To wszystko
wydawało się na pierwszy rzut oka zbyt proste. Gra polegająca na znalezieniu
wyjścia. Prawie jak zabawa dla dzieci w której musiał na siłę uczestniczyć. To
bardzo go irytowało, ale nie miał już wyjścia. Musiał grać i wygrać. Nie tylko
po to, by pokonać Sitriego. Chciał jak najszybciej wrócić do swojego domu, do
swoich prawdziwych przyjaciół, do miejsca, do którego tak naprawdę należy.
Wszystko
jednak nie było takie proste jak się wydawało. Mimo małego haczyka, którym było
to, że nie mógł zaakceptować tego świata, pozostawała jeszcze jedna, istotna
sprawa.
Mógł szukać
wyjścia, wcale mu to nie przeszkadzało. Miło by było jednak, gdyby chociaż
dostał małą wskazówkę. Nie, przecież on jest jakimś wielkim wróżbitom i
powinien wiedzieć. Był w pewnym sensie ciekaw, jak by zareagowali wszyscy ci
ludzie, gdyby ich zapytał o wyjście z ich nawet nieistniejącego świata. Cóż, od
Graya, albo bardziej podróby przyjaciela, na pewno by dostał w twarz, tego mógł
być pewien. Chociaż, gdyby ich tak podejść i wypytać będąc miłym?
- Natsu, no
ruszaj się! – krzyknęła różowowłosa kobieta, która wciąż go popędzała i
prowadziła w nieznane mu miejsce. Na dźwięk jej głosu zmarszczył brwi,
całkowicie odbiegając od dotychczasowych rozmyślań. Chrzanić bycie miłym.
- Gdzie ty mnie
ciągniesz, stara jędzo? Przecież ci powiedziałem, że nie możesz być moją matką.
Kobieta
zastygła w bezruchu. Po chwili odwróciła się, mimo uśmiechu przerażała, bo jej
brew niebezpiecznie drgała.
- Stara
jędzo? – powtórzyła rzucając siaty zakupów na ziemię i momentalnie znalazła się przy młodszym
chłopaku. Złapała go za policzki, boleśnie ale i radośnie je rozciągając. –
Może jakiś szacunek do kobiety, która cię rodziła w ciężkich bólach?
- Ała! Chyba
śnisz! – warknął wyrywając jej się i rozmasowując wybrane miejsca. To powoli
zaczynało go irytować, najpierw dostał od Graya, teraz nawet ona mu zrobiła coś
z twarzą. Jak tak dalej pójdzie, to jego twarz następnego dnia będzie wyglądała
jak coś podobnego do buraka. I bynajmniej nie będzie to przez zawstydzenie.
Kobieta
głośno westchnęła i opuściła ręce.
- Rany,
naprawdę jesteś jak ojciec – powiedziała odwracając się i zaczęła zbierać
zakupy rozrzucone po całej ziemi. Różowe włosy niesfornie spadały jej na twarz,
więc odgarnęła je za uszy. Wyglądała bardzo spokojnie, tak jakby ta cała
sytuacja z przed chwili nie miała w ogóle miejsca. Jakby wcale nie zrobiła z
polików Natsu worków na ziemniaki.
- Oh – rzucił
cicho, unosząc brew. – Pewnie jego też poznam w najbliższym czasie.
Kobieta
odwróciła głowę w jego stronę. Wcale nie wyglądała na bardzo zaskoczoną jego
słowami. Była bardziej smutna, niż zdziwiona.
- Nie – odparła krótko wstając, w dłoniach
znowu trzymała zakupy. Ruszyła wolnym krokiem do przodu, jakby nie obchodziło
jej to, czy chłopak zechce za nią iść. To była właśnie mała szansa na ucieczkę,
ale Natsu czuł wewnątrz, że nie może jej tak po prostu zostawić i sobie pójść.
Mimo wszystko uważała go za swojego syna, więc mógłby mieszkać w jej domu do
czasu znalezienia wyjścia. Miałby swoje własne wyrko no i najważniejsze,
darmowe posiłki. Plan idealny.
Szli dobre
kilka minut, otoczeni prawie wymarłym z braku wody i odpowiedniej pielęgnacji
lasem. Ptaki mimo to wciąż śpiewały, sprawiając wrażenie, że wszystko jest
dobrze. Przez nie, prawda stawała się zwykłą iluzją. Gdyby ktoś, całkowicie
nieświadomy, zamknąłby oczy i zachłysnął się tu powietrzem, czułby się jak w
żywym i pięknym lesie. Niestety rzeczywistość nie zawsze jest tak wspaniała i
czekało by go niesamowite rozczarowanie.
W końcu
zatrzymała się. Wiosenny wiatr, który był odwrotnością jesiennej pory w
prawdziwym świecie, rozwiał włosy kobiety, które wirując uformowały
niewidzialny szlak. Spoglądała na martwe drzewa z dziwną tęsknotą w oczach. Na
sam widok zrozpaczonej różowowłosej chciało się wylewać potoki łez, których jej
brakowało, bo ona tylko stała. Bez jakichkolwiek łez. Starała się wyglądać
poważnie i tak jakby słowa, które miała zaraz powiedzieć, wcale jej nie
ruszały, jednak wyraz twarzy mówił sam za siebie. Było to tak bardzo widoczne,
że nawet ktoś taki jak Natsu, mógł odczuć ten żal.
- Nie poznasz
go. W końcu on nie żyje – Chłopak w końcu zrozumiał, czemu to tak bardzo ją
bolało. Mimowolnie zrobiło mu się głupio, że był wcześniej dla niej taki
pyskaty. Sam przecież czuł wielki ból będąc oddalonym od Lucy, której nawet w
tym świecie jeszcze nie spotkał. Jednak to tylko chwilowe rozstanie, a nie
dożywotnia strata przez śmierć.
-
P-Przepraszam – wydukał.
Kobieta
uśmiechnęła się, jakby powiedział coś naprawdę wspaniałego. Przez myśli
chłopaka przeszło, że ona ma naprawdę ciepłą i rodzinną aurę. Natychmiast się
jednak uspokoił, pamiętając o haczyku. Nie mógł tak myśleć. Nie mógł uważać jej
za członka rodziny, nie ważne jak bardzo jej uśmiech sprawiał mu radość.
Nie ważne jak
bardzo chciał się w nią wtulić, krzycząc przy tym ze szczęścia, że w końcu
znalazł swoją prawdziwą rodzinę.
Nie mógł tego
zrobić i koniec. Musiał myśleć w tym momencie o Lucy i Happym, o jego
przyjaciołach, o swoim prawdziwym i jedynym ojcu Igneelu, który na pewno żył i
na niego czekał.
Otworzył
szerzej oczy. Więc naprawdę wszystko było na odwrót do jego myśli. Teraz miał
pewność.
Igneel był
jego ojcem, który go tak naprawdę wychował i kochał. Nie twierdził jednak, że
nie miał prawdziwych rodziców, bo przecież z jajka się nie wykluł. Wciąż jednak
w jego wspomnieniach był tylko wielki, czerwony smok o pogodnym wyrazie,
którego kochał i kochać będzie. Wierzył w to, że on żyje. Dlatego właśnie
ojciec z tego świata nie mógł. Normalnie byłoby właśnie tak, że tylko Igneel
nigdy nie był jego ojcem, ale skoro magia tutaj nie istniała, Sitri musiał
znaleźć zastępstwo za smoka.
To było
okrutne, ale właściwie nie miał się czym przejmować. Oni tak naprawdę nie
istnieli. Cały ten świat nie istniał. To była tylko jedna, wielka gra.
- Nie przejmuj
się Natsu, nie musisz tego pamiętać – uśmiechnęła się ponownie. Chłopak uniósł
brew. Czy tak powinno być? Mimo wszystko, żeby z nią mógł zamieszkać, powinien
wiedzieć o takiej rzeczy jak śmierć ojca. Myślał, że teraz będzie coś
podejrzewać, skoro strzelił takie zdanie. Ale ona zamiast się wkurzyć lub jak
Lissana, krzyknąć, że on jest fałszywką, po prostu się uśmiechnęła mówiąc, że
nie musi pamiętać? To wszystko było jakieś bez sensu.
Kobieta
zauważyła jego minę i delikatnie zagryzła dolną wargę.
- Wiesz, nie
pierwszy raz to mówię, ale naprawdę nie musisz tego pamiętać – machnęła ręką,
ponowne odwracając się do niego plecami i ruszając przed siebie. – Od kilku lat
cierpisz na amnezje, która co chwile powraca. Ale nie przejmuj się, to dotyczy
tylko czasów dzieciństwa, dlatego nie ma to wpływu na twoje obecne życie. –
Natsu obserwując jej ruch, zauważył jak mocniej zaciska pięści na rączkach od
zakupów. – Za każdym razem ci jednak przypominam, ale ty wciąż zapominasz. Ale
dzięki temu mogę się przynajmniej oswoić z myślą, że on już dawno umarł i nie
wróci.
Chłopak nic
nie odpowiedział, po prostu szedł za nią jak cień, pogrążony w całkowitej
ciszy. Dało się słyszeć jedynie jego kroki, dzięki którym wiedziała bez
odwracania się, że jest za nią. Po chwili poczuła, że jedna jej strona zrobiła
się jakaś bardziej lekka. Spojrzała w bok, na swoją rękę, która została w tej
chwili pusta. Różowowosy chłopak, bez słowa zabrał jej jedną z siat, chcąc
pomóc. Uśmiechnęła się, ale już nie tak radośnie, jak kiedy przeprosił. Ten był
z małym smutkiem.
- Myślisz, że
jeśli będziesz sobie wmawiać, że ciągłe przypominanie mu jest dobre i dla
ciebie, to w końcu tak się stanie? – zapytał nie mogąc się powstrzymać.
Kobieta schowała
twarz w różowych włosach.
- Dziękuje –
odpowiedziała prawie bezgłośnie, całkowicie ignorując jego pytanie.
♦-♦-♦
- Naprawdę,
nawet ty, Happy? – zapytał rozkładając ręce na widok wesoło szczekającego psa z
niebieskim pasmem włosów na czubku głowy. Uklęk przed nim i spojrzał na złotą
zawieszkę przy obroży. – Sad. Jak można nazwać przyjaciela w taki sposób? Od
dziś jesteś Happy! Czaisz? H A P P Y!
Pies nie za
bardzo zrozumiał o czym mówi jego właściciel, ale mimo to wesoło pomerdał
ogonem i zaczął skakać wokół niego, aby pokazać chęć do zabawy.
- Nie ważne
co mu powiesz, bo i tak się będzie cieszył – powiedziała różowowłosa opierając
się o framugę drzwi. Była przebrana w biały fartuch, a włosy związała w wysoki
kucyk, który odsłaniał całą jej twarz. Zmyła makijaż, i dopiero teraz dało się
zobaczyć różnice w ich wieku. Natsu nie odezwał się, tylko usiadł na kanapie,
rzucając bez większego namysłu czerwoną piłkę psu.
Jego dom się
zmienił. I to była dziwna zmiana, ponieważ się strasznie powiększył i wyglądał
na zadbany. Zniknęły wszystkie jego pamiątki, których nie znalazł nawet w niby
swoim pokoju. Właściwie, to kiedy tam był, czuł się jakoś dziwnie. Tak jakby
Natsu z tego świata wciąż tam był i wrzeszczał, że ten ma się wynosić. Cały dom
taki był. Wydawał się ciepły i przyjazny, ale co chwile przechodziły go ciarki
i miał ochotę wyjść i nie wracać przez długi czas.
Kobieta
wywróciła oczami i udała się z powrotem do kuchni.
Happy w tym
czasie przyniósł piłkę chłopakowi, który odrzucił ją przed siebie, trafiając w
półkę z książkami. Wystraszył się, kiedy jedna z nich spadła na ziemię. Miał
wrażenie, że zaraz cała szafka pójdzie i to będzie jego wina. Dobrze, że tylko
mu się tak wydawało. Odetchnął nawet z ulgą.
Ruszył swoje
cztery litery z kanciastej kanapy i uklęk przed otwartą książką, która okazała
się być albumem ze zdjęciami. Otworzył szerzej usta wraz z oczami widząc na
większości młodego siebie i nieprawdziwych rodziców. Wyjął jedno z nich, czując
że serce bije mu coraz szybciej. Usiadł, krzyżując nogi, wciąż wpatrując się w
trzymaną fotografię.
Trzy osoby,
wszystkie uśmiechnięte i szczęśliwe. Różowowłosa kobieta, która teraz stała w
kuchni i gotowała, kucała obok młodego dzieciaka z trochę ciemniejszymi
włosami, a ich dwójkę obejmował pochylony, czerwonowłosy mężczyzna. Byli gdzieś
na plaży, bo w tle dało się zobaczyć morze i latarnię morską, po za tym każdy
był w stroju kąpielowym.
Wiedział,
dobrze wiedział, że to nie on i nie powinien się przejmować. Niestety widząc to
zdjęcie i uśmiech na twarzach wszystkich poczuł dziwne ukłucie w sercu, a w jego
głowie pojawiły się dziwne myśli. Czy tak wyglądałoby jego życie, gdyby
naprawdę miał rodziców?
Mimowolnie
porównał smutnego siebie, wciąż poszukującego Igneela, do dzieciaka ze zdjęcia.
Nie. Wciąż to
była tylko przeszłość. Kiedyś może i ten dzieciak był wesoły i uśmiechnięty,
ale nie bez przyczyny został znienawidzony przez wszystkich. Po za tym, gdy był
obok Igneela też się tak śmiał, a nawet i bardziej. Po za tym miał przyjaciół,
gildię, wszyscy byli dla niego rodziną i zamiana ich na dwie zwykłe osoby wcale
by nie wyszła na lepsze.
Pozbywszy się
wszystkich depresyjnych myśli spojrzał na tył fotografii.
- Mitsuo,
Suna i Natsu – przeczytał na głos. W tym samym momencie wspomniana kobieta
weszła sprawdzić o co chodziło z dziwnym hukiem spadającej książki. Widząc
chłopaka siedzącego przed albumem uśmiechnęła się.
- To były
twoje urodziny – powiedziała. Natsu spojrzał na nią groźnie, ale nie przestała
mówić. Wyglądała tak, jakby już się przyzwyczaiła do takiego wzroku. Powolnym
krokiem ruszyła w stronę kanapy i delikatnie na niej usiadła. – Urodziłeś się w
lato, więc twój pomysłowy ojciec postanowił, że powinniśmy to świętować wyjazdem
nad morze, które się właśnie z latem kojarzy. – Zachichotała. Po chwili
poklepała miejsce obok na kanapie, pokazując, aby chłopak również usiadł. Natsu
wskazał kciukiem na drzwi prowadzące do kuchni z pytającym wzrokiem. Suna
machnęła na to dłonią.
- Nie bądź
taki w gorącej wodzie kąpany, gotuje się. Zaufaj mi, wszystko jest pod
kontrolą.
- Skąd wiesz?
– rzucił wstając z podłogi razem z albumem i zdjęciem w dłoni. Flegmatycznym
ruchem usiadł na końcu kanapy, daleko od kobiety. Położył zbiór fotografii na
nogach, wciąż jednak wpatrywał się tylko w to, jedno zdjęcie. Nie wiedział
czemu, ale czuł od niego jakaś dziwną aurę. Tak jakby krzyczało, że tak mógłby
żyć. Wiedział jednak, że to było tak jak z tym lasem i ptakami. Gdyby zamknął
oczy, wszystko wydawałoby się idealne. Dom, kochająca matka, prawdziwa rodzina.
Prawda jednak nie była taka piękna, ponieważ wszyscy inni go nienawidzili. A
oni byli jego przyjaciółmi, jego prawdziwym sensem życia. Musiał być dla nich
i wrócić. Za wszelką cenę.
Spojrzał
znowu na uśmiechniętą kobietę na drugim końcu kanapy.
- Skąd wiem…
- zamyśliła się, jakby szukając odpowiedzi na pytanie. W końcu wyglądała, jakby
w jej głowie zabłysła lampka. – Ponieważ jestem matką. One zawsze wszystko
wiedzą.
Na te słowa,
jakoś i Natsu zachciało się śmiać. Jakoś nie spodziewał się takiego głupiego
powodu. Parsknął cicho pod nosem, wciąż starając się zachować maskę buntownika,
do jakiej nie przywykł. Suna powoli przestawała się śmiać, aż w końcu znów
zrobiła się trochę smutniejsza.
- Jednej
rzeczy jednak nie wiedziałam – spojrzała prosto w jego zielone oczy. – Jak ci
dać na imię. Kiedy się urodziłeś, byłaś dla mnie jak skarb, który chciałam mieć
tylko dla siebie. Wszystkie imiona były
zbyt oczywiste, niepasujące. Byłam kompletnie nieporadna, bo chciało mi się
płakać ze szczęścia na sam twój widok. W głowie miałam tylko to, jak bardzo
chce cię przytulać, kochać, wszystkiego nauczyć, wszystko pokazać… - Przysunęła
się bliżej, aby przewrócić dwie strony albumu dalej. Wskazała na zdjęcie, które
pokazywało uśmiechniętego czerwonowłosego mężczyznę z noworodkiem na rękach.
- I wtedy właśnie wkroczył twój tata. On
zawsze był pełny pomysłów i energii. Powiedział, że powinno być to związane z
moim imieniem. Ale ja chciałem też, by była w nim i cząstka jego. Było na to
wiele pomysłów, aż w końcu wybraliśmy to idealne. Suna oznacza piasek, który
jest nad morzem, na które jeździliśmy w lato. Wzięliśmy Na z końca mojego
imienia i Tsu z Mitsuo. Po za tym wszystko łączyło się w jedno, Natsu, czyli
lato – uśmiechnęła się promiennie, a w sercu chłopaka znowu pojawiło się to
miłe ciepło. To było naprawdę wspaniałe uczucie słyszeć, że dwie osoby naprawdę
wiele myślały nad wybraniem tego idealnego imienia. To pokazywało, jak wiele
dla nich znaczył. Naprawdę… ona serio musiała być jego…
- A myślałem,
że to będzie trwać dłużej. Ludzie są tacy naiwni – demon pojawił się w małej
postaci przypominającej breloczek na kolanach chłopaka. Natsu odruchem
bezwarunkowym uderzył go z pięści w małą twarz. Demon odleciał z krzykiem
radości jak na kolejce w wesołym miasteczku.
Natsu ściągnął
brwi. Spojrzał na siedzącą obok niego różowowłosą, która była teraz jakby
zamrożona. Nie ruszała się, nie oddychała. Nawet Happy stanął w miejscu. Cały
czas się zatrzymał.
- Czy ty nie
miałeś jakiegoś serialu oglądać? – rzucił po chwili widząc jak Sitri wrócił do
swojej formy dorosłego mężczyzny.
- No przecież
oglądam – wskazał na chłopaka. – Przyszedłem tylko przypomnieć o zasadzie,
dzięki której wygram jeśli dokończysz myśl.
- Czytasz mi
w myślach? – warknął zaciskając zęby ze wściekłości. Wyglądał groźnie i miało
się wrażenie, że w każdej chwili może się rzucić do walki z demonem, który i
tak go wcześniej pokonał.
- Co by to była za zabawa, gdybym nie słyszał
co myśli moja ofiara? – parsknął pod nosem jakby mówił o czymś oczywistym. – To
tak jak przy smażeniu paluszków rybnych. Aby było zabawnie musisz na nie
patrzeć, kiedy się pluskają w rozgrzanym oleju.
- Czyli nie
mogę nawet myśleć o tym?
Demon
uśmiechnął się i momentalnie znalazł się kilka centymetrów przy nim. Spoglądał
swoimi czerwonymi oczami w zielone tęczówki Dragneela.
- Nie możesz o
tym myśleć, mówić, a nawet i pierdnąć. Jedyne co możesz, to szukać wyjścia. No
chyba, że już teraz się zgodzisz na współpracę ze mną.
Natsu
wymierzył w niego pięścią, którą demon zatrzymał bez problemu.
- Nigdy. Ja
wygram.
Uuu akcja serio z*jebista, trzyma w napięciu *O* w głowie tylko jedno słowo: dalej, dalej, dalej!! XD jestem ciekawa szczerze mówiąc dlaczego wszyscy jego przyjaciele go nienawidzą i gdzie jest Lucy . Życzę multum weny i czekam na ciąg dalszy :>
OdpowiedzUsuńRozumiem, że rozdział pojawił się dopiero wczoraj, ponieważ nie miałaś weny xd tez tak niestety mam. Happy psem ? Tego się nie spodziewałam, zaskoczyłaś mnie. Mam nadzieję, że Natsu znajdzie wyjście z tego dziwnego świata, mam nawet teorię małą co do tego, ale z czasem się dowiemy. Mam wrażenie, że Lucy nie żyje, oby w prawdziwym świecie ft nic poważnego jej się nie stało.
OdpowiedzUsuńPrzesyłam wenę ;)
Scarlett
Emocje, emocje, soł macz emołszyns! To lubię, tak dalej *0*.
OdpowiedzUsuńHappy jako pies... Jakoś nie umiem sobie tego wyobrazić xD.
Dasz rade Natsu! Wygrasz!
Życzę dużo weny!
/Wi-Fi