Wciąż czuła się w tym miejscu nieswojo.
Wielkie regały przypominały jej o wielu latach nauki. Duże okna przysłonięte
aksamitnymi zasłonami, o tym jak bardzo jej ojciec odcinał się od zewnętrznego
świata. Sztywny fotel i ciężkie biurko idealnie odzwierciedlały surowy
charakter ojca. Gdy była mała nie widziała jego twarzy, tylko ciemne drewno.
Zamiast jego głosu, słyszała szeleszczące papiery. Od zawsze go nienawidziła.
Podczas gdy inne dzieci, które poznała w swoim krótkim życiu, miały wesołych i
zawsze spierających ojców, ta wiedziała, że na swojego nigdy nie może liczyć.
Jedynie matka zapełniała tą pustkę w jej sercu, która potrzebowała miłości.
Jednak sama matczyna miłość czasami nie wystarcza. Potrzebowała ojca. Ojca,
którego nigdy nie było kiedy powoli dorastała. Jedyne co było, to nauka i mroczne
biuro.
Napięła mięśnie i splotła swoje dłonie za plecami. Widok ojca z opatrunkiem na czole wcale jej nie wzruszył.
- Okłamałeś mnie. – Powiedziała zimnym i poważnym tonem. Jude nawet nie odwrócił się w jej stronę. Po prostu stał wpatrując się w zasłony. Te, które tak bardzo zasłaniały mu piękny świat.
- Nigdy bym się nie okłamał. – Oznajmił ochrypniętym głosem.
- Powiedziałeś mi, że mama jest ciężko chora i może umrzeć. – Zacisnęła zęby i udało jej się przybrać najbardziej zdenerwowaną minę na jaką mogła sobie w tej chwili pozwolić. – To było najgorsze twoje kłamstwo w całym życiu! – Krzyknęła i machnęła ręką, wykonując tym samym bliżej nieokreślony gest. – Co niby na tym zyskałeś?! – Podeszła dwa kroki bliżej. – I to wciskanie mi historyjki, że powinnam wyjść za Fanga, bo się martwicie! – Parsknęła pod nosem. – Słyszysz jak to absurdalnie brzmi?! – Pokazała na ranę na policzku, chociaż wiedziała, że on i tak nie spojrzy. – Rzeczywiście, przyszłość z tym psychopatom byłaby bezpieczna i nie musielibyście się martwić. – Widząc, że wciąż jest ignorowana dotknęła ciężkiego biurka. Przywołując wspomnienie zdenerwowanego ojca zrobiła to samo co on. Uderzyła z zaciśniętej pięści w drewno. – Spójrz na mnie! – Wrzasnęła zdzierając gardło. Jednak mężczyzna wciąż stał odwrócony do niej plecami.
- Nigdy bym cię nie okłamał. – Upierał się. – Lekarz naprawdę tu był i tak powiedział. – Widziała jak chwyta się jedną dłonią za głowę. – Sam nie mogę w to uwierzyć . Cud, że nic jej nie jest. Wspaniały cud.
- Nie żartuj sobie ze mnie! – Warknęła rozrzucając ułożone papiery. Nie mogła tego znieść. Wyglądał w tej chwili tak, jakby rzeczywiście się przejął. – Powiedziałeś mi o tym tak bezpośrednio. - Zatrzymała się zagryzając wargę. – I całkowicie bez uczuć. – Gardło zaczęło ją boleć, nie chciała sobie tego przypominać. Łzy same stanęły w jej oczach. – Nie masz prawa do mówienia o cudzie! – Blond włosy zakryły jej wściekłą twarz. – Przez ten cały, cholerny czas… oderwałeś się choć raz od pracy? – W końcu odwrócił się w jej stronę. Na jego twarzy po raz pierwszy malowało się jakiekolwiek uczucie. Był zaskoczony, a usta miał lekko otwarte.
- Wiedziałam. – Wydusiła z siebie słysząc w odpowiedzi ciszę z jego strony. Uniosła głowę do góry i pokazała swoje zaczerwienione oczy. – Nie mamy już o czym rozmawiać. – Wygięła usta w uśmiech. Uśmiech pełen bólu i rozczarowania. Odwróciła się na pięcie i powolnym krokiem ruszyła w stronę wyjścia.
- Martwiłem się. – Powiedział zaciskając palce w pięści. Czuł się bezsilnie. Lucy zatrzymała się w półkroku i wzięła głębszy oddech.
- Ty? O mamę? O mnie? Nie mam ochoty na takie żarty. – Opuściła ramiona wypuszczając powietrze z płuc.
- Od kiedy uciekłaś. – Zawahał się zbierając myśli. – Zawsze się martwiłem. Opłacałem wszystkie szkody, jakie wyrządziłaś. Płaciłem za twój czynsz, kiedy nie miałaś pieniędzy. Czytałem w gazecie wszystkie wpisy o tobie.
- Nikt cię o to nie prosił. – Warknęła przerywając mu i spojrzała na swoje stopy. Już wiedziała czemu właścicielka już do niej tak często nie przychodzi i czemu nikt się nie domaga pieniędzy za zniszczenia jakie wyrządziła.
- Wiem, ale… - Odwróciła głowę w jego stronę, by spojrzeć na niego kątem oka.
- Oddam ci wszystko, ale już przestań mieszać się do mojego życia. – Powiedziała stanowczym tonem. Pierwszy raz widziała ojca w takim stanie. Wyglądał na przejętego jej każdym słowem. Wydawał jej się taki cieplejszy. Taki milszy. Taki… obcy.
- Nie mogę tego zrobić. – Odpowiedział robiąc krok w jej stronę. Spojrzał na swoją wyciągniętą przed siebie dłoń. – Te cholerne pieniądze są wszystkim co mogę ci dać. – Lucy zacisnęła dłonie w pięści. Łzy znów napłynęły do jej oczu.
- Ale ja ich nie chce! – Wykrzyczała spoglądając mu prosto w oczy. – Nie chce niczego co materialne! Nie zależy mi na tym! – Zacisnęła dłoń na bluzce w miejscu, gdzie znajdowało się serce. – To kiedyś potrzebowałam czegoś od ciebie. – Oznajmiła ze smutkiem w głosie i pociągając nosem zaczesała włosy do tyłu. – Ale nigdy tego nie dostałam. – Uśmiechnęła się spoglądając na biały sufit. Z jej oczu płynęły łzy, tworząc na policzkach mokre rzeki.
- Co to było? – Powiedział pobudzony i nawet nie wiedział kiedy stanął metr przed nią. Nie pierwszy raz widział córkę w takim stanie, ale dzisiaj czuł, że to nie jest w porządku. – Mogę ci to jeszcze dać. Zawiesiła na nim wzrok. Mimo uśmiechu, miał się on nijak do całego bólu skrywanego w jej sercu.
- Już za późno. – Przymrużyła oczy. – Czasu nie można cofnąć. – Zamknęła je. – Teraz jestem już dorosła i ojcowska miłość, której tak pragnęłam… już nie jest mi do niczego potrzebna. – Odpowiedziała ciężko wzdychając i uspokajając trzęsące się ręce. – Mimo wszystko, dzięki za chęci. – Już chciała po raz kolejny się odwrócić i wyjść z biura, jednak została zatrzymana w uścisku ojca. Spojrzała na jego silne ramiona otaczające jej ciało. Czuła, że i on drży. – Puść mnie. – Starała się być poważna, jednak miała ochotę wtulić się i rozpłakać jak dziecko.
- Kiedy się urodziłaś, byłem taki szczęśliwy… - Powiedział załamującym się głosem. Chciałem ci zapewnić wszystko, czego pragnęłaś. Pracowałem, cały czas. Nawet nie wiem kiedy zapomniałem o tym dla kogo to robię. – Poczuła ciepłe łzy na swoim ramieniu. – Ominęło mnie wszystko. Nie wiem nawet kiedy zaczęłaś chodzić, czy mówić. W głowie istniała dla mnie tylko praca. I nagle… to było prawie jak mrugnięcie, przeleciały mi te wszystkie lata. Już nie byłaś noworodkiem, tylko dziewczynką posiadającą własne zdanie. Ja jednak wciąż byłem zaślepiony i zawierałem jak najwięcej interesów. Skończyło się na współpracy z ludźmi związanymi kontaktem z demonami. – Westchnął. Lucy poczuła jak nie jest już w stanie powstrzymywać się od łez. Zasłoniła drżące usta. – Wszystkie te drzwi w domu, są przez nich. Używali własnych kluczy do transportu i wykorzystałem to do własnych interesów, takich jak szybsze i tańsze przenoszenie towarów. Warunek był jeden, miałaś wyjść za syna siostry mężczyzny z którym współpracowałem. Sam miał żonę i dziecko, jednak miał wobec niej dług i chciał go w ten sposób spłacić, zapewniając siostrzeńcowi bezpieczną przyszłość. To również wydawało mi się dobre i skorzystałem podwójnie. Kazałem ci się wtedy tyle uczyć, ponieważ nie chciałem być wypadłą na głupią dziewuszkę z dobrego domu. – Z jego piersi wyrwał się zduszony śmiech. – Teraz widzę, że moje sposoby nakłonienia cię do tego były bezduszne… Małżeństwo jednak umarło. Myślałem wiele razy o tym, by zerwać zaręczyny, ale wciąż wydawały mi się rozsądne. Po za tym, zapewnili, że również mogą coś zaproponować. Przez ten cały czas nawet nie zauważyłem kiedy tak wyrosłaś i musiał nastąpić ten dzień ślubu. Jednak ty uciekłaś. Przez większość czasu szargała mną wściekłość, ale mimo to nie zapomniałem o tobie. Nie pisałaś listów, nie przychodziłaś. Wszystkiego dowiadywaliśmy się od innych ludzi lub z gazet. Devereuxowie jednak nie zerwali umowy. Dopiero teraz wiem czemu. Fang pałał do ciebie tak wielką nienawiścią, że zawarł pakt z demonami, i kiedy myślał, że nadszedł odpowiedni czas na zemstę, wcielił swój plan w życie. – Zacisnął mocniej ramiona na jej trzęsącym się ciele. – Byłem taki głupi! – Krzyknął drżącym głosem. – Lucy, naprawdę cię nie okłamałem. Layla… twoja mama… naprawdę okropnie się czuła i niesamowicie mnie to martwiło. Wiedziałem, że kiedy ta informacja się rozniesie, przyjedziesz. Powiadomiłem Fanga. – Kolejny raz się zaśmiał. – Ale on już o tym wiedział, bo to była jego część planu. Wszystko było jego cholernym planem! Kiedy przyjechałaś nie wiedziałem jak się zachować. Nie chciałem, byś widziała jak się martwię, bo byłoby to dla ciebie dziwne.
- Tak, tu miałeś racje. – Dotknęła z lekkim uśmiechem jego ciepłych ramion. – To do ciebie niepodobne.
- To przez tego przeklętego fioletowłosego demona ze spalonymi rękami. Potrafił on sprawić, że ludzie chorują. Lekarze byli bezsilni… Ja byłem bezsilny. Wiem, że ty i twoi przyjaciele wygraliście. Prawdopodobnie po tym wszystkim ten… - Zawahał się. Czuła po jego tonie głosu, że chce go wyzwać od najgorszych, ale powstrzymywał się od takiego słownictwa ze względu na nią. To było takie ojcowskie. – Zdjął chorobę z Layli. – Lucy odsunęła się od niego i odwracając w jego stronę spojrzała prosto w mokre od łez oczy. Identycznie jak jej.
- I po co to wszystko? – Zapytała, a ten ze szczerym uśmiechem wyciągnął dłoń i przetarł łzę z jej policzka.
- Ponieważ jesteś moją córką. Zawsze będę chciał dla ciebie jak najlepiej. Jesteś moim największym skarbem. Masz prawo mnie nienawidzić, bo mimo to zniszczyłem ci dzieciństwo. Jednak wciąż pozostaniesz dla mnie ważna. Kocham cię Lucy.
Poczuła ból w klatce piersiowej. Rozpłakała się z całych sił, bez zażenowania tak głośno jak dziecko, byle tylko wyrzucić z siebie ten cały smutek. Gula w jej gardle nie pozwalała przez pewien czas na nic oprócz wycia.
- P-pierwszy raz mi to powiedziałeś. – Wydusiła z siebie dusząc się własnym powietrzem. Przytuliła się do niego, pierwszy raz w życiu. Odwzajemnił jej uścisk delikatnie głaszcząc po głowie dla uspokojenia. Nic nie mówił, po prostu pozwolił jej pozbyć się tego wszystkiego co leży jej na sercu.
Chłopak stojący pod drzwiami biura uśmiechnął się pod nosem słysząc, że
skończyło się na miłym zakończeniu.Napięła mięśnie i splotła swoje dłonie za plecami. Widok ojca z opatrunkiem na czole wcale jej nie wzruszył.
- Okłamałeś mnie. – Powiedziała zimnym i poważnym tonem. Jude nawet nie odwrócił się w jej stronę. Po prostu stał wpatrując się w zasłony. Te, które tak bardzo zasłaniały mu piękny świat.
- Nigdy bym się nie okłamał. – Oznajmił ochrypniętym głosem.
- Powiedziałeś mi, że mama jest ciężko chora i może umrzeć. – Zacisnęła zęby i udało jej się przybrać najbardziej zdenerwowaną minę na jaką mogła sobie w tej chwili pozwolić. – To było najgorsze twoje kłamstwo w całym życiu! – Krzyknęła i machnęła ręką, wykonując tym samym bliżej nieokreślony gest. – Co niby na tym zyskałeś?! – Podeszła dwa kroki bliżej. – I to wciskanie mi historyjki, że powinnam wyjść za Fanga, bo się martwicie! – Parsknęła pod nosem. – Słyszysz jak to absurdalnie brzmi?! – Pokazała na ranę na policzku, chociaż wiedziała, że on i tak nie spojrzy. – Rzeczywiście, przyszłość z tym psychopatom byłaby bezpieczna i nie musielibyście się martwić. – Widząc, że wciąż jest ignorowana dotknęła ciężkiego biurka. Przywołując wspomnienie zdenerwowanego ojca zrobiła to samo co on. Uderzyła z zaciśniętej pięści w drewno. – Spójrz na mnie! – Wrzasnęła zdzierając gardło. Jednak mężczyzna wciąż stał odwrócony do niej plecami.
- Nigdy bym cię nie okłamał. – Upierał się. – Lekarz naprawdę tu był i tak powiedział. – Widziała jak chwyta się jedną dłonią za głowę. – Sam nie mogę w to uwierzyć . Cud, że nic jej nie jest. Wspaniały cud.
- Nie żartuj sobie ze mnie! – Warknęła rozrzucając ułożone papiery. Nie mogła tego znieść. Wyglądał w tej chwili tak, jakby rzeczywiście się przejął. – Powiedziałeś mi o tym tak bezpośrednio. - Zatrzymała się zagryzając wargę. – I całkowicie bez uczuć. – Gardło zaczęło ją boleć, nie chciała sobie tego przypominać. Łzy same stanęły w jej oczach. – Nie masz prawa do mówienia o cudzie! – Blond włosy zakryły jej wściekłą twarz. – Przez ten cały, cholerny czas… oderwałeś się choć raz od pracy? – W końcu odwrócił się w jej stronę. Na jego twarzy po raz pierwszy malowało się jakiekolwiek uczucie. Był zaskoczony, a usta miał lekko otwarte.
- Wiedziałam. – Wydusiła z siebie słysząc w odpowiedzi ciszę z jego strony. Uniosła głowę do góry i pokazała swoje zaczerwienione oczy. – Nie mamy już o czym rozmawiać. – Wygięła usta w uśmiech. Uśmiech pełen bólu i rozczarowania. Odwróciła się na pięcie i powolnym krokiem ruszyła w stronę wyjścia.
- Martwiłem się. – Powiedział zaciskając palce w pięści. Czuł się bezsilnie. Lucy zatrzymała się w półkroku i wzięła głębszy oddech.
- Ty? O mamę? O mnie? Nie mam ochoty na takie żarty. – Opuściła ramiona wypuszczając powietrze z płuc.
- Od kiedy uciekłaś. – Zawahał się zbierając myśli. – Zawsze się martwiłem. Opłacałem wszystkie szkody, jakie wyrządziłaś. Płaciłem za twój czynsz, kiedy nie miałaś pieniędzy. Czytałem w gazecie wszystkie wpisy o tobie.
- Nikt cię o to nie prosił. – Warknęła przerywając mu i spojrzała na swoje stopy. Już wiedziała czemu właścicielka już do niej tak często nie przychodzi i czemu nikt się nie domaga pieniędzy za zniszczenia jakie wyrządziła.
- Wiem, ale… - Odwróciła głowę w jego stronę, by spojrzeć na niego kątem oka.
- Oddam ci wszystko, ale już przestań mieszać się do mojego życia. – Powiedziała stanowczym tonem. Pierwszy raz widziała ojca w takim stanie. Wyglądał na przejętego jej każdym słowem. Wydawał jej się taki cieplejszy. Taki milszy. Taki… obcy.
- Nie mogę tego zrobić. – Odpowiedział robiąc krok w jej stronę. Spojrzał na swoją wyciągniętą przed siebie dłoń. – Te cholerne pieniądze są wszystkim co mogę ci dać. – Lucy zacisnęła dłonie w pięści. Łzy znów napłynęły do jej oczu.
- Ale ja ich nie chce! – Wykrzyczała spoglądając mu prosto w oczy. – Nie chce niczego co materialne! Nie zależy mi na tym! – Zacisnęła dłoń na bluzce w miejscu, gdzie znajdowało się serce. – To kiedyś potrzebowałam czegoś od ciebie. – Oznajmiła ze smutkiem w głosie i pociągając nosem zaczesała włosy do tyłu. – Ale nigdy tego nie dostałam. – Uśmiechnęła się spoglądając na biały sufit. Z jej oczu płynęły łzy, tworząc na policzkach mokre rzeki.
- Co to było? – Powiedział pobudzony i nawet nie wiedział kiedy stanął metr przed nią. Nie pierwszy raz widział córkę w takim stanie, ale dzisiaj czuł, że to nie jest w porządku. – Mogę ci to jeszcze dać. Zawiesiła na nim wzrok. Mimo uśmiechu, miał się on nijak do całego bólu skrywanego w jej sercu.
- Już za późno. – Przymrużyła oczy. – Czasu nie można cofnąć. – Zamknęła je. – Teraz jestem już dorosła i ojcowska miłość, której tak pragnęłam… już nie jest mi do niczego potrzebna. – Odpowiedziała ciężko wzdychając i uspokajając trzęsące się ręce. – Mimo wszystko, dzięki za chęci. – Już chciała po raz kolejny się odwrócić i wyjść z biura, jednak została zatrzymana w uścisku ojca. Spojrzała na jego silne ramiona otaczające jej ciało. Czuła, że i on drży. – Puść mnie. – Starała się być poważna, jednak miała ochotę wtulić się i rozpłakać jak dziecko.
- Kiedy się urodziłaś, byłem taki szczęśliwy… - Powiedział załamującym się głosem. Chciałem ci zapewnić wszystko, czego pragnęłaś. Pracowałem, cały czas. Nawet nie wiem kiedy zapomniałem o tym dla kogo to robię. – Poczuła ciepłe łzy na swoim ramieniu. – Ominęło mnie wszystko. Nie wiem nawet kiedy zaczęłaś chodzić, czy mówić. W głowie istniała dla mnie tylko praca. I nagle… to było prawie jak mrugnięcie, przeleciały mi te wszystkie lata. Już nie byłaś noworodkiem, tylko dziewczynką posiadającą własne zdanie. Ja jednak wciąż byłem zaślepiony i zawierałem jak najwięcej interesów. Skończyło się na współpracy z ludźmi związanymi kontaktem z demonami. – Westchnął. Lucy poczuła jak nie jest już w stanie powstrzymywać się od łez. Zasłoniła drżące usta. – Wszystkie te drzwi w domu, są przez nich. Używali własnych kluczy do transportu i wykorzystałem to do własnych interesów, takich jak szybsze i tańsze przenoszenie towarów. Warunek był jeden, miałaś wyjść za syna siostry mężczyzny z którym współpracowałem. Sam miał żonę i dziecko, jednak miał wobec niej dług i chciał go w ten sposób spłacić, zapewniając siostrzeńcowi bezpieczną przyszłość. To również wydawało mi się dobre i skorzystałem podwójnie. Kazałem ci się wtedy tyle uczyć, ponieważ nie chciałem być wypadłą na głupią dziewuszkę z dobrego domu. – Z jego piersi wyrwał się zduszony śmiech. – Teraz widzę, że moje sposoby nakłonienia cię do tego były bezduszne… Małżeństwo jednak umarło. Myślałem wiele razy o tym, by zerwać zaręczyny, ale wciąż wydawały mi się rozsądne. Po za tym, zapewnili, że również mogą coś zaproponować. Przez ten cały czas nawet nie zauważyłem kiedy tak wyrosłaś i musiał nastąpić ten dzień ślubu. Jednak ty uciekłaś. Przez większość czasu szargała mną wściekłość, ale mimo to nie zapomniałem o tobie. Nie pisałaś listów, nie przychodziłaś. Wszystkiego dowiadywaliśmy się od innych ludzi lub z gazet. Devereuxowie jednak nie zerwali umowy. Dopiero teraz wiem czemu. Fang pałał do ciebie tak wielką nienawiścią, że zawarł pakt z demonami, i kiedy myślał, że nadszedł odpowiedni czas na zemstę, wcielił swój plan w życie. – Zacisnął mocniej ramiona na jej trzęsącym się ciele. – Byłem taki głupi! – Krzyknął drżącym głosem. – Lucy, naprawdę cię nie okłamałem. Layla… twoja mama… naprawdę okropnie się czuła i niesamowicie mnie to martwiło. Wiedziałem, że kiedy ta informacja się rozniesie, przyjedziesz. Powiadomiłem Fanga. – Kolejny raz się zaśmiał. – Ale on już o tym wiedział, bo to była jego część planu. Wszystko było jego cholernym planem! Kiedy przyjechałaś nie wiedziałem jak się zachować. Nie chciałem, byś widziała jak się martwię, bo byłoby to dla ciebie dziwne.
- Tak, tu miałeś racje. – Dotknęła z lekkim uśmiechem jego ciepłych ramion. – To do ciebie niepodobne.
- To przez tego przeklętego fioletowłosego demona ze spalonymi rękami. Potrafił on sprawić, że ludzie chorują. Lekarze byli bezsilni… Ja byłem bezsilny. Wiem, że ty i twoi przyjaciele wygraliście. Prawdopodobnie po tym wszystkim ten… - Zawahał się. Czuła po jego tonie głosu, że chce go wyzwać od najgorszych, ale powstrzymywał się od takiego słownictwa ze względu na nią. To było takie ojcowskie. – Zdjął chorobę z Layli. – Lucy odsunęła się od niego i odwracając w jego stronę spojrzała prosto w mokre od łez oczy. Identycznie jak jej.
- I po co to wszystko? – Zapytała, a ten ze szczerym uśmiechem wyciągnął dłoń i przetarł łzę z jej policzka.
- Ponieważ jesteś moją córką. Zawsze będę chciał dla ciebie jak najlepiej. Jesteś moim największym skarbem. Masz prawo mnie nienawidzić, bo mimo to zniszczyłem ci dzieciństwo. Jednak wciąż pozostaniesz dla mnie ważna. Kocham cię Lucy.
Poczuła ból w klatce piersiowej. Rozpłakała się z całych sił, bez zażenowania tak głośno jak dziecko, byle tylko wyrzucić z siebie ten cały smutek. Gula w jej gardle nie pozwalała przez pewien czas na nic oprócz wycia.
- P-pierwszy raz mi to powiedziałeś. – Wydusiła z siebie dusząc się własnym powietrzem. Przytuliła się do niego, pierwszy raz w życiu. Odwzajemnił jej uścisk delikatnie głaszcząc po głowie dla uspokojenia. Nic nie mówił, po prostu pozwolił jej pozbyć się tego wszystkiego co leży jej na sercu.
♦-♦-♦
- Ogniogłowy gdzieś polazł. – Odparł Gray leżący na łóżku z książką na twarzy.
- Oh. – Blondyn zmarszczył brwi, ale po chwili na jego twarz znowu wrócił wesoły uśmieszek. – Więc ty się ze mną napij. – Czarnowłosy uniósł część książki, by upewnić się, czy te słowa na pewno są kierowane w jego stronę. W tym samym momencie w jego stronę poleciała szklana butelka, którą bez problemu złapał. Usiadł na łóżku i obserwował jak mag unosi alkohol w górę.
- Coś ci za wesoło. – Wykonał ten sam gest to on i usunął zamknięcie. – I mam wrażenie, że nie świętujesz wygranej z demonami. – Powiedział z podejrzliwością obserwując jak ten podszedł do ściany i oparł się o nią plecami. Uśmiechnął się pod nosem i się napił.
- Można powiedzieć, że wygrałem cięższą walkę. – Spojrzał na niego wymownie. Gray westchnął unosząc butelkę do ust.
- Więc ja upijam smutek? – Rzucił żartobliwie rozumiejąc ten wzrok. Sting wzruszył ramionami.
- Nie wiem czy dasz radę się upić jednym piwem, ale zawsze możesz próbować.
- Pocałuj mnie gdzieś.
- Aż tak bardzo cię nie lubię. – Powiedział pokazując wyprostowaną dłoń.
- A tak po za tym, skąd je masz? – Zapytał w końcu.
- Od Eri. – Uśmiechnął się łobuzersko. Do pokoju w tym samym czasie wszedł różowowłosy. Sting natychmiast zarzucił mu ramię na szyje i wręczył zamkniętą butelkę. Zaskoczony Natsu nie czekał długo z podjęciem decyzji i złapał za alkohol. Oboje wyglądali na niesamowicie szczęśliwych.
- Obrzydliwe. – Rzucił Gray z odrazą. Spodziewał się wyzwisk i kłótni, jednak zaskoczyło go kiedy spojrzał na przyjaciela, który stał jakby niewzruszony jego słowami. Blondyn odsunął się od chłopaka.
- A co ciebie miłego spotkało, Natsu-san? – Zapytał kiedy chłopak brał większy łyk piwa.
- Cóż, po prostu słyszałem jak Lucy się godzi z ojcem. – Odparł ze spokojem. Sting z ciekawością wypisaną na twarzy zastukał w prawie pustą butelkę.
- Lubisz jak jest uśmiechnięta, co? – Natsu słysząc pytanie zamyślił się i po chwili kiwnął twierdząco głową w odpowiedzi. Na twarzy blondyna pojawił się podstępny uśmieszek.
- A co powiesz na to, żeby… - Przybliżył się i dokończył szepcząc mu do ucha. Dragneel uważnie wsłuchiwał się w jego słowa i po chwili mocno się zaczerwienił. Cokolwiek powiedział musiało być to dosadne. Chłopak pokiwał przecząco głową, wciąż cały czerwony na twarzy.
- Wścieknie się, idioto. – Blondyn uśmiechnął się i poklepał go przyjacielsko po ramieniu.
- Zaufaj mi.
Ja bym nie ufał, pomyślał Gray obserwując tą sytuacje.
♦-♦-♦-♦-♦-♦
Ja tam
bym zaufała ( ͡° ͜ʖ ͡°)
Michael: ...I już wszystko jasne.
Zgiń, przepadnij siło nieczysta!
Michael: To moja kwestia! Nie pisałaś 2 dni! Leń, co?!
UCZYŁAM SIĘ! U-CZY-ŁAM!
Michael: Jasnee...
Nie było rozdziału wczoraj, nie było rozdziału przedwczoraj, jeszcze jeden dzień i depresji bym dostała. Ale na szczęście dziś jest. Sting i Natsu widać świętują. Mocno mnie ciekawi na co wpadł blondasek i czy ten różowy gamoń to zrobi. Nie mogę się doczekać. Lucy pogodziła się z ojcem, ale pewnie umrze, dobrze mówie? A zreszą i tak mi to zwisa bo najważniejsze są moje kochane paringi. Charl i Sting nie pojawili się razem :(, Natsu i Lucy również :(. Ale liczę że już w krótcę ^^. Rozdział piękny jak zawsze. Błagam wstaw rozdział szybko, ja muszę przeczytać kolejną część. Tak więc licze że szybko się pojawi.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, ślę wenki i dużo wolnego czasu (na pisanie też).
Buziaki :*
C-cu-cudowny rozdział
OdpowiedzUsuń*łka*
Taichi: A ja znów muszę przynosić jej chusteczki. ;-;
Dziękuję Tai
T: Święta kobieto! Co ty zrobiłaś! Ona jest miła! ;-;
Wszystko popsułeś. :////
Uwielbiam Jude'a, nawet bardziej niż Laylę i cieszę się, że w twoim opowiadaniu oboje żyją.. xD Chwała Ci za to! XD
Serio rozdział mnie wzruszył, choć na początku wyłapałam błąd- zamiast ą w jednym miejscu było om ^^
Jestem już ciekawa co się będzie działo i co chłopaki planują. ❤❤❤
Oby Nalu. ❤❤❤
No i kobieto kochana, ty się nie obwiniaj, podczas gdy chyba od 29 kwietnia nam codziennie wrzucasz rozdziały, martwisz się jednym dniem przerwy? XDDD
Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział, życzę weny i pozdrawiam Cię serdecznie. ❤
Przepraszam za błąd ;-;
UsuńJa nie mogę sobie robić przerw! xD Potem się przyzwyczajam i robią się coraz dłuższe, i dłuższe!
Michael: Potwierdzam.
Cichaj.
Po za tym znam ludzi, którzy mnie męczą nawet w szkole o te rozdziały i kiedy nie pisałam miałam istne piekło ;-;
Dziękuje za pozdrowienia, wenę i wszystko inne :*