niedziela, 5 lipca 2015

54. Dwa Oblicza.

- Czemu to robisz? – zapytała zatrzaskując drzwi od własnego mieszkania i zjechała po nich, aż usiadła na podłodze. Nogi wciąż jej drżały ze strachu i wysiłku. Czuła, jak pulsujący ból głowy ponownie staje się nie do wytrzymania. Zacisnęła zęby i przyłożyła dłoń do głowy. Nigdy nie przeżywała czegoś takiego. Cień nie dawał jej w taki sposób znać, że chce wyjść. Zazwyczaj trzymała go, głucho zamkniętego w sobie. Jedynie moment w którym była niestabilna psychicznie mógł go uwolnić, ale nigdy nie towarzyszył temu taki ból.
Czarna plama pod nią przeniosła się na ścianę. Czerwone oczy wręcz kpiąco przyjrzały się jej trzęsącemu się ciału.
- Naprawdę bawi cię ta zabawa w przyjaciół? – zachichotał. – Daj spokój Charl… - mruknął. Słyszała jego świdrujący głos w jej głowie. Odruchowo zasłoniła uszy, choć wiedziała, że ta cała rozmowa odbywa się w jej umyśle. – Przecież wiesz, że nie jesteśmy do tego stworzeni.
- Może ty tak! Ale ja nie mam zamiaru krzywdzić ludzi! – warknęła uderzając zmienioną w stal dłonią w twardą ścianę. Kiedy ją opuściła, tynk opadł na podłogę, a cień zaśmiał się po raz kolejny. Podpierając się o drzwi udało jej się wstać. Chwiejnym ruchem ruszyła do łazienki i zawiesiła się nad kranem.
- Ludzi? Oni nie są ludźmi… - starała się zagłuszyć jego słowa, odkręcając kran, ale w ostateczności nic to nie dało. Nabrała wody w dłonie i chlusnęła sobie w twarz, by ochłonąć. – Ci, którym zabrakło człowieczeństwa i zabijają innych… Są tacy jak ja – podniosła głowę i spojrzała w lustro. Na prawej stronie jej twarzy zauważyła czarne znaki, jej białko oka zmieniło kolor na czarny. Czerwona, pionowa źrenica aż płonęła z radości widząc jej przerażoną twarz. – Tacy jak ty.
Uderzyła pewnym ruchem w lustro. Odłamki szkła wbiły się w jej pięść, porządnie ją raniąc. Szkarłatna ciecz zaczęła kapać na śnieżnobiały kran. Każda czerwona kropla znikała w wirującej wodzie.
- Nigdy nie będę taka jak ty – wycedziła, siląc się, aby nie wybuchnąć. Nie widziała go na żadnej ścianie, ale wiedziała, że jest blisko i ją słyszy. Zawsze był obok. Był jej cieniem.
- Owszem. Ponieważ już jesteś – wzdrygnęła się. Zgięła lekko palce u rąk, czując jak ogarnia ją wściekłość. Wszystko co mówił, to były kłamstwa. Wcale nie była taka jak on. Nie czuła potrzeby zabijania. Chciała żyć tak jak teraz, z przyjaciółmi i z ciągłym uśmiechem na twarzy.
Wciąż lejąca się woda z kranu przelała się na podłogę, tworząc dość sporą kałużę. Zobaczyła w niej swoje odbicie. Syknęła mrużąc płomienne oczy, a następnie upadła głośno uderzając kolanami o zimne płytki. Wbiła długie i ostre jak brzytwa pazury w ścianę obok. Musiała dać upust złości, bo inaczej ktoś lub coś ucierpi.
- Wściekasz się, ale sama przecież nie chcesz się mnie pozbyć.
- Jesteś częścią mnie. Nie ważne, jak bardzo złą, dzięki tobie jestem kim jestem. Nie pozwolę ci odejść – odparła z dziwnym spokojem w głosie. Musiała go niesamowicie zaskoczyć, ponieważ dziwnie zamilkł na moment. W tym czasie ona zyskała parę chwil, by się uspokoić. Zdążyła nawet wstać i zakręcić wodę, zanim ta wylała się z łazienki.
- Czyli miałem racje. Jesteś masochistką. Nie mniej jednak brzmi to dziwnie, jak jakaś deklaracja miłości – stwierdził.
- Nie myl intencji. Od twojego widoku mam mdłości – syknęła z obrzydzeniem i otworzyła szafkę z rozwalonym lustrem, by wyciągnąć z niej bandaże. – Dopóki nie dowiem się wszystkiego o tobie, nie mam zamiaru pozwolić by ktokolwiek inny się w to mieszał. To zbyt niebezpieczne.
- Mówiłaś, że jestem częścią ciebie. Więc skoro jestem niebezpieczny, to znaczy, że ty też – zauważył.
- Tak. Masz racje – uśmiechnęła się kwaśno. Obwinęła dłoń kilkoma machnięciami, niestety nie szło jej zbyt dobrze, ponieważ nigdy nie musiała sobie opatrzyć ręki.
- Ludzie są dziwni. Po co igrać z czymś czego się nie rozumie, a może zabić w każdej chwili – parsknął. Charl spojrzała na ścianę, na której się pojawił. Czerwone oczy śledziły każdy jej ruch.
- Gdyby było tak jak mówisz, nie obroniłbyś mnie podczas walki z Abbadonem.
Nastała chwila ciszy.
- Nie wyobrażaj sobie, dziewczyno. Zginęłabyś. Przypominam, że jeśli umrzesz, to ja również.
Charlotte odłożyła bandaże i zamknęła szafkę. Skrzywiła się widząc popękane lustro ze smugami krwi między szparami. Wiedziała, że Lucy nie będzie zadowolona z faktu, że jej ulubione lustro jest w takim stanie. Prawdopodobnie nie ucieszy się nawet na wieść o ponownym przejęciu jej ciała przez cień. Właściwie, kto by się z tego cieszył. No, oprócz samego cienia.
- I tego właśnie chce się dowiedzieć – odwróciła się w stronę ściany z groźnym wyrazem twarzy. – Czemu nasze życia są połączone? Czemu nie możesz po prostu odejść sam? Skąd się wziąłeś? I… - zawahała się przez chwilę. - I czemu akurat ja.
- Robi się interesująco – powiedział z uznaniem. – Zobaczymy, co dzięki temu zyskasz. – Parsknął, jakby z góry zakładając, że nie przyniesie jej to nic dobrego. Nie musiał jej tego sugerować, sama to dobrze wiedziała. Niepewność wciąż pchała ją w stronę pójścia po pomoc.
Ciekawość naprawdę była zabójcza, bo czuła, że przez nią straci naprawdę wiele.

♦-♦-♦
Po raz czwarty pióro, którym pisał, wypadło mu z ręki i uderzyło o podłogę. Atrament, albo jego własne roztrzepanie, postanowiło przetestować jego cierpliwość. Kilka razy zawieszał się, czując, że coś jest nie tak.
Nie wiedział, o co może chodzić. Nie umiał tego nawet wyrazić słowami. On po prostu czuł, że nie powinien być teraz w tym miejscu. Wiedział, że w tym momencie, ktoś potrzebuje jego pomocy. I tym kimś była jego siostra.
- Przesadzam – westchnął kładąc ze zrezygnowaniem dłonie na biurku i podpierając się na nich wstał z krzesła. Frosh widząc, że towarzysz skończył już pracę podleciał do niego z wesołą miną.
- Coś nie tak, Rogue? – zapytał wciąż się uśmiechając. Cheney poklepał go ze spokojem po głowie mając pewność, że może mu o wszystkim powiedzieć.
- Chyba za bardzo martwię się o Charl – westchnął opuszczając dłoń, by następnie sięgnąć po klamkę. Korytarz ich gildii był, co dziwne, strasznie zapełniony ludźmi. Od czasu kiedy Sting stał się Mistrzem wszyscy zaczęli jakoś bardziej współpracować. Każdy teraz chciał w jakiś sposób pomóc w odbudowie budynku, co było bardzo przyjemne, ale z drugiej strony tworzyło straszną ciasnotę w środku.
Nic dziwnego, że coraz częściej blondyna mógł znaleźć tylko na zewnątrz.
- Nie powinieneś tego tak zostawiać, Rogue. Może naprawdę coś się dzieje? – zasugerował kot przelatując mu przed twarzą. Chłopak otworzył kolejne drzwi, tym razem od sali Mistrza. Wywrócił oczami widząc, że nigdzie nie widzi przyjaciela.
- Dlatego chce o tym powiedzieć Stingowi… - oznajmił ze zrezygnowaniem w głosie. Podszedł do okna, by się rozejrzeć na zewnątrz. Z tej strony nie widział niczego, oprócz kilku biegających po mieście dzieciaków. Eucliffe zazwyczaj łaził po całej gildii i rozmawiał z ludźmi, a za każdym razem, gdy był potrzebny to dziwnie znikał.
Wychylił się, aby spojrzeć trochę bardziej na boki.
- Lector! – zawołał Frosh widząc latającego obok jednego z kilku drzew przyjaciela. Rogue wypatrzył go wzrokiem. Teraz znalezienie blondyna stawało się łatwiejsze, ponieważ tam gdzie Lector, tam musiał być i Sting.
I było właśnie tak jak myślał. Przyjaciel stał trochę dalej i rozmawiał z Yukino.
- Sting! – krzyknął przez okno i po chwili wyskoczył przez nie na zieloną trawę. Eucliffe słysząc swoje imię powoli odwrócił głowę.


- O, cześć Rogue – uśmiechnął się. – Coś się stało? – zapytał widząc jego zmartwioną minę. Chociaż, mogła być to również jego wyobraźnia, bo Rogue zazwyczaj wyglądał jakby się czymś cały czas przejmował.
- Taa… - przeciągnął stając obok niego. – Chodzi o Charl.
Sting wzdrygnął się słysząc imię swojej dziewczyny. Momentalnie spoważniał. Nie wiedział dlaczego, ale ogarnęło go przerażenie, że to może być jedna ze złych wiadomości. Bo w końcu chodziło o Charl. Tylko dwie rzeczy mogły jej dotyczyć. Jakieś kłopoty, ewentualnie jej głupie pomysły. Chociaż, sam czuł od pewnego czasu, że coś jest nie tak. Chciał ją zobaczyć i dowiedzieć się, czy wszystko jest w porządku.
Jednak najbardziej chciał ją po prostu objąć i mocno przytulić.
- Chyba coś się u niej dzieje.
Sting podrapał się z tyłu głowy. Wcale nie wyglądał na zaskoczonego tą informacją. Zachowywał się zupełnie odwrotnie co Yukino i Lector.
- Skąd wiesz? – zapytali wspólnie ze zmartwieniem w głosie.
- Jak się jest z nią blisko, to można wyczuć na kilometr, że coś jest nie tak – stwierdził Sting i westchnął. Rogue przymrużył oczy, na jego twarzy pojawił się zadowolony uśmieszek.
- „Blisko” co? Widać dobrze się wam układa.


- Zejdź ze mnie! – warknął stając prosto jak struna.
Yukino położyła ręce na biodrach i zrobiła skwaszoną minę.
- Nie czas na kłótnie – wtrąciła się. – Musimy w takim razie iść do Fairy Tail.

♦-♦-♦
Oddychała nierówno, wciąż czując pieczenie w okolicach dłoni. Nie mogła się uspokoić po tej całej sytuacji w łazience. Niby powiedziała tak wiele słów, ale wciąż większość z nich była niepotrzebna. Pozwoliła po raz kolejny, by emocje przejęły nad nią kontrolę. Jak ona właściwie to wszystko sobie wyobrażała? Nie miała pomysłu na to, jak dowiedzieć się, czym jest tajemniczy cień. Była od razu na straconej pozycji, bo jedynym miejscem, gdzie na pewno znalazłaby takie informacje, była Era. Niestety, pójście tam łączyło się z tym, że na pewno postanowiliby ich rozdzielić. Na samą myśl o tym żołądek ściskał jej się w środku. Był dla mniej okropny, niszczył jej życie i prawdopodobnie mogła przez niego zginąć, ale nie mogła się go od tak pozbyć. Byli razem od jej narodzin. Teraz, gdyby nagle zniknął, czułaby niewyobrażalnie wielką pustkę w środku.
Nie łączyło ich żadne uczucie, no chyba, że nienawiść. Mimo to, wyglądało to dość głupio, że czuła nawet coś takiego do zwykłego cienia. Nie, on nie był zwykły. Zwykłe cienie nie mówią, nie starają się przejąć ciała, i nie chronią przed atakami demonów. Są po prostu cieniami. On zachowywał się jak osobna, żyjąca istota. Nieraz się zastanawiała, czy tak przypadkiem nie jest. Wiele razy przecież mówił, że został zmuszony z nią zostać.
- Naprawione – z zamyśleń wyrwał ją głos Natsu, który kładąc ręce na biodrach uśmiechnął się w stronę blondynki.
- Naprawdę? Udało ci się zawiesić nowe lustro? – zachichotała, chcąc się z nim trochę podroczyć.
Chłopak zmierzył ją wzrokiem, a następnie nadymał policzki jak obrażone dziecko.
- Czasami mam wrażenie, że traktujesz mnie jak jakiegoś idiotę – fuknął z urazą w głosie i skrzyżował ręce na piersi. Lucy zachichotała widząc jego powagę. Ujęła jego twarz w dłonie, spojrzała głęboko w oczy i pocałowała go, delikatnie acz stanowczo. Znała smak jego warg, ale za każdym razem fascynowały ją na nowo. Niespodziewanie przerwała pocałunek i odsunęła się od chłopaka. Wyciągnęła dłoń w kierunku jego twarzy. Najpierw odgarnęła mu niesforne kosmyki włosów z czoła i z czułością zaczęła gładzić jego policzek. Przyglądała mu się z wyrazem miłości na twarzy.
- Przepraszam. Wybaczysz? – uśmiechnęła się delikatnie, a jego serce zaczęło bić szybciej. Zastanowił się przez chwile, jednak nie wnosząc nic do swojego myślenia, pochylił się delikatnie by musnąć jej wargi.
- Będę ci musiał wybaczyć – odparł udając, że wciąż jest pogniewany.
- Aaa… zaraz się zrzygam – westchnęła Charlotte w tym samym momencie co siedzący obok niej Happy. Para odwróciła się w ich stronę i cicho się zaśmiała.
Gdy już wszyscy zdążyli się wyciszyć postanowili usiać przy stole, aby spokojnie omówić sprawę klucza.
Przynajmniej taki mieli plan.
Niestety, przez pierwsze minuty, albo i nawet godziny wpatrywali się w w czarny klucz leżący na środku stołu. Charl z nudów zaczęła kręcić jego końcem. Lucy już nawet nie miała ochoty jej za to karcić, bo właściwie za co? Metus nawet tego nie czuł.
Metus tak właściwie to mało rzeczy czuł. I nie chodziło tu o jakiś ból fizyczny. Był demonem, nie rodził się z uczuciami, typowymi dla ludzi. Nie znał ich i nie rozumiał, dopóki mu się ich nie wytłumaczyło. Mógł być starszy od wszystkich o setki lat, ale tak naprawdę czasem miało się wrażenie, że jest zaledwie małym dzieciakiem.
Ale on w przeciwieństwie do innych demonów chciał się dowiedzieć, co to są uczucia. Wiedziała to od ich pierwszego spotkania. Czuła, że jest inny i nie pasuje do podziemia. Dlatego w pewnym sensie ujął jej serce.
Gdy o tym myślała, w jej głowie zrodziło się pewne wyjaśnienie całej sytuacji. Zagryzła dolną wargę i założyła nogę na nogę.
- Może Metus poczuł coś… nieprzyjemnego? I dlatego nie chce się pojawić.
- Każdy by poczuł coś nieprzyjemnego widząc was całujących się, kiedy my walczymy. Wiesz, chodzi mi o to kiedy… - przerwała, a następnie pustym wzrokiem spojrzała na obgryzione z całego stresu paznokcie.
- Chcesz powiedzieć, że własnie po tym on zniknął? – zapytał Happy. Dziewczyna dopiero po krótkiej chwili kiwnęła twierdząco głową. Kot zawiesił wzrok na myślącej blondynce.
Nagle na jej bladej buźce zagościły rumieńce.
- Nie żebym sobie schlebiała, czy coś takiego… Ale czy to nie wygląda na… zazdrość?
- Chyba śnisz – powiedział głęboko znajomy głos.
Wzdrygnęła się, czując czyjąś obecność za plecami i o mało nie zerwała się z fotela. Odetchnęła jednak z ulgą kiedy zobaczyła znużoną twarz demona. Lucy zamknęła oczy, otworzyła, po czym sapnęła:
- Gdzieś ty był?
Demon przyjrzał się dokładnie swojej właścicielce. Jego wzrok mimowolnie powędrował na siedzącego obok Dragneela, obaj spiorunowali się spojrzeniami. Wyglądało to trochę strasznie, taka mała walka smoka i demona.
- Przypominam, że czas w świecie duchów płynie inaczej. Ledwo zdążyłem się rozejrzeć, a już dostałem od ciebie kilka wezwań. Irytująca jesteś – stwierdził, a ta wbiła w niego mordercze spojrzenie.
- To niczego nie wyjaśnia.
- Wyjaśnia więcej niż powinno. Niepotrzebnie panikujesz śmiertelniczko – warknął całkowicie zdenerwowany jej zachowaniem. Po chwili jednak skrzywił się słysząc jak ją nazwał. Mimowolnie wyznaczył dzielącą ich granice. Nieśmiertelny demon i zwykły człowiek.
Prawie nigdy jej tak nie nazywał. Tak naprawdę rzadko tak kogoś nazywał, bo starał się, w odróżnieniu od innych demonów, nie patrzeć na ludzi z góry.
Lucy zacisnęła usta w cienką linię i odwróciła wzrok. Pozwoliła, by blond włosy zakryły jej urażoną jego słowami twarz. Sięgnęła po leżący na stole, czarny klucz.
- Nie ważne. Chodźmy do gildii. Potrzebujemy twojej pomocy – starała się to krótko wytłumaczyć. Z doświadczenia wiedziała, że jeśli zacznie mu opowiadać o książce i o jej problemie to rozpoczną długą rozmowę, a może i zaczną się kłócić. A jakoś nie była w nastroju na kłótnie z demonem.
Metus fuknął pod nosem. Chyba nie był zadowolony z tego, że znowu musi w czymś pomagać. Ostatecznie bycie duchem gwiezdnego maga kłóciło się z jego demoniczną naturą, która nie była taka chętna do robienia tylu rzeczy dla jednaj osoby. Przed wróceniem do swojego świata spojrzał jeszcze na wstającą właśnie Charl. Zwiesił się na moment, jakby zobaczył ja pierwszy raz na oczy.
Czarnowłosa poczuła dreszcze na ciele i odwróciła głowę w jego stronę. Uniosła pytająco jedną brew. Wyglądał jakoś dziwnie. Tak, jakby się doszukiwał w niej nie wiadomo czego.
- Czy ty… jesteś… - urwał.
- Charlotte Cheney. Przecież mnie znasz.
- Nie. Chodziło mi o… - jęknął, a następnie machnął na to ręką. – Nie ważne.
Zniknął, pozostawiając za sobą ciekawość w umyśle dziewczyny. Zawsze tak było, kiedy na nią patrzył. Miała wrażenie, że jest jakiś podejrzliwy. Przez pierwsze chwile ich znajomości, miała wrażenie, że tu chodzi o bezpieczeństwo Lucy. Ale teraz miała przeczucie, że nie tylko o to chodzi. Zawsze wyglądał tak, jakby szukał w niej czegoś innego.
Ale czego?

♦-♦-♦
- Tej stuknięty… - mruknął niewyraźnie Metus czytając książkę. – Jak nic widać, że pisał to Sitri.
- Ten Demon Szaleństwa? Skąd go znasz? – zapytała Levy, ale po chwili palnęła się w czoło. Na śmierć zapomniała, że rozmawia z demonem, który większość życia spędził w podziemiu.
- To jeden z braci mojego ojca. Wykopali go, kiedy zaczął przyzywać dusze martwych i robić razem z nimi wieczorki herbaciane – westchnął jakby wspominając coś naprawdę złego i obrzydzającego.
- To brzmi jak on – przyznała Levy. - A co do książki…
- Jest napisana tak… Ahh… Moje oczy krwawią jak czytają – rozmasował zamknięte powieki. – Czuje się jakbym czytał jedną z powieści Lucy.
Dziewczyna dźgnęła go łokciem w bok. Wolała za to go palnąć jeszcze w tył głowy, ale różnica we wzroście na to nie pozwalała.
- Do rzeczy – rzuciła sucho wściekła Heartfilia.
- Już, już, bo zaraz mnie zabijesz – parsknął pod nosem, chcąc rozluźnić atmosferę. Wszyscy jednak byli na tyle spięci całą sytuacją, że nie przeszło im nawet przez myśl, by się zaśmiać lub uśmiechnąć. Wpatrywali się z zaciekawieniem wypisanym na twarzy na leżącą na blacie baru książkę. Na lśniącym wręcz drewnie prezentowała się strasznie ubogo, cała podrapana i zżółknięta, ale była to w końcu książka kilkuset letniego demona, więc czego można było się spodziewać?
- Nie wiem. Doczytałem się tylko, że jakiś śmiertelnik musi tu położyć dłoń. Reszta to przepis na paluszki rybne.
Gajeel, Lily i Levy skrzywili się.
- Więc ten kretyn nie kłamał – westchnął załamany Smoczy Zabójca.
- Naprawdę nie dowiedziałeś się nic więcej? – rzuciła podejrzliwie Erza. Ostatnie wydarzenia nauczyły ją, że lepiej nie za bardzo ufać demonom, nawet jeśli chodziło o Metusa.
- Naprawdę – uciął. – Ale skoro tak bardzo mi nie ufacie, mogę spędzić z Levy resztę życia, aż w końcu nauczy się tego cholernego języka i sama wam to przeczyta.
Gajeel słysząc, że niebieskowłosa ma spędzić z demonem resztę życia złapał ją za ramię i pociągnął do tyłu.
- Pogrzało was? Nie ma mowy! – warknął. Na twarzy dziewczyny pojawił się mały rumieniec, a po chwili, zdając sobie sprawę, że chłopak ją mocno trzyma za nadgarstek, jej buźka przybrała kolor dorodnego pomidora.
Metus skrzyżował ręce na piersi i wbił zadowolony wzrok we wciąż niepewną Scarlet.
- Oj, dajcie spokój – zaśmiał się Natsu i przechodząc między nimi dosięgnął książki. Położył dłoń w zaznaczonym miejscu. – Przecież to nie może być nic…
Zrobiło mu się ciemno przed oczami. Zatoczył się do tyłu, czując się okropnie słabo i wypuścił książkę z rąk, upadając głośno na ziemię. Zanim zemdlał usłyszał rozpaczliwy głos ukochanej, która głośno wołała jego imię.
- Natsu!

♦-♦-♦-♦-♦-♦
*Nie gadamy o bananach*
Bo nie gadamy...

*Nie gadamy o malinkach*
Bo nie... a, momencik... :3
Trzeba kiedyś napisać ten momencik +18, bo aktualnie mamy 3 - "Nie!" (buraki ;-;), 23 - "Zależy z kim." oraz 58 - Tak! (o, wy zboczeńce).


Do rzeczy. Z racji tego, że Mina dba o swoich czytelników, posłucham 23 przyjaciół. 
Jeśli możecie, napiszcie tutaj (w sensie w komentarzu) z jaką parą najchętniej byście przeczytali coś takiego.
Nie musicie pisać tylko o jednej (bo znając życie będzie samo NALU!!11!), jeśli podacie ich więcej mogę zrobić sobie jakąś "kolejkę". Bo nie ma sensu pisać +18 z parą o której nawet nie chcecie czytać .____. 

1 komentarz:

  1. Po pierwsze! Co do +18... Nalu. Tak xD Nalu najbardziej chciałabym przeczytać c: a zaraz po nich Charl&Sting :D
    I ogólnie rozdział super xD
    Weny

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz bardzo mnie cieszy, więc nie wahaj się pisać ;)