- Lucy? – Mruknął spokojnie Happy wzlatując nad
łóżko dziewczyny i delikatnie lądując. Zaspana blondynka mrugnęła kilka razy oczami,
po czym z lekkim zdenerwowaniem zaczęła okładać szafkę stojącą, obok aby
dotknąć La’crimy świetlnej. Spojrzała na biednego kota, po czym zapytała, o co
chodzi zwykłym uniesieniem brwi. Oczywiście, że budzenie jej praktycznie z
samego rana musiało mieć jakiś ważny powód. Skąd wiedziała, że jest ranek? Firany,
którymi z Erzą zasłoniła okno zaczęły wpuszczać pomarańczowe promyki do środka.
- Jestem głodny. – Jęknął brawie bezgłośnie i wtedy spojrzał na morderczą twarz przyjaciółki. Uratował go żołądek Lucy, ponieważ w tym samym momencie stwierdził brak pożywienia. Głośne burknięcie zawstydziło ją na tyle, że cała czerwona opuściła morderczą pięść i bezszelestnie zeszła z miękkiego, cieplutkiego łóżeczka. Jej ubranie było to samo, co zeszłego dnia, więc zamiast zajmować się wyglądem w stanie lekkiej nieprzytomności, całą uwagę skupiła na tym by nie obudzić Scarlet. Czerwonowłosa nie wyglądała na taką, co lubi być budzona wcześnie, no chyba, że sama wstanie. Będąc już w fazie rozczesywania włosów odchyliła lekko zasłonę i rozejrzała się po okolicy. Mimo prawdopodobnie godziny piątej na ulicach chodziły patrole magów, minimum pięć osób na grupę. Zaczepiano ludzi i rozmawiano z nimi w dość nieprzyjemny sposób. Wiele targów było już otwartych, a produkty były brane przez członków mrocznej gildii jak własne. Lucy zadecydowała, że pójdzie sama, latający albo mówiący kot był zbyt widoczny.
Po wyjściu z hotelu droga szła strasznie łatwo. Omijanie patroli udając biedną mieszkankę było banalnie proste, tym bardziej, jeśli miało się odpowiedni strój składający się z podartej bluzki i brudnych spodenek. Mogłoby się wydawać, że szybkie sprawdzanie stanu żywności i ładowanie ich do torby jest bardzo przyjemne, gorzej było z cenami. Było drogo nie przez skąpość właścicieli, przez mroczną gildię, która zabierała ponad połowę zarobionej ceny, musieli za coś żyć. Blondynka nie mogła uwierzyć, że królestwo wie o tym, co się dzieje i nie reagują, przecież ludzie nie mają szans na przyjemne chwile. Bezpieczeństwo tutaj nie istnieje. Wzdychając i myśląc o innych przypomniały jej się słowa ojca „Nie wtrącaj się w życie osób, których nie znasz, bo zapomnisz o swoim własnym.”
I tą zasadą żyła przez większość czasu, jednak ile można zamykać oczy? Oh, prawie 800 lat od istnienia Fiore to zdecydowany rekord.
Przechodząc obok ciemnych zaułków widziała pełno porozwieszanych ulotek, informacji. Wszędzie widziała namalowane lub zrobione krzyże. Tylko czy Bóg istnieje? Pewnie nie, skoro nie może pomóc tym ludziom. Lucy musiała przestać myśleć, bo w jej stronę szedł patrol, całe szczęście obok stały dwie beczki w, między które weszła i opuściła głowę w dół pozwalając włosom zasłonić twarz. Na jej nieszczęście magowie zatrzymali się kilka kroków obok niej.
- Hej, jak myślicie ktoś poleci za tą całą księżniczką? – Zapytał mężczyzna z maską na oczach, towarzyszył mu niski blondyn oraz trzy dziewczyny – zielono, brązowo i złotowłosa.
- Lisey? Sama myślałam by się nie wybrać, wiesz ile kasy? Teraz jak ta blondyna zniknęła jest łatwym celem. Królestwo i tak się nią nie interesuje, bo ta nie odziedziczy tronu tylko Hisui. – Zachichotała zielonowłosa udając, że podrzyna komuś gardło, resztę ekipy to strasznie rozbawiło.
- A ich w ogóle coś interesuje poza sobą? Ich piękne miasto Crocus i Rada, to wszystko. Fiore to raj dla takich jak my. – Stwierdził niższy chłopak a reszta kiwając twierdząco głowami poszła dalej. Lucy nawet nie spojrzała czy ktoś ja zauważył tylko pobiegła przed siebie. Jej głowę zaprzątały myśli o tym, co właśnie słyszała. Bała się, bardzo się bała, o Lisey. Dziewczyna tak bardzo przejęła się słowami bandytów, że nie zwracała nawet uwagi na to gdzie idzie, na jej nieszczęście kolejny patrol stał w zaułku, który musiała minąć. Wydawało się, że mroczna gildia jest czymś zajęta i Lucy mogła bezpiecznie przejść.
- Przepraszam! – Jąknęła mała dziewczynka ocierając łzy i trzęsąc się ze strachu. Blondynka ciągle myślała o słowach ojca, naprawdę musiała się spieszyć!
- Kradniesz i myślisz, że przymkniemy na to oko? Co mnie to obchodzi, że byłaś głodna smarkulo! Twoje? Nie bierz. – Warknęła wysoka brunetka kopiąc dziecko tak mocno, że upadło przejeżdżając twarzą po twardej ziemi.
- Ale… to też nie wasze, a zabieracie nam… moi rodzice nie mieli przez was pieniędzy, bo je zabieracie, a oni nie podnieśliby cen, bo myśleli o innych. – Powiedziała pod nosem coraz mocnej ściskając skradziony worek z jedzeniem. – Mama codziennie szyła dla innych, nie miała dla mnie czasu. Tata wyjeżdża sprzedawać poza miastem. Czemu żałujecie mi trochę marchewek i chleba? – Zapytała wstając naprzeciwko dużo wyższych magów. Bandyci nie byli ani trochę wzruszeniu historią dziewczynki, jedyne, co zrobili to śmiali się i kazali jej oddawać to, co zabrała. Lucy nie mogła już tego znieść i złapała za pokrowiec na klucze.
- Ostatni raz przez was kradnę. Ostatni raz patrzę jak spokojnie wykorzystujecie ludzi. Niedługo was pokonam i uratuje wszystkich! – Wrzasnęła najmocniej jak umiała, ludzie, którzy do tej pory mijali zaułek nawet nie patrząc by przypadkiem nie wplątać się w jakąś walkę, stawali i z zaciekawieniem słuchali 12latki. Magowie ze zdenerwowaniem przyglądali się tej sytuacji i podeszli do dziewczynki by wyrwać jej worek. I wtedy coś miękkiego uderzyło w ich plecy, była to wełna.
- Brawo Aries! Możesz już wracać! – Krzyknęła blondynka łapiąc czerwonowłosą dziewczynkę za rękę i biegnąć ile sił w nogach przed siebie. Słyszały jeszcze krzyki patrolu magów, które dziwnie ucichły po kilku minutach. Drżąca ręka 12latki pociągnęła starszą koleżankę w inną stronę, po czym popchnęła ją do wielkiego wozu z sianem. Zdezorientowana Lucy chciała cos powiedzieć, lecz dziewczynka weszła razem z nią do środka i przykryła je wielkim kocem, wielką ciemność przerwał świecący naszyjnik czerwonowłosej.
- Kim jesteś? – Zapytała widząc poobdzierane ubrania i kilka zadrapań, mimo wszystko najbardziej zaciekawiły ją klucze.
- Lucy Heartfilla, a ty? – Zapytała z uśmiechem myśląc, że dziewczynka widząc jej ubiór potraktowała ją jak sprzymierzeńca, niestety się pomyliła.
- Nie gadam z egoistycznymi idiotami. – Warknęła odwracając się w drugą stronę i lekko podnosząc koc, gdy zobaczyła, że nie ma nigdzie patroli wyskoczyła z pojazdu i podziękowała właścicielowi gestem kciuka w górę. Zdziwiona Lucy szybko wyszła za nią wplątując się w koc i upadając, czerwonowłosa spojrzała na nią unosząc jedną brew.
- I jeszcze niezdara. – Fuknęła idąc spokojnie przed siebie. Blondynka spojrzała na słońce, miał jeszcze trochę czasu, a ciekawość nie dawała jej żyć i chciała się zapytać 12latki, czemu ją tak nazwała. I mimo że przez całą drogę łaziła za nią i ciągle zadawała pytania ta traktowała ją jak powietrze, aż w końcu doszły do rozwalonego domku, z którego było słychać śmiechy dzieci. Mimo że Lucy pytała się czy może wejść nie dostała odpowiedzi, więc usiadła na schodach, które się rozpadły i kilka drzazg wbiło się w jej rękę. Ten dom był stary i niebezpieczny, farba odpadała w kilku miejscach i prawie wszystkie szyby były zbite. Blondynka wstała chodząc wokół domu i dotykając go z każdej strony. W środku było na pewno około piątki dzieci, a miejsca było stanowczo za mało. Na jednej ścianie znalazła dziurę, które była niezdarnie zabita dwoma deskami, z tyłu była mała ławeczka i kilka kamiennych tablic, pełno uschniętych kwiatów. Dopiero po czasie Lucy zorientowała się, że to nagrobki i wszystkie są brudne i nieczytelne oprócz jednego, ostatniego. Ten grób i osoba były szczególnie traktowane, czysta tablica i świeże kwiaty. Usiadła naprzeciwko tej tablicy i zobaczyła imię, damskie.
- Długo zamieszasz tak tu łazić? – Warknął czarnowłosy chłopak, który pojawił się znikąd. Przestraszona Lucy pisnęła i odskoczyła do tyłu wkładając rękę do mokrej trawy i błota. Mimo chłopak wydawał się zdenerwowany i zły ta sytuacja go rozśmieszyła.
- Bardzo śmieszne, kim jesteś? – Zapytała wstając a ten spojrzał na nią nieco podejrzliwie.
- To chyba ja powinienem o to pytać, co robisz pod naszym domem? – Jego postawa znów się zmieniła, niestety.
- Jestem Lucy. Uratowałam jedną dziewczynkę, a ta nazwała mnie egoistką i idiotką, dlatego szłam za nią aż tutaj. – Westchnęła i spojrzała na dom, w oknie zobaczyła czerwone włosy. – O! Widziałam ją! – Krzyknęła z uśmiechem.
- Jesteś głupia? – Zapytał. – Gadaj, kto cię wysłał albo ile chcesz żebyś sobie poszła psycholko. – Kolejny raz uniósł głos, ale czemu?
- Nie jestem psycholką i nie chce pieniędzy, nikt mnie nie wysłał. Szłam tu za czerwonowłosą dziewczynką. – Powiedziała stanowczo a czarnowłosy spojrzał na grób.
- To niemożliwe, Shine nie pokazuje się byle, komu. Ona… od śmierci matki praktycznie nie wychodzi z domu. – Stwierdził ciężko siadając obok Lucy. Teraz mogła dokładnie przyjrzeć się jego twarzy i wyglądał dość młodo, na 16 albo 15 lat. – Po za tym ona nie znosi królestwa, więc wątpię, że cię tu przyprowadziła i nie próbowała cię zgubić, co jej świetnie wychodzi. – To, że ją znał nie było dla niej zaskoczeniem, te ulotki, że księżniczka została sama latały wszędzie i imię „Lucy” nie było zbyt popularne we Fiore. Bardziej zastanawiał ją fakt, że rzeczywiście, Shine nie próbowała jej zgubić a miała wiele okazji, wręcz przeciwnie, chyba chciała żeby tu przyszła. – Nie wiem czy królestwo cię przysłałoby się pośmiać jak ciężkie mamy życie czy po jakie licho, ale moglibyście skończyć, to wcale nie jest zabawne. Hah, ciekawe, dlaczego ja ci to wszystko mówię?
- Jestem bardzo towarzyska. I tak jak mówiłam, nikt mnie nie wysłał. Wracam do królestwa a nie z niego idę, chociaż patrząc po waszym mieście mam pewne wątpliwości, co do mojego zdania na ich temat. Jestem rycerką nie dla spełnienia marzeń czy chęci wielbienia władców. Uciekłam z przed ołtarza, do którego zaciągnęła mnie moja rodzina, później odwiedziłam wiele miast i zatrzymałam się w Crocus. Najgorsze było to, że miałam paskudny charakter przez ciągłe życie pod dyktando ojca i nie mogłam znaleźć innej pracy niż opieka w sierocińcu wyrodnej dyrektorki. Później uratowałam mała dziewczynę, jak się okazało Lisey. Tyle, co mam wspólnego z królestwem, jestem prywatną opiekunką małej księżniczki. – Uśmiechnęła się a zaskoczony chłopak widocznie zrozumiał, że Lucy nie chce nic złego.
- Wybacz, że cię obraziłem i przepraszam za Shine. Jak już wiesz nasza matka umarła, przez co ja musze opiekować się szóstką młodszego rodzeństwa, a nasz ojciec wyjechał dawno temu niby targować za miastem, szkoda, że po dwóch latach dalej nie wrócił? Mówię innym, że przyjeżdża dając mi pieniądze, ale szybko wraca do pracy by nam się dobrze żyło. Naprawdę chce by moje rodzeństwo miało jakaś wiarę w dorosłych. Chociaż i to mi nie wychodzi, większość z nich już nie jest małymi dziećmi i widza, że ojca nie ma, więc, po co wierzyć w lepsze jutro? Ciągle domyślają się prawdy. Najgorsza jest ta mroczna gildia, gdyby nie ona na pewno byłoby lepiej i łatwiej. Samotne dzieci są łatwym celem do porwania i wytrenowania na swoich niewolników. – Westchnął zaczesując czarne włosy do tyłu i spojrzał na wschodzące słońce. W tym samym momencie jedna z dachówek sąsiedniego domu spadła z głośnych hukiem na ziemie, Lucy odwróciła się i zdała sobie sprawę z braku czasu, szybko wstała z ławki.
- Muszę już iść, wybacz, że nie mogę ci teraz pomóc, ale na pewno to zrobię. – Chłopak na tą wiadomość wzruszył ramionami.
- Skąd mam pewność, że nie kłamiesz jak inni? – Zapytał a blondynka odwróciła się rzucając mu jeden ze swoich kluczy, Lokiego.
- To mój przyjaciel, ufam ci, więc dbaj o niego dopóki nie wrócę! – Krzyknęła biorąc torbę z trawy i biegnąc ile sił w nogach do hotelu, pod którym stali jej przyjaciele. Od razu po pojawieniu się dziewczyny podleciał do niej zasmarkany Happy.
- Przepraszam Lucy! Zgubiłaś się prawda?! Wybacz! - Mówił każdą możliwą formę przeprosin, a Lucy zauważyła, że nie ma nigdzie Natsu.
- Poszedł cię szukać, bo Happy zaczął się martwić, w sumie chcieliśmy się rozdzielić wszyscy, ale Natsu walnął kolejną gadkę, że kilku magów biegających po mieście i szukających czegoś może wydawać się podejrzane i w końcu sam poszedł. – Powiedział Jellal widząc zastanowienie na twarzy dziewczyny. Po chwili czekania z dachu zeskoczył Natsu.
- Jak to było „Będziecie się wyróżniać?. Powiedziała zapałka skacząca po dachach. – Warknął Gray.
- Oho, chyba lodówki nauczyły się mówić! – Powiedział, a Gray złapał go za kamizelkę. Jednak zanim zdążyli się pobić Erza ruszyła do przodu.
- Jeśli zobaczę, że się bijecie w miejscu publicznym pozabijam was szybciej niż czy madzy.
- TAK JEST! – Krzyknęli oboje z przerażonymi minami.
- Jestem głodny. – Jęknął brawie bezgłośnie i wtedy spojrzał na morderczą twarz przyjaciółki. Uratował go żołądek Lucy, ponieważ w tym samym momencie stwierdził brak pożywienia. Głośne burknięcie zawstydziło ją na tyle, że cała czerwona opuściła morderczą pięść i bezszelestnie zeszła z miękkiego, cieplutkiego łóżeczka. Jej ubranie było to samo, co zeszłego dnia, więc zamiast zajmować się wyglądem w stanie lekkiej nieprzytomności, całą uwagę skupiła na tym by nie obudzić Scarlet. Czerwonowłosa nie wyglądała na taką, co lubi być budzona wcześnie, no chyba, że sama wstanie. Będąc już w fazie rozczesywania włosów odchyliła lekko zasłonę i rozejrzała się po okolicy. Mimo prawdopodobnie godziny piątej na ulicach chodziły patrole magów, minimum pięć osób na grupę. Zaczepiano ludzi i rozmawiano z nimi w dość nieprzyjemny sposób. Wiele targów było już otwartych, a produkty były brane przez członków mrocznej gildii jak własne. Lucy zadecydowała, że pójdzie sama, latający albo mówiący kot był zbyt widoczny.
Po wyjściu z hotelu droga szła strasznie łatwo. Omijanie patroli udając biedną mieszkankę było banalnie proste, tym bardziej, jeśli miało się odpowiedni strój składający się z podartej bluzki i brudnych spodenek. Mogłoby się wydawać, że szybkie sprawdzanie stanu żywności i ładowanie ich do torby jest bardzo przyjemne, gorzej było z cenami. Było drogo nie przez skąpość właścicieli, przez mroczną gildię, która zabierała ponad połowę zarobionej ceny, musieli za coś żyć. Blondynka nie mogła uwierzyć, że królestwo wie o tym, co się dzieje i nie reagują, przecież ludzie nie mają szans na przyjemne chwile. Bezpieczeństwo tutaj nie istnieje. Wzdychając i myśląc o innych przypomniały jej się słowa ojca „Nie wtrącaj się w życie osób, których nie znasz, bo zapomnisz o swoim własnym.”
I tą zasadą żyła przez większość czasu, jednak ile można zamykać oczy? Oh, prawie 800 lat od istnienia Fiore to zdecydowany rekord.
Przechodząc obok ciemnych zaułków widziała pełno porozwieszanych ulotek, informacji. Wszędzie widziała namalowane lub zrobione krzyże. Tylko czy Bóg istnieje? Pewnie nie, skoro nie może pomóc tym ludziom. Lucy musiała przestać myśleć, bo w jej stronę szedł patrol, całe szczęście obok stały dwie beczki w, między które weszła i opuściła głowę w dół pozwalając włosom zasłonić twarz. Na jej nieszczęście magowie zatrzymali się kilka kroków obok niej.
- Hej, jak myślicie ktoś poleci za tą całą księżniczką? – Zapytał mężczyzna z maską na oczach, towarzyszył mu niski blondyn oraz trzy dziewczyny – zielono, brązowo i złotowłosa.
- Lisey? Sama myślałam by się nie wybrać, wiesz ile kasy? Teraz jak ta blondyna zniknęła jest łatwym celem. Królestwo i tak się nią nie interesuje, bo ta nie odziedziczy tronu tylko Hisui. – Zachichotała zielonowłosa udając, że podrzyna komuś gardło, resztę ekipy to strasznie rozbawiło.
- A ich w ogóle coś interesuje poza sobą? Ich piękne miasto Crocus i Rada, to wszystko. Fiore to raj dla takich jak my. – Stwierdził niższy chłopak a reszta kiwając twierdząco głowami poszła dalej. Lucy nawet nie spojrzała czy ktoś ja zauważył tylko pobiegła przed siebie. Jej głowę zaprzątały myśli o tym, co właśnie słyszała. Bała się, bardzo się bała, o Lisey. Dziewczyna tak bardzo przejęła się słowami bandytów, że nie zwracała nawet uwagi na to gdzie idzie, na jej nieszczęście kolejny patrol stał w zaułku, który musiała minąć. Wydawało się, że mroczna gildia jest czymś zajęta i Lucy mogła bezpiecznie przejść.
- Przepraszam! – Jąknęła mała dziewczynka ocierając łzy i trzęsąc się ze strachu. Blondynka ciągle myślała o słowach ojca, naprawdę musiała się spieszyć!
- Kradniesz i myślisz, że przymkniemy na to oko? Co mnie to obchodzi, że byłaś głodna smarkulo! Twoje? Nie bierz. – Warknęła wysoka brunetka kopiąc dziecko tak mocno, że upadło przejeżdżając twarzą po twardej ziemi.
- Ale… to też nie wasze, a zabieracie nam… moi rodzice nie mieli przez was pieniędzy, bo je zabieracie, a oni nie podnieśliby cen, bo myśleli o innych. – Powiedziała pod nosem coraz mocnej ściskając skradziony worek z jedzeniem. – Mama codziennie szyła dla innych, nie miała dla mnie czasu. Tata wyjeżdża sprzedawać poza miastem. Czemu żałujecie mi trochę marchewek i chleba? – Zapytała wstając naprzeciwko dużo wyższych magów. Bandyci nie byli ani trochę wzruszeniu historią dziewczynki, jedyne, co zrobili to śmiali się i kazali jej oddawać to, co zabrała. Lucy nie mogła już tego znieść i złapała za pokrowiec na klucze.
- Ostatni raz przez was kradnę. Ostatni raz patrzę jak spokojnie wykorzystujecie ludzi. Niedługo was pokonam i uratuje wszystkich! – Wrzasnęła najmocniej jak umiała, ludzie, którzy do tej pory mijali zaułek nawet nie patrząc by przypadkiem nie wplątać się w jakąś walkę, stawali i z zaciekawieniem słuchali 12latki. Magowie ze zdenerwowaniem przyglądali się tej sytuacji i podeszli do dziewczynki by wyrwać jej worek. I wtedy coś miękkiego uderzyło w ich plecy, była to wełna.
- Brawo Aries! Możesz już wracać! – Krzyknęła blondynka łapiąc czerwonowłosą dziewczynkę za rękę i biegnąć ile sił w nogach przed siebie. Słyszały jeszcze krzyki patrolu magów, które dziwnie ucichły po kilku minutach. Drżąca ręka 12latki pociągnęła starszą koleżankę w inną stronę, po czym popchnęła ją do wielkiego wozu z sianem. Zdezorientowana Lucy chciała cos powiedzieć, lecz dziewczynka weszła razem z nią do środka i przykryła je wielkim kocem, wielką ciemność przerwał świecący naszyjnik czerwonowłosej.
- Kim jesteś? – Zapytała widząc poobdzierane ubrania i kilka zadrapań, mimo wszystko najbardziej zaciekawiły ją klucze.
- Lucy Heartfilla, a ty? – Zapytała z uśmiechem myśląc, że dziewczynka widząc jej ubiór potraktowała ją jak sprzymierzeńca, niestety się pomyliła.
- Nie gadam z egoistycznymi idiotami. – Warknęła odwracając się w drugą stronę i lekko podnosząc koc, gdy zobaczyła, że nie ma nigdzie patroli wyskoczyła z pojazdu i podziękowała właścicielowi gestem kciuka w górę. Zdziwiona Lucy szybko wyszła za nią wplątując się w koc i upadając, czerwonowłosa spojrzała na nią unosząc jedną brew.
- I jeszcze niezdara. – Fuknęła idąc spokojnie przed siebie. Blondynka spojrzała na słońce, miał jeszcze trochę czasu, a ciekawość nie dawała jej żyć i chciała się zapytać 12latki, czemu ją tak nazwała. I mimo że przez całą drogę łaziła za nią i ciągle zadawała pytania ta traktowała ją jak powietrze, aż w końcu doszły do rozwalonego domku, z którego było słychać śmiechy dzieci. Mimo że Lucy pytała się czy może wejść nie dostała odpowiedzi, więc usiadła na schodach, które się rozpadły i kilka drzazg wbiło się w jej rękę. Ten dom był stary i niebezpieczny, farba odpadała w kilku miejscach i prawie wszystkie szyby były zbite. Blondynka wstała chodząc wokół domu i dotykając go z każdej strony. W środku było na pewno około piątki dzieci, a miejsca było stanowczo za mało. Na jednej ścianie znalazła dziurę, które była niezdarnie zabita dwoma deskami, z tyłu była mała ławeczka i kilka kamiennych tablic, pełno uschniętych kwiatów. Dopiero po czasie Lucy zorientowała się, że to nagrobki i wszystkie są brudne i nieczytelne oprócz jednego, ostatniego. Ten grób i osoba były szczególnie traktowane, czysta tablica i świeże kwiaty. Usiadła naprzeciwko tej tablicy i zobaczyła imię, damskie.
- Długo zamieszasz tak tu łazić? – Warknął czarnowłosy chłopak, który pojawił się znikąd. Przestraszona Lucy pisnęła i odskoczyła do tyłu wkładając rękę do mokrej trawy i błota. Mimo chłopak wydawał się zdenerwowany i zły ta sytuacja go rozśmieszyła.
- Bardzo śmieszne, kim jesteś? – Zapytała wstając a ten spojrzał na nią nieco podejrzliwie.
- To chyba ja powinienem o to pytać, co robisz pod naszym domem? – Jego postawa znów się zmieniła, niestety.
- Jestem Lucy. Uratowałam jedną dziewczynkę, a ta nazwała mnie egoistką i idiotką, dlatego szłam za nią aż tutaj. – Westchnęła i spojrzała na dom, w oknie zobaczyła czerwone włosy. – O! Widziałam ją! – Krzyknęła z uśmiechem.
- Jesteś głupia? – Zapytał. – Gadaj, kto cię wysłał albo ile chcesz żebyś sobie poszła psycholko. – Kolejny raz uniósł głos, ale czemu?
- Nie jestem psycholką i nie chce pieniędzy, nikt mnie nie wysłał. Szłam tu za czerwonowłosą dziewczynką. – Powiedziała stanowczo a czarnowłosy spojrzał na grób.
- To niemożliwe, Shine nie pokazuje się byle, komu. Ona… od śmierci matki praktycznie nie wychodzi z domu. – Stwierdził ciężko siadając obok Lucy. Teraz mogła dokładnie przyjrzeć się jego twarzy i wyglądał dość młodo, na 16 albo 15 lat. – Po za tym ona nie znosi królestwa, więc wątpię, że cię tu przyprowadziła i nie próbowała cię zgubić, co jej świetnie wychodzi. – To, że ją znał nie było dla niej zaskoczeniem, te ulotki, że księżniczka została sama latały wszędzie i imię „Lucy” nie było zbyt popularne we Fiore. Bardziej zastanawiał ją fakt, że rzeczywiście, Shine nie próbowała jej zgubić a miała wiele okazji, wręcz przeciwnie, chyba chciała żeby tu przyszła. – Nie wiem czy królestwo cię przysłałoby się pośmiać jak ciężkie mamy życie czy po jakie licho, ale moglibyście skończyć, to wcale nie jest zabawne. Hah, ciekawe, dlaczego ja ci to wszystko mówię?
- Jestem bardzo towarzyska. I tak jak mówiłam, nikt mnie nie wysłał. Wracam do królestwa a nie z niego idę, chociaż patrząc po waszym mieście mam pewne wątpliwości, co do mojego zdania na ich temat. Jestem rycerką nie dla spełnienia marzeń czy chęci wielbienia władców. Uciekłam z przed ołtarza, do którego zaciągnęła mnie moja rodzina, później odwiedziłam wiele miast i zatrzymałam się w Crocus. Najgorsze było to, że miałam paskudny charakter przez ciągłe życie pod dyktando ojca i nie mogłam znaleźć innej pracy niż opieka w sierocińcu wyrodnej dyrektorki. Później uratowałam mała dziewczynę, jak się okazało Lisey. Tyle, co mam wspólnego z królestwem, jestem prywatną opiekunką małej księżniczki. – Uśmiechnęła się a zaskoczony chłopak widocznie zrozumiał, że Lucy nie chce nic złego.
- Wybacz, że cię obraziłem i przepraszam za Shine. Jak już wiesz nasza matka umarła, przez co ja musze opiekować się szóstką młodszego rodzeństwa, a nasz ojciec wyjechał dawno temu niby targować za miastem, szkoda, że po dwóch latach dalej nie wrócił? Mówię innym, że przyjeżdża dając mi pieniądze, ale szybko wraca do pracy by nam się dobrze żyło. Naprawdę chce by moje rodzeństwo miało jakaś wiarę w dorosłych. Chociaż i to mi nie wychodzi, większość z nich już nie jest małymi dziećmi i widza, że ojca nie ma, więc, po co wierzyć w lepsze jutro? Ciągle domyślają się prawdy. Najgorsza jest ta mroczna gildia, gdyby nie ona na pewno byłoby lepiej i łatwiej. Samotne dzieci są łatwym celem do porwania i wytrenowania na swoich niewolników. – Westchnął zaczesując czarne włosy do tyłu i spojrzał na wschodzące słońce. W tym samym momencie jedna z dachówek sąsiedniego domu spadła z głośnych hukiem na ziemie, Lucy odwróciła się i zdała sobie sprawę z braku czasu, szybko wstała z ławki.
- Muszę już iść, wybacz, że nie mogę ci teraz pomóc, ale na pewno to zrobię. – Chłopak na tą wiadomość wzruszył ramionami.
- Skąd mam pewność, że nie kłamiesz jak inni? – Zapytał a blondynka odwróciła się rzucając mu jeden ze swoich kluczy, Lokiego.
- To mój przyjaciel, ufam ci, więc dbaj o niego dopóki nie wrócę! – Krzyknęła biorąc torbę z trawy i biegnąc ile sił w nogach do hotelu, pod którym stali jej przyjaciele. Od razu po pojawieniu się dziewczyny podleciał do niej zasmarkany Happy.
- Przepraszam Lucy! Zgubiłaś się prawda?! Wybacz! - Mówił każdą możliwą formę przeprosin, a Lucy zauważyła, że nie ma nigdzie Natsu.
- Poszedł cię szukać, bo Happy zaczął się martwić, w sumie chcieliśmy się rozdzielić wszyscy, ale Natsu walnął kolejną gadkę, że kilku magów biegających po mieście i szukających czegoś może wydawać się podejrzane i w końcu sam poszedł. – Powiedział Jellal widząc zastanowienie na twarzy dziewczyny. Po chwili czekania z dachu zeskoczył Natsu.
- Jak to było „Będziecie się wyróżniać?. Powiedziała zapałka skacząca po dachach. – Warknął Gray.
- Oho, chyba lodówki nauczyły się mówić! – Powiedział, a Gray złapał go za kamizelkę. Jednak zanim zdążyli się pobić Erza ruszyła do przodu.
- Jeśli zobaczę, że się bijecie w miejscu publicznym pozabijam was szybciej niż czy madzy.
- TAK JEST! – Krzyknęli oboje z przerażonymi minami.
Zajebisty rozdział. Dopiero teraz znalazłam tego bloga i moge powiedzieć, że jest niesamowity.
OdpowiedzUsuńEh... Też bym chciała umieć tak pisać :(
Nashi: Oj no znowu, przestań ciągle użalać sie nad sobą! Nikt nie pisze dobrze z początku więc zamknij sie.
Ty to umiesz mnie pocieszyć dobra ja ide czytać dalej. ;D