niedziela, 27 lipca 2014

18. " Nie udawaj, płacz, drzyj się, walnij w ścianę."

Siedziała sama, w ciemnym pokoju. Nie bała się, ale ewidentnie drżała na ciemnym łóżku. Dostała swój własny pokój, niestety nie był urządzony tak jak innych. W jej stało tylko jedno łóżko, szafka, duże lustro. Okno było zabite czymś w rodzaju deski, gdy próbowała ją zniszczyć przez uderzenie z pięści poraniła kostki.  Naprawdę nie lubiła ciemności. Nawet gdy jej magia została zablokowana, kiedy nie widziała cienia, czuła się dziwnie w ciemności. Nie mogła nawet zapalić światła bo żarówka była spalona. Jedyne co mogła robić to próbować zasnąć lub rozejrzeć się po gildii. Jednak za każdym razem, kiedy podchodziła do drzwi słyszała jakieś rozmowy. Było tutaj pełno magów. Charlotte im nie ufała, nikomu w tej gildii nie ufała. Mogła polubić Stinga i Rogua, mogła się ich słuchać, ale gdyby powiedzieli, że ma skoczyć ze skały, miałaby wątpliwości. Gdyby obok była Lucy, ruszyłaby swoim mózgiem i by uciekły. Zaraz, przecież ona też może uciec. W końcu ucieczki z miejsca zbrodni to jej działka. Fakt, nigdy nie uciekła bez magii, ale to nie może być trudne, prawda? Stawiając bosą stopę na drewnianej desce usłyszała ciche skrzypnięcie, za każdym razem to samo. W końcu doszła do drzwi i pociągnęła za klamkę. Nie zdążyła nawet przejść połowy korytarza, kiedy wpadła na ostatnią osobę, którą chciała dziś spotkać, Minervę. Magini popatrzyła na nią morderczym wzrokiem, po czym przycisnęła do ściany, w płucach Charlotte zaczynało brakować powietrza. Czarne włosy Minervy zasłoniły jej widok na boki.
- Nie po to gildia mojego ojca uciekła z pojedynku narażając swoją reputację żebyś sobie uciekała. – Warknęła wbijając jej paznokieć w szyje. Charlotte parsknęła łapiąc jej rękę.
- Uważaj, bo ci się ranka na czole otworzy. – Zirytowała ją dmuchając na czoło i tym samym pokazując piękne szwy. Minerva rzuciła ją na podłogę i stanęła prawą nogą na jej brzuchu. Charlotte kaszlnęła i spojrzała na zdenerwowaną Minervę.
- Znaj swoje miejsce psie. – Warknęła i ściągając stopę z ciała dziewczyny kopnęła ją na tyle mocno, że ta uderzyła o ścianę na drugim końcu korytarza. Lampy od uderzenia i mocnego podmuchu wiatru zaczęły się kręcić we wszystkie strony. Charlotte nigdy nie była dobra w walce w ręcz, wolała za pomocą teleportacji obijać swoich wrogów, przez co nie mogli jej zadawać obrażeń. Zawsze przeklinała się za tak słabe ciało. Jednak widząc, że Minerva idzie w jej stronę wstała łapiąc się za posiniaczony bok. Nie zdążyła nic zrobić, przeciwniczka bez problemu uderzyła w jej twarz pięścią. Tył głowy Charlotte uderzył o kamienną ścianę. Oszołomiona upadła na kolana i przewróciła się na bok unikając wybuchu snopu materii z jej ręki. Zrobiła obrót podcinając nogi magini, która z krzykiem upadła na czerwony dywan z dużą ilością pyłu i kamienia ze ściany. Nie mam nic do stracenia, pomyślała Charlotte i rzuciła się na Minervę. Cała walka magią zmieniła się w zwykłe wyrywanie włosów i drapanie, typowe bójki zwykłych ludzi. Wokół nich zrobił się straszny tłok. Wszyscy byli zaskoczeni zachowaniem dziewczyn. Ciągle leciały wyzwiska, pięści i kopniaki, włosy były wyrywane garściami. Obie były szatynkami, więc nie można było ocenić, kto wygrywa w wyrywaniu. Kiedy Charlotte ugryzła Minervę rozcinając jej skórę swoimi kłami ta wbiła jej paznokieć w skórę, najmocniej jak potrafiła. Nagle zostały rozdzielone. Rogue trzymał za ramiona swoją narwaną siostrę, która siedziała na ziemi, a Sting w tym samym czasie ściągnął Minervę z Charlotte i postawił obok niego.
- Uspokójcie się! – Krzyknął blondyn widząc ich ręce, nogi i twarze całe podrapane i zakrwawione. Charlotte jakby nie słuchając pokazała język w stronę dziewczyny, która zła znów chciała zaatakować. Sting złapał jej dłoń, w której zaczęła pojawiać się strefa i widząc, że anulowała zaklęcie puścił. Minerva nic nie mówiąc spojrzała ze wściekłością na członka gildii, po czym odwróciła się i odeszła dostojnym krokiem. Rogue uderzył Charlotte w tył głowy.
- Co ty dzieciak jesteś?! – Krzyknął, ludzie na korytarzu zaczęli szeptać i rozmawiać. Wkurzony Sting spojrzał na nich morderczym wzrokiem, wszyscy zaczęli powoli odchodzić.
- To ona zaczęła! – Powiedziała na swoją obronę dziewczyna.
- Oh, dlatego ty musiałaś jej przywalić? Genialny Pomysł. – Powiedział sarkastycznie Sting.
- Samoobrona, jakbym jej nie walnęła to bym leżała trupem albo nie mogłabym chodzić przez najbliższy miesiąc. – Powiedziała twardo i z irytacją, miała wrażenie jakby wszyscy myśleli, że Minerva jest tu była ofiarą. W sumie, porwali ją nie wiadomo, z jakiego powodu, wszyscy myśleli o niej jak o psie. Rogue pewnie się nie przejął, że są rodzeństwem. Sting to Sting, nawet nie wiedziała, co o niej myśli. Była bliska płaczu na myśl, że wszystko ma już tak zostać. Czemu akurat teraz? Zdążyła zaufać Lucy, zaprzyjaźnić się z innymi. Wszystkie starania poszły na marne. Kuląc się we własne kolana usłyszała jak ktoś kuca przed nią, spojrzała spod swoich roztrzepanych czarnych włosów na bliźniacze smoki. Oboje w tym samym czasie położyli dłonie po obydwu stronach jej głowy. Nad nimi latał Lector z Froshem.
- Martwiliśmy się jak usłyszeliśmy twój krzyk. – Powiedział szczerze Rogue. Charlotte poczuła jak pieką ją oczy, spojrzała na sufit robiąc minę jakby jej to nie obchodziło. Kiedy łzy nie miały już prawa płynąć po jej policzkach Sting złapał ją za podbródek każąc tym samym spojrzeć mu w oczy.
- Nie udawaj, płacz, drzyj się, walnij w ścianę. Masz brata, który się naprawdę martwi. – Kiwnął głową w kierunku czarnowłosego kucającego obok. – Masz przyjaciół. – Odwrócił głowę patrząc na uśmiechnięte koty. – No i… – Zamyślił się. – Sprzątającą po tobie opiekunkę. – Wskazał na siebie. – Charlotte parsknęła śmiechem i poczuła jak łzy spływają po jej policzkach.

                                       

W końcu rzuciła się na szyje brata i drżąc moczyła jego bluzkę. Nie mogła uwierzyć, w jaki sposób, ale Sting zawsze wiedział, co ona czuje, czytał z niej jak z otwartej księgi.
- Wszyscy mnie tu nienawidzą. Każdy mnie szuka. W Fairy Tail dopiero, co znalazłam przyjaciół a już musiałam ich zostawić. Ja.. Już nie chce tu…być. – Mruknęła a uścisk się poluzował, zmęczona dziewczyna zasnęła.
- Co robimy Sting-kun? – Zapytał Lector a blondyn wzruszył ramionami.
- Jedyne, co możemy teraz zrobić to położyć ją spać. – Odpowiedział mu Rogue.
- Fro też tak myśli! – Dodał Frosh. Rogue z siostrą na rękach zrobił dwa kroki, kiedy zza rogu wyszła drobna, białowłosa dziewczyna. Widząc Charlotte na rękach chłopaka zarumieniła się, kiwnęła głową na przywitanie i pobiegła przed siebie. Sting z Lectorem w tym samym czasie uderzyli się otwartą dłonią w czoło.
- Yukino była na misji. – Powiedział załamany kot.
- I nic nie wie o Charl. – Dodał Sting i wziął śpiącą dziewczynę od przyjaciela. – Idź za nią. – Powiedział a ten be słowa pobiegł wraz z lecącym obok Froshem. Wrócił się po chwili i spojrzał groźnie na przyjaciela.
- A spróbuj tylko…
- Zaufanie w przyjaźni to całkiem fajna rzecz. – Rzucił Sting a zrezygnowany Rogue pobiegł szukać Yukino. Blondyn z kotem i dziewczyną na rękach zrobił kilka kroków i wszedł do swojego pokoju. Delikatnie położył mruczącą przez sen Charlotte na połowie łóżka i przykrył kołdrą. Przeciągnął się i podszedł do okna. Nagle usłyszał pęknięcie, odwrócił się w stronę dziewczyny. Wydawało się, że wszystko jest w porządku, Lector jednak coś zauważył.
- Sting-kun, bransoletka… - Powiedział powoli podchodząc do dłoni Charlotte i podnosząc kawałek materiału.
- Spadła? – Zapytał zdziwiony chłopak i biorąc rzecz do ręki, to wyglądało tak jakby ktoś rozwalił to młotkiem. – Czyli ona może uciec? – Z jednej strony poczuł radość, bo będzie miał spokój, z drugiej jednak strony coś kłuło go w sercu. Zauważył jednak coś czarnego na jej nadgarstku, czarne, zwykłe kółko, prawie jak kropka markerem. – Dziwne. – Mruknął wspólnie z kotem i usiadł po drugiej stronie łóżka wpatrując się w dziwny znak. Zapowiadała się długa noc.
♦-♦-♦
Lucy otworzyła oczy, nie mogła się przyzwyczaić do braku przyjaciółki. Wieczorem poprzedniego dnia zrobiła za dużo kanapek na kolacje, teraz na śniadanie. Ciągle zostawiała otwarte okno mając nadzieje, że dziewczyna zaraz przez nie wejdzie. Nigdy nie pomyślała, że tak będzie jej ciężko żyć samej, ciągle tęskniła za wrednymi komentarzami pyskatej małolaty. W sumie ciężej było jej rozstać się z Charlotte niż z księżniczkami, które przecież tyle dla niej zrobiły i byłaby pewna, że nie wytrzymałaby pięciu minut bez opieki nad Lisey. Zmieniła się, przestała być posłuszną opiekuneczką. Po porannej toalecie usiadła przy swoim biurku. Gdyby miała możliwość zmienienia swoich decyzji to chyba postąpiła dobrze. A skoro już mowa o decyzjach, wyciągnęła z drewnianej szkatułki kolejny list od Lucy z przyszłości. Prawdopodobnie jej przyszła wersja nie miała wyboru zamieszkania w Magnolii razem z Charlotte, ponieważ ciągle miała opisy dni w zamku, w sumie to monotonne życie było nudne. Dopiero teraz, kiedy czytała trzeci dzień identyczną kartkę, to zauważyła. Dzień w dzień to samo, okropność. Ciężko westchnęła i po chwili znów wsłuchiwała się w ciszę, cichy śpiew ptaków było słychać wręcz idealnie, jak na jakimś koncercie. Zapach początku jesieni, wiatr miał w sobie coś zimniejszego. Liście powoli zmieniały kolor, niektóre po prostu już spadły a ogrodnicy zrobili z nich małe górki. Lato było pewnie piękne w Magnolii, szkoda, że wprowadziły się pod koniec. Mimo to jesień i tak robiła wrażenie. W Crocus były tylko dwie pory roku:, Kiedy kwiaty rosną i kiedy kwiaty są przykryte śniegiem. To było smutne. Lucy otworzyła lekko szufladę ze swoimi opowiadaniami, szczerze to nie miała ochoty ich kończyć. Z niewyraźną miną zamknęła ją i wyłożyła się na krześle, patrząc na biały sufit.
- Co jest tam takiego ciekawego? – Zapytał nagle Happy przelatując nad głową Lucy i patrząc na sufit. Przestraszona dziewczyna spadła z krzesła.
- Happy! Może drzwi? Pukanie?
- Oknem szybciej. – Zaśmiał się chłopak siedzący na parapecie. Lucy popatrzyła na niego z rządzą mordu w oczach, kawałek blond włosów wylądował na jej twarzy zakrywając nos.
- Jestem zajęta. – Warknęła pokazując drzwi. Natsu spojrzał na nie.
- Zajęta? Tymi drzwiami? – Odpyskował żartobliwie.
- Co? – Zapytała tracąc wątek tej rozmowy.
- Będziesz je malować?
- Nie.
- Polecam zielony, pasowałby ci do majtek.
- S-słucham?! – Wrzasnęła a na jej twarzy pojawił się wielki rumieniec. – Skąd ty..
- Widziałem jak spadałaś. – Wzruszył ramionami, zirytowana blondynka złapała za jedną z książek i rzuciła nią w chłopaka, złapał ją bez problemu.
- Wynocha! – Powiedziała w końcu, Happy pogłaskał ją po głowie by się uspokoiła. Natsu w tym czasie zeskoczył z parapetu i złapał Lucy za nadgarstek.
- Nie możesz siedzieć tyle w domu, chodź. – Uśmiechnął się ciągnąc ją w stronę okna. Zaskoczona zatrzymała się i zaczęła prowadzić w stronę drzwi. – Pomalujesz je później. – Odparł lekko znudzony chłopak a ta popatrzyła na niego jak na idiotę.
- NIE CHCE ICH MALOWAĆ! – Krzyknęła łapiąc klucze od mieszkania. – Chce wyjść jak normalny człowiek! – Natsu zrobił obrażoną minę. Jak dzieciak, pomyślała Lucy wyrzucając go na korytarz. Całe to ich wyjście prowadziło do centrum. Lucy myślała, że pójdą do gildii i pomogą innym szukać Charlotte, nie, oni poszli się bawić do centrum. Najgorsze było to, że po drodze widziała wielu członków Fairy Tail. Ręka chłopaka poluzowała się im bliżej kościoła byli, w końcu zjechała i trzymał dłoń dziewczyny. Lucy nie zwracała na to uwagi, była zbyt zirytowana tym, że nikt nie brał porwania Charlotte na poważnie. Nie wytrzymała, kiedy Natsu puścił jej dłoń pod wejściem do nowego parku rozrywki. Złapała go za szalik, kiedy wesoło zaczął wchodzić do środka. Wraz z Happym odwrócił się w jej stronę.
- Co to ma znaczyć? – Zapytała poważnym tonem, chłopak zrobił minę jakby wyjście do wesołego miasteczka było oczywiste.
- Jutro zamykają miasteczko, więc jest tanio, chciałaś się kisić cały dzień w domu lub gildii? – Nie wiadomo, czemu Lucy miała wielka chęć go udusić. Puściła jego szalik.
- Dobry plan, tym bardziej, że Charlotte została porwana! Czemu nikogo to nie obchodzi? – Zapytała pokazując kilku uśmiechniętych członków, znalazła nawet Alzacka z Biscą i Asuką.
- Tragizujesz. Nie są mroczną gildią, więc na pewno nic złego jej się nie stanie. – Chciał ją pocieszyć, jednak tylko ją rozzłościł. Lucy zacisnęła mocniej pięści.
- Gdyby porwali Erzę albo kogoś innego szukalibyście jej cały czas. – Wycedziła przez zęby. Natsu głośno westchnął.
- Erza pewnie rozwaliłaby ich gildię.
- Zły przykład. – Poprawiła się po głębszym zastanowieniu, spojrzała mu w oczy. – Wiesz, o co mi chodzi. Ona jest młoda, ma tylko piętnaście lat.
- Młoda i pyskata. Słuchaj, ona jakby nie patrzeć mordowała ludzi. Ja dla przykładu w wieku piętnastu lat niszczyłem gildie mrocznych magów. Da sobie radę. – Powiedział, ale w oczach dziewczyny wciąż świeciła niepewność. - To nie tak, że wszyscy rzucili szukanie Charlotte, dzielimy się na grupy żeby nie zwariować. Teraz chodź się bawić skoro jest okazja. – Uśmiechnął się, jego słowa dały dziewczynie do myślenia. Na ramieniu chłopaka usiadł Happy.
-  Nieźle Natsu, potrafisz powiedzieć coś mądrego.
- Ej no! – Machnął ręką na roześmianego przyjaciela i oboje ruszyli w stronę wejścia. Lucy dalej nie była pewna czy dobrze robi, ale w sumie chłopak miał trochę racji. Nagle coś sobie uświadomiła i dogoniła świetnie bawiących się w wyzywanie przyjaciół.
- Piętnaście lat? To ile ty masz teraz? – Natsu idąc ciągle przed siebie spojrzał na nią kątem oka.
- Dziewiętnaście, a co? – Zapytał i po chwili poczuł jedzenie. – Żarełko! – Krzyknął radośnie wgryzając się w całego kurczaka przygotowanego do krojenia dla klientów. Załamana blondynka upadła na kolana. Nie mogła uwierzyć, że tak dziecinna osoba jak ona jest starsza o dwa lata.

                                                                                ♦-♦-♦
- To jest niemożliwe. – Westchnęła Erza wykładając się na stole. Nie mogła znaleźć nic na temat przeniesienia Sabertooth, tak jakby zniknęli. Do porwania przygotowali się już wcześniej, bo wszystkie zlecenia zaczęli brać od zaufanych pośredników. Jednak to wszystko bezsensu, jak na to nie patrzeć to Charlotte była zwykłym magiem. Chyba…, że im czegoś nie powiedziała. Scarlet im dłużej badała sprawę tym coraz więcej myślała o tajemniczości dziewczyny. W sumie nic po za tym, że mordowała w przeszłości ludzi nie wiedzieli. Naprawdę nie chciała podejrzewać Charlotte o jakiś sekrety, jednak jej ciekawość wzięła górę nad wszystkim. Pracując dalej nad sprawą Sabertooth zbierała książki o Czerwonej śmierci. Stały przez cały czas na stole, obok niej, jakby wołając by przeczytała. Kolejna grupa podeszła do niej a ta wyznaczyła im kolejne miejsce poszukiwań. W końcu nie wytrzymała, dostając przerwę złapała za jedną z książek i od razu otworzyła na temacie poświęconemu Czerwonej śmierci, miejskiej legendzie. Po przeczytaniu pierwszego zdania słowa zostały zasłonione talerzykiem z ciastem truskawkowym. Odsunęła wszystkie książki a znajoma jej ręka położyła deser na stole. Naprzeciwko niej usiadł Jellal, jej chłopak.
- Pierwszy raz widzę, że nie możesz się oderwać od pracy. – Zaśmiał się a ona ukroiła kawałek ciasta. Erzie trudno było uwierzyć, że może Jellala nazywać swoim chłopakiem. Wiele się wydarzyło, między innymi ich wielka walka na śmierć i życie, jego poświęcenie, wszystkie kłamstwa. Do tej pory czuła ukłucie w sercu na wspomnienie o wtrąceniu Jellala do więzienia. Jego wyjście i oczyszczenie ze wszystkich zarzutów pozostawało zagadką do tej pory, nawet dla niego. Nagle przypomniała sobie, że chłopak wspomniał coś o Czerwonej śmierci, kiedy siedziała z nimi Charlotte.
- To nie praca. –Poprawiła. – Chce się dowiedzieć, dlaczego w ogóle porwali Charlotte. – Pokazała mu książkę o miejskich legendach. Jellal podpierając się jedną ręką opartą o stół spojrzał na książkę i widząc tytuł uniósł brwi. Na ten widok po ciele dziewczyny przeszedł dreszcz.
- Jeśli chcesz się o niej czegoś dowiedzieć to lepiej poszukaj w jakiś innych źródłach. Tu jedynie znajdziesz płacze przerażonego gościa opisującego ją, jako czarnego potwora. – Westchnął i popatrzył jej prosto w oczy. Ukroiła kolejny kawałek ciasta.
- Klon czy nie, byłem członkiem w radzie i znam z tego okresu wiele informacji. O niej także. – Powiedział prostując rękę. Zaciekawiona Erza z widelcem w ustach kiwnęła głową na znak by mówił.
- Jej rodzice przed jej narodzinami mieli syna, którego oddali smokom w nie tak dawnej wojnie. Matka jednak nie mogła sobie poradzić ze stratą dziecka i niedługo później pojawiła się Charlotte. – Erza parsknęła.
- Tak bardzo nie mogli wytrzymać bez dziecka, że traktowali ją jak popychadło i nie dali jej imienia? – Jellal zrobił zdziwione oczy.
- Dali jej imię. Musieli. W tym kraju jak i w każdym innym trzeba powiadomić radę o urodzeniu dziecka, nielegalne ich trzymanie oznacza zabranie. Wracając do tematu, dali. Niestety nie pamiętam go, bo miałem w tamtym czasie inne sprawy na głowie niż informacje o jakiś dzieciakach. – Powiedział ściszonym głosem i odwrócił wzrok, widać, że nie był dumny ze swojej przeszłości. Wrócił jednak i znów zaczął mówić. – Zainteresowało mnie jednak to, że matka była kiedyś sławną piosenkarką, ale odeszła, kiedy jej maż zaczął się interesować demonami i takimi sprawami, przez jej popularność krążyło wiele plotek. Prawdopodobnie przez jedną z nich została porwana.
- Demony? Plotki? Co masz na myśli? – Zapytała coraz bardziej zainteresowana Erza i odłożyła pusty talerz obok. Jellal ciężko westchnął.
- Prawdopodobnie ojciec podzielił duszę demona cienia i położył z ciałami obu swoich dzieci.
- Co?! Więc czemu rada..
- Rada podjęła pełno kroków by zbadać tą sprawę, jednak, kiedy mój klon przyszedł tam następnego dnia ich wspomnienia jakby.. Zniknęły. Prawdopodobnie na mnie to nie zadziałało, bo ktoś próbował wyczyścić wspomnienia mojego klona, nie moje.
- Dziwne, ale co z Charlotte? Po co Sabertooth..
- Sabertooth nie chcą chyba Charlotte. Chcą części demona.
- Ale skąd wezmą tą drugą duszę? Przecież jej brat..
- Jej brat to Rogue Cheney, jeden z bliźniaczych smoków. – Zatrzymał się na chwile by Scarlet mogła pozbierać wszystko do kupy, cała ta historia, chodź pokręcona, miała sens. – Rogue prawdopodobnie posiada mniejszą część duszy, bo ojciec na nim tylko sprawdzał czy to działa, resztę otrzymała Charlotte. – Jellal skończył opowiadać. W głowie Erzy od razu zaświeciło pytanie.
- Co się stanie, jeśli oni wyciągną tą duszę? Albo inaczej, jak oni chcą ją wyciągnąć?
- Są dwa sposoby.  Po takim czasie dusza Charlotte i demona połączyła się, więc można ich znowu rozdzielić za pomocą specjalnych kręgów i innych bzdetów, albo po prostu zabić. Zgadnij, który sposób wybierze Sabertooth z sadystyczną Minervą i nieczułym Jiemmą na czele? – Erza od razu wstała z miejsca.
- Musimy ją znaleźć! – Krzyknęła biegnąc do mistrza, Jellal wzruszył jedynie ramionami. Nie lubił Charlotte i nie ukrywał tego w żaden sposób.
♦-♦-♦
Gdy się obudziła pierwsze, co zobaczyła to blond włosy. Bo dłuższym leżeniu nieruchomo zauważyła męską dłoń, dokładnie dziesięć centymetrów od jej. Obejrzała chłopaka od nóg w górę i zatrzymała się na lekko uniesionej, czarnej bluzce i lekko obniżonym, szarym dresom. Z racji tego, że leżał na boku to miała, co podziwiać. Z zaślinionym wyrazem twarzy patrzyła się chyba z pół godziny aż w końcu uniosła wzrok do góry i zobaczyła twarz zirytowanego Stinga. Z krzykiem spadła z łóżka. Chłopak położył łokieć na poduszce i oparł głowę o wyprostowaną dłoń.
- Nieźle, pewnie pięć minut i być mnie zgwałciła. – Powiedział poważnym tonem. Charlotte zrobiła się cała czerwona. Chłopak mógł udawać, że działała mu na nerwy, ale w głębi serca lubił jak dziewczyny okazywały zainteresowanie, a Charlotte była, bardzo była.
- N-Nie prawda! – Wrzasnęła zakrywając nogami klatkę piersiową. Niby była w swoim codziennym stroju, ale coś ją dzisiaj zawstydzało.
- Chodzisz od połowy rozebrana, a teraz się nagle wstydzisz. Mało oryginalne.
- Stul pysk. – Warknęła. – Po za tym, skąd mam wiedzieć, że ty nie chciałeś czegoś zrobić? Spałeś obok. – Powiedziała pewnie.
- Marzę o tym żeby iść za kratki. Nic po za spaniem nie zrobiłem, po za tym to ty się na mnie gapiłaś. – Odpowiedział bezbarwnym tonem.
- Wybacz. – Mruknęła, chłopak z głośnym westchnięciem wstał z łóżka. – Po prostu jesteś przystojny. – Powiedziała prosto z mostu.
- Masz piętnaście lat…
- Za miesiąc szesnaście. – Poprawiła go wchodząc na łóżko i przykrywając się kołdrą. Spojrzał na nią wzruszając ramionami.
- Ale mi różnica, tak czy siak jesteś dla mnie za młoda. – Po tych słowach rzucił w nią pozostałością bransoletki. – Nie wiem, czemu spadła, ale masz coś czarnego na ręce. – Powiedział, ale ta widząc brak bransoletki zmieniła swoją rękę w ostrze, jej moc wróciła. Szczęśliwa wstała i zaczęła skakać po łóżku wydając przy tym dzięki zwycięstwa. Dopiero głos Stinga sprowadził ją na ziemię.
- Co masz zamiar teraz zrobić? – Zapytał i udając nieprzejętego otworzył swoją szafę z ciuchami.
- Jak to, co? Teleportować się do domu? – Zachichotała szczęśliwie. – W ten sposób. – Zamknęła oczy, nic się nie stało. Otworzyła i spróbowała jeszcze raz. Blondyn przyglądał się jej z zaciekawieniem.
- Co jest? Zepsułaś się? – Powiedział żartobliwie, ale Charlotte zignorowała to i zrobiła poważną minę. W sumie nigdzie nie słyszała swojego cienia, ale mogła używać teleportacji i bez niego! Więc, o co chodziło? Spojrzała na czarny znak.
- Chyba tak. – Odpowiedziała siadając na łóżku. Do środka spokojnie wleciał Lector. Sting otworzył usta myśląc, że przyjaciel będzie chciał z nim porozmawiać, on jednak poleciał do obudzonej dziewczyny. – Zepsułam się. – Powtórzyła pod nosem Charlotte nawet nie zauważając kota. Zdenerwowana zaczęła drapać paznokciem w czarny znak, do jej głowy przyszedł głupi pomysł i zmieniła palec w ostry nóż. Chciała w jakiś sposób zdrapać go, więc pierwszy wpadł jej do głowy taki sposób. Jednak, biorąc pod uwagę fakt, że znak był po wewnętrznej stronie nadgarstka, Sting podbiegł do dziewczyny i złapał jej rękę.
- IDOTKA! – Krzyknął prosto do jej ucha. – To nie jest jak znak gildii, jeśli to zaczniesz drapać takim ostrzem to podetniesz sobie żyły. Charlotte zrobiła obrażoną minę i spojrzała w bok, na zmartwionego Lectora.
- O, hej Lector. – Powiedziała nagle dziewczyna. – Możesz powiedzieć temu kretynowi żeby dał mi spokój? – Zapytała słodkim głosikiem, kompletnie hipnotyzując przyjaciela. Jednak urok dziewczyny zniknął, kiedy kot zrozumiał, że to, co chce zrobić Charlotte jest niebezpieczne.
- Zdrajca. – Szepnęła z obrażoną miną i zaczęła się wyrywać. Mocno odchyliła się do tyłu i tym samym położyła się. Chłopak próbując utrzymać równowagę położył jedno kolano na łóżku i drugą rękę obok głowy dziewczyny, cały czas trzymał nadgarstek Charlotte. Sting z Lectorem ciężko westchnęli. Gdzieś na korytarzu usłyszeli znajome głosy, drzwi otworzyły się a w nich stanął Rogue z Froshem na ramieniu i z Yukino obok. Widząc Stinga ze swoją siostrą w dość dwuznacznej pozycji lekko się zawahał czy wyjść czy mu nie przywalić. Charlotte z udawanym smutkiem załkała.
- Braciszku! – Krzyknęła.
Na chwilę zrobiło się ciemno.
- Wybacz. – Powiedział przepraszającym tonem Rogue. Sting dociskając papier do krwawiącego nosa spojrzał na niego i siedzącą obok przyjaciela Charlotte. Ze względu na mały tłok zeszli do baru, bardziej to przypominało coś w rodzaju restauracji z barem, bo normalnie można było zjeść śniadanie czy obiad a wieczorem się napić.
- Nie jestem zboczeńcem. – Cała piątka wraz kotami popatrzyła na niego z małymi wątpliwościami. – Dzięki. – Warknął tracąc nadzieje we wszystkich i położył głowę na stole. Po długiej ciszy Yukino spojrzała na świetnie bawiącą się włosami blondyna Charlotte.
- Charlotte-sama – Mruknęła cicho, dziewczyna spojrzała w jej stronę. Zaciekawiony Sting tak samo, widząc ręce trzymającego jego włosy trzepnął je. – Ja… Przepraszam za wczoraj. – Powiedziała wstając z krzesła i kłaniając się nisko. Poważna do tej pory Charlotte zrobiła zdziwioną minę i popatrzyła na brata. Sting szepnął cos do niej, więc przybliżyła głowę.
- To przyszła dziewczyna twojego brata i wczoraj wróciła z misji, trochę była zazdrosna jak cię Rogue nosił na rękach. – Charlotte zrobiła zdziwioną minę.
- Byłam trochę zakłopotana i uciekłam, naprawdę przepraszam. – Zakłopotana, powtórzyła w myślach. Czemu po prostu nie powiedziała, że była zazdrosna? Nie lubiła jak się chodziło okrężną drogą zamiast powiedzieć, co się myśli. I dlaczego przyszła? Czyżby bawili się coś w stylu „Lubię cię, ale udaje, że nie”? O masakra. Charlotte ciężko westchnęła uśmiechając się dając Yukino do zrozumienia, że się nie gniewa. W sumie niby, czym? Spała do cholery, jak miała zapamiętać jakąś cichą laskę, która ją zauważyła i poczuła się zazdrosna.
- Jeść. – Powiedziała nagle. Blondyn pstryknął ją w nos.
- Robi się kretynko. – Białowłosa spojrzała na nich podejrzliwie.
- Jesteście ze sobą całkiem blisko. – Powiedziała w końcu. Patrz, a jak chodzi o innych to nie jest taka nieśmiała, pomyślała Charlotte rozmasowując nos. – Jesteście raze--
- Nie. – Zaprzeczyli w tym samym czasie z poważnymi minami. Oboje wskazali palcem na drugą osobę.
- Zboczona Idiotka.
- Koleś z przerośniętym ego. – Spojrzeli na siebie z morderczym wzrokiem.
- JA jestem zboczona?! – Warknęła uderzając pięścią w stół, wszystkie sztućce wesoło zadzwoniły.
- JA mam przerośnięte ego? – Odpowiedział jej tym samym pokazując przy okazji kły.
- „Jesteś dla mnie za młoda” ble ble ble.. – Zacytowała go próbując naśladować jego głos i mimikę twarzy.
- Bo jesteś! Gdzie tu moje przerośnięte ego?!
- Myślisz tylko o sobie! Normalnie by ktoś powiedział, że jest za stary dla MNIE!
- Gdzie ty żeś słyszała to „Normalnie”?! – Zawahała się.
- …W.. Telewizji… - Odpowiedziała w końcu.
- Oh, nic dziwnego. – Wycedził przez zęby. Oboje spiorunowali się wzrokiem. Rogue z Yukino pomyśleli że posadzenie ich naprzeciwko siebie to jednak zły pomysł.
♦-♦-♦-♦-♦-♦
Hehehe... ^^
Michael: Musiałaś...
Hehehe... ^^
Michael: Od razu jak złapałaś Wifi?!
Hehehe... ^^
Michael: Po za tym ty wiesz co piszesz? Ustawiłaś kolesia tak jakby chciał ją zgwałcić.
Ale.. sam powiedziałeś że porwania są nudne (´□)
Michael: ALE NIE MÓWIŁEM ŻE GWAŁTY SĄ LEPSZE!

3 komentarze:

  1. Wspaniały rozdział ! Pozdrawiam i życzę duuużo weny do pisania :*

    OdpowiedzUsuń
  2. ...
    ...
    To przecież ten zajebisty blog Rinkity! Jak ja tu dawno nie byłam!
    Przepraszam, przepraszam, przepraaaaaszam!
    Gmomene, gomene!
    Biorę się za nadrabianie!
    Ojej, ja zła, kiedyś byłam tu stałym czytelnikiem i kochałam ten blog. D:
    Kochana,skomentuję, jak tylko przeczytam wszystko!
    Pozdrawiam~!

    OdpowiedzUsuń
  3. Naprawdę bloga bardzo fajnie się czyta. Tak co jakiś czas będę starała się komentować, ale czytam na uczelni, gdzie nie mam jak skomentować, a jak do domu wracam to już padam :(
    Weny i pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz bardzo mnie cieszy, więc nie wahaj się pisać ;)