- Czemu to
robisz? – zapytała zatrzaskując drzwi od własnego mieszkania i zjechała po
nich, aż usiadła na podłodze. Nogi wciąż jej drżały ze strachu i wysiłku.
Czuła, jak pulsujący ból głowy ponownie staje się nie do wytrzymania. Zacisnęła
zęby i przyłożyła dłoń do głowy. Nigdy nie przeżywała czegoś takiego. Cień nie dawał jej w taki sposób znać, że chce wyjść. Zazwyczaj trzymała
go, głucho zamkniętego w sobie. Jedynie moment w którym była niestabilna
psychicznie mógł go uwolnić, ale nigdy nie towarzyszył temu taki ból.
Czarna plama
pod nią przeniosła się na ścianę. Czerwone oczy wręcz kpiąco przyjrzały się jej
trzęsącemu się ciału.
- Naprawdę
bawi cię ta zabawa w przyjaciół? – zachichotał. – Daj spokój Charl… - mruknął.
Słyszała jego świdrujący głos w jej głowie. Odruchowo zasłoniła uszy, choć
wiedziała, że ta cała rozmowa odbywa się w jej umyśle. – Przecież wiesz, że nie
jesteśmy do tego stworzeni.
- Może ty tak!
Ale ja nie mam zamiaru krzywdzić ludzi! – warknęła uderzając zmienioną w stal
dłonią w twardą ścianę. Kiedy ją opuściła, tynk opadł na podłogę, a cień
zaśmiał się po raz kolejny. Podpierając się o drzwi udało jej się wstać.
Chwiejnym ruchem ruszyła do łazienki i zawiesiła się nad kranem.
- Ludzi? Oni
nie są ludźmi… - starała się zagłuszyć jego słowa, odkręcając kran, ale w
ostateczności nic to nie dało. Nabrała wody w dłonie i chlusnęła sobie w twarz,
by ochłonąć. – Ci, którym zabrakło człowieczeństwa i zabijają innych… Są tacy
jak ja – podniosła głowę i spojrzała w lustro. Na prawej stronie jej twarzy
zauważyła czarne znaki, jej białko oka zmieniło kolor na czarny.
Czerwona, pionowa źrenica aż płonęła z radości widząc jej przerażoną twarz. –
Tacy jak ty.
Uderzyła
pewnym ruchem w lustro. Odłamki szkła wbiły się w jej pięść, porządnie ją
raniąc. Szkarłatna ciecz zaczęła kapać na śnieżnobiały kran. Każda czerwona
kropla znikała w wirującej wodzie.
- Nigdy nie
będę taka jak ty – wycedziła, siląc się, aby nie wybuchnąć. Nie widziała go na
żadnej ścianie, ale wiedziała, że jest blisko i ją słyszy. Zawsze był obok. Był
jej cieniem.
- Owszem.
Ponieważ już jesteś – wzdrygnęła się. Zgięła lekko palce u rąk, czując jak
ogarnia ją wściekłość. Wszystko co mówił, to były kłamstwa. Wcale nie była taka
jak on. Nie czuła potrzeby zabijania. Chciała żyć tak jak teraz, z przyjaciółmi
i z ciągłym uśmiechem na twarzy.
Wciąż lejąca
się woda z kranu przelała się na podłogę, tworząc dość sporą kałużę. Zobaczyła
w niej swoje odbicie. Syknęła mrużąc płomienne oczy, a następnie upadła głośno
uderzając kolanami o zimne płytki. Wbiła długie i ostre jak brzytwa pazury w
ścianę obok. Musiała dać upust złości, bo inaczej ktoś lub coś ucierpi.
- Wściekasz
się, ale sama przecież nie chcesz się mnie pozbyć.
- Jesteś
częścią mnie. Nie ważne, jak bardzo złą, dzięki tobie jestem kim jestem. Nie
pozwolę ci odejść – odparła z dziwnym spokojem w głosie. Musiała go
niesamowicie zaskoczyć, ponieważ dziwnie zamilkł na moment. W tym czasie ona
zyskała parę chwil, by się uspokoić. Zdążyła nawet wstać i zakręcić wodę, zanim
ta wylała się z łazienki.
- Czyli
miałem racje. Jesteś masochistką. Nie mniej jednak brzmi to dziwnie, jak jakaś
deklaracja miłości – stwierdził.
- Nie myl
intencji. Od twojego widoku mam mdłości – syknęła z obrzydzeniem i otworzyła
szafkę z rozwalonym lustrem, by wyciągnąć z niej bandaże. – Dopóki nie dowiem
się wszystkiego o tobie, nie mam zamiaru pozwolić by ktokolwiek inny się w to
mieszał. To zbyt niebezpieczne.
- Mówiłaś,
że jestem częścią ciebie. Więc skoro jestem niebezpieczny, to znaczy, że ty też
– zauważył.
- Tak. Masz
racje – uśmiechnęła się kwaśno. Obwinęła dłoń kilkoma machnięciami, niestety
nie szło jej zbyt dobrze, ponieważ nigdy nie musiała sobie opatrzyć ręki.
- Ludzie są
dziwni. Po co igrać z czymś czego się nie rozumie, a może zabić w każdej chwili
– parsknął. Charl spojrzała na ścianę, na której się pojawił. Czerwone oczy
śledziły każdy jej ruch.
- Gdyby było
tak jak mówisz, nie obroniłbyś mnie podczas walki z Abbadonem.
Nastała
chwila ciszy.
- Nie
wyobrażaj sobie, dziewczyno. Zginęłabyś. Przypominam, że jeśli umrzesz, to ja
również.
Charlotte
odłożyła bandaże i zamknęła szafkę. Skrzywiła się widząc popękane lustro ze
smugami krwi między szparami. Wiedziała, że Lucy nie będzie zadowolona z faktu,
że jej ulubione lustro jest w takim stanie. Prawdopodobnie nie ucieszy się
nawet na wieść o ponownym przejęciu jej ciała przez cień. Właściwie, kto by się
z tego cieszył. No, oprócz samego cienia.
- I tego
właśnie chce się dowiedzieć – odwróciła się w stronę ściany z groźnym wyrazem
twarzy. – Czemu nasze życia są połączone? Czemu nie możesz po prostu odejść sam?
Skąd się wziąłeś? I… - zawahała się przez chwilę. - I czemu akurat ja.
- Robi się
interesująco – powiedział z uznaniem. – Zobaczymy, co dzięki temu zyskasz. –
Parsknął, jakby z góry zakładając, że nie przyniesie jej to nic dobrego. Nie
musiał jej tego sugerować, sama to dobrze wiedziała. Niepewność wciąż pchała ją
w stronę pójścia po pomoc.
Ciekawość
naprawdę była zabójcza, bo czuła, że przez nią straci naprawdę wiele.
♦-♦-♦
Po raz
czwarty pióro, którym pisał, wypadło mu z ręki i uderzyło o podłogę. Atrament,
albo jego własne roztrzepanie, postanowiło przetestować jego cierpliwość. Kilka
razy zawieszał się, czując, że coś jest nie tak.
Nie
wiedział, o co może chodzić. Nie umiał tego nawet wyrazić słowami. On po prostu
czuł, że nie powinien być teraz w tym miejscu. Wiedział, że w tym momencie,
ktoś potrzebuje jego pomocy. I tym kimś była jego siostra.
- Przesadzam
– westchnął kładąc ze zrezygnowaniem dłonie na biurku i podpierając się na nich
wstał z krzesła. Frosh widząc, że towarzysz skończył już pracę podleciał do
niego z wesołą miną.
- Coś nie
tak, Rogue? – zapytał wciąż się uśmiechając. Cheney poklepał go ze spokojem po
głowie mając pewność, że może mu o wszystkim powiedzieć.
- Chyba za
bardzo martwię się o Charl – westchnął opuszczając dłoń, by następnie sięgnąć
po klamkę. Korytarz ich gildii był, co dziwne, strasznie zapełniony ludźmi. Od
czasu kiedy Sting stał się Mistrzem wszyscy zaczęli jakoś bardziej
współpracować. Każdy teraz chciał w jakiś sposób pomóc w odbudowie budynku, co
było bardzo przyjemne, ale z drugiej strony tworzyło straszną ciasnotę w środku.
Nic
dziwnego, że coraz częściej blondyna mógł znaleźć tylko na zewnątrz.
- Nie
powinieneś tego tak zostawiać, Rogue. Może naprawdę coś się dzieje? –
zasugerował kot przelatując mu przed twarzą. Chłopak otworzył kolejne drzwi,
tym razem od sali Mistrza. Wywrócił oczami widząc, że nigdzie nie widzi przyjaciela.
- Dlatego
chce o tym powiedzieć Stingowi… - oznajmił ze zrezygnowaniem w głosie. Podszedł
do okna, by się rozejrzeć na zewnątrz. Z tej strony nie widział niczego, oprócz
kilku biegających po mieście dzieciaków. Eucliffe zazwyczaj łaził po całej
gildii i rozmawiał z ludźmi, a za każdym razem, gdy był potrzebny to dziwnie
znikał.
Wychylił się,
aby spojrzeć trochę bardziej na boki.
- Lector! –
zawołał Frosh widząc latającego obok jednego z kilku drzew przyjaciela. Rogue
wypatrzył go wzrokiem. Teraz znalezienie blondyna stawało się łatwiejsze,
ponieważ tam gdzie Lector, tam musiał być i Sting.
I było
właśnie tak jak myślał. Przyjaciel stał trochę dalej i rozmawiał z Yukino.
- Sting! –
krzyknął przez okno i po chwili wyskoczył przez nie na zieloną trawę. Eucliffe
słysząc swoje imię powoli odwrócił głowę.
- O, cześć
Rogue – uśmiechnął się. – Coś się stało? – zapytał widząc jego zmartwioną minę.
Chociaż, mogła być to również jego wyobraźnia, bo Rogue zazwyczaj wyglądał jakby
się czymś cały czas przejmował.
- Taa… -
przeciągnął stając obok niego. – Chodzi o Charl.
Sting
wzdrygnął się słysząc imię swojej dziewczyny. Momentalnie spoważniał. Nie
wiedział dlaczego, ale ogarnęło go przerażenie, że to może być jedna ze złych
wiadomości. Bo w końcu chodziło o Charl. Tylko dwie rzeczy mogły jej dotyczyć. Jakieś
kłopoty, ewentualnie jej głupie pomysły. Chociaż, sam czuł od pewnego czasu, że
coś jest nie tak. Chciał ją zobaczyć i dowiedzieć się, czy wszystko jest w
porządku.
Jednak
najbardziej chciał ją po prostu objąć i mocno przytulić.
- Chyba coś
się u niej dzieje.
Sting podrapał
się z tyłu głowy. Wcale nie wyglądał na zaskoczonego tą informacją. Zachowywał
się zupełnie odwrotnie co Yukino i Lector.
- Skąd
wiesz? – zapytali wspólnie ze zmartwieniem w głosie.
- Jak się jest
z nią blisko, to można wyczuć na kilometr, że coś jest nie tak – stwierdził
Sting i westchnął. Rogue przymrużył oczy, na jego twarzy pojawił się zadowolony
uśmieszek.
- „Blisko”
co? Widać dobrze się wam układa.
- Zejdź ze
mnie! – warknął stając prosto jak struna.
Yukino
położyła ręce na biodrach i zrobiła skwaszoną minę.
- Nie czas
na kłótnie – wtrąciła się. – Musimy w takim razie iść do Fairy Tail.
♦-♦-♦
Oddychała
nierówno, wciąż czując pieczenie w okolicach dłoni. Nie mogła się uspokoić po
tej całej sytuacji w łazience. Niby powiedziała tak wiele słów, ale wciąż
większość z nich była niepotrzebna. Pozwoliła po raz kolejny, by emocje
przejęły nad nią kontrolę. Jak ona właściwie to wszystko sobie wyobrażała? Nie
miała pomysłu na to, jak dowiedzieć się, czym jest tajemniczy cień. Była od
razu na straconej pozycji, bo jedynym miejscem, gdzie na pewno znalazłaby takie
informacje, była Era. Niestety, pójście tam łączyło się z tym, że na pewno
postanowiliby ich rozdzielić. Na samą myśl o tym żołądek ściskał jej się w
środku. Był dla mniej okropny, niszczył jej życie i prawdopodobnie mogła przez
niego zginąć, ale nie mogła się go od tak pozbyć. Byli razem od jej narodzin.
Teraz, gdyby nagle zniknął, czułaby niewyobrażalnie wielką pustkę w środku.
Nie łączyło
ich żadne uczucie, no chyba, że nienawiść. Mimo to, wyglądało to dość głupio,
że czuła nawet coś takiego do zwykłego cienia. Nie, on nie był zwykły. Zwykłe
cienie nie mówią, nie starają się przejąć ciała, i nie chronią przed atakami
demonów. Są po prostu cieniami. On zachowywał się jak osobna, żyjąca istota.
Nieraz się zastanawiała, czy tak przypadkiem nie jest. Wiele razy przecież
mówił, że został zmuszony z nią zostać.
- Naprawione
– z zamyśleń wyrwał ją głos Natsu, który kładąc ręce na biodrach uśmiechnął się
w stronę blondynki.
- Naprawdę?
Udało ci się zawiesić nowe lustro? – zachichotała, chcąc się z nim trochę
podroczyć.
Chłopak
zmierzył ją wzrokiem, a następnie nadymał policzki jak obrażone dziecko.
- Czasami
mam wrażenie, że traktujesz mnie jak jakiegoś idiotę – fuknął z urazą w głosie i
skrzyżował ręce na piersi. Lucy zachichotała widząc jego powagę. Ujęła jego
twarz w dłonie, spojrzała głęboko w oczy i pocałowała go, delikatnie acz
stanowczo. Znała smak jego warg, ale za każdym razem fascynowały ją na nowo. Niespodziewanie
przerwała pocałunek i odsunęła się od chłopaka. Wyciągnęła dłoń w kierunku jego
twarzy. Najpierw odgarnęła mu niesforne kosmyki włosów z czoła i z czułością
zaczęła gładzić jego policzek. Przyglądała mu się z wyrazem miłości na twarzy.
-
Przepraszam. Wybaczysz? – uśmiechnęła się delikatnie, a jego serce zaczęło bić
szybciej. Zastanowił się przez chwile, jednak nie wnosząc nic do swojego
myślenia, pochylił się delikatnie by musnąć jej wargi.
- Będę ci
musiał wybaczyć – odparł udając, że wciąż jest pogniewany.
- Aaa… zaraz
się zrzygam – westchnęła Charlotte w tym samym momencie co siedzący obok niej
Happy. Para odwróciła się w ich stronę i cicho się zaśmiała.
Gdy już
wszyscy zdążyli się wyciszyć postanowili usiać przy stole, aby spokojnie omówić
sprawę klucza.
Przynajmniej
taki mieli plan.
Niestety,
przez pierwsze minuty, albo i nawet godziny wpatrywali się w w czarny klucz
leżący na środku stołu. Charl z nudów zaczęła kręcić jego końcem. Lucy już nawet
nie miała ochoty jej za to karcić, bo właściwie za co? Metus nawet tego nie
czuł.
Metus tak
właściwie to mało rzeczy czuł. I nie chodziło tu o jakiś ból fizyczny. Był
demonem, nie rodził się z uczuciami, typowymi dla ludzi. Nie znał ich i nie
rozumiał, dopóki mu się ich nie wytłumaczyło. Mógł być starszy od wszystkich o
setki lat, ale tak naprawdę czasem miało się wrażenie, że jest zaledwie małym
dzieciakiem.
Ale on w
przeciwieństwie do innych demonów chciał się dowiedzieć, co to są uczucia.
Wiedziała to od ich pierwszego spotkania. Czuła, że jest inny i nie pasuje do
podziemia. Dlatego w pewnym sensie ujął jej serce.
Gdy o tym
myślała, w jej głowie zrodziło się pewne wyjaśnienie całej sytuacji. Zagryzła
dolną wargę i założyła nogę na nogę.
- Może Metus
poczuł coś… nieprzyjemnego? I dlatego nie chce się pojawić.
- Każdy by
poczuł coś nieprzyjemnego widząc was całujących się, kiedy my walczymy. Wiesz,
chodzi mi o to kiedy… - przerwała, a następnie pustym wzrokiem spojrzała na
obgryzione z całego stresu paznokcie.
- Chcesz
powiedzieć, że własnie po tym on zniknął? – zapytał Happy. Dziewczyna dopiero
po krótkiej chwili kiwnęła twierdząco głową. Kot zawiesił wzrok na myślącej
blondynce.
Nagle na jej
bladej buźce zagościły rumieńce.
- Nie żebym
sobie schlebiała, czy coś takiego… Ale czy to nie wygląda na… zazdrość?
- Chyba
śnisz – powiedział głęboko znajomy głos.
Wzdrygnęła
się, czując czyjąś obecność za plecami i o mało nie zerwała się z fotela.
Odetchnęła jednak z ulgą kiedy zobaczyła znużoną twarz demona. Lucy zamknęła
oczy, otworzyła, po czym sapnęła:
- Gdzieś ty
był?
Demon
przyjrzał się dokładnie swojej właścicielce. Jego wzrok mimowolnie powędrował
na siedzącego obok Dragneela, obaj spiorunowali się spojrzeniami. Wyglądało to
trochę strasznie, taka mała walka smoka i demona.
-
Przypominam, że czas w świecie duchów płynie inaczej. Ledwo zdążyłem się
rozejrzeć, a już dostałem od ciebie kilka wezwań. Irytująca jesteś – stwierdził,
a ta wbiła w niego mordercze spojrzenie.
- To niczego
nie wyjaśnia.
- Wyjaśnia
więcej niż powinno. Niepotrzebnie panikujesz śmiertelniczko – warknął całkowicie
zdenerwowany jej zachowaniem. Po chwili jednak skrzywił się słysząc jak ją
nazwał. Mimowolnie wyznaczył dzielącą ich granice. Nieśmiertelny demon i zwykły
człowiek.
Prawie nigdy
jej tak nie nazywał. Tak naprawdę rzadko tak kogoś nazywał, bo starał się, w
odróżnieniu od innych demonów, nie patrzeć na ludzi z góry.
Lucy
zacisnęła usta w cienką linię i odwróciła wzrok. Pozwoliła, by blond włosy
zakryły jej urażoną jego słowami twarz. Sięgnęła po leżący na stole, czarny
klucz.
- Nie ważne.
Chodźmy do gildii. Potrzebujemy twojej pomocy – starała się to krótko
wytłumaczyć. Z doświadczenia wiedziała, że jeśli zacznie mu opowiadać o książce
i o jej problemie to rozpoczną długą rozmowę, a może i zaczną się kłócić. A
jakoś nie była w nastroju na kłótnie z demonem.
Metus fuknął
pod nosem. Chyba nie był zadowolony z tego, że znowu musi w czymś pomagać.
Ostatecznie bycie duchem gwiezdnego maga kłóciło się z jego demoniczną naturą,
która nie była taka chętna do robienia tylu rzeczy dla jednaj osoby. Przed
wróceniem do swojego świata spojrzał jeszcze na wstającą właśnie Charl. Zwiesił
się na moment, jakby zobaczył ja pierwszy raz na oczy.
Czarnowłosa
poczuła dreszcze na ciele i odwróciła głowę w jego stronę. Uniosła pytająco
jedną brew. Wyglądał jakoś dziwnie. Tak, jakby się doszukiwał w niej nie wiadomo
czego.
- Czy ty…
jesteś… - urwał.
- Charlotte
Cheney. Przecież mnie znasz.
- Nie.
Chodziło mi o… - jęknął, a następnie machnął na to ręką. – Nie ważne.
Zniknął,
pozostawiając za sobą ciekawość w umyśle dziewczyny. Zawsze tak było, kiedy na
nią patrzył. Miała wrażenie, że jest jakiś podejrzliwy. Przez pierwsze chwile
ich znajomości, miała wrażenie, że tu chodzi o bezpieczeństwo Lucy. Ale teraz
miała przeczucie, że nie tylko o to chodzi. Zawsze wyglądał tak, jakby szukał w
niej czegoś innego.
Ale czego?
♦-♦-♦
- Tej
stuknięty… - mruknął niewyraźnie Metus czytając książkę. – Jak nic widać, że
pisał to Sitri.
- Ten Demon
Szaleństwa? Skąd go znasz? – zapytała Levy, ale po chwili palnęła się w czoło.
Na śmierć zapomniała, że rozmawia z demonem, który większość życia spędził w
podziemiu.
- To jeden z
braci mojego ojca. Wykopali go, kiedy zaczął przyzywać dusze martwych i robić
razem z nimi wieczorki herbaciane – westchnął jakby wspominając coś naprawdę złego
i obrzydzającego.
- To brzmi
jak on – przyznała Levy. - A co do książki…
- Jest
napisana tak… Ahh… Moje oczy krwawią jak czytają – rozmasował zamknięte
powieki. – Czuje się jakbym czytał jedną z powieści Lucy.
Dziewczyna
dźgnęła go łokciem w bok. Wolała za to go palnąć jeszcze w tył głowy, ale
różnica we wzroście na to nie pozwalała.
- Do rzeczy –
rzuciła sucho wściekła Heartfilia.
- Już, już,
bo zaraz mnie zabijesz – parsknął pod nosem, chcąc rozluźnić atmosferę. Wszyscy
jednak byli na tyle spięci całą sytuacją, że nie przeszło im nawet przez myśl,
by się zaśmiać lub uśmiechnąć. Wpatrywali się z zaciekawieniem wypisanym na
twarzy na leżącą na blacie baru książkę. Na lśniącym wręcz drewnie
prezentowała się strasznie ubogo, cała podrapana i zżółknięta, ale była to w
końcu książka kilkuset letniego demona, więc czego można było się spodziewać?
- Nie wiem.
Doczytałem się tylko, że jakiś śmiertelnik musi tu położyć dłoń. Reszta to
przepis na paluszki rybne.
Gajeel, Lily
i Levy skrzywili się.
- Więc ten
kretyn nie kłamał – westchnął załamany Smoczy Zabójca.
- Naprawdę
nie dowiedziałeś się nic więcej? – rzuciła podejrzliwie Erza. Ostatnie
wydarzenia nauczyły ją, że lepiej nie za bardzo ufać demonom, nawet jeśli
chodziło o Metusa.
- Naprawdę –
uciął. – Ale skoro tak bardzo mi nie ufacie, mogę spędzić z Levy resztę życia,
aż w końcu nauczy się tego cholernego języka i sama wam to przeczyta.
Gajeel
słysząc, że niebieskowłosa ma spędzić z demonem resztę życia złapał ją za ramię
i pociągnął do tyłu.
- Pogrzało
was? Nie ma mowy! – warknął. Na twarzy dziewczyny pojawił się mały rumieniec, a
po chwili, zdając sobie sprawę, że chłopak ją mocno trzyma za nadgarstek,
jej buźka przybrała kolor dorodnego
pomidora.
Metus
skrzyżował ręce na piersi i wbił zadowolony wzrok we wciąż niepewną Scarlet.
- Oj, dajcie
spokój – zaśmiał się Natsu i przechodząc między nimi dosięgnął książki. Położył
dłoń w zaznaczonym miejscu. – Przecież to nie może być nic…
Zrobiło mu
się ciemno przed oczami. Zatoczył się do tyłu, czując się okropnie słabo i
wypuścił książkę z rąk, upadając głośno na ziemię. Zanim zemdlał usłyszał
rozpaczliwy głos ukochanej, która głośno wołała jego imię.
- Natsu!
♦-♦-♦-♦-♦-♦
*Nie gadamy o bananach*
Bo nie gadamy...
Bo nie gadamy...
*Nie gadamy o malinkach*
Bo nie... a, momencik... :3
Trzeba kiedyś napisać ten momencik +18, bo aktualnie mamy 3 - "Nie!" (buraki ;-;), 23 - "Zależy z kim." oraz 58 - Tak! (o, wy zboczeńce).
Do rzeczy. Z racji tego, że Mina dba o swoich czytelników, posłucham 23 przyjaciół.
Jeśli możecie, napiszcie tutaj (w sensie w komentarzu) z jaką parą najchętniej byście przeczytali coś takiego.
Nie musicie pisać tylko o jednej (bo znając życie będzie samo NALU!!11!), jeśli podacie ich więcej mogę zrobić sobie jakąś "kolejkę". Bo nie ma sensu pisać +18 z parą o której nawet nie chcecie czytać .____.
Po pierwsze! Co do +18... Nalu. Tak xD Nalu najbardziej chciałabym przeczytać c: a zaraz po nich Charl&Sting :D
OdpowiedzUsuńI ogólnie rozdział super xD
Weny