocyjną? – Ciężko westchnęła i pomogła kotu dźwigać ledwo żywego Dragneela. – Ogólnie, kto chodzi do wesołego miasteczka rano? – Dodała po namyśli.
- No, bo… - Zaczął Happy kładąc chłopaka na ławce. – Natsu wie, że ci smutno, bo porwali Charlotte. Wszyscy są źli. I pomyślał, że jak zajmiemy cię zabawą to nie będziesz się obwiniać czy coś. – Odpowiedział, a w dziewczynie coś drgnęło. Rzeczywiście, odkąd weszli do wesołego miasteczka nie miała nawet czasu myśleć o Charlotte, ciągle gdzieś biegali, w coś grali. Spojrzała na ledwo żywego Natsu. Mimo że wyglądał jakby miał zaraz umrzeć to i tak się uśmiechnęła, poczuła coś ciepłego w sercu na myśl, że ktoś się o nią martwi. Happy zauważył wzrok przyjaciółki i uśmiechnął się.
- Lllluuubiszzz gooo… - Mruknął wywijając język.
- Chyba śnisz. – Odpowiedziała natychmiast zaprzeczając machnięciem dłoni. Lubiła go, ale nie w taki sposób. Nie pasowali do siebie, tak tłumaczyła sobie blondynka. Jednak nie potrafiła się pozbyć tego miłego ciepła w środku na jego widok. – Ale… - Do jej głowy wpadł pewien genialny pomysł. – Trzeba mu się odwdzięczyć za troskę. – Powiedziała i usiadła obok niego na ławce i przybliżyła swoje usta do jego policzka. Pech lub los chciał by Natsu w tym czasie ocknął się i odwrócił twarz w kierunku siedzącej obok niego Lucy. Ich usta dotknęły się. Happy otworzył szeroko oczy, nie mógł uwierzyć w to, co widzi. Gdy do Lucy dotarło, co się dzieje odskoczyła od chłopaka jak poparzona, spadając przy tym z ławki. Jej twarz z normalnego znów wróciła do odcienia buraczkowego i zaczęła się jąkać.
- T-T-To nie ta-ak jak myślisz! To podziękowanie! PODZIEKOWANIE! – Podkreśliła nerwowo wstając z ziemi i nawet nie otrzepując się z piasku pomachała im na pożegnanie. Szła wręcz mechanicznym ruchem, cały czas miała przed oczami tą scenę. A co jeśli on nie potraktuje tego jak podziękowanie? A jak sobie coś pomyśli? Hej, czy to nie był jej pierwszy pocałunek?!
- Aaaa! Lucy, ty kretynko! – Rozmawianie z samą sobą w miejscu publicznym wydawało jej się kiedyś głupie, ale teraz nie zwracała na nikogo uwagi. Wyrywając sobie włosy z głowy doszła do wyjścia i uderzyła w czyiś tors.
- O, siema Lucy. – Powiedział Gray. Obok niego stała Juvia, niezbyt zadowolona ze zwykłego uderzenia jej obiektu westchnień. Aura mordu wręcz pożerała blondynkę, jej instynkt przetrwania wręcz wymusił cofnięcie się krok.
- Ooo, jesteście na randce? Jakie to piękne. Randki muszą być fajne! Pasujecie do siebie, powodzenia. – Powiedziała na jednym oddechu Lucy, wyglądała jak opętana. Gray słysząc słowo „randka” wyglądał jakby miał zaraz zwymiotować. Juvia za to przeszczęśliwa przestała rzucać wszelakie klątwy na swoją rywalkę miłości i wtuliła się do ramienia chłopaka.
- Juvia i Gray-sama są na randce! Lucy-sama nawet potwierdziła, że Juvia pasuje do Gray-samy! – Przeszczęśliwa dostała takiej siły, że bez problemu zaczęła ciągnąć maga w stronę atrakcji dla par, a jemu się to nie podobało i ewidentnie próbował uciec. Lucy w tym czasie wzruszyła ramionami i szybszym krokiem ruszyła do gildii. Cały czas myślała o pocałunku. Czy to w ogóle był pocałunek? Nie było między nimi nic oprócz przyjaźni! Przyjaźń, przyjaźń, przyjaźń… Powtarzała to słowo jak mantrę. Wcale jej to nie uspokoiło, wręcz przeciwnie, zaczęła mieć wątpliwości, co do swoich uczuć. Nim się spostrzegła była już przed budynkiem gildii. Otworzyła szeroko drzwi i starała się zachowywać naturalnie. Zauważyła jednak dziwną atmosferę panującą się w środku, było cicho i wszyscy byli skupieni na wyznaczonych im zadaniach przez inne osoby. Czy tak właśnie pracowali nad szukaniem Charl?
- Lucy! Dobrze cię widzieć. – Podeszła do niej Erza, była bardzo zmęczona, co można było wyczytać z jej twarzy. Scarlet wyjrzała za nią, jakby czegoś albo kogoś szukając. – Nie ma z tobą Natsu? – Zapytała, a twarz blondynki po raz kolejny zrobiła się cała czerwona. Uderzyła się dłońmi w policzki.
- N- nie, nie ma! Byliśmy w wesołym miasteczku, ale TO NIE BYŁA RANDKA ANI NIC! Był z nami Happy a potem poszłam. Haha, nie ma go. Mojego przyjaciela. Przyjaciel są fajni prawda? – Gadała jak nakręcona, w jej oczach było widać panikę. Erza położyła swoją dłoń na jej ramieniu. Lucy uspokoiła się.
- Tylko pytałam, chciałam byście teraz wy poszli w jedno miejsce, w którym może być prawdopodobnie Sabertooth. – Przerwała na chwilę i rozejrzała się po gildii, nigdzie nie widziała Jellala, który kolejny raz zniknął. Ciężką westchnęła i znów wróciła do przyjaciółki. – Oraz chce z tobą porozmawiać, o Charl. – Dodała a w jej myślach pojawiły się słowa Jellala, że Sabertooth może chce ją zabić. Lucy słysząc poważny ton Scarlet przestała myśleć o incydencie w miasteczku. Usiadły, więc przy jednym ze stolików i Erza zaczęła jej mówić o wszystkich informacjach na temat Charlotte.
***
- Hę? – Zapytała Charlotte patrząc na Mistrza Sabertooth jak na idiotę. Oprócz niej w salonie mężczyzny znajdowali się Sting, Rogue, Yukino oraz Exceedy. Wszyscy oprócz Charlotte stali w równym rzędzie, tylko ona stała czy chodziła jak chciała. Nie dziwiło ich zachowanie dziewczyny, bardziej Mistrza, że na to pozwala. – Koleś, o czym ty do mnie rozmawiasz? Najpierw mnie porywacie, zakładacie jakieś bransoletki, malujecie mi jakieś kropki na rękach, a teraz mówisz, że jak wrócę żywo z jakiejś misji to mnie wypuścicie?! Nie wiem, co brałeś, ale daj na miary na gościa od tego, świetnie działa. – Odpowiedziała z takim zdziwionym tonem, że stojący poważnie Sting nie mógł się powstrzymać i wyrwało mu się ciche parsknięcie. Jiemma spojrzał na niego groźnie, co przywołało go do porządku. Charl zaczęła się niecierpliwić. To nie tak, że było dla niej to dziwne i żądała wyjaśnień, po prostu chciała znać jakiś cel misji, cokolwiek by mogła szybciej ją wykonać i wrócić do domu. Właśnie, domu, pierwszy raz miała takie miejsce, do którego mogła i chciała wrócić. Lubiła tamtych ludzi, nie jak tu. W obu gildiach panowały dwie różne atmosfery. Kiedy wchodziło się do Fairy Tail wszyscy się uśmiechali, pili i ciągle było głośno. Tutaj robiło się tak tylko w nocy, kiedy otwierali bar czy można było po prostu trochę odetchnąć od wymagającego Mistrza, który ignorował wszystko i zamykał się w swoim salonie. Była tu tylko jedna noc, więc wszystkie informacje o Sabertooth musiała zbierać od innych, tyle się dowiedziała. Jednak największą różnicą było to, że nikt nie wiedział, co to znaczy „towarzysz” byli w jednej gildii i czasem zamienili ze sobą dwa słowa, każdy dbał tylko o swój własny tyłek. No może poza niektórymi osobami.
- Szczegółów dowiesz się wkrótce. – Wtrąciła się Minerva, która bez zapowiedzi weszła do środka. Za nią stanął Orga wraz z Rufusem, oboje nie wyglądali na zadowolonych. – Ale masz się wybrać z tą piątką. – Powiedziała podchodząc do niższej od siebie dziewczyny i unosząc jej podbródek jednym palcem. Charlotte uderzyła ją w dłoń i zrobiła krok w tył. Po czym udała, że ściera z siebie jakiś bród w miejscu, w którym dotknęła ją Minerva. Zdenerwowało to czarnowłosą i już chciała ją uderzyć, kiedy Charlotte po prostu zniknęła i pojawiła się za nią. Zaskoczona spojrzała na swoje ręce, dopiero, gdy jej móżdżek ogarnął, że może się teleportować, ale na mniejsze odległości stanęła dumnie jak paw. Minerva zacisnęła dłonie w pięści i spojrzała na ojca, który wykonał charakterystyczny gest by przywołać córkę do porządku. Orga z Rufusem cicho dołączyli do rzędu.
- Mamy tu pewną nieścisłość. – Powiedziała w końcu Charlotte i spojrzała na młodą Orlando. – Tu jest siedem osób, nie pięć. – Wskazała na Frosha i Lectora. Minerva nie mogła wytrzymać i zignorowała polecenie ojca.
- Myślisz, że jakiś kot--
- To też mag! – Krzyknęła przerywając jej dalszą wypowiedź. Wszyscy byli zaskoczeni jej pewnością siebie. Na tym zakończyło się to spotkanie, wszyscy po prostu wyszli. Z braku zajęcia wszyscy poszli do baru, jednak Charl wyglądała na przygnębioną i po pewnym czasie wyszła, nikt nawet nie zauważył. Nikt, oprócz Stinga. Chłopak wyszedł z baru, w którym zaczynała rozkręcać się jakaś impreza i rozejrzał się po korytarzu, przy jednym z kamiennych okien stała Charl. Oparta o ściankę patrzyła na zachodzące w oddali słońce. Gdzie byli? Widziała las, jakieś górki, soczyście zielona trawa. Pewnie daleko od Magnolii. Gdzieś dalej widziała lekko fioletową ściankę, bariera. Czyli ucieczka z tego miejsca nie mogła się udać.
- Nad czym tak rozmyślasz? – Zapytał blondyn stając obok niej i po chwili spojrzał przez okno. – Co jest tam takiego ciekawego? – Zdziwił się. Charl westchnęła.
- Wszystko. Odczep się. – Warknęła odchodząc od okna i zmierzając w stronę schodów na górę. Sting stanął na jej drogę i trochę się schylił by byli na równi głowami.
- Świetnie księżniczko, każdego tak spławiasz?
- Świetnie koniu, za każdą zdołowaną laską tak latasz? – Odsunęła go i powoli zaczęła wchodzić po schodach na górę, chłopak podbiegł do niej, złapał ją za dłoń i odwrócił w swoją stronę. Mimo, że stała jeden stopień wyżej i tak była niższa, jakie to życie jest niesprawiedliwe.
- Koniu? Odpowiada mi bardziej rola księcia. – Odpowiedział z pewnością siebie i rozłożył ręce. Charl spojrzała na niego z kpiącym uśmiechem.
- Nazwałeś mnie księżniczką, a ja takiego księcia nie chce mieć. Jesteś, więc koniem, teraz idź i znajdź mojego księcia.  – Powiedziała wprost, po raz kolejny odwróciła się i poszła przed siebie. Sting nie odpuszczał i cały czas szedł za dziewczyną, która coraz bardziej zaczynała się irytować. Co to miało być? Ciągle za nią łaził, ciągle ją zatrzymywał. Chciała po prostu być chwilę sama. Nie przestawał za nią podążać nawet, kiedy doszli pod drzwi jej pseudo pokoju. Nie wytrzymała, odwróciła się na pięcie i spojrzała w jego niebieskie oczy.
- Prześladujesz mnie? Idź do ludzi się bawić czy coś. – Warknęła kładąc dłonie na jego torsie i próbując go popchnąć do tyłu, nie udało jej się. Przeklęła pod nosem widząc jego zadziorny uśmieszek. Chłopak zdjął jej dłonie i nieświadomie zatrzymał jedną, mocno ściskając.
- Co będziesz robiła sama w pustym pokoju?
- To nie twój interes. – Odpowiedziała zła i kiedy zorientowała się, że Sting trzyma jej dłoń cała czerwona wyrwała ją i schowała do kieszeni spodenek. Czuła jak jej policzki i dłoń palą, po chwili stopniały. Odwróciła się i złapała za klamkę, wiedziała, że może po prostu wejść do środka i całą akcje miałaby z głowy. Jednak coś jej przeszkadzało, nie mogła tego zrobić. Rzeczywiście, chciała być sama, ale nie w ciemnym pokoju z oknami zabitymi deskami. Nie wiedzieć, czemu przed jej oczami pojawiła się Lucy w zamku, obie poszły opowiedzieć bajkę na dobranoc małej księżniczce. Pamiętała jak o mało sama nie zasnęła, opowieść kończyła się pięknym zakończeniem, które ona zniszczyła.
'...I żyli długo i szczęśliwie” - dopóki księżniczka z sąsiedniego królestwa nie założyła ładniejszej sukienki... „
Czemu o tym myślała? To było bezsensu, przypominanie sobie takich pierdoł. To nie w jej stylu. Płakanie przed drzwiami z tęsknoty za Lucy i gildią też nie było w jej stylu. Drżącą pięścią uderzyła w drewniane drzwi. Była słaba, nie powinna pokazywać nikomu swoich łez, a znowu to robiła. Po co inni mają się nią przejmować? Nie potrzebowała współczucia, chciała być sama i się uspokoić. Nie zdążyła dokończyć swoich myśli, bo czyjaś dłoń ułożyła się na jej czarnych włosach. Nic nie powiedziała, Sting również. Po prostu stali. Czuła jak jej serce powoli zwalnia. Wystarczyła chwila by przetarła łzy i puściła klamkę. Strzepnęła ze swojej głowy dłoń chłopaka i odwróciła się w jego stronę z niemałym uśmieszkiem.
- Dzięki, już mi lepiej. Idę pić! – Krzyknęła radośnie i nie czekając na odpowiedź zbiegła po schodach do baru. Sting westchnął i podążył za jej śladem. Całą sytuację obserwowała jednak Minerva, która z całego serca zaczęła nienawidzić Charlotte. Widząc jednak tą paskudnie przeuroczą dla niej scenkę wpadła na pewien pomysł dotyczący tej dwójki.
Kilka godzin wystarczyło by reszta gildii polubiła Charlotte. Mimo, że nikt oprócz ich tymczasowej drużyny nie był jakoś przyjaźnie związany z członkami gildii to dziewczyna potrafiła to na chwilę zmienić. Dzieliła się z nimi swoimi historiami, śmiała się razem z nimi, tańczyli i ogólnie się dobrze bawili. Ostatecznie, kiedy wszyscy sami zaczęli jakoś wzajemnie rozmawiać i naprawdę się poznawać Charl usiadła na prześle obok Yukino, której nie potrafiła w żaden sposób zrozumieć. Raz była cichutka i nieśmiała a czasami tak ją beształa jak matka.
- Myślę, że Charlotte-sama nie powinna pić tyle w tak młodym wieku. – Powiedziała przy całej drużynie. Rogue i Sting spojrzeli na kompletnie pijaną nastolatkę, która zaczęła gadać do butelki. Rufus uśmiechnął się.
- Więc Charlotte ma słabą głowę, wypadałoby to zapamiętać. – Orga parsknął pod nosem i opróżnił swój kufel z piwem.
- Może i ma, ale zobacz na wszystkich. Świetnie się bawią dzięki niej. Zawsze było tu cicho, wszyscy pili jakby się nie znali i tak by się nie upić. Teraz to trochę przypomina Fairy Tail. – Zaśmiał się głośno. Każdy przy stole zrobił zadowoloną minę, gdyby tak było codziennie mogli by zmieść wymagającego Mistrza i mściwą panienkę. Nie byłaby to jakaś wymarzona gildia, ale na pewno jedna z najlepszych, taka, którą chcieli być. Mimo iż ich pozycja prezentowała się znakomicie to brakowało im tego czegoś, zaufania do towarzyszy, traktowania każdego jak przyjaciela, jak członka wielkiej rodziny. To wszystko miało Fairy Tail, a oni dzięki Charl stawiali pierwsze kroki ku temu. Zielonowłosy po kolejnym skończonym piwie nagle wstał i podszedł do świetnie bawiących się magów, wziął jeden z mikrofonów i zaczął śpiewać. To nic, że mu to niezbyt wychodziło, każdy i tak był na tyle pijany by przy tym tańczyć. Lector z zażenowaną miną zakrył uszy.
- Może na dziś koniec? Co o tym myślisz Sting-kun? – Zwrócił się do przyjaciela, ten jedynie wzruszył ramionami i rozmasował kark.
- Trochę się zawiodłem brakiem bójek. – Westchnął wstając. – Chodźmy. Bo jeszcze nas wrobią w sprzątanie tego bagna. – Kiwnął głową w stronę porozwalanych butelek i litrów wylanego na podłogę alkoholu.
- Fro też tak myśli! – Zgodził się Frosh i razem z Roguem i Yukino wstali z miejsc. Rufus bez słowa odszedł i usiadł przy barze. Wszyscy spojrzeli na Charl, która widocznie rozpoczynała nowy związek z butelką. Białowłosa złapała ją za rękę i pomogła wstać. Zrobiły nawet kilka kroków, ale Charlotte chodziła jak roczne dziecko. Kiedy Rogue zaproponował pomoc spotkał się z morderczym wzrokiem Yukino, która do tej pory nie była przekonana, co do tego rodzeństwa. Ostatecznie pomógł Sting, który nie chcąc męczyć się z ciąganiem czarnowłosej za rękę, wziął ją na ręce. Pijana Charlotte uśmiechnęła się.
- Haha… nnie myźl zobję, że jezdeś fajny gretynie. – Mruknęła uderzając swoją pięścią o tors blondyna.
- Nawet jak jest pijana to cię nie lubi. – Powiedział lecący nad jego głową Lector. Yukino wpatrywała się z kamienną twarzą na zadowoloną Charlotte.
- Czyli. – Zaczęła. – Jesteście ze so--
- NIE! – Odpowiedzieli, co dziwne, oboje. Wyglądało to tak jakby dziewczyna na sekundę ożyła, a następnie znów zasnęła mamrocząc pod nosem. Yukino jednak już wiedziała swoje, ale postanowiła nie poruszać już tego tematu.

2 komentarze:

  1. sorry, że piszę dopiero pod ostatnim postem, ale nie mam w zwyczaju komentować blogów itd. chociaż tym razem nie mogłam się powstrzymać... boże, jak ja uwielbiam twój sposób pisania!!! taki lekki i wgl... nie ma ani za dużo opisówek, które nudzą, ani banalnej akcji... po prostu IDEALE!!! sama też piszę, więc wiem, że czasami jest trudno! xd tak że wielki szacun, że prowadzisz bloga i pokłon dla ciebie za to jak piszesz!! <3
    Tak więc dużo weny i wytrwałości! :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje <3
      Wiele znaczy dla mnie każdy komentarz, bo naprawdę się staram i dają mi one motywacje do dalszej pracy :)
      Cieszę się, że mój "sposób pisania" Ci się spodobał.
      Ucieszyłabym się też gdybyś dała mi link do Twojego bloga, bardzo lubię czytać pracę innych :D

      Usuń

Każdy komentarz bardzo mnie cieszy, więc nie wahaj się pisać ;)