poniedziałek, 21 lipca 2014

17. Lucy vs Minerva / Plan Sabertooth

Erza spokojnie podeszła do przeciwnika, trzymając oczywiście bezpieczną odległość kilku metrów. Stali w ciszy, tak długiej, że radosna widownia przestała wiwatować.  Orga w końcu wyciągnął rękę przed siebie, lekko zgiął łokieć. Wytworzył gigantyczną kulę iskrzących się czarnych błyskawic. Natychmiast uformowane zaklęcie rzucił w przeciwniczkę. Dym opadł, po Erzie nie było śladu.
- Co do cholery? – Mruknęła pod nosem Charl opierając się o barierkę w loży. Lucy położyła jej rękę na ramieniu.
- Uwierz w nią. – Powiedziała entuzjastycznie blondynka, po czym obie spojrzały na pole bitwy. Scarlet pojawiła się w zbroi Lotu, dzięki której uniknęła ataku.
- Podmiana! – Krzyknęła podskakując, jej ciało zaświeciło. Orga odskoczył omijając uderzenia gigantycznej maczugi od zbroi Oczyszczenia. Myśląc jedynie o wygranej wykonał kolejny atak. Złożył ręce. Czarne pioruny zaczęły zbierać się w jego dłoniach. Wypuścił je, tworząc wielką falę, która trafiła w zmieniającą zbroję Erze. Lekko podrapana, ale bez większych urazów stanęła w zbroi Cesarza Piorunów. – Więc to działa również na ciebie. – Uśmiechnęła się i pewna siebie zmieniła swoją halabardę w ognisty miecz. Szybkim ruchem podbiegła do broniącego się Orgi i wykonała ogniste cięcie. Mag nie okazując zainteresowania bólem złapał ją za szyję i dotykając jej zbroi użył kolejną strefę czarnej błyskawicy. Scarlet po takim ataku uderzyła w fundament widowni. Orga z uśmiechem zobaczył dumnego mistrza.
- Dalej mam w nią wierzyć? – Zapytała czarnowłosa, była gotowa do teleportacji i do zabrania przyjaciółki. Lucy w dalszym ciągu ją powstrzymywała. Tym razem, dołączył jeszcze Natsu.
- Lucy ma racje, Erza nie przegra. – Oboje naprawdę wierzyli w dziewczynę, Charlotte również, ale nie chciała tego pokazywać. Tym ciągłym komentowaniem i błaganiem blondynki o pozwolenie na pomoc ukrywała wielkie zmartwienie, większe niż ktokolwiek inny. Z dymiącej się dziury w widowni wyleciała Erza, w pięknej zbroi Niebiańskiego Koła.
- Blumenblatt! – Krzyknęła przywołując dziesiątki mieczy, które wycelowały w Orgę. Dziewczyna wiedziała jednak, że jest to silny mag i natychmiast użyła kolejnego ataku. Wykonała cięcia kształtem przypominające deltę, zaklęcie uderzyło w plecy mężczyzny. Po tym natychmiast przywołała swoją maczugę i wycelowała ostrzami w przeciwnika. Zdziwiła się, kiedy okazało się, że Orga ukrył się w strefie, blokując tym samym ataki dziewczyny. Czarne błyskawice uderzyły we wszystkie strony z wybuchową siłą.
- Erza! Skończ się bawić! – Krzyknął Natsu z Grayem w tym samym czasie, co zaskoczyło nie tylko Scarlet. Kiwnęła, więc głową, jej ciało po raz kolejny zabłysnęło. Jej ciało zakryła różowa zbroja, nazwana Armadurą Wróżki. Erza skupiła całą moc w mieczu i z całej siły zaatakowała przeciwnika.
- PRZESZYWAJĄCY MIECZ WRÓŻKI! – Krzyknęła, kiedy magia broni uderzyła w maga. Upadł on, ostatnimi siłami spoglądając na zdenerwowanego mistrza. Tłum oszalał powtarzając ciągle „Titania”. Erza uśmiechnęła się triumfalnie w stronę swoich przyjaciół, równie szczęśliwych z wygranej.
- Widzisz Charl? – Pisnęła szczęśliwie Lucy, czarnowłosa odetchnęła.
- W końcu to Titania. – Mruknęła pod nosem, kiedy szkarłatnowłosa zaczęła wracać. Po drugiej stronie sytuacja nie wyglądała już tak kolorowo. Jacyś mniej znaczący ludzie w gildii zabrali nieprzytomnego Ogrę z areny. Zdenerwowany mistrz zacisnął pięści. Reakcje Jiemmy zauważył Lector.
- No już mistrzu, każdemu się może zdarzyć. – Pocieszał go kot. Mężczyzna spojrzał na niego z odrazą. Sting zaczął powoli podchodzić do swojego przyjaciela.
- Lector odp--
- Żaden kot nie będzie mnie uspokajał! – Krzyknął celując w latającego obok jego głowy kota.
- NIE! – Wrzasnął blondyn widząc jak jego przyjaciel pokrywa się jakąś czarną poświatą.
- Sting-kun! – Zawołał w końcu zapłakany kot. Nad nimi wszystkimi lewitowała Charlotte.


- Koleś, ty jesteś nienormalny! –Stwierdziła delikatnie lądując na barierce i oddając Lectora w drżące ręce zaszokowanego Stinga. - To nie tylko kot, to towarzysz. – Powiedziała z groźną miną, po czym wróciła do loży Fairy Tail. Cała gildia była zdziwiona nagłą reakcją dziewczyny. Na barierce usiadła drobna, blondwłosa dziewczynka.
- Piękne serce. – Uśmiechnęła się do czarnowłosej, a wszyscy wraz z Macarovem zdziwili się na widok pierwszej mistrzyni.
- Pie-pierwsza?! Co ty tu?! -  Zapytał Jellal. Mavis jakby ignorując wszystkie pytania odwróciła się do mruczącego pod nosem mistrza Sabertooth.
- Hmm.. Więc mówisz, że ta młoda dama będzie walczyć z Minervą?! Zgoda! – Krzyknął z uśmiechem. Macarov nie wiedział, co powiedzieć, nie mówił nic o tym, że Charl będzie walczyć. I na pewno nie chciał wystawiać jej przeciwko tak potężnej magini.
- To będzie łatwe. – Powiedziała pewnie czarnowłosa podnosząc pięść. Ale po kilku krokach jej noga znów dawała o sobie znać. –Ała! - Krzyknęła kuląc się i ściskając swoją nogę z całej siły.
- Charl! Twoja noga! - Lucy dopiero teraz zauważyła spuchnięcie na nodze dziewczyny, która świetnie to przez cały czas ukrywała. Charlotte odepchnęła ją od siebie i złapała się barierki.
- To nic, mogę walczyć. Chce pokazać temu dziadowi, że jego gildia nie jest taka boska! – Zamknęła oczy by się przenieść na arenę, jej ciało pokryła czarna aura, ale po chwili zniknęła. Na czole dziewczyny pojawiła się kropelka potu. – Co jest do cholery?! – Nie była cierpliwą osobą, niemoc strasznie ją denerwowała.
 - To przez ból. – Odparła Mavis spoglądając kątem oka na spuchnięcie. – Nie możesz kontrolować nie swojej magii, kiedy odczuwasz tak silny ból.
- Zamknij się, dam radę! – Krzyknęła patrząc na Lucy, naprawdę nie chciała by walczyła. Ona nie chciała pokazywać swojej magii, nie wiedziała, czemu, nie pytała. Jednak była jej przyjaciółką i chciała jej pomóc, bez względu na koszty.
- Charl mogłaby sobie poradzić z Minervą, która, żeby zaatakować musi widzieć swój cel. Jednak bez teleportacji.. – Zaczęła układać Mavis.
- Dam radę bez cienia! – Dziewczyna uparcie i mimo bólu wlekła się w stronę schodów.
- Nie dasz rady przeciwko magii bogów. – Powiedziała groźnie mistrzyni wstając z barierki i przeskakując na plecy Charlotte by ta nie mogła się poruszać.
- Ja pójdę! – Odezwał się w końcu Natsu i już gotowy chciał zeskoczyć do czekającej magini. - Tak jej nakopie, że zobaczy. – Z wielkim uśmiechem był już jedną nogą poza lożą, ale wielka ręka mistrza pociągnęła narwanego maga do tyłu.
- Nie. – Mavis zniszczyła jego marzenie o walce z córką Jiemmy.
- Ja pójdę. – Powiedziała w końcu Lucy, cała gildia ucichła wpatrując się w pewną siebie dziewczynę. Mistrzyni skinęła głową.
- Czek.. LUCY! – Zawołała za nią czarnowłosa.
- I poszła.  – Powiedział zazdrosny Natsu.
- Idiotka… - Załamała się, a duch zszedł z jej pleców.
Mistrz Sabertooth zauważył, że to nie ta sama dziewczyna i już chciał cos powiedzieć na ten temat, kiedy podszedł do niego informator. W tym czasie blondynka stanęła naprzeciwko rozśmieszonej Minervy.
- Wyglądasz mi na taką, co nigdy w życiu nie walczyła. – Chciała tym zirytować Lucy, jednak jej nie wyszło.
- A ty na taką, co używa stanowczo za dużo makijażu. – Powiedziała z obrzydzeniem widząc te wielkie, czerwone usta. Jej prawe oko zaświeciło złotym światłem. Dalej spokojna Minerva uniosła dłoń z materią podobną do fali. Szybko rzuciła ją w kierunku Lucy by zobaczyć reakcję. Blondynka jak światło mignęła przed jej oczami i uderzyła w jedno z żeber. Czarnowłosa złapała się za obolały bok.
- Scorpio teraz! – Krzyknęła a w stronę magini uderzyło wielkie piaskowe tornado. Minerva jednym ruchem ręki przesunęła je w taki sposób, że cały piasek uderzył w publiczność. Lucy odwołała ducha i po raz kolejny jej ciało zaświeciło a ruch przyśpieszył, wszystko po to by Minerva nie mogła jej zobaczyć. Magini jednak była mądrzejsza niż się wydawało na początku i dotknęła dwoma palcami ułożonymi w znak „V” wnętrza prawej dłoni.
- Ih Ragdo! – Powiedziała łapiąc cały obszar bitewny w strefę boga wojny i wyłapując tym samym uciekającą blondynkę, która została unieruchomiona w magicznej materii przypominającą bańkę. Minerva w ten sposób obijała ją jak mocniej, śmiejąc się przy tym tak głośno jak tylko mogła. Lucy kaszlnęła krwią, kiedy ta uderzyła wzmocnioną pięścią w brzuch.
- Virgo! – Szepnęła, bańka zniknęła, kiedy zaskoczona dziewczyna wpadła w wykopaną pod nią dziurę.
- Wzywałaś księżniczko. – Zasalutowała różowowłosa, kaszląca krwią dziewczyna spojrzała na nią z uśmiechem. Nagle jednak Virgo zrobiła przerażoną minę, jej brzuch został przebity strefą. Duch zaczął powoli znikać, tak samo jak uśmiech Lucy.
- VIRGO! – Wrzasnęła przerażona, w jej głosie dało się wyczuć wielką rozpacz i histerię. Podrapana Minerva spojrzała na nią morderczym wzrokiem.
- Czego ryczysz, to tylko duch! Lepiej martw się o siebie, szmato. – Warknęła ciągnąc ją za blond włosy i rzucając mocno o ziemię. Ta walka przez wiele minut była jednostronnym obijaniem.
- Lu-chan – Złapała się za serce Levy.
- LUCY!! – Krzyknął Natsu widząc jak po jednym rzucie bezwładną dziewczyną ta zostawia po sobie smugę krwi.
- WSTAŃ IDIOTKO! ONA ŻYJE! A TY ZARAZ ZGINIESZ! – Dołączyła się Charlotte i tak samo jak różowowłosy chciała zejść jej pomóc, niestety wszyscy ich trzymali wiedząc, że nie mogą przerwać walki.
- Uspokójcie się! – Krzyknęła obandażowana przez Jellala Erza.– Uwierzcie w nią tak jak wierzyliście we mnie! – Po tych słowach nie chcieli już skakać z kilku metrów, ale dalej z nienawiścią wpatrywali się w Minervę i wiwatujące Sabertooth. Jedynie bliźniacze smoki stały z tyłu, jakby nie popierając tych walk. Jiemma w tym czasie zamiast cieszyć się rozmawiał z informatorem.
- Wykazuje dość dużą szybkość w uczeniu się magii.
- Co masz na myśli? – Zapytał zdziwiony mistrz.
- Ktoś nauczył ją magii teleportacji i żelaznego zabójcy. Wzmacnia swoją siłę korzystając z magii cienia, dzięki czemu jej teleportacje i zmiany broni nie mają limitu. Po odbyciu kilku lekcji potrafi się posługiwać daną magią, dodatkowo wszystkie miesza w całość.
- Ah, coś jeszcze? – Mruknął zainteresowany.
- Jest jednym z mieszańców.
- Czyli mamy. – Uśmiechnął się triumfalnie spoglądając na zdenerwowane Fairy Tail i odchodzącego od zmysłów Macarova.
- Tak.
- Przypomnij jeszcze jak się nazywa.
- Charlotte… nie ma oficjalnego nazwiska, ale nazywają ją „Reddeath”, czyli Czerwona śmierć.
- Doskonale. Daj znak reszcie gildii. – Powiedział poważnie mistrz i wrócił do oglądania pojedynku. Podniecona od zadawanego blondynce bólu Minerva chciała zadać jej ostateczny cios, podniosła ją, więc za szyję.
-To twój koniec kochanie. Pożegnaj się z duszkami. – Powiedziała oblizując wargi. Zagięła wszystkie palce u lewej ręki oprócz środkowego i wskazującego, na końcu tych dwóch pojawiła się mała strefa.
- Wybacz, ale jeszcze nie czas pożegnań. – Uśmiechnęła się a jej ciało wraz z drugim okiem zaświeciło złotym światłem. Jej ręka dotknęła twarzy zaskoczonej Minervy. – Zostaw mnie.  – Warknęła i wymamrotała jakieś słowa, dziwny wybuch odepchnął czarnowłosą zadając jej porządne rany. Nie mogła otworzyć prawego oka, a jej czoło było rozcięte. Charlotte z Natsu widząc siłę dziewczyny odetchnęli z ulgą, teraz Fairy Tail wrzeszczało ze szczęścia. Macarova zaskoczyła jednak reakcja Minervy na podchodzącą do niej Lucy. Dziewczyna miała szeroko otworzone oczy i drżała. Po jednym ataku? Sama zadała jej więcej bolesnych i krwawych obrażeń niż ten wybuch. Mavis jednak rozumiała.
- To magia boga… gwiazd. Zdecydowanie silniejsza niż boga wojny. – Blondynka nie mogła uwierzyć, że jakikolwiek człowiek jest w stanie opanować tak silną magię.
- O kurde, to, czemu Lucy nie chciała mi jej pokazać? – Mruknęła pod nosem czarnowłosa patrząc jak blondynka atakuje kolorowymi kulami broniącą się Minervę.
- Tego się nie pokazuje! – Wrzasnęła Mavis. – Ta magia jest naprawdę potężna, ale i ciężka, trudno utrzymać nad nią kontrolę, praktycznie nie można się jej nauczyć! Gwiezdni magowie mają oczywiście łatwiej, ale by wykonać jeden atak trzeba mieć tyle magii, co dwa źródła razem! Musimy jej przerwać, bo inaczej jej ciało nie wytrzyma! – Kiedy mistrzyni to powiedziała Gray z Natsu i Erzą zeskoczyli z loży i zaczęli biec w stronę Lucy. Charlotte dalej zaciskając powieki z bólu mogła jedynie patrzeć jak Scarlet szarpię jej przyjaciółkę za ramię i każe jej przestać. Jednak bardziej niż wszystko zainteresował ją mruczący coś pod nosem mistrz Sabertooth. Zaczepiła Mavis pokazując jej palcem na mężczyznę. Macarov również zaczął się zastanawiać, o co chodzi. Dopiero, Kiedy Minerva uśmiechnęła się rzucając swoją bańkę w stronę loży domyślili się, o co chodzi.
- Padnijcie! – Krzyknął Macarov. Cała publiczność nie wiedziała, co się dzieje, kiedy pole bitwy wraz z lożami zostało zakryte czarnym dymem. Po opadnięciu gazu odział ratowniczy wraz z nieprzytomną Lucy na rękach Natsu wrócił do reszty gildii.
- Wszyscy są? – Zapytała Mavis uważnie się rozglądając. Wydawało się, że bańka Minervy była dla odwrócenia uwagi, bo cała gildia Sabertooth zniknęła. Jednak nigdzie nie było słychać chamskich docinek jednej osoby.
- Gdzie Charl? – Zapytał Jellal.
--
- Co to ma być? – Warknęła czarnowłosa lewitując w bańce Minervy, a nią stała cała gildia Sabertooth. Przed nią na swoim wielkim krześle siedział Jiemma. Gdzieś z boku stała pokonana przez Lucy magini, była tam tylko po to by materia nie zniknęła.
- Zostaniesz w tej gildii, w Fairy Tail będziesz się marnować. – Odpowiedział jej mężczyzna. Zszokowana dziewczyna spojrzała na swój brzuch, nie było już na nim znaku Fairy Tail, zastąpił go czarny Sabertooth. Uniosła głowę z morderczym wzrokiem.
- Chyba sobie kurwa żartujesz. – Każdego z gildii zdziwił jej język, tym bardziej, że było to kierowane do mistrza, którego wszyscy się bali.  Jiemma jakby nie słysząc jej uwagi spojrzał na bliźniacze smoki stojące w pierwszym rzędzie.
- Wy się nią zajmiecie. – Powiedział stanowczym tonem, po czym odwołał wszystkich. – Orga, my mamy do pogadania. – Warknął a cała gildia wiedziała, o co chodzi, jedynie Rufus, Sting i Rogue się przejęli. Minerva w tym czasie ciągnęła Charl do jednego z pokoi, zauważyła jednak spuchniętą kostkę dziewczyny i ścisnęła strefę w tym miejscu. Czarnowłosa krzyknęła z bólu.
- Panienko, możesz? – Przerwał jej Sting. – Może lepiej opatrz swoje rany zanim wdasz się w kolejną walkę. – Minerva popatrzyła na niego z kamienną twarzą, po czym rzuciła dziewczynę w drzwi od jednego z pokoi na tyle mocno, że je otworzyła. Odeszła bez słowa.
- Sting-kun to było niebezpieczne. Ona nie miała humoru. – Zmartwił się Lector.
- Fro też tak myśli. – Powiedział Frosh. Wszyscy weszli do pokoju, okazało się, że to niczyj inny jak blondyna. Rogue podszedł do leżącej na panelach dziewczyny i założył jej na rękę srebrną bransoletę. Charl spojrzała na to i pomyślała, że życie robi z niej sobie jaja.
- Co ja wam zrobiłam. – Mruknęła w podłogę, przez co jej głos był niezrozumiały dla normalnego człowieka, jednak dla smoczych zabójców nie robiło to szczególnego wrażenia.
- Nam nic, nawet nie wiemy, czemu mistrz postanowił cię porwać. Taki.. Kaprys? – Podsumował Rogue opierając się o ścianę przy drzwiach.
- Fro też tak myśli! – Uśmiechnął się Frosh podchodząc do głowy Charlotte i podając jej łapkę. – Dziękuje za uratowanie Lectora, to przyjaciel Frosha! – Powiedział kot a czarnowłosa spojrzała na niego. Nie wiedziała, czemu ale widząc kota w stroju różowej żaby zaczęła się śmiać. Po chwili Sting spojrzał na jej nogę.
- Czemu nie poszłaś z tym do waszego medyka? – Zapytał próbując ją wziąć na ręce. Dziewczyna kopnęła go zdrową nogą w twarz.
- Koty lubię, co do was mam pewne zastrzeżenia. – Warknęła, wkurzony blondyn zaczął rozmasowywać nos.
- Jakie masz problemy? – Zapytał Rogue odchodząc od ściany i patrząc z góry na jej twarz. Kiedy zaczęła nad tym wszystkim dłużej myśleć to jej twarz robiła się coraz bardziej czerwona. Była w tej samej gildii, nie.. Teraz była w jednym pokoju z bliźniaczymi smokami. Tymi, którzy jej się spodobali i których chciała wieszać plakaty nad łóżkiem. To było niesamowite. Charl usiadła opierając się o łóżko Stinga. Po dłuższej myśli, że chłopak na nim śpi, co nos odsunęła się pod ścianę, o było zbyt fajne łóżko żeby je dotykała. Najgorsze było to, że obiekty jej westchnień patrzyły na nią uważając ją za dziwną. Na samą myśl robiła się zawstydzona.
- P-pierwszy to taki, że nie mogę korzystać z magii, czyli jestem bezbronna. D-drugi, wasza gildia jakby nie patrzeć mnie porwała. – Wzięła głębszy oddech. - No i… - Zaczęła nieśmiało. – Jestem piętnastoletnią dziewczyną pod opieką dwóch starszych chłopaków i..
- Ja się z nieletnimi nie bawię. – Stwierdził natychmiast Rogue.
- Aaaa.. Jaaa… nie jesteś w moim typie. – Machnął ręką Sting nie wiedząc, że zabija Charlotte od środka.
- No, no ludzie to skoro zasady mamy obgadane to zobaczmy twoją kostkę. – Zaproponował Lector, który od chwili ratunku polubił dziewczynę.
- Fro też tak myśli. – Dołączył się Frosh. Czarnowłosa podniosła się z podłogi na jednej nodze i szła przylegając do ściany, kiedy Sting chciał jej pomóc ta potraktowała go morderczym wzrokiem.
- Nie umiesz kłamać. – Stwierdził Rogue, obaj szli za oddaloną dziewczyną. Frosh i Lector prowadzili ją do medyka.
- Z czym? – Zapytał wkładając dłonie do kieszeni.
- Że nie jest w twoim typie? Kto ostatnio mi gadał o mojej siostrze? – Westchnął czarnowłosy, blondyn nic nie odpowiedział.
- A właśnie, przydałoby się poszukać twojej siostry. – Zmienił szybko temat.
- Ta, Charlotte. – Powiedział pod nosem przypominając sobie imię w liście. Cała piątka zatrzymała się pod pokojem medycznym, zanim jednak weszła zatrzymał ją Lector.
- Właśnie, nie mówiłaś jak masz na imię. My w sumie też, bo.. Nie było okazji. Jestem Lector.
- Ładne imię. – Uśmiechnęła się słodko. – Charlotte. – Odpowiedziała a Sting i Rogue skamienieli.
- Papa, Charlotte! Fro przyjdzie potem! – Pomachał jej zielony kot, a czarnowłosa otworzyła drzwi.
- Hej, co z wami? – Zapytał Lector widząc Stinga klęczącego pod ścianą z depresją i Rogua bijącego głową w ścianę. Frosh również się lekko zmartwił.
--
- PORWALI?! – Cała gildia aż podskoczyła od donośnego krzyku dopiero, co obudzonej blondynki.
- To moja wina, gdybym zwróciła na to uwagę wcześniej… - Powiedziała poważnie Mavis a po chwili z jej oczu zrobił się wodospad łez. Płacząca mistrzyni i porwana Charl, jeszcze jakieś kataklizmy?
- Pierwsza proszę nie płacz, bo mi też.. Się robi smutnooo… - Macarov niemogący sobie poradzić z duchem również zaczął wylewać łzy. Załamana blondynka podeszła do stołu drużyny, czyli Natsu, Happiego, Erzy, Graya, Jellala i od niedawna Juvii.
- Co robimy? – Mruknęła zdołowana Lucy.
- Oczywiście. – Powiedział Jellal i gryząc jabłko podając jej szczegółową rozpiskę. W której pierwszym punktem było znalezienie Sabertooth.
- Skubańce jakby zapadli się pod ziemię. – Warknął Gray, a Juvia pisnęła widząc jego zdenerwowaną stronę.
- Misję biorą tylko od zaufanych ludzi, których też nie można znaleźć. – Dodała Erza. Wszystko to coraz bardziej dołowało Lucy, co zauważył Natsu.
- Lucy, głowa do góry, znajdziemy ją. – Zaczął ją pocieszać.
- Ławo ci mówić Natsu. To była moja przyjaciółka.
- Nie była, a jest. Słuchasz jak się do ciebie mówi? Znajdziemy ją. –Zamyślił się widząc, że to nie przekonuje dziewczyny. – No, uśmiechnij się. – Powiedział głaszcząc ją po blond włosach, a potem unosząc jej kąciki ust ku górze.
- Dzięki Natsu. – Powiedziała, kiedy chłopak odsunął dłonie od jej twarzy a ta widząc jego starania w końcu się uśmiechnęła sama z siebie. Również pokazał jej wesoło kły. Blondynka ostatecznie poszła
do biblioteki, bo co mogła zrobić? Nic. W środku spotkała Levy, co naprawdę poprawiło jej humor. Usiadły z kilkoma książkami przy stole, ale i tak więcej było gadania niż czytania.
- Nie martw się Lu-chan, Charlotte wróci. Wszyscy ją lubią. – Lucy zdziwiło wyznanie przyjaciółki.
- Ale była tutaj ledwo dwa dni. –Powiedziała zaczesując swoje blond włosy za ucho.
- Ale dzień przed walką przyszła z rana do gildii, chciała wziąć jakaś pracę, kiedy ja rozsypałam kolejny raz książki. Pomogła mi je pozbierać. Pomogła Mirze w obsłudze baru. Pogadała trochę z Mistrzem o chyba jakiś zboczonych sprawach, bo ciągle siedział rozmarzony. – Zachichotała Levy.
- Taa.. To by do niej pasowało. – Dziewczyna wyobraziła sobie Charl gadającą z mistrzem o jej staniku, zdenerwowała się.
- No i przy wyjściu wyciągnęła od Cany alkohol.- Dodała nerwowym tonem, znała zdanie Lucy na ten temat.
- Ta mała…
- Widzisz? Ledwo dwa dni, a cała gildia jej szuka, bo jest naprawdę miłą osobą. – Uśmiechnęła się. Levy naprawdę jej pomogła, dzięki niej przestała się martwić. W sumie, po większych rozmyślaniach to to w końcu Charl, o co się tu martwić?
--
Charlotte cała czerwona na twarzy z piskiem upuściła list od Lucy z przyszłości.
 - Zaszokowana, że jesteśmy rodzeństwem? – Zapytał Rogue.
- Nie, to nie to! – Zaprzeczyła uderzając głową o stół.
- No to, czemu tak pisnęłaś? – Zdziwił się Sting leżący przez cały czas na swoim łóżku.
- …Nazwałam mojego brata ciachem?! – Krzyknęła uderzając kilka razy głową o stół.
- Fro też tak myśli! – Uśmiechnął się kot.
- To Fro źle myśli! – Powiedziała czarnowłosa i widząc zdziwione miny chłopaków zaczerwieniła się jeszcze bardziej. To było strasznie bezsensu. W całym pokoju zapanowała długa cisza.

--♦---
Waw, zaczynam mój ulubiony wątek. Soł słit.
Michael:
Zauważyłaś?

Huh?

Michael
: ZAWSZE kogoś porywasz.
...
._. Bo ich się fajnie porywa?
Michael:... Pisz z nią, mówili. Będzie fajnie, mówili.
Dobra, to zamiast porwań gwałty?
Michael: Zamkną cie kiedyś.

2 komentarze:

  1. Świetny rozdział. Walka Erzy była super. Miejscami obawiałam się, że przegra, ale to jest przecież Titania, a ona jest nie do pokonania. No niestety Charl przez kostkę musiała zrezygnować z walki. Było to nawet do przewidzenia. Dzięki temu poznaliśmy magię Lucy. Spodziewałam się magii Smoczych zabójców czy nawet jakiejś innej, ale nie, że będzie władała magią boga gwiazd. Zaskoczyłaś mnie tym. Skoro jej moc jest potężniejsza od Minervy to serio jest ona potężna. Szkoda tylko, że ta magia jest trudna do władania, ale Lucy da sobie radę. W końcu pokonała Minervę. Teraz już wiadomo czemu Saberthooth urządziło te walki. Charl też posiada niesamowitą magię. Tylko jak oni mogli ją porwać w taki sposób, żeby tylko zasilić swoje szeregi. Do tego usunęli jej znak Fairy Tail i na jego miejsce wstawili swój. To jest okropne, ale po ich mistrzu można się spodziewać wszystkiego. Charl w końcu dowiedziała się o swoich braciszku. Biedna się troszkę załamała przez to, że nazywało go "ciachem". Czym ona się przejmuje. Powinna się cieszyć tym, że ma takiego przystojnego brata.
    Z niecierpliwością będę oczekiwała kolejnego rozdziału. Przesyłam Ci jak najwięcej weny. Do następnego :*.

    OdpowiedzUsuń
  2. E he he he....
    "-Hej, co z wami? – Zapytał Lector widząc Stinga klęczącego pod ścianą z depresją i Rogua bijącego głową w ścianę. Frosh również się lekko zmartwił."
    Zgon. Zgonzgonzgon xD tsa to było genialne, tak samo jak ostatnia scena.
    Nazwałam mojego brata ciachem... xD aye sir!

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz bardzo mnie cieszy, więc nie wahaj się pisać ;)