Hotaru
zamachnęła się swoim mieczem tuż przed jej twarzą. Plamy żrącej, szkarłatnej
cieczy poleciały w stronę idealnej buźki przeciwniczki. Noami zasłoniła się
rękawem płaszcza, tym samym pomagając czerwonowłosej. Dziewczyna wykonała
szybki ślizg tuż obok demonicy i stojąc za jej plecami wbiła swój miecz w jej
ciało, idealnie trafiając w serce. Noami opuściła bezwładnie rękę, która
przyległa do jej ciała. Zdyszana Hotaru po zwinnym biegu przyglądała się się
czerwonej plamie rosnącej w szybkim tempie na białym ubraniu pokonanej kobiety.
Ale to było za mało.
Jej miecz
zmienił się w płynną krew, która wypełniła wszystkie żyły Noami. Ciało kobiety
zaczęło syczeć, a kiedy Hotaru zabrała dłoń, martwa już zielonowłosa opadła na
kamienną podłogę. Wściekłość, podsycana adrenaliną, nie pozwoliła jej
zakończyć tylko na tym. Kopnęła w nieruchome i spalone zwłoki, i z pewną stratą
zobaczyła, że naprawdę ją zabiła.
Udało jej
się. Zemściła się. Teraz, jej bliscy mogli żyć w spokoju.
Wygięła usta
w uśmiechu i spojrzała na wpadający przez dziurę w suficie śnieg. W jej oczach
zalśniły łzy. Wzięła głębszy oddech, czując, że zaraz się rozpłacze.
Odczuła
wielką pustkę. Nie pozostało jej już nic innego. Większość swojego życia
spędziła myśląc o tej chwili. A kiedy już się pozbyła osoby, która odebrała jej
wszystko, nie miała zielonego pojęcia co dalej robić.
Dla kogo
właściwie to zrobiła? Tak naprawdę już dawno straciła powód swojej zemsty z
przed oczu. W tym momencie dotarło do niej, że pożarła ją w całości. Nie była
już tylko małym pragnieniem. Była celem i motywacją do życia.
A właśnie w
tej chwili ją straciła.
Przetarła
słone łzy spływające po policzkach i skierowała wzrok w stronę ciała Noami. Z
przerażeniem zobaczyła, że zniknęło. Zaczęła kręcić się w kółko, rozglądając się
w każdy kąt. W końcu na jej ramieniu spoczęły czyjeś kościste palce. Wszystkie
jej czynności życiowe nagle się zatrzymały. Odwróciła głowę do tyłu.
Krzyk
rozdarł jej gardło. Wrzeszczała niczym opętana. Zaczęła się trząść, upadła. W
panicznym pośpiechu przesuwała się jak najbliżej ściany. To co zobaczyła, było
przerażające oraz obrzydliwe, jednak najbardziej, łamiące serce.
Zobaczyła
żywego trupa, który stał i wpatrywał się w nią swoim pustym wzrokiem. Krzyknęła
po raz kolejny, zatykając uszy i się skulając. Zasłoniła oczy kolanami.
Wiedziała, że to nic nie pomoże, ale naprawdę nie chciała tego widzieć, chciała
zapomnieć.
Ten trup, to
obserwujące ją ciało należało do jej martwego brata. Było zdecydowanie w
gorszym stanie, niż ostatnim razem gdy je widziała. Skóra była cała przegniła i
rozerwana, a na rękach prawie jej nie było. Mięśnie całkowicie zanikły.
Jego twarz wyglądała jak zwykła czaszka pokryta cienką warstwą skóry. Nie miał
swoich gęstych włosów, bo po prostu odpadły.
Nie wyglądał
jak braciszek, którego znała, jednak wciąż potrafiła go rozpoznać. Spróbowała
spojrzeć na niego jeszcze raz. Przecież to nie było możliwe, by tu był. To
musiała być jakaś cholerna i nieśmieszna sztuczka Noami.
Chłopak, a
może to co z niego zostało, otworzył usta z których wyszły białe, wijące się
larwy. Strach całkowicie ją sparaliżował. Zdołała jednak po raz kolejny głośno
krzyknąć. I wrzeszczała. Coraz głośniej, aż w końcu zdarła sobie gardło. Czuła,
że nie może oddychać.
Nagle w całym
budynku usłyszała po raz kolejny ten ogłuszający śmiech. Noami pojawiła się
znikąd, kładąc dłoń na ramieniu martwego chłopaka. Wyglądała na bardzo
szczęśliwą. Rozciągnęła w szelmowskim uśmiechu pełne wargi.
- To było
słodkie, kiedy uwierzyłaś w moją śmierć. – Zachichotała. Po chwili jednak jej
wyraz twarzy zmienił się na groźniejszy. Przymrużyła oczy, które były pełne
niechęci do siedzącej przed nią dziewczyny. Przyglądała jej się spod
zaciśniętych brwi, między którymi widoczna była mała zmarszczka. – Ale mnie tak
łatwo nie pokonasz. Bachorze. – Warknęła.
Hotaru
zagryzła dolną wargę i przywołała swój miecz. Wcale nie czuła się pewnie. Jej
nogi drżały za każdym razem, gdy spoglądała na martwe ciało jej brata. Zamknęła
oczy i zamachnęła się krwawą bronią na wysokości klatki piersiowej. Usłyszała
syk spalonego ciała. Powoli otworzyła jedno oko, a następnie rozszerzyła oba
całkowicie. To co zobaczyła po raz kolejny złamało jej już ledwo żywe serce.
Noami
zasłoniła się bratem Hotaru jak tarczą. Potraktowała ciało najważniejszej osoby
w jej życiu jak coś bezwartościowego, a następnie rzuciła je na ziemię i
wykonując bliżej nieokreślony ruch dłonią sprawiła, że chłopak zniknął.
Czarnowłosa
widząc to gwałtownie urwała oddech. Starała się o tym nie myśleć. Wiedziała, że
Noami chciała ją złamać psychicznie, aby stała się łatwiejsza do zabicia. Na to
nie mogła pozwolić.
Użyła jednej
ze swoich technik, aby krew napłynęła do rannej nogi i przez to szybciej się
wyleczyła. Noami jednak nie stała jak słup i nie przyglądała się w spokoju jak
przeciwniczka leczy swoje rany. Posłała w stronę dziewczyny czarne strefy.
Hotaru odskoczyła w bok i przeturlała się kilka metrów dalej. Szybko się
podniosła i zaczęła biec przed siebie. Podskoczyła i odbijając się od jednej ze
ścian mogła znaleźć się tuż nad głową zaskoczonej kobiety. Wyprostowała dłonie,
a deszcz krwawych kropli spadł żwawo na Noami. Wylądowała zwinnie na ziemi,
lekko uginając kolana.
- Żałosne. –
Drgnęła słysząc głos demonicy i natychmiast się odwróciła w jej stronę. – I
chcesz mi powiedzieć, że czymś takim chciałabyś bronić swoją rodzinę? Słodko. –
Zachichotała zasłaniając z gracją czerwone usta dłonią. Palce Hotaru wygięły
się lekko, jak gdyby chciała zacisnąć je w pięści, lecz zrezygnowała. Że też
jej organizm potrafił jeszcze reagować. Słowa były niczym bicz smagający
rozwścieczonego lwa. Nakręcały. Dorzucały ognia do ciągle płonącego pieca.
- Zamknij
się. – Zasyczała gniewnie i w tym momencie poderwała się z ziemi. Próbowała się
zamachnąć swoim mieczem, ale Noami zagrała po raz kolejny nieczysto.
Zamiast
kobiety pojawiła się postać jej matki. Była uśmiechnięta, pełna energii… żywa.
- Hotaru…
czemu to robisz? - Zapytała swoim delikatnym głosem zmuszając dziewczynę do
opuszczenia broni. Zamarła wpatrując się w fałszywy obraz swojej matki.
Przeprowadziła wewnętrzną kłótnie. Wiedziała, dobrze wiedziała, że to co widzi
jest nieprawdziwe. Ale wciąż nie mogła zaatakować swojej matki. – Hotaru, czy
coś nie tak? – Jej głos brzmiał jak lek na jej wszystkie rany. Miała ochotę
rzucić to wszystko i mocno się do niej przytulić. Chciała się wypłakać i
powiedzieć jak bardzo tęskniła.
I jak bardzo
tęsknić będzie.
Zacisnęła
mocno powieki, nie chciała się widzieć w jej oczach, kiedy wbiła ostry miecz w
jej ciało. Nie chciała wrócić do swojego
koszmaru, który przeżywała wciąż i wciąż. Wiedziała, że Noami musi ja w tej
chwili obserwować. Nie chciała dać jej tej satysfakcji, jak przy sytuacji z jej
bratem. Tym razem nie pozwoli jej zobaczyć swojego bólu.
Fałszywa
postać zniknęła, a zamiast niej pojawiła się Noami. Kobieta wymruczała coś pod
nosem i pośpiesznie się odsunęła od dziewczyny. Tym razem się nie śmiała.
Wyglądała na wściekłą. Trzymała się za krwawiącą ranę z boku. I tym razem
Hotaru miała pewność, że ta była prawdziwa.
- Mam dość
zabawy z tobą, dzieciaku! – Krzyknęła. Jej oczy gwałtownie się otworzyły
uwalniając szkarłatną tęczówkę z charakterystyczną, trójkątną źrenicą.
Hotaru
poczuła jak kamienna podłoga zaczyna drżeć. Spojrzała na swoje stopy. Małe
kamyczki wokół nich zaczęły wysoko podskakiwać. Nagle wielkie, czarne łańcuchy
wyrosły z ziemi i oplotły jej nogi oraz ręce. Czerwonowłosa starała się wyrwać,
lecz więzy mocno tkwiły w kamieniach. Upadła na kolana, przyciśnięta przez
nieznaną jej, silną moc.
Noami
podeszła do niej pewnym krokiem i chwyciła jej podbródek. Uniosła go tak
gwałtownie, by móc spojrzeć w jej pełne niezrozumienia oczy.
- Skończmy
już to. Okropnie było cię poznać. – Powiedziała radosnym tonem kobieta, po czym
roześmiała się grzmiąco, że każdy w okolicy usłyszał demoniczny rechot i skulił
się ze strachu. Odeszła od przerażonej Hotaru, która starała się ze wszystkich
sił wydostać z pułapki, jednak nic nie była w stanie zrobić. Łańcuchy pobierały
jej energie. Była w tej chwili niesamowicie słaba. Dlatego zamarła, gdy
zauważyła, jak Noami formuje wielką kulę mocy w dłoniach i w nią celuje.
Hotaru
westchnęła, szybko godząc się z losem. Cały wysiłek, który poświęciła na
treningi i odnalezienie Zerefa okazał się pójść na marne.
Noami była
gotowa by ją zabić.
A Hotaru
była gotowa by umrzeć.
W ostatniej
chwili miała mało myśli. Nie wiedziała, czy ktoś o niej będzie pamiętał, czy
ktoś jej będzie szukał. Nie miała przyjaciół, rodziny. Od zawsze odcinała się
od ludzi, ponieważ wiedziała na co się pisze, chcąc walczyć z Zerefem. Może i
była samotna, ale jej to wcale nie przeszkadzało… Nieprawda. To wszystko były
zwykłe kłamstwa. Wcale nie była taka silna jak mówiła, wcale nie cieszyła się
będąc sama przez większość swojego krótkiego życia. W jej głowie pojawił się
obraz Fairy Tail. Tak, ucieszyła się, kiedy pomimo jej zachowania, postanowili
jej towarzyszyć. Niestety wiedziała, bardzo dobrze, że taka sielanka nie będzie
mogła trwać wieki. Gdy tylko pociąg się zatrzymał na tym pustkowiu, zostawiła
ich. Nie dlatego, że ją irytowali. Ona chciała mieć po prostu pewność, że jej
nie znajdą i będą bezpiecznie żyć swoim własnym życiem. Życiem, w którym nie
było miejsca na tak nieistotne osoby jak ona.
Noami
puściła czarną kulę w jej stronę, a Hotaru zamknęła oczy. Poczekała tak kilka
chwil, aż w końcu rozchyliła nieznacznie powieki. Czuła… a właściwie to nie
czuła nic. Czyżby umarła tak szybko, że nawet nie poczuła chociaż odrobiny
bólu?
- K-Kim ty
jesteś? – Zapytała kobieta. W jej głosie słychać było zdziwienie,
zdenerwowanie, a najbardziej strach. Hotaru otworzyła oczy całkowicie, widząc
czarne kopyta tuż przed nią.
- Ludzie
zawsze zadają takie skomplikowane pytania. „Kim jesteś?”, „Co tu robisz?”,
„Czemu siedzisz w mojej wannie?” A nie, to ostatnie to tylko Lucy tak mówi. –
Zamyślił się czarnowłosy demon łapiąc się za brodę. Po chwili jednak wzruszył
ramionami i spojrzał na oszołomioną Noami. Rozciągnął usta w uśmiechu,
pokazując przerażające kły. – To ja chciałbym zapytać kim jesteś i z jakiej
racji masz czelność nazywać się demonem, śmieszna podróbko.
Łańcuchy na
ciele Hotaru zostały zdjęte. Spojrzała na otaczających ją ludzi, a w jej oczach
stanęły łzy. To było Fairy Tail. Przyszli po nią, pamiętali o niej, nie
zostawili jej. Wciąż jednak nie wiedziała co to za osoba stojąca tuż przed nią.
Wyglądał groźnie, przerażająco, ale w jakiś sposób czuła się bezpiecznie kiedy
osłaniał ją własnym ciałem.
- Nie jestem
żadną podróbką. – Warknęła nagle Noami i spojrzała na siedzącą za nim Hotaru. –
Nie myśl, że jak znalazłaś przyjaciół to wygrałaś. Mam jeszcze wiele asów w
rękawie.
- Oj zamknij
się już. – Odparł zirytowany Metus i rzucił się w jej stronę.
- Ej! Nie
myśl, że to tylko twoja walka! – Wrzasnął za nim Natsu i również pobiegł
walczyć.
- Natsu!
Ehh… Obaj w gorącej wodzie kąpani. – Powiedziała Lucy widząc jak Noami
odskakuje. Przyzwała swoich martwych sługów, by użyć ich jako tarczy. Sama zaś
starała się atakować z daleka walczących młodych mężczyzn.
- No cóż,
trzeba pomóc Metusowi i temu idiocie. – Westchnął Gray i odruchowo spojrzał na
stojącą obok Juvię. Niebieskowłosa zarumieniła się i uniosła do góry zaciśnięte
pięści.
- Juvia jest
zawsze gotowa by pomóc! – Pisnęła szczęśliwie, a chłopak wywrócił oczami.
- Zbroja
Niebiańskiego Koła! – Erza nie czekając przyzwała swoją srebrną zbroję z parą
anielskich skrzydeł. Zamiast jednak pomóc z trupami, ruszyła w stronę Noami.
- Trinity Shot! – Erza wykonała cięcia w
stronę kobiety przypominające kształtem deltę. Noami uderzona niespodziewanym
atakiem odleciała do tyłu pozostawiając za sobą krwawą smugę z rany na boku.
Natsu zobaczył to, że przyjaciółka walczy z główną przeciwniczką. Niesamowicie
go to zirytowało, bo czuł się jakby był od robienia brudnej roboty.
- Ryk ognistego smoka! – Natsu wypuścił z
ust strumień ognia, wirujący w zastraszającym tempie, przypominającym małe
tornado, które niemal kompletnie zaskoczyło przeciwników. Wszyscy dotknięci
jego atakiem zaczynali płonąć. Martwe ciała nie mogły wytrzymać tak wysokiej
temperatury i zaczęły się powoli rozpadać oraz zwęglać. Dumny z
siebie wyprostował się i pokazał szereg białych zębów. – To było łatwe. –
Machnął ręką i zaczął się śmiać. Matus w odpowiedzi tylko westchnął.
Gray
spojrzał na zniszczone ciała. Zauważył ruch. Zrobił dwa kroki do przodu ciągle
marszcząc brwi. W końcu zaczął biec w stronę przyjaciół.
- Natsu! Za
tobą! – Krzyknął widząc jak wszystkie rozwalone ciała łączą się w jedno
wielkie. Smoczy Zabójca słysząc głos chłopaka odwrócił się i został mocno
uderzony silnym machnięciem potwora. Różowowłosy uderzył w boczną ścianę,
robiąc w niej dziurę.
- Natsu! –
Krzyknęła z przerażeniem Lucy i pobiegła do niego.
- Lodowe tworzenie: Lodowy młot! – Gray
stworzył gigantyczny kolczasty młot zbudowany z lodu. Następnie uderzył nim w
przeciwnika. Niestety, kiedy tylko to zrobił, jego broń rozpadła się na małe
kawałeczki. Sam potwór nic nie zrobił sobie z ataku chłopaka i powoli odwrócił
się w jego stronę.
- Wodna Mgławica! – Juvia stworzyła dwie
gigantyczne fale, obracające się wokół siebie tworząc spirale, która normalnie
wyrzuciłaby oponenta w powietrze, jednak tym razem przeciwnik był zbyt wielki.
Kręcąca się woda zadawała rozległe obrażenia i wchodziła między szczeliny
szkieletów. Gray wykorzystał to.
- Zamrożenie! – Chłopak skorzystał z wody Juvii, aby stworzyć lodowe więzienie dla potwora. Spokój nie trwał jednak długo,
bo stwór wydostał się mocnym machnięciem.
Erza
zacisnęła zęby i wściekle podeszła do Noami. Złapała ją za zielone włosy i
pociągnęła do góry. W oczach Tytani płonął ogień nienawiści.
- Odezwij
to. – Warknęła, a wokół niej zaczęły krążyć ostre miecze, wycelowane w kobietę.
Demonica spojrzała kątem okna na swoje dzieło i zmierzyła je wzrokiem. Na jej
twarzy pojawił się uśmieszek co niesamowicie zdenerwowało Scarlet.
- Sami to
stworzyliście. – Zachichotała. Erza zmarszczyła wściekle brwi, a jej miecze
szybko poleciały w stronę kobiety. Zanim jednak zdążyły jej dotknąć, ta
zniknęła po raz kolejny. Scarlet przeklęła pod nosem i odwróciła się w stronę
potwora. Metus w tym czasie spojrzał na zajmującą się Dragneelem blondynkę i
zostawił wszystkich wracając do świata duchów.
- świetnie,
nawet pan obrażalski nas opuścił. – Warknęła Charl kładąc ręce na
biodrach. – „Moja pani mnie nie
potrzebuje, to wam nie pomogę”. Głupia podróba ducha. – Dodała po chwili i
rzuciła siedzącej obok Hotaru ciężkie spojrzenie. – Zostawiłaś nas, by z nią
walczyć więc z łaski swojej przestań się tak głupio wpatrywać i rób co do
ciebie należy! – Rzuciła i pobiegła do swoich przyjaciół zmieniając
rękę w ostry miecz. Do dziewczyny wciąż nie mogło nic dojść. Fairy Tail
naprawdę przyszło i walczyło? Dla niej? Przecież to wydawało się być komiczne,
bo znali się zaledwie kilkanaście godzin.
Potwór wydał
z siebie głośny ryk, kiedy zaczęły uderzać w niego kawałki lodu, cięcia wody i
ostre miecze.
Natsu starał
się wstać, ale Lucy przycisnęła go z powrotem na podłogę. Spojrzał na nią
marszcząc brwi, a następnie się skrzywił czując ból z tyłu głowy. Dotknął to
miejsce, a gdy zobaczył swoją dłoń, była cała pokryta szkarłatną cieczą.
- Jesteś
ranny. – Powiedziała ze zmartwieniem.
- Muszę im pomóc. – Próbował nadać swojemu głosowi pewny siebie ton. Lucy jedyne parsknęła
pod nosem.
- Jak? Ledwo
się ruszasz. – Ze zdumieniem zauważył, że wszystko co widzi dalej staje się
wyglądać jak w zwolnionym tempie. Jego ciało wydawało się być dziwnie ociężałe,
jakby znalazł się w wodzie i miał ograniczone ruchy. Jego prędkość reakcji była
równa żółwiowi. Lucy miała racje, nie był
w stanie teraz walczyć. Zacisnął palce w pięść, która pokryła się
ogniem. Wciąż jednak miał silną wolę i chciał pomóc swoim przyjaciołom. W tym
samym momencie Lucy zrobiła coś, na co nikt wcześniej się nie odważył. Dotknęła
jego zapalonej pięści. Czuła niesamowite ciepło, może nawet i za duże, ale nie
zabrała dłoni. Spojrzała prosto w jego zaskoczone oczy.
- Jeśli
teraz tam pójdziesz, znów dostaniesz, bo cię znam i wiem, że się na niego
rzucisz. Krwawisz od zwykłego uderzenia w ścianę, nikt nie wie czy nie stanie
ci się coś gorszego. – Zacisnęła usta w cienką linię. – Nie chcę cię stracić. –
Dotarł do niego jej cichy, drżący głos, i z niewyjaśnionego powodu poczuł się
okropnie.
- Nie
stracisz mnie. – Lucy dostrzegła, że coś się w nim zmieniło, jakby coś się
przełączyło. Ze zdenerwowanego i rozwydrzonego brakiem walki dzieciaka na
poważnego, pewnego i przede wszystkim ciepłego Dragneela. – Obiecuje. –
Powiedział, obejmując ją ramionami. Jej bicie serca zwolniło. Chciała pozostać
w jego ramionach na zawsze. Czuła się wtedy niesamowicie bezpiecznie. Kiedy ich
czoła się zetknęły, przyłożyła dłoń do ciepłego policzka, muskając wargami podbródek
chłopaka. Widziała w jego oczach, że naprawdę ma zamiar dotrzymać obietnicy.
Lucy westchnęła słysząc za sobą jak przyjaciele uderzają wszystkim czym mają w
dziwne stworzenie.
Chciała
pocałować Natsu w policzek, ale przechylił głowę i wyszedł z tego dużo dłuższy,
słodszy pocałunek. Chłopak przerwał go, a z gardła dziewczyny wydobył się
pomruk niezadowolenia.
- Musimy
iść. – Szepnął jej do ucha.
- Yhym. –
Mruknęła mrużąc oczy, a Natsu pocałował ją w szyję, aż przeszedł ją dreszcz.
Wiedział, że to jej ulubione miejsce, i że od tego zgadza się na wszystko. –
Będę grzeczny. Och, czekaj, zawsze jestem grzeczny…
Puścił ją i
odsuwając się postarał się wstać. Kiedy mu się to udało podał jej dłoń.
Przyjęła ją i wtedy po raz kolejny poczuła jego słodkie usta na swoich.
- Na pewno
obiecujesz? – Natsu wywrócił oczami i położył rękę na sercu.
- Nic mi nie
będzie. – Przyrzekł, a następnie ruszył do przyjaciół zapalając pięści. Odwróciła
się za nim z sercem walącym w piersi. Jej smukłe palce zacisnęły się na skórzanym
pokrowcu.
- Chyba
muszę mu zaufać. – Mruknęła do siebie i złapała za złoty klucz byka. – Taurus!
Magowie
starali się zniszczyć potwora, albo chociaż powstrzymać przed dalszymi atakami.
Lucy oprócz Taurusa przyzwała swoje inne duchy, Virgo i Pisces. Panna starała
się wykopać tunel dzięki któremu uziemili by przeciwnika, a ryby odwracały w
pewien sposób jego uwagę, bo tylko one nie były dla niego wielkości robaka.
Blondynka sama zaś nie stała z tyłu i nie obserwowała jak jej przyjaciele
dostają, złapała za wiszący obok niej bicz, wokół niej zaczęły wirować dwie
kule kolorowego światła. Niestety na tylko taką ilość mogła sobie pozwolić,
mając przyzwane jeszcze trzy duchy. Wciąż to jednak przekraczało jej limity.
Wiedziała to, ale za wszelką cenę nie chciała pozostać bezużyteczna. Właściwie
to, że Natsu walczył było jej tylko na rękę. Przynajmniej nie siedział i nie
obserwował jej, nie widział jak się męczy. Chociaż znając życie i tak by nie
czekał na swoim miejscu. To nie było w jego stylu.
- LUCY! –
Głos Erzy wywiercił jej dziurę w głowie i wyrwał ją z zamyślenia. Spojrzała na
przyjaciółkę i w tym samym momencie została złapana przez potwora. Ścisnął ją on
tak mocno, że zabrało jej powietrza w płucach. Starała się wyrwać, ale każdy
ruch bolał coraz bardziej. Żywe trupy z których składał się cały stwór zaczęły
ją gryźć i drapać.
- Natsu! –
Wrzasnęła wystraszona.
- Szkarłatny Lotos: Przenikające Ogniste
Ostrza!
Dwa strupienie ognia poleciały w stronę potwora w spiralnej
formacji. Wywołały one potężną eksplozje dzięki której potężna dłoń zbudowana z
kości rozpadła się. Lucy zaczęła spadać w dół z głośnym krzykiem. W tym samym
momencie Juvia przywołała pod nią wielką kulę wody. Heartfilia wpadła do środka
z głośnym chlup. Zaciskając usta spojrzała na Juvię, która widząc, że uratowała
przyjaciółkę westchnęła z ulgą.
♦-♦-♦
Charl zawiesiła.wzrok na Hotaru. Dziewczyna dziwnie drgnęła, spojrzała w stronę jakiegoś
balkoniku i ruszyła po schodach w jego stronę. Czarnowłosa dostrzegła w tym coś
podejrzanego i kiedy tylko nadarzyła się okazja weszła w postać cienia i
ruszyła za nią najszybciej jak tylko mogła. Hotaru przeszła przez jakieś drzwi,
zamykając je za sobą. Charlotte przecisnęła się pod nimi, co w sumie nie było
niczym dziwnym skoro była teraz zwykłą, ciemną plamą. Czerwonowłosa stanęła po
środku korytarza, a następnie odwróciła się w jej stronę i wypuściła z dłoni
kilka krwawych plam. Charl wyskoczyła z cienia i przeturlała się na bok. Szybko
się podniosła, wciąż spoglądając na dawną rywalkę.
- Nic się
nie zmieniłaś. – Westchnęła widząc jak czerwonooka zgina delikatnie palce, by w
każdej chwili móc przyzwać ostrza.
- Ty
również. Ile masek jeszcze posiadasz? Zastraszone dziecko i wkurzoną
wojowniczkę już poznaliśmy. Teraz przyszła pora na spokojną psychopatkę, czy
jak? – Hotaru otworzyła usta.
- A
prościej?
- Chciałaś
mnie zabić! – Warknęła tłumacząc swój problem w jak najłatwiejszy sposób. – Bo robaków
na dywanie to ja nie widziałam, żebyś je chciała spalić. Cholera, nie ważne… Co
ty tu robisz?! – Zapytała w końcu. Czerwonowłosa rozmasowała czoło.
- Kazałaś mi
robić to co do mnie należy. Idę więc do Noami. – Odparła odwracając się i
poszła przed siebie. Charl zamrugała parę razy i dogoniła ją.
- Moment,
moment, moment… - Złapała ją za ramię i skierowała w swoję stronę. – Skąd ty
właściwie wiesz, że ona tam jest?
- śmiech.
- Nie, to
się mówi „hahaha” jak chcesz się zaśmiać, a nie rzucasz słowo „śmiech”. Po za
tym pytałam o co innego. – Hotaru zamarła na chwile nie dowierzając w głupotę
młodszej dziewczyny.
- To ona się
śmieje, kretynko. Nie słyszysz tego? – Zapytała rozkładając ręce. Czarnowłosa
spojrzała na sufit, ściany, dywan. Wyczyściła uszy. Nic, oprócz odgłosów walki
za drzwiami. Oszołomiona Hotaru znów usłyszała kpiący głos demonicy i odwróciła
się w jego stronę. Pobiegła przed siebie, kompletnie głucha na jęki podążającej
za nią Charl. Szarpnęła za klamkę od jednego z opuszczonych zamkowych pokoi.
Weszły do środka, oprócz stojącego na środku blatu nie było tam dosłownie
niczego. Nawet okna, przez które wpadałoby światło. Na drewnianym, rozpadającym
się stale dostrzegły notatkę, zapisaną na starym, przeżółkłym papierze.
- Hotaru,
pobawmy się. Za chwilę odwołam moje stworzonko. – Przeczytała na głos
Charlotte. – Coś za miło to brzmi, jak na wredną sukę. – Skomentowała. Hotaru wywróciła
oczami i wróciła do tekstu. Z każdą kolejną literą coraz bardziej bladła. – W lochach
zostawiłam czarny krąg, gdy tylko skończy się tworzyć cały zamek zniknie z tego
świata. Możesz go przerwać, ale tym samym zginiesz, a twoja cenna walka o
zemstę pójdzie w zapomnienie. Jeśli
jednak zależy ci na niej bardziej niż na życiu swoim i swoich nowych przyjaciół
to czekam w komnacie na drugim końcu zamku. Oh i nie myśl o szybkim wydostaniu
swoich przyjaciół, nie zdążysz. Wybieraj. Przyjaciele czy zemsta? Czas start. –
Hotaru gwałtownie zerwała się do biegu, odpychając po drodze Charl. Czarnowłosa
dostrzegła w jej oczach coś, co ją niesamowicie przeraziło. To była chęć zemsty.
Dziewczyna
wybiegła za nią na korytarz. Widziała jej plecy, dłonie miała zaciśnięte w
pięści. Szła pewnie i zdecydowanie nie w stronę lochów.
- Gdzie ty
kurwa leziesz! – Zawołała za nią. Nie odpowiedziała, więc podbiegła do niej,
mocno szarpnęła w przypływie białej furii i wrzasnęła znowu: - Gdzie?!
- To wasza
wina, było za mną nie iść. – Wyszeptała i spojrzała na nią z wrogością w
oczach. – Uciekajcie stąd dopóki możecie. – Odpowiedziała i otworzyła drzwi.
Widząc, że potwór naprawdę zniknął jej serce na chwile stanęło. Zdała sobie
sprawę, że naprawdę mają za mało czasu na jakąkolwiek ucieczkę. Charl zacisnęła
drżące palce na poręczy balkonu.
- Zemsta nie
da ci kompletnie nic. – Powiedziała z dziwnym spokojem i po chwili zaśmiała się
cierpko. - Ale rób jak chcesz. Ja za to nie mam zamiaru patrzeć na to jak moi
przyjaciele umierają. – Oznajmiła i już chciała skakać z balkoniku, kiedy
zatrzymał ją głos Hotaru:
- Czekaj! –
Wykrztusiła, czując, jak gwałtownie ogarnia ją strach. – Przecież masz
bliskich i chłopaka, prawda? Wszyscy będą cierpieć jak zginiesz. – Charl zmierzyła
ją szybkim spojrzeniem.
-
Zrozumieją. – Rzuciła krótko i zeskoczyła. Hotaru wyciągnęła za nią dłoń, jakby
chciała ją zatrzymać, ale jej się nie udało. Obserwowała jak drobna dziewczyna
biegnie ile sił w nogach do wejścia lochów. Lucy starała się ją zatrzymać, aby
zapytać skąd ten pośpiech, ale ta zacisnęła usta w cienką linię i ominęła ją,
nawet na nią nie spoglądając. Charl otworzyła wielką, drewnianą klapę i zeszła po schodach do środka. Nie była pewna, jaki ma plan, ponieważ w tej
chwili miała prawdziwą pustkę w głowie. Właśnie szła na śmierć. Ta informacja
niezbyt do niej docierała. Może to i lepiej? Od szybkiego pędu zakręciło jej
się w głowie, zrobiło się jej niedobrze, była zdezorientowana, tak że kiedy
zobaczyła wielki krąg na podłodze, była zbyt oszołomiona, żeby cokolwiek
zrobić. Mroczna energia wciąż wirowała w pomieszczeniu, wywracając od czasu do
czasu jakieś rzeczy, których nawet nie widziała.
Zawróć – tak
mówił jeden z jej głosów w głowie. Przecież on nie rysował się tak szybko, no i
jeszcze mu trochę brakowało do skończenia, może by zdążyli uciec? Hotaru
umarłaby sama, co wcale jej nie zmartwiło. Pomachała głową na boki, nie powinna
mieć takich myśli. Zrobiła dwa kroki przed siebie i poczuła tą silną,
rozrywającą moc.
Zawahała
się. Nie mogła. Nie mogła tego zrobić. Przed oczami wciąż miała obraz smutnego
Stinga. To po prostu łamało serce samo w sobie. Nie była w stanie mu tego
zrobić.
- Ahh! –
Jęknęła bezradnie łapiąc się za głowę i skuliła się. Z paniką spoglądała na rysujący
się czarny krąg. Przecież jeśli nikt tego nie zrobi, to wszyscy zginą. Na
Hotaru nie miała co liczyć, pozostawała tylko ona. Tak teoretycznie. Gdyby
powiedziała to Lucy to ta jak głupia poszłaby i się poświęciła. Tego jej
jeszcze brakowało. Ludzie na sumieniu i jeszcze najlepsza przyjaciółka.
Nagle
poczuła jak czyjaś dłoń ciągnie ją do tyłu. Zaskoczona zobaczyła, że nie jest
sama w podziemiach. Zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć czerwone włosy mignęły
jej tuż przed twarzą. W sekundę świat się zwęził, zszarzał, potem zrobiło jej
się ciemno przed oczami.
- Hotaru… -
Tylko tyle zdołała z siebie wydusić zanim zemdlała.
♦-♦-♦- ♦-♦-♦
Hahaha...
Michael: Hahaha?
Hahaha...
Michael: Hahaha.
Ha...ha...
Michael: No, to się dogadaliśmy.
Och jak smutno... Uwielbiam ten moment NALU!! Po prostu cię kocham! Potrzebowałam dzisiaj trochę słodyczy i proszę bardzo na własne życzenie coś znalazłam! Świetny rozdział! Naprawdę jestem dumna, z ciebie, że masz tyle weny i tak świetne pomysły! Też bym tak chciała!
OdpowiedzUsuńAle cóż ja tam bym chciała, ale nie mam ;-)
Jak zwykle mi się podobało, ( jestem ciekawa kiedy nie)
powtarzam się z wysłaniem weny i jak zwykle kończę słowem pozdrawiam!
Ha a jednak nie! PIERWSZA!!!!!!!!!!!!!!!!! :-D