- Nie ma. – Powiedziała blondynka, kładąc rękę na stole i
budząc przy tym zaspanego Jellala, który zastępował Erzę. Fernandes spał jak
zwykle oparty o dłoń, gdy otworzył oczy położył ją na stole i spojrzał na Lucy.
– Znowu. – Dodała z gniewem.
- Wybacz, nie jestem medium, po prostu to ostatnie miejsca, w jakich ich widziano. – Odpowiedział bezbarwnym tonem i ziewając oparł się o swoją dłoń i znów zamknął oczy. Lucy założyła ręce.
-Daj mi kolejne miejsce. – Pełna energii i chęci szukania przyjaciółki uderzyła w stół po raz kolejny by obudzić chłopaka. Ten, troszkę się zdenerwował.
- Daj sobie spokój Lucy. Szukacie jej od tygodnia. Po za tym, jest 3 w nocy. – Odpowiedział i wiedząc, że blondynka nie da mu zasnąć wstał i podszedł do drzwi. Gdy je otworzył na schodach chrapali Juvia, leżąca na brzuchu Graya, Natsu i śpiący na jego twarzy Happy. Wszyscy po tygodniu ciągłych wycieczek byli po prostu padnięci. Zebranie drużyny chętnej do tak długiej podróży nie było trudne. Erza to wymyśliła, tym samym biorąc udział. Gray sam chciał szukać nastolatki, Juvia nie mogąc zostawić panicza z „rywalką miłości” również dołączyła. Natsu i Happy po prostu chcieli pomóc, mimo, że dziewczynie na początku było ciężko patrzyć w oczy chłopakowi to ten wyglądał jakby ich „pocałunek” nie miał miejsca. Wszystko było normalne i po staremu. Na początku, ucieszyła się, bo nie było między nimi jakiejś niezręcznej atmosfery. Później, zaczynała odczuwać coś w rodzaju smutku, bo w głębi serca liczyła na coś. Nie chodziło o jakieś wielkie wyznania czy piękne historie, chciała tylko by nie zapominał. Tylko tyle. Lucy po odgonieniu myśli spojrzała znowu na Jellala.
- To pójdę sama. – Wzruszyła ramionami. Jellal ciężko westchnął.
- Jesteś strasznie uparta, wiesz?
- Czy ciebie w ogóle nie obchodzi to, że oni mogą ją zabić?
- Zwisa mi to i powiewa. – Odpowiedział natychmiast, bez żadnego wahania. Blondynka nie mogła zrozumieć, czemu Jellal nie lubił Charl, przecież ledwo ją poznał. Chociaż, jakby się nad tym bardziej zastanowić to większość informacji o Charl usłyszały od niego. Może wiedział coś jeszcze?
- To bardzo niemiłe z twojej strony. – Wtrąciła się Erza, która doszła do reszty wioząc za sobą swój wielki bagaż. Jak to ona nie wyglądała ani trochę na zmęczoną, tak samo jak Lucy chciała znaleźć dziewczynę. – W końcu to nasza przyjaciółka. – Dodała, Jellal ugryzł się w język i nic nie powiedział na ten temat, jedynie uśmiechnął się i podszedł do Scarlet.
- Tak, tak. Wracajmy już. Jest 3 w nocy, poszukacie jej rano. – Powiedział próbując przekonać Scarlet do odpoczynku, bardzo martwił się o dziewczynę. Erza zamyśliła się i po chwili wyjrzała zza chłopaka i widząc śpiących przyjaciół pokiwała twierdząco głową.
- Przyda się im trochę snu.
- Tobie też. – Dopowiedział zirytowany Jellal i łapiąc ją za ramiona odwrócił do tyłu, delikatnie zaczął popychać jej plecy do przodu. Scarlet uśmiechnęła się widząc jego troskę i nie stawiała większego oporu. Po chwili odwróciła się do przyjaciół, jej uwagę najbardziej zwróciła Lucy. Stała ona z lekko zawiedzioną miną. Myślała, że będą jej szukać cały czas. Nie mieli czasu na sen. A może już stało jej się coś strasznego.
- Ty też Lucy. – Powiedziała wręcz matczynym tonem, co dotknęło dziewczynę na tyle by powoli kiwnęła głową. Stojąc wśród śpiących przyjaciół sama odczuła zmęczenie. Niestety, musiała ich jeszcze obudzić. Wrednie by było ich tak zostawić na tych schodach i samemu pójść do miękkiego łóżka. Zaczęła od Graya i Juvii, nie było trudno. Gdy tylko Lucy przybliżyła rękę do ramienia Graya została natychmiast zatrzymana i nazwana rywalką miłości. Nie rozumiała, w jaki sposób to działało, Juvia miała jakiś wewnętrzny instynkt informujący ją o potencjalnym „zagrożeniu” dla jej miłości. Niebieskowłosa puściła jej nadgarstek i sama obudziła Graya, z wielkim rumieńcem, bo ciągle myślała o tym, że zasnęła używając jego brzucha, jako poduszki. Następnie odwróciła się i kucnęła obok Natsu i Happiego. Zdjęła zaspanego kota z twarzy chłopaka. Happy otworzył na chwilę oczka i po chwili uderzył głową o pierś blondynki i zasnął na jej rękach. Jego słodkość i senność usprawiedliwiła wszystko. Następnie spojrzała na chłopaka, jego twarz również wyglądała dość uroczo.
- Aaa, Lucy.. Idiotko. – Mruknęła pod nosem z lekkim rumieńcem. W jej głowie zrodził się podstępny plan. Siadając ze skrzyżowanymi nogami ułożyła w nich śpiącego kota i mając wolne obie ręce zaczęła działać. Jedną dłonią zakryła usta chłopaka, drugą zatkała nos. Wystarczyło pięć sekund by wyrwał się z głębokiego snu. Lucy parsknęła śmiechem.
- Bardzo śmieszne. – Powiedział ironicznie. Oboje rozejrzeli się wokół siebie, Gray i Juvia chyba poszli od razu, bo nie było po nich śladu. Blondynka wstała ciągle trzymając kota na rękach. Natsu najpierw się przeciągnął i ziewnął pokazując kły, w kąciku oczu pojawiły się małe kropelki łez. Najpierw ruszyli do domu Lucy. Co dziwne, między nimi przez większość drobi panowała cisza. Lucy tłumaczyła to zmęczeniem, ale czy na pewno.
- Hej… - Zaczął w końcu. – Znajdziemy ją. Dlatego, nie martw się. Okej? - Powiedział pocieszająco. Jesień nadeszła dość szybko i przyprowadziła ze sobą chłodne wiatry. Dziewczyna kichnęła i pokiwała twierdząco głową. Pociągnęła już czerwonym nosem, było jej zimno. Wiedziała, że ubranie spódniczki i bluzki z krótkim rękawem będzie głupie na tą pogodę, ale nie mogła się przekonać do spodni i bluzy, które wyglądały jak wyciągnięte ze śmietnika. Dosłownie, chodziła tak, kiedy była w domu, by zdenerwować ojca. Stare czasy, ale ubrania dalej miała przy sobie. Królestwo kilka dni temu przysłało jej walizkę, tym samym zniżyli jej ostatecznie rangę z „mieszkająca w zamku” do „mag gildii”. Jakoś jej to nie przeszkadzało, wręcz przeciwnie. W Magnolii było dużo miłych ludzi, którzy nie zwracali uwagi na to, kim jest. Traktowali ją równo. Nie było zbędnego plotkowania na jej temat. Wszyscy po prostu żyli w zgodzie. Nawet właścicielka mieszkania, chodź wydawała się wredna i nieczuła przychodziła do niej i pod pretekstem sprawdzenia stanu mieszkania zostawała na kawie by porozmawiać, tylko po to by ta nie czuła się samotna. To wszystko było naprawdę miłe, a ona zamiast się uśmiechać to dawała im kolejne powody do zmartwień, nawet Natsu to widział.
- Przytulić cię? – Powiedział nagle, Lucy zrobiła zdziwioną minę.
- N-nie? Czemu? Nie jestem smutna czy coś… - Odpowiedziała. Natsu pokiwał przecząco głową.
- Zimno ci. – Wskazał na jej ramię, miała gęsią skórkę. – Wiesz, ja jestem ciepły. – Dodał po chwili, ciągle z miną jakby propozycja była czymś normalnym. W sumie była, chłopak był ognistym zabójcą smoków, więc temperatura otoczenia w żaden sposób nie działała na niego. Wiedząc to, Lucy i tak nie chciała.
- Dzięki za troskę, nic mi nie będzie. – Przytuliła się mocniej do ciepłego kota i po chwili zawiało mocniejszym wiatrem. Lucy kichnęła. Natsu westchnął i zdjął z siebie swój szalik, który wylądował na blond włosach blondynki.
- Uparta. – Skomentował wyprzedzając ją o krok. Lucy zdjęła szalik z głowy i założyła go zimne na ramiona. Był nagrzany od ciągłego noszenia przez chłopaka.
- I kto tu jest uparty? – Mruknęła pod nosem dołączając do chłopaka, który wszystko usłyszał.
- Wybacz, nie jestem medium, po prostu to ostatnie miejsca, w jakich ich widziano. – Odpowiedział bezbarwnym tonem i ziewając oparł się o swoją dłoń i znów zamknął oczy. Lucy założyła ręce.
-Daj mi kolejne miejsce. – Pełna energii i chęci szukania przyjaciółki uderzyła w stół po raz kolejny by obudzić chłopaka. Ten, troszkę się zdenerwował.
- Daj sobie spokój Lucy. Szukacie jej od tygodnia. Po za tym, jest 3 w nocy. – Odpowiedział i wiedząc, że blondynka nie da mu zasnąć wstał i podszedł do drzwi. Gdy je otworzył na schodach chrapali Juvia, leżąca na brzuchu Graya, Natsu i śpiący na jego twarzy Happy. Wszyscy po tygodniu ciągłych wycieczek byli po prostu padnięci. Zebranie drużyny chętnej do tak długiej podróży nie było trudne. Erza to wymyśliła, tym samym biorąc udział. Gray sam chciał szukać nastolatki, Juvia nie mogąc zostawić panicza z „rywalką miłości” również dołączyła. Natsu i Happy po prostu chcieli pomóc, mimo, że dziewczynie na początku było ciężko patrzyć w oczy chłopakowi to ten wyglądał jakby ich „pocałunek” nie miał miejsca. Wszystko było normalne i po staremu. Na początku, ucieszyła się, bo nie było między nimi jakiejś niezręcznej atmosfery. Później, zaczynała odczuwać coś w rodzaju smutku, bo w głębi serca liczyła na coś. Nie chodziło o jakieś wielkie wyznania czy piękne historie, chciała tylko by nie zapominał. Tylko tyle. Lucy po odgonieniu myśli spojrzała znowu na Jellala.
- To pójdę sama. – Wzruszyła ramionami. Jellal ciężko westchnął.
- Jesteś strasznie uparta, wiesz?
- Czy ciebie w ogóle nie obchodzi to, że oni mogą ją zabić?
- Zwisa mi to i powiewa. – Odpowiedział natychmiast, bez żadnego wahania. Blondynka nie mogła zrozumieć, czemu Jellal nie lubił Charl, przecież ledwo ją poznał. Chociaż, jakby się nad tym bardziej zastanowić to większość informacji o Charl usłyszały od niego. Może wiedział coś jeszcze?
- To bardzo niemiłe z twojej strony. – Wtrąciła się Erza, która doszła do reszty wioząc za sobą swój wielki bagaż. Jak to ona nie wyglądała ani trochę na zmęczoną, tak samo jak Lucy chciała znaleźć dziewczynę. – W końcu to nasza przyjaciółka. – Dodała, Jellal ugryzł się w język i nic nie powiedział na ten temat, jedynie uśmiechnął się i podszedł do Scarlet.
- Tak, tak. Wracajmy już. Jest 3 w nocy, poszukacie jej rano. – Powiedział próbując przekonać Scarlet do odpoczynku, bardzo martwił się o dziewczynę. Erza zamyśliła się i po chwili wyjrzała zza chłopaka i widząc śpiących przyjaciół pokiwała twierdząco głową.
- Przyda się im trochę snu.
- Tobie też. – Dopowiedział zirytowany Jellal i łapiąc ją za ramiona odwrócił do tyłu, delikatnie zaczął popychać jej plecy do przodu. Scarlet uśmiechnęła się widząc jego troskę i nie stawiała większego oporu. Po chwili odwróciła się do przyjaciół, jej uwagę najbardziej zwróciła Lucy. Stała ona z lekko zawiedzioną miną. Myślała, że będą jej szukać cały czas. Nie mieli czasu na sen. A może już stało jej się coś strasznego.
- Ty też Lucy. – Powiedziała wręcz matczynym tonem, co dotknęło dziewczynę na tyle by powoli kiwnęła głową. Stojąc wśród śpiących przyjaciół sama odczuła zmęczenie. Niestety, musiała ich jeszcze obudzić. Wrednie by było ich tak zostawić na tych schodach i samemu pójść do miękkiego łóżka. Zaczęła od Graya i Juvii, nie było trudno. Gdy tylko Lucy przybliżyła rękę do ramienia Graya została natychmiast zatrzymana i nazwana rywalką miłości. Nie rozumiała, w jaki sposób to działało, Juvia miała jakiś wewnętrzny instynkt informujący ją o potencjalnym „zagrożeniu” dla jej miłości. Niebieskowłosa puściła jej nadgarstek i sama obudziła Graya, z wielkim rumieńcem, bo ciągle myślała o tym, że zasnęła używając jego brzucha, jako poduszki. Następnie odwróciła się i kucnęła obok Natsu i Happiego. Zdjęła zaspanego kota z twarzy chłopaka. Happy otworzył na chwilę oczka i po chwili uderzył głową o pierś blondynki i zasnął na jej rękach. Jego słodkość i senność usprawiedliwiła wszystko. Następnie spojrzała na chłopaka, jego twarz również wyglądała dość uroczo.
- Aaa, Lucy.. Idiotko. – Mruknęła pod nosem z lekkim rumieńcem. W jej głowie zrodził się podstępny plan. Siadając ze skrzyżowanymi nogami ułożyła w nich śpiącego kota i mając wolne obie ręce zaczęła działać. Jedną dłonią zakryła usta chłopaka, drugą zatkała nos. Wystarczyło pięć sekund by wyrwał się z głębokiego snu. Lucy parsknęła śmiechem.
- Bardzo śmieszne. – Powiedział ironicznie. Oboje rozejrzeli się wokół siebie, Gray i Juvia chyba poszli od razu, bo nie było po nich śladu. Blondynka wstała ciągle trzymając kota na rękach. Natsu najpierw się przeciągnął i ziewnął pokazując kły, w kąciku oczu pojawiły się małe kropelki łez. Najpierw ruszyli do domu Lucy. Co dziwne, między nimi przez większość drobi panowała cisza. Lucy tłumaczyła to zmęczeniem, ale czy na pewno.
- Hej… - Zaczął w końcu. – Znajdziemy ją. Dlatego, nie martw się. Okej? - Powiedział pocieszająco. Jesień nadeszła dość szybko i przyprowadziła ze sobą chłodne wiatry. Dziewczyna kichnęła i pokiwała twierdząco głową. Pociągnęła już czerwonym nosem, było jej zimno. Wiedziała, że ubranie spódniczki i bluzki z krótkim rękawem będzie głupie na tą pogodę, ale nie mogła się przekonać do spodni i bluzy, które wyglądały jak wyciągnięte ze śmietnika. Dosłownie, chodziła tak, kiedy była w domu, by zdenerwować ojca. Stare czasy, ale ubrania dalej miała przy sobie. Królestwo kilka dni temu przysłało jej walizkę, tym samym zniżyli jej ostatecznie rangę z „mieszkająca w zamku” do „mag gildii”. Jakoś jej to nie przeszkadzało, wręcz przeciwnie. W Magnolii było dużo miłych ludzi, którzy nie zwracali uwagi na to, kim jest. Traktowali ją równo. Nie było zbędnego plotkowania na jej temat. Wszyscy po prostu żyli w zgodzie. Nawet właścicielka mieszkania, chodź wydawała się wredna i nieczuła przychodziła do niej i pod pretekstem sprawdzenia stanu mieszkania zostawała na kawie by porozmawiać, tylko po to by ta nie czuła się samotna. To wszystko było naprawdę miłe, a ona zamiast się uśmiechać to dawała im kolejne powody do zmartwień, nawet Natsu to widział.
- Przytulić cię? – Powiedział nagle, Lucy zrobiła zdziwioną minę.
- N-nie? Czemu? Nie jestem smutna czy coś… - Odpowiedziała. Natsu pokiwał przecząco głową.
- Zimno ci. – Wskazał na jej ramię, miała gęsią skórkę. – Wiesz, ja jestem ciepły. – Dodał po chwili, ciągle z miną jakby propozycja była czymś normalnym. W sumie była, chłopak był ognistym zabójcą smoków, więc temperatura otoczenia w żaden sposób nie działała na niego. Wiedząc to, Lucy i tak nie chciała.
- Dzięki za troskę, nic mi nie będzie. – Przytuliła się mocniej do ciepłego kota i po chwili zawiało mocniejszym wiatrem. Lucy kichnęła. Natsu westchnął i zdjął z siebie swój szalik, który wylądował na blond włosach blondynki.
- Uparta. – Skomentował wyprzedzając ją o krok. Lucy zdjęła szalik z głowy i założyła go zimne na ramiona. Był nagrzany od ciągłego noszenia przez chłopaka.
- I kto tu jest uparty? – Mruknęła pod nosem dołączając do chłopaka, który wszystko usłyszał.
♦-♦-♦
Wiedział, że tu jest i nie chodziło mu o muchę wesoło latającą po jego pokoju.
Chodziło mu o coś większego, coś siedzącego po drugiej stronie łóżka.- Wyjdź. – Warknął i zapalając lampkę obok usiadł patrząc na skuloną Charl. – Denerwujesz mnie. – Dodał a ta zignorowała jego słowa. Wyciągnęła ręce do przodu i po kilku chwilach klasnęła, zabijając latającą muchę.
- Wiesz, fascynuje mnie ten moment, w którym zabijając muchę traci ona życie, jej świadomość, mimo że taka prymitywna w jednej chwili przestaje istnieć, i to za moją sprawą… - Uśmiechnęła się smyrając paznokciem skrzydełko umierającej muchy. Sting zrobił zdziwioną minę.
- To już taki wyższy poziom sadyzmu, wiesz? – Zapytał ciężko wzdychając i zaraz przypomniał sobie, dlaczego był wściekły. – Idź do siebie! – Charl założyła ręce i zrobiła obrażoną minę.
- Nie krzycz na mnie. Nie pójdę tam. – Odpowiedziała tym samym tonem i po chwili się uśmiechnęła. – Kretynie. – Zachichotała. Sting skopał ją z łóżka, rzucił zwykłym „do siebie” i znów poszedł spać. Spadająca na podłogę Charl obudziła Lectora, który spał na drugiej poduszce. Kot widząc, że dziewczyna leży na podłodze zeskoczył do niej i pomógł wstać, po czym normalnie zaczęli rozmawiać denerwując Stinga. Rozśmieszona Charl wdrapała się z powrotem na łóżko i siedząc ze skrzyżowanymi nogami spojrzała na śpiącą twarz chłopaka. Lector patrzył na nią dziwnie dopóki nie dotknęła paznokciem blizny nad jego prawym okiem. Ten natychmiast się obudził i łapiąc ją za nadgarstek kolejny raz usiadł. Dziewczyna wzięła drugą rękę i zrobiła z nią to samo. Znudzony Sting złapał również i tą rękę. Nadymała policzki i zaczęła wyciągać nogę.
- Jak dziecko. – Skomentował jej zachowanie i puścił ręce. Charl wzruszyła ramionami.
- Jestem dużym dzieckiem. Skąd ta blizna? – Zapytała zaciekawiona.
- Po co miałbym ci to mówić? – Odpowiedział. Charl spojrzała prosząco na kota.
- Sting-kun walczył z jakimś potężnym magiem i nie dał rady. – Wygadał z uśmiechem w stronę dziewczyny.
- Lector! – Krzyknął, nie mógł uwierzyć, że jego przyjaciel przeszedł na stronę dziewczyny.
- Wybacz, Sting-kun. – Odpowiedział z lekkim wstydem. Jednak nagle w jego głowie zabłysła myśl. – Ale teraz byś wygrał! Wierzę w ciebie! – Sting uśmiechnął się i pogłaskał go po głowie w podzięce.
- Tsa… - Mruknęła Charlotte. Spojrzeli na jej niezadowoloną minę. Oboje byli już przyzwyczajeni do jej nocnych odwiedzin, nigdy nie wyjawiała ich powodu. Od kiedy Jiemma utworzył ich drużynę i Charl odkryła, że może się teleportować używała tego każdej nocy. Albo siedziała cicho albo śmiała się i chciała gadać całą noc. Nie żeby Stingowi to przeszkadzało, jednak po jakimś czasie Charl odwiedzająca jego pokój każdej nocy stawała się problematyczna. Nie lubił spędzania czasu ciągle z jedną dziewczyną, przez to człowiek się przywiązywał, pakował się w durne miłości i różne głupoty. Po co to, komu było potrzebne? Lubił się z nią czasem podroczyć, ale tylko się bawił. Ona i tak nie wyglądała na zainteresowaną, więc nie było problemu. Czasami zaskakiwała go swoim patrzeniem na świat, jak na przykład ten o zabijaniu muchy.
- A tak serio. – Zaczął drapiąc się po blond włosach. – Ty się boisz ciemności? – Zapytał i chyba trafił w sedno, bo dziewczyna na sam dźwięk drgnęła, jej mimika twarzy uległa drastycznej zmianie. Wyglądała teraz smutno, skuliła się i oparła podbródek o kolana.
- Może nie ciemności…, ale mojej wyobraźni. – Tak, właśnie przez to stawała się ciekawa. Słodka i jednocześnie tajemnicza.
- Ah, więc czemu przychodzisz tu? Nie możesz iść do swojego brata? – Zapytał uderzając o poduszkę głową i wpatrywał się w biały sufit. Lector przez ten cały czas siedział cicho, bo również był ciekawy odpowiedziami Charlotte. Ta wyprostowała nogi i spojrzała na drzwi, do których światło nie docierało i jako jedyne w całym pokoju stały w cieniu.
- Nie chce go budzić.
- No dzięki… - Odpowiedział przez zaciśnięte zęby. Odwróciła się w jego stronę.
- No i wiesz… nie czuje tego, że jesteśmy rodzeństwem. W końcu wychowałam się praktycznie bez rodziców… i jako jedynaczka. To nie zmieni się przez przeczytanie jakiegoś durnego listu. Mogę go traktować, jako członka rodziny…, ale…na chwilę obecną w ogień za nim bym nie skoczyła. – Widać było, że nie potrafi tego wytłumaczyć w żaden logiczny sposób. Ciągle gestykulowała i musiała robić przerwy na złączenie myśli. Sting miej więcej zrozumiał, o czym mówiła.
- To bardzo nie miłe z twojej strony. Nie pomaganie komuś, kiedy rzuca się w ogień to jak morderstwo. – Zachichotał. W jego myślach powstały różne dialogi, które normalne dziewczyny by powiedziały. „Oh, w takim razie bym pomogła!” Wszystko by udawać słodką. Jednak po dłuższej ciszy ze strony dziewczyny spojrzał na nią, jej czarne włosy zasłoniły twarz.
- Dzięki. Upewniłeś mnie, urodziłam się po to by zabijać. – Parsknęła. To było tak smutne, że aż śmieszne.
- Co? To znaczy, że ty… - Zapytał ostrożnie blondyn, nie mógł uwierzyć, że taka na pozór delikatna dziewczyna potrafiła zabić.
- Przecież nazywają mnie „Reddeath”. – Odpowiedziała z poważną miną, z pod jej ciemnych włosów wyjrzało czerwone jak krew oko. Widząc przerażoną twarz kota i chłopaka wybuchła śmiechem, tak głośnym, że obudziłby całą gildię gdyby nie łapki Lectora, które zatkały jej usta. Gdy się uspokoiła przetarła łzy z kącików oczu i dalej uśmiechnięta zaczęła mówić.
- Było warto! Uwielbiam miny w stylu „Czekaj, ona mnie zabije?”. Bezcenne. – Zaśmiała się po raz kolejny i zaczęła się turlać po łóżku w jedną i drugą stronę. Zatrzymał ją Sting kładąc jej dłoń na głowie i dociskając do poduszki, kiedy puścił dziewczyna wstała kaszląc i wyciągając z ust kocie włosy. Lector rzucił ciche „Upss”
- Ale tak naprawdę cię to nie śmieszy. – Charlotte się oburzyła.
- Jak to nie? To jest rewelacyjne! – Uparcie idąc przed siebie uderzyła pięścią w materac.
- To sztuczny uśmiech. Nikt nie jest szczęśliwy, jeśli wszyscy się go boją.
- Pff… ciebie nikt się nie boi, więc nic nie wiesz.
- Ta. Nic nie wiem. Teraz idź do siebie. – Powiedział stanowczo a ta założyła ręce i po chwili zniknęła. Zegar wskazywał 4, czyli dziś tylko godzina. Gdy usiadła znów dopadły ją te wszystkie myśli. Kolejny raz wiedział, jako jedyny rozpoznał sztuczny uśmiech. Oszukiwała się, oszukiwała wszystkich. Sting miał racje, nienawidziła tego wzroku. Śmiechu używała w tej sytuacji do obrony, to było ciche wołanie o akceptacje. „Zobacz, nie jestem zła, uśmiecham się!” Nie mogła tego zrozumieć, zawsze wszystko wiedział. Do teraz czuła jego dłonie na swoich nadgarstkach. W jednej chwili zobaczyła tyle min, zaniepokojoną, zdenerwowaną, uśmiechniętą. Wszystkie pamiętała a im dłużej o nich myślała odczuwała dziwne uczucie. Jakby milion much obijało się w jej brzuchu, bo to były muchy, prawda? O mało nie zwymiotowała. Z ledwo żywym wyrazem twarzy docisnęła poduszkę do brzucha.
- Ja chyba umieram. – Mruknęła przewracając się na bok i zasnęła. Jednak na jej śmierć się nie zapowiadało.
♦-♦-♦
Za to Lucy, kiedy wróciła do gildii wyglądała jak chodząca kostucha. Jej głowę
i ramiona okryła czarna jak węgiel husta, była niewyspana, blada, wychudzona i
wydawało się, że jej końcówki są lekko podpalone. Blondynka widząc swoich
przyjaciół wymieniła z nimi spojrzenia i podeszła do tablicy z ogłoszeniami.
Ledwo żywa po chwili rozglądania się swoimi brąz oczami uderzyła czołem w
tablice wiszącą na ścianie, kilka razy.- Lu-chan? Masz nowe hobby? – Zapytała Levy, dziś nie miała przy sobie żadnych książek. Za nią stała reszta jej drużyny, Jet i Droy. – Myślałam, że dziś znów szukacie Charl. – Dodała patrząc na idących w ich stronę przyjaciół.
- Nieee… - Odpowiedziała chrapliwym głosem i cicho kaszlnęła. – Niech radzi sobie sama. – Spojrzała jeszcze raz na tablice. Czemu te wszystkie zadania były takie trudne?
- O kurde, Lucy… Wyglądasz jak… - Zaczął Gray a ta uciszyła go swym morderczym wzrokiem. Chłopak uniósł dłonie w geście obrony. – Dobra, dobra, ładnie.
- Gray-sama zdradza Juvię na jej oczach. – Rozpłakała się niebieskowłosa, Gray zrobił zdezorientowaną minę i zaczął machać rękami w powietrzu.
- Nie łącz ludzi w związki bez ich zgody! – Krzyknął, Lucy z Erzą spojrzały na niego z założonymi rękami.
- Wiesz ty, co… tak skrzywdzić biedną Juvię…
- Nie no nawet wy… - Powiedział zrezygnowany. Niebieskowłosa dalej płacząc rzuciła się na chłopaka i zmieniła pół swojego ciała w wodę. – Zejdź ze mnie!
- Graaaayy-samaa!
- No wiesz Gray, jesteś niemiły. – Mruknął Happy a Natsu pokiwał twierdząco głową.
- Nie chce słyszeć tego od was! – Chłopak nie wiedział, co robić, z jednej strony nie chciał w żaden sposób zranić Juvii, z drugiej był dla niego strasznie irytująca. Ciągle, od kiedy ją uratował, latała za nim jak szalona i wyznawała mu miłość, a on nie był zainteresowany. Chociaż i tak gdzieś głęboko w sercu cieszył się, że ktoś darzy go uczuciem, niestety to było tyle. Wszyscy w gildii przez cały czas przyglądali się całej sytuacji i po prostu zaczęli się śmiać. Przez te całe poszukiwania dawno nie było słychać tych wszystkich krzyków charakterystycznych dla Fairy Tail, bójki, które rozpoczynał Natsu z Grayem poszły w zapomnienie. Wszyscy starali się odnaleźć dziewczynę, poświęcając nawet swój czas na zabawy. Jednak teraz zapomnieli o tym, rozpoczęły się dzikie wrzaski, walki i rozlewanie alkoholu. Levy złapała jakieś ogłoszenie i pokazując je swojej drużynie pomachała przyjaciołom na pożegnanie. Uśmiechnięta Mira cały czas roznosiła kufle. Elfman zaczął mówić wszystkim, że są prawdziwymi mężczyznami, jeśli walczą. Jego ofiarą padła nawet Evergreen. Nie wiedzieć, czemu kilka minut później wyleciał przez dziurę w ścianie. Zrobiło się dość wesoło, co udzieliło się nawet blondynce.
- A właśnie Lucy. – Zaczęła Erza łapiąc ją za pasm blond włosów. – Piekłaś coś? – Lucy spojrzała na nie i uderzyła o mroczną rzeczywistość. Odwróciła się na pięcie i po raz kolejny uderzyła w tablice.
- Nie… - Odpowiedziała mrocznie przypominając sobie dzisiejszy ranek. Wstała jakby nigdy nic. Nagle zapukała do niej właścicielka, cała blada i powiedziała, że jest do niej przesyłka. Zdziwiona rozejrzała się po klatce, ale nic nie zauważyła. Kobieta wskazała na wyjście z budynku i bez słowa wyszły. Okazało się, że królestwo przysłało jej wszystkie rzeczy, świetnie. Szkoda tylko, że chyba z wredności przysłali jej dosłownie wszystko, czego używała, jej pościel, złożyli i spakowali w wielkie kartony jej toaletkę, szafę, wszystkie książki, jakie kiedykolwiek wzięła do ręki były w wielu płóciennych torbach. Jej ubrania, łącznie ze strojem wojskowym zostały upchnięte do największej walizki, jaką widziała, była taka jak ona. Ludzie oglądali to z wielką fascynacją. Lucy ciężko westchnęła i od samego rana, ledwo żywa, wnosiła rzeczy do mieszkania. Gdy w końcu się udało upadła zmęczona i cała przepocona na łóżko. Niestety, to jeszcze nie był koniec. Zostało najgorsze. Trzeba było to jeszcze rozpakować. Prawie martwa na samą myśli ześlizgnęła się ze swojego łóżka i podeszła do walizki, wolała się na początek męczyć z ubraniami niż z meblami. Trzymając w rękach ostatnie do rozpakowania suknie, których nigdy w życiu nie założyła, ale wolała mieć na zapas zauważyła, że jej wszystkie szuflady i wieszaki są zajęte. Postanowiła skorzystać z pustej części przyjaciółki. Miała zamiar je wyjąć, kiedy ją znajdą. Charlotte była jednak przygotowana i Lucy otwierając jej szafę włączyła małą bombę. Szafa, kilka ścian, podłoga jak i włosy dziewczyny zostały spalone. Właścicielka słysząc wybuch natychmiast tam przybiegła, widząc dziurę w podłodze, delikatnie mówiąc, bardzo się zdenerwowała. W ten sposób Lucy znalazła się w tej sytuacji, nie miała nawet czasu by się umyć, bo kobieta kazała jej od razu iść i zarobić pieniądze na naprawę. Lucy westchnęła, na samą myśl o minie właścicielki miała ciarki na plecach.
- To wygląda na łatwe. Co o tym myślisz rywalko miłości Juvii? – Zapytała już spokojna niebieskowłosa podając jej jedno z ogłoszeń. Lucy już chciała coś powiedzieć na temat „rywalki miłości”, ale dała sobie spokój widząc jak świetne zlecenie wypatrzyła przyjaciółka. Miasto nie było daleko w sumie misja nie była aż taka trudna, wynagrodzenie dość duże, czyli musiał być jakiś haczyk. Natsu z siedzącym na jego głowie Happym spojrzeli na kartkę z nad ramienia dziewczyny.
- O, nowa misja. – Uśmiechnął się chłopak. Przez te ciągłe poszukiwania Charlotte nie miał nawet czasu się z nikim pobić, do Graya się nawet nie dało podejść przy Erzie. Pozostawały mu tylko dziecinne odzywki, które w sumie były świetne. Jednak brakowało mu obijania pięściami.
- A kto powiedział, że was biorę? – Ocknęła się nagle Lucy zwijając zlecenie. – Pieniądze pokryją wszystkie koszty naprawy podłogi, ścian i moich mebli. Jeśli pójdziecie ze mną wszyscy będę się musiała podzielić i wtedy nie starczy. – Dodała smutno i zdjęła swoją czarną chustę z głowy, leżała tylko na ramionach.
- Nie martw się Lucy. Chcemy ci pomóc i przy okazji się trochę zabawić. – Uspokoił ją Gray i utworzył dłoń, w której pojawił się lód.
– Więc? Gdzie idziemy? – Odezwał się Natsu, jego całe ciało stanęło w płomieniach pokazując podekscytowanie.
- Ehhh, wiedziałam, że tak to się skończy. – Powiedziała z nieukrywanym zadowoleniem dziewczyna. Tłumacząc im gdzie i co mają zrobić ruszyli w kierunku stacji. Przed wyjściem z gildii Erza jeszcze rozejrzała się za Jellalem, który od rana się jej nie pokazywał, miała złe przeczucia. Po dość długim czekaniu pociąg nareszcie przyjechał. Nie spodziewali się jakiś wielkich wygód, ale od samego patrzenia Lucy mogła stwierdzić, że środek transportu ma z dobre kilkanaście lat. Natsu od wejścia do pojazdu zrobił się zielony, mimo że nawet nie zaczęli się ruszać. Gdy usiedli Juvia wykłócała się o miejsce obok Graya, potem naprzeciwko by nie patrzał na żadną inną, ostatecznie usiadła obok a miejsce przed nim zostało wolne. Erza kazała Natsu usiąść obok siebie, Lucy z Happym zajęli ostatnie wolne miejsca. Gdy ruszyli Scarlet uderzyła z całej siły chłopaka, który zemdlał i położył się na jej równie twardych kolanach, ale on i tak tego nie czuł. Lucy przez cały czas patrzyła przez okno, ich cały krajobraz drastycznie się zmieniał. Z kolorowej jesieni wjechali do upałów sięgających czterdziestu stopni. Spocona Lucy otworzyła szerzej okno, wydawało się, że ogień uderzył w jej twarz. Wszyscy oprócz nieprzytomnego Dragneela podeszli do szyby, wszystkie drzewa były wysuszone, trawa była prawie żółta, upał był nie do zniesienia.
- Gray, płonę! Ochłódź mnie! – Krzyknęła błagalnie blondynka. Chłopak cały czas patrząc na niemożliwy gorąc za oknem przyłożył rękę do czoła dziewczyny. Przyjemne kryształki lodu pomogły jej i przytrzymując dłoń przyjaciela na głowie znów spojrzała na niesamowity widok.
- Wiecie, co, oni tu muszą mieć niezłe wakacje skoro taki upał. – Skomentował Happy. Pociąg zatrzymał się na wyludnionej stacji w sumie, kto by chciał stać w taki upał i czekać na pociąg? Niestety Lucy spojrzała jeszcze raz na ogłoszenie i na tabliczkę z nazwą miasta wiszącą przed nimi.
- To tu… - Powiedziała niedowierzając. Erza spojrzała na nią jak na głupią.
- Czy to nie miały być przypadkiem zimne góry? Może się pomyliłaś? – Lucy zaprzeczyła kiwnięciem głowy i wstała z miejsca, spojrzała na miejsce Natsu, chłopaka nie było. Stał już na zewnątrz wdychając świeże powietrze. Wszyscy leniwie wyszli z pociągu, tak jak myśleli upał był nie do zniesienia, gorzej niż w pociągu. Jednak z tym gorącem było coś nie tak, Gray, który przez cały czas chłodził Lucy i Happiego zaczął również odczuwać ciepło i to dość solidnie. Erza zaczęła się zastanawiać czy zmiana zbroi na ognistą coś jej pomoże, ale w końcu zdecydowała się na zwykły kostium kąpielowy, dało lekką ulgę. Po kilku minutach zwykłego spaceru przez miasto po słońcu Natsu złapał się za głowę.
- Co jest nie tak z tym słońcem?! Gorąco mi! – Wrzasnął. Domy były niskie, drewniane, posiadały charakterystyczne dla górskich terenów spadziste dachy. Wszędzie widziały ogłoszenia o stokach narciarskich czy zwykłych szlakach wspinaczkowych. Miasto ewidentnie utrzymywało się ze swoich pięknych gór i praktycznie ciągłej zimy, więc skąd ta nagła zmiana? Z jednego z mijanych przez grupę domów wyszedł niski mężczyzna w słomianym kapeluszu i w krótkich ubraniach. Widząc magów z Fairy Tail jego mina rozpogodziła się.
- Nareszcie! W końcu ktoś nas uratuje od tego upału! – Krzyknął z radością i podbiegł do stojącej najbliżej Juvii, z uśmiechem złapał ją za dłonie i zaczął nimi wymachiwać w górę i w dół. Zdezorientowana magini nie wiedząc, co robić wymusiła uśmiech. Natsu złapał mężczyznę za tył bluzki i pociągnął do góry, ratując przy okazji Juvię.
- Kim ty w ogóle jesteś? I co z tą waszą pogodą? – Zapytał niecierpliwie. Chłopak nie mógł zrozumieć, w jaki sposób odczuwał palący żar. Przecież był ognistym zabójcą smoków, wydawało się, że nic nie jest gorsze niż ogień Igneela, do którego się zdążył przyzwyczaić. Mężczyzna zaczął się wyrywać.
- Natsu! Puść go! Biorąc pod uwagę, że jako jedyny do nas wyszedł i wiedział, po co przyszliśmy to pewnie nasz klient. – Powiedziała Erza a Natsu zrobił jak kazała, puścił go i ten wylądował twarzą na ziemi. Trochę brudny i podrapany wstał i już ze zdenerwowaną miną wskazał na jedną z jaskiń w górze. Wydobywały się z niej dziwne dźwięki.
- Do naszego miasta zleciały się dziwne stwory i zrobiło się tak jak jest. Musicie się ich natychmiast pozbyć, bo nasze miasto umrze z braku pieniędzy.
- Pójść, pozbyć się, jasna sprawa. Happy! – Krzyknął Natsu i odwrócił się w stronę gór. Reszta drużyny, chodź chciała wiedzieć więcej, poszła za nim. Jaskinia była umieszczona po stromej części góry i nie było do niej żadnego wejścia, dlatego wszyscy zdecydowali, że pożyczą profesjonalny sprzęt do wspinaczki z jednego z opuszczonych domków. Pierwszy pomysł był taki, że Happy poleci do jaskini i zaczepi liny wszystkich do jakiś kamieni czy dziur, nie udało się, ponieważ dziwna fala powietrza uderzyła po drodze w kota, który spadł na dół. To samo działo się ze strzałami Sagittariusa. Ostatecznie wszyscy podczepili się do jednej liny i wspinali się wchodząc jedno za drugim. Na samym przodzie znalazł się Natsu, który był najbardziej ciekawy tego, co znajduje się na górze, potem Gray by uwolnić się chodź na chwilę od Juvii, trzecia znalazła się Erza a za nią Juvia i na samym końcu Lucy z Happym. Wspinaczka sama w sobie była koszmarna, kamienie ciągle spadały, temperatura chyba zaczynała się podnosić a wszyscy opadali z sił. Niestety nic nie wskazywało, że droga robi się krótsza, wręcz przeciwnie, końca nie było widać. W końcu Lucy ze zmęczenia nie zauważyła poluzowanego kamienia, za który się złapała. Z krzykiem złapała się za linę a wszystkich pociągnęło delikatnie w dół, słysząc krzyk blondynki zatrzymali się i spojrzeli w dół mocno trzymając się góry.
- Lucy! Wszystko w porządku? – Krzyknął z góry Natsu. Lucy lekko blada wyciągnęła kciuk do góry i tym razem znalazła stabilny kamień.
- Mamy zwolnić? – Dodał Gray.
- Nie! Jest dobrze! – Odpowiedziała, ale nikogo to nie przekonało. Cholera, nie była przyzwyczajona do takich temperatur. Gray był lodowym magiem, Natsu ogień miał w sobie, Erza była silna i miała swój kostium, nawet nie okazywała dyskomfortu, ciało Juvii było z wody, wszyscy, mimo że i tak czuli ciepło mieli jakąś pomoc. Ona, jako jedyna próbowała nie odstawać, ale po prostu nie dawała rady. Chciała być pomocna a robiła problemy, znowu. Nagle jej całe ciało zostało zalane zimną jak lód wodą. Pisnęła z szoku i spojrzała na kamienną twarz Juvii.
- Juvia! Czemu to zrobiłaś? – Zapytała odczuwając zimno. Niebieskowłosa uśmiechnęła się i zrobiła krok do góry.
- Teraz jest lepiej, prawda? Lucy-san? – Rzeczywiście, już miała siłę by iść. Woda na chwile zwilżyła jej wyschnięte ciało i bardzo dobrze ją schłodziła. Co dziwne blondynka usłyszała „Lucy-san” a nie „rywalko miłości” jak zawsze, to było miłe. Nie wiedzieli ile już wchodzili, może z godzinę albo dwie. Jednego byli pewni, Natsu złapał się krawędzi wejścia do jaskini. Podciągając się do góry nie spodziewał się takiego podmuchu wiatru i prawie spadł, uratowała go twarz Graya, na którą usiadł.
- Zejdź ze mnie tępaku! – Warknął mag. Natsu, który zdążył wrócić do jaskini spojrzał na niego z góry unosząc zapaloną pięść.
- Chcesz się pić mrożonko? – Odparł kąśliwie, kiedy chłopak wspiął się do niego. Na pewno rozpętałaby się kolejna bójka gdyby nie Erza, która uderzyła obu w tył głowy.
- Dzieci jesteście? Mamy misje. – Odparła pomagając Juvi i Lucy wejść do góry. Blondynka położyła się od razu ciężko dysząc. Natsu spojrzał na nią ze zdziwioną miną.
- Jakbyś zrzuciła te parę kilo to byłoby łatwiej. – Lucy słysząc to podniosła głowę i spojrzała na niego zdenerwowanym wzrokiem.
- Jakie kilo… cooo to jest?! – Krzyknęła pokazując dłonią nad głowę chłopaka.
haha świetne ;-)
OdpowiedzUsuńboże, jak ja uwielbiam te fragmenty z Charlottą (?) i Stingiem!! *o* <3 czekamy na kolejny rozdział :3
OdpowiedzUsuńWIĘĘĘĘĘCEEEJ <3 Przeczytałam w 2 dni wszystkie twoje rozdziały i jedyne co mogłam powiedzieć że ty po prostu jesteś zbiorem talentów w pisaniu opowiadań :D Uwielbiam paringi : NaLu (of course B) ), GaLe, Jerza i Gruvia ^^. Widziałam już chyba wszystkie opowiadania NaLu, ale żadne nie był tak fajne jak twoje - nie lubie jak odrazu jest że Natsu i Lucy loffciają się i jest super słodko i wgl <3 <3 <3 <3 ... Twoje jest takie..Kurde nie wiem jak to powiedzieć... Takie akurat w moim stylu? ;D
OdpowiedzUsuńMogłabys dawać rozdziały co 2 tyg, przynajmnieeej? Codziennie wchodze na twojego bloga i oglądam czy nie ma nowego rozdziału, ale oczywiście nie ma, więc nie długo się potne :''<
Życze dużo weny i pozdrawiam! ;)
/WiFi ^^
Wybacz, trochę za dużo szkoły, ogarniania wielu spraw i największy problem: brak weny. ;/
UsuńPostaram się wrzucać częściej ale jestem tylko człowiekiem i często mogę nie dać rady.
Dziękuje za komentarz. Idę brać się do roboty. ;)