sobota, 19 lipca 2014

16. Cień Charlotte.

- Czy my nie miałyśmy iść na jakieś piżama party? – Zapytała Charlotte leżąc na łóżku i kręcąc na palcu majtkami Lucy. Po przepięknej chwili w parku doszła do nich smutna rzeczywistość, robiło się ciemno i zimno a te nie miały nic poza walizką z ubraniami i paroma książkami blondynki. Reszta rzeczy z zamku miała przyjść później, o ile w ogóle ją wyślą. Mimo wszystko Lucy dziękowała wszystkim bogom, że nie wydawała zarobionych w Crocus pieniędzy i od razu kupiły umeblowany, piękny apartament. Niestety, opłaciły tylko za jeden miesiąc. Lucy wyszła z łazienki, siedziała tam tak długo, że po otworzeniu drzwi cała para wydostała się na zewnątrz. Obwinięta w ręcznik spojrzała na znudzoną Charlotte i jej kręcące się na palcu przyjaciółki majtki. Zabrała je, z walizki wyciągnęła swoją piżamę i kolejny raz poszła do łazienki by tym razem się przebrać.

- Jak chcesz to możesz iść, ja mam dość podróży dzisiaj. – Powiedziała przed drzwi i kolejny raz wyszła z łazienki. Zanim jednak położyła się na łóżku zrobiła jeszcze kilka kółek po całym mieszkaniu, zaparzyła wodę na herbatę i przygotowała kanapki. Charlotte widząc jedzenie na stole przestała się bawić tym razem stanikiem blondynki i usiadła naprzeciwko popijając ciepłą herbatę.
- Kurczę niedługo jesień, będę musiała kupić jakiś płaszcz. – Zaczęła temat Lucy, po czym spojrzała na ignorującą ją przyjaciółkę. Zawsze widziała ją jedynie w krótkich spodenkach i górze od bikini, zaczęła się zastanawiać czy ta w ogóle ma jakieś inne ciuchy. Nie wyobrażała sobie żeby czarnowłosa latała w tym samym ubraniu podczas deszczu czy mocnego wiatru. Na samą myśl chciała pójść jak najszybciej do sklepu, przypadkowo zahaczając o wszystkie tutejsze księgarnie.
- Nie. – Powiedziała nagle Charlotte a jej czerwone oczy aż straszyły, więc ostatecznie takie miały zastosowanie.
- Ale co nie? – Zapytała nie rozumiejąc nagłej odpowiedzi przyjaciółki. Czarnowłosa odstawiła gorący kubek na stół.
- Widzę jak się lampisz i widzę, jaka jest pogoda, w takim momencie każdy chce mi kupić jakieś ciuchy jakbym stała z wielkim znakiem „Pomoc dla powodzian” – Westchnęła myśląc czy nie wziąć następnego dnia jakiejś pracy z gildii, w końcu ten cały pojedynek był pojutrze. Jednocześnie nie chciało jej się nigdzie iść a tym bardziej pracować. – Życie jest straszne. – Podsumowała obijając ścianki pustej szklanki łyżeczką, co zaczęło irytować Lucy.
- Musi ci się strasznie nudzić skoro denerwujesz mnie w tak oczywisty sposób. – Wstała i posprzątała puste szklanki i talerze. Czarnowłosa nie mając, co robić wróciła na swoje łóżko i kontynuowała zabawę biustonoszem przyjaciółki.
- Przydałby się jakiś telewizor czy coś. – Zaproponowała, kiedy Lucy wróciła z kuchni.
- Możesz sobie poczytać. – Odpowiedziała zabierając po raz kolejny swoją bieliznę z rąk dziewczyny. – I zostaw moje rzeczy. – Dodała rzucając biustonosz do otwartej szafki i gasząc główne światło, teraz pokój oświetlała mała lampka na szafeczce, między łóżkami obu dziewczyn. Zmęczona Lucy spojrzała na zegarek i widząc 1: 20 położyła się na łóżku i okryła kołdrą.
- Spać idziesz? – Zapytała Charlotte widząc, że blondynka odwraca się plecami do lampki. – To ja biorę książkę. – Dopowiedziała wstając z łóżka i idąc do biurka. Zamiast książek jej uwagę przykuła kolorowa okładka jakiegoś magazynu, bez pytania, które pewnie obudziłoby przyjaciółkę wzięła go i zaczęła przeglądać siedząc na łóżku. Pierwsze strony, które były jakimś chaosem niezbyt przypadły jej do gustu. Dopiero, gdy zobaczyła wielki plakat zatrzymała dłoń i przez długie pięć minut ciszy wpatrywała się w zdjęcie magów. Odwracała tygodnik do góry nogami, patrzyła pod innymi kontami. W końcu nie wytrzymała.
- Lucy! – Krzyknęła przeskakując ze swojego łóżka na drugie, wszystko to obudziło przestraszoną blondynkę, która z piskiem spadła z łóżka. Z mordem w oczach zignorowała minę przyjaciółki, czyli wielkie oczy i całe czerwone policzki.
- Zabiję cię.-  Powiedziała spokojnie unosząc pięść. Instynkt przetrwania Charlotte rozkazał jej wrócić na swoje łóżko. Lucy przecierając oczy usiadła z powrotem na ciepłym materacu. – O co chodzi? – Przed jej oczami pojawił się plakat bliźniaczych smoków.
- KTO TO?! – Zapytała pokazując coraz bliżej magów. Zdenerwowana Lucy wyrwała jej z ręki magazyn i przewróciła kilka stron dalej.
- Rogue Cheney – Powiedziała pokazując miniaturkę zdjęcia czarnowłosego chłopaka. - Sting Eucliffe – Dodała przesuwając palec na blondyna. Znajdowały się na stronie przedstawiającej gildię Sabertooth, wywiady i inne ciekawe rzeczy. – Prawdopodobnie twoi przeciwnicy na pojedynku. – Podsumowała rzucając gazetą w przyjaciółkę i kładąc się kolejny raz plecami do niej.
- Oo.. Mam walczyć z ciasteczkami? – Mruknęła pod nosem, na co Lucy zareagowała natychmiastową pobudką. Popatrzyły na siebie dłuższą chwilę, potem Charlotte pokazała plakat. – Nie zaprzeczysz. – W głosie czarnowłosej zabrzmiała pewność siebie. Blondynka rzeczywiście nie mogła zaprzeczyć i nie chcąc dalej drążyć tematu wróciła do spania. Charl parsknęła pod nosem i po przeczytaniu wywiadu zasnęła z nieukrywanym uśmiechem na ustach.
Rano Lucy wstała sama. Nie było jeszcze ósmej a ta dziwiła się, dlaczego słyszy Charlotte. Lekko zaspana założyła swoje kapcie w króliczki i ociężałym krokiem stanęła w drzwiach do przedpokoju. Ku jej zdziwieniu czarnowłosa jakby wyjęta z filmu stoi ubrana, umalowana, uczesana i oczywiście gotowa do wyjścia. Rzuciła tylko szybkim „Idę do pracy” i wybiegła zanim Lucy zdążyła o cokolwiek zapytać. Blondynka wzruszyła ramionami i poszła do łazienki by umyć twarz. Domyślała się, że to nagłe nawrócenie dotyczące pracy dotyczyło ich wczorajszej rozmowy, przez co była z siebie bardzo dumna. Jej dobry humor znikł wchodząc do kuchni i widząc wielką wieżę brudnych talerzy.
- Dziewczyno, ile ty jesz?! – Krzyknęła na całe mieszkanie a Charlotte stojąca pod domen uśmiechnęła się, bo wyszła na czas i uniknęła gniewu blondynki. Czarnowłosa pobiegła do gildii po jakieś zlecenie.
--
- Wybacz Canaa! – Lucy z uśmiechem złożyła ręce prosząc dziewczyną o przebaczenie, co nie było trudne. Brązowowłosa machnęła ręką.
- Nie martw się, będzie jeszcze okazja! – Odpowiedziała, a dziewczyna westchnęła z ulgą. Nagle Lucy poczuła czyjąś rękę na swoim ramieniu.  – Ale to nie zmienia faktu, że powinnaś poznać inne dziewczyny. – Dodała pchając ją w kierunku kobiecego stolika. Lucy poznała przy nim między innymi Bisce z jej córką Asuką, Evergreen i Laki. Pogadała również z Juvią, ale jedyne, co zrozumiała to to, że ma się trzymać z dala od Graya. Jednak nic nie przeszkadzało blondynce, nawet to, że Ever przez pierwsze minuty opowiadała jej z wielkim podnieceniem o nowej kolekcji kamiennych posągów w swoim pokoju. Kiedy do stolika dosiadła się Erza blondynka była w jeszcze lepszym nastroju. Bardzo lubiła Scarlet i podziwiała jej magię, bo była piękna. Mimo to odczuwała jakąś pustkę, ale czemu?
- Hej, jest tu gdzieś biblioteka? – Lucy wstała, przez co każdy zwrócił na nią uwagę. Laki z uśmiechem zaczęła opowiadać o gildyjnej bibliotece, w sumie bardziej mówiła o pięknych drewnianych półkach i stołach niż o samej bibliotece. Blondynka podziękowała i uciekła, kiedy Ever przypomniała sobie, że tam również stoją jej posągi.
Lucy w końcu odetchnęła z ulgą, cisza i książki to coś, co uwielbiała. Najbardziej jednak działał na nią zapach starych książek, a unosił się on wszędzie. Wchodząc po drabinie zbierała coraz więcej tomików. Zdziwiła się, kiedy z dwóch pierwszych książek zrobiła się wielka wieża, a musiała jeszcze podejść do ławy.  No cóż, pomyślała schodząc powoli z drabiny. Cudem się udało nie przewrócić. Szczęście nie trwało długo, nie widząc drogi wpadła na drugą osobę, książki rozsypały się.
- Ahh, przepraszam. – Powiedziała natychmiast zbierając z podłogi książki.
- Nie, to ja przepraszam! – Niska, niebieskowłosa dziewczyna była zawstydzona i również pomogła.
- Zaraz te książki.. – Zaczęła zdziwiona blondynka.
- Takie same.. – Skończyła za nią, obie spojrzały na siebie i po chwili cisza panująca w pomieszczeniu przerodziła się w głośny śmiech obu dziewcząt
- Jestem Lucy. – Powiedziała w końcu.
- Cześć Lu-chan, jestem Levy.
- Lu-chan? – Zapytała z ciągłym uśmiechem. Levy wzruszyła ramionami uznając, że takie przezwisko będzie dziewczynie pasować. I miała racje, bo Lucy się bardzo spodobało. Nawet nie liczyły ile czasu spędziły razem opowiadając o swoich ulubionych książkach. Blondynka zdradziła nawet, że piszę jedną książkę, Levy od razu chciała być pierwszą, która to przeczyta. Dzień powoli się kończył, do biblioteki wszedł Gray.
- Lucy! – Zawołał stojąc przy barierce schodów. – Wyjdź przed gildie, Natsu i Charl--
--
- Słucham?! – Krzyknęła podrapana Charlotte. Dziewczyna właśnie wróciła z udanej misji i chciała wejść do gildii, kiedy zaczepił ją Natsu, świeżo po treningu.
- To, co słyszałaś, walcz ze mną! Skoro też bierzesz udział to chyba masz jakąś moc. – Odpowiedział z uśmiechem chłopak.
- Chyba? – Wymamrotała pod nosem czarnowłosa i podniosła głowę. Jej prawe oko zrobiło się całe czarne, pomijając pionową źrenicę koloru krwi. Nie biegała, nie chodziła, po prostu teleportowała się zostawiając po sobie jedynie czarne smugi. Z każdym zniknięciem na ciele Natsu pojawiała się cienka linia po ostrym sztylecie. Chłopak nie okazywał jednak bólu, ponieważ to były zwykłe draśnięcia. Charlotte nie chciała mu zrobić krzywdy.
- Walcz na poważnie! – Krzyknął próbując złapać dziewczynę, jednak była za szybka. Zaczął, więc miotać swoją zapaloną pięścią wokół siebie. Zmęczona Charlotte w końcu się pojawiła. Natsu uśmiechnął się na jej widok. – Więc jednak dostałaś. – Powiedział pokazując palcem na jej dymiące się spodenki. Spanikowała i zaczęła je gasić, niestety został na nich przypalony ślad. Wkurzona Charlotte wyrzuciła słaby sztylet, jej cała ręka zmieniła się w ostry miecz.
- Koleś, lubiłam te spodnie! – Wrzasnęła i nie używając cienia do teleportacji rzuciła się na smoczego zabójcę. Poleciało kilka pięści, ryków. Czarnowłosa ominęła wiele ataków, lecz i tak ja jej ciele pojawiło się pełno siniaków, poparzeń. W niektórych miejscach jej ciało po prostu nie wytrzymało i zrobiły się krwawe rany.  Natsu uśmiechnął się wycierając krew z rany na czole. Chłopak nie był w lepszej sytuacji, mimo że jego ataki parzyły dziewczynę i bolały to ona posługiwała się ostrzem i to dość ostrym. Charlotte używała do wali rąk, po prostu zmieniała je w ostre miecze czy maczugi z kolcami. Dodatkowo używała cienia do znikania, gdy stała przed nim i chciał zadać mocny atak, jakby wpadała w jego cień. Oboje byli zmęczeni, Natsu ciągłym wymachiwaniem i szukaniem dziewczyny a ta uciekaniem.
- Jesteś dobra tylko w uciekaniu, zacznij walczyć. – Warknął Natsu próbując kolejny raz uderzyć w nią pięścią. Jednak, kiedy uderzył w ciało dziewczyny ta zniknęła.
- Wybacz, ale moja magia nie polega na wbijaniu się w przeciwnika tylko do cichego atakowania. – Powiedziała wychodząc nie wiadomo skąd i spojrzała na niego swoim czarnym okiem. – No, ale skoro chcesz… - Powiedziała jakby od niechcenia, podniosła pięść, którą otoczyła żelazną osłoną, wydobywała się z niej ciemna aura. – Dawaj. – Warknęła, Natsu od razu rzucił się w stronę Charlotte. Walczyli w ten sposób przez chwilę, ale to nie był miły widok. Oboje łapali coraz więcej ran. W końcu wokół nich zebrał się niezły tłum ludzi, w tym większość gildii. Charlotte zauważyła ich, czuła się jakby wszyscy patrzyli na nią ze strachem. Zawiesiła się na chwilę i dostała ognistym szponem. Leżała przez chwilę na ziemi i nasłuchiwała się rozmów wszystkich ludzi. „Hej, czy ona to nie..” Czerwona śmierć? Dokończyła w myślach i uśmiechnęła się w taki sposób by nikt tego nie widział. Powoli zaczynała wstawać, szurając włosami o brudną ziemię, w sumie i tak były już posklejane od potu i kropel krwi. Wiedziała, że wszyscy na nią patrzą, niektórzy myśleli nad tym czy nie wezwać pomocy, ale nie dla niej, dla wszystkich oglądających. Wstała, chciała dalej walczyć. Natsu kolejny raz się uśmiechnął i zapalił pięść. Dziewczyna jednak wszystko przemyślała. Chłopak lubił walczyć, przez co ta nie miała szans w pięściach. Musiała się kolejny raz przemieszczać, rzucała w niego różnymi ostrzami sprawdzając wytrzymałość jego skóry. W końcu znalazła idealne, ale wyskakując z cienia usłyszała dziwny szept, który rozproszył ją na tyle, że różowowłosy z łatwością złapał ją za kostkę i delikatnie rzucił w bok. Charlotte nie mogła zareagować i kiedy upadła źle ułożyła stopę, w jej kostce coś strzeliło.
- Co wy tu robicie?! –Wrzasnęła Erza, wszyscy ludzie pouciekali a Natsu zrobił minę niewiniątka.
- Taki mały trening. – Zaśmiał się a Scarlet złapała go za kamizelkę.
- To może ja z tobą potrenuje? – Na jej twarzy pojawił się niecny uśmiech, po ciele chłopaka przeszedł dreszcz na myśl o treningu Erzy. Lucy uratowała go podbiegając do przyjaciółki i prosząc o odpuszczenie. Różowowłosy w tym czasie zauważył, że Charl stoi w tej samej pozycji cały czas, tak jakby bała się ruszyć. Podszedł do niej i wyciągnął dłoń.
- Ciekawa Magia. – Odezwał się a czarnowłosa ukrywając ból spojrzała na niego i przyjęła pomoc przy wstaniu.
- Dzięki. – Odpowiedziała i nie słuchając, co mają do powiedzenia inni ruszyła do domu, co chwile kuśtykając.
--
- Masakraa… - Mruknęła leżąc w wannie i patrząc na opuchniętą kostkę. - Zagoi się do jutra, prawda? – Powiedziała jakby do siebie, jednak ktoś jej odpowiedział, ktoś bardzo dobrze jej znany.
- Usztywnisz i będzie okej. – Słysząc oschły głos w swojej głowie jej ciało oblał zimny pot. Wiedziała, że znów zacznie się odzywać, ale nie ukrywała, miała nadzieje, że trochę później. W tym momencie jednak nie miała, komu tego powiedzieć. Gdyby Lucy się dowiedziała poszłaby walczyć za nią. Lucy jednak się czegoś bała i nie chciała pokazywać swojej magii. Zaczynała nawet wątpić czy to w ogóle ma coś wspólnego z magią gwiezdnych duchów. Charlotte powoli zjechała po ścianie wanny i zanurzyła połowę twarzy w ciepłej wodzie. Obserwowała jak jej włosy zanurzone w wodzie poruszają się we wszystkie strony.
- Nie mogę latać z usztywniaczem na stopie podczas walki. – Lampa w łazience zamrugała, cień przeniósł się z podłogi na ścianę. Jego czerwone oko, takie jak jej wpatrywało się w jej twarz by później zjeżdżać coraz niżej. To tylko cień, on nie jest prawdziwy, to taki duch, powtarzała sobie w myślach. Jednak nie mogła się pozbyć zawstydzenia, czuła się jakby jakiś facet bezkarnie patrzył na jej ciało. Po kilku minutach nie wytrzymała i uderzyła z całej siły w ścianę, powstało kilka pęknięć, ale cień nie zniknął. Rzuciła pod nosem jakieś przekleństwo i po chwili w jej głowie zabrzmiał drwiący śmiech. Uderzyła tą samą pięścią o wodę.
- Mogę ci pomóc. – Szepnął. – Zapomnisz o bólu. – Cały czas kusząc dziewczynę wpatrywał się w nią. Był jej cieniem, używała go do szybkiego przemieszczania i już nigdy do zabijania. Podczas używania magii cienia jej oko robiło się całe czarne, znikała czerwona tęczówka, białko. To nie było jej oko. – No dalej, zgódź się. – Powiedział miłym głosem, Charl zatkała uszy i w pośpiechu wyszła z wanny. Stając na bolącej kostce. W jej krzyku słychać było wielki ból. Leżąc na mokrej podłodze w łazience zastanawiała się, kiedy ustanie, to było okropne. Nigdy nie myślała, że będzie płakać z bólu przez jakąś kostkę. Gdy poczuła się lepiej złapała za kran i podniosła się do góry, spojrzała w lustro, wyglądała okropnie.
„Mamusiu” – Przed jej oczami pokazał się obraz jej młodszej, zapłakanej wersji.



Złapała się za głowę próbując go wyrzucić z głowy. Ten widok, tą rozmowę.
„Mamusia wróci” – Dłoń matki łagodnie pogładziła ją po głowie, po czym szybko wróciła na miejsce. Pod uśmiechem pięknej brunetki kryło się obrzydzenie i nienawiść. Charl zacisnęła pięść.
- NIE WRÓCIŁAŚ! – Załkała samotnie zagryzając wargę. Zostawiła ją, nigdy nie nazwała, nie chciała nawet z powrotem. Czemu jej to pokazywał? Czemu ten cień po raz kolejny psuł jej życie?! Jej szybki oddech i łzy zaczęły zwalniać. Już spokojniejsza spojrzała ponownie w lustro, było zbite. Krew z jej pięści lała się powoli do zlewu.
- Czy to nie piękny widok? Wspomnienie, kiedy pierwszy raz się połączyliśmy. - Mruknął cicho znikając, jakby nigdy nic.
- Wróciłam! – Krzyknęła Lucy wchodząc szczęśliwie do domu. Nie pytając weszła do łazienki i krzyknęła widząc pęknięte kafelki, zbite lustro, krew w zlewie. Najbardziej jednak przejęła ją przyjaciółka, obwinięta w sam ręcznik stała samotnie w tym wszystkim.-  Co tu się stało?!
--
Ranek, pojedynek między dwoma gildiami miał się odbyć za około godzinę. Obie przyjaciółki siedziały w gildii. Lucy wiele pytała o wczorajszą akcję w łazience, niestety nie otrzymała żadnej odpowiedzi. Pierwszy raz widziała ją w takim stanie, nie jadła kolacji ani śniadania. Mówiła normalnie, jeśli się zaczęło temat. Sama z siebie jeszcze się nie odezwała, co było dziwne jak na Charlotte. Wyglądała na całkiem wyłączoną. Lucy zaczęła się martwić. Do stolika dosiadła się Levy.
- Hej, Lu-chan, Charlotte. Nie idziesz do Natsu i reszty? Podobno gadają o tej walce. – Powiedziała niebieskowłosa a dziewczyna dopiero po paru sekundach kiwnęła głową i wstała. Przy reszcie przyjaciół zachowywała się tak samo. Normalnie by usiadła na stole krzyżując nogi i śmiała się, że tacy przeciwnicy to dla niej nic. Była po prostu nienormalnie cicha.
- Coś jest nie tak. – Mruknęła Lucy, po czym zajęła się drugą przyjaciółką. Nie zdążyły się nagadać, do gildii wleciał zdziwiony Romeo.
- Natsu-nii! Chodźcie zobaczyć! – Krzyknął, cała drużyna chłopaka łącznie z Lucy i Levy wybiegła przed gildię. Wpatrywali się uważnie w jakąś dziwną arenę obok kościoła.
- Od kiedy ona tu stoi?! – Zapytał zaskoczony Natsu. Charl jakby od niechcenia podniosła głowę, widok wielkiej areny lekko ją pobudził.
- Przespałam coś?! Od kiedy budowanie działa tak szybko?! – Wrzasnęła. To był jedynie początek. Jak się okazało Sabertooth musiało pokazać wielkiej publiczności, kto jest najlepszy i z małego pojedynku zrobili wielkie show. Całe miasto Magnolia oraz wiele mniejszych w okolicy przyszło by oglądać walkę. Na widowni, po przeciwnych stronach siedziało dwóch mistrzów i członkowie gildii chcący dopingować swoim. Walki miały obywać się w sposób następujący:
Macarov wyznacza, jako pierwszy członka gildii. Jiemma wybiera przeciwnika.
I potem na odwrót. Ten, kto pokona więcej przeciwników wygrywa.
Mistrzowi Fairy Tail coś się w tym nie podobało.
I słusznie. Ponieważ Sabertooth nie chodziło o wygraną.
- Więc? Kto zaczyna?! – Krzyknął mężczyzna z podstępnym uśmieszkiem.
- Zacznie Erza! – Scarlet już czekała na dole areny, Jiemma machnął ręką.
- Niech pójdzie ktokolwiek, nikt nie przegra z naszą gildią. – W ogóle nie dochodziła do niego myśl, że Erza jest naprawdę potężnym magiem. Orga nie słuchając innych skoczył na dół, rozpoczynając tym samym walkę. 

2 komentarze:

  1. Rozdział jest świetny i bardzo mi się podoba.
    Charl nudząc się, bawiła się bielizną Lucy, rozbawiła mnie.
    Również ucieszyła mnie jej walka z Natsu... poznaliśmy trochę jej sposób walki i umiejętności.
    Co do tego kto będzie walczył... Lucy czy Charl... to mam nadzieję że będzie to Lucy.
    Chciałbym poznać lepiej jej umiejętności i magie.
    Także czekam aż wreszcie Natsu i Lucy zaczną się do siebie zbliżać...

    Pozdrawiam i życze weny oraz czekam na next

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeszcze 40 rozdziałów i dogonię opowiadanie!!!
    Jupiii!
    Naprawdę fajny i pomysłowy blog. Mam nadzieję,że jak najszybciej go nadrobię ;)

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz bardzo mnie cieszy, więc nie wahaj się pisać ;)