wtorek, 28 kwietnia 2015

32. Spotkanie

- Przepraszam, byłem idiotą. – Wyszeptał delikatnie odgarniając jej włosy za ucho. Poczuła jego łagodny głos i cała złość natychmiast z niej uszła, jak za magicznym zaklęciem. W tym momencie czuła się bezsilna. Jeszcze chwile temu wymyślała w jaki sposób ma się wyżyć… a on… on tak po prostu to zakończył. Zrobiło jej się gorąco, była zawstydzona i szczęśliwa, bardzo szczęśliwa. Odprężona przytuliła się do niego, z lekkim westchnięciem, prawie pomrukując z ulgi. Oparł brodę na jej głowie i zaczął powoli przeczesywać jej długie, czarne włosy. Za każdym ruchem jego ręki czuła ciarki na całym ciele. Jej ręce oplotły jego szyje. To było naprawdę ciężkie. Cały czas myślała, czy nie robi czegoś niepotrzebnego, czy nie powinna już odejść? Jej serce waliło naprawdę szybko i było jej słabo, bała się, że zaraz padnie trupem. Mimo wszystko szczęśliwym trupem, uśmiechnęła się na samą myśl.
- Tęskniłam. – Szepnęła i nieco się odsunęło, żeby unieść głowę i znów na niego spojrzeć. W kącikach jej oczu pojawiły się małe krople. Sting przesunął palcem pod jej oczami. Przez chwile myślała, że ją pocałuje, ale naprawdę, tylko przez chwile.
- Ej, ej… nie rycz mi tu teraz. – Wywrócił oczami. – Jeszcze nie możesz. – Zaśmiał się i wstał po czym podał jej pomocną dłoń, którą nieśmiało przyjęła. Zakręcił nią w miejscu, jak przy jakimś tańcu i odwracając ją do siebie plecami złapał za jej ramiona, prowadząc przed siebie. To było dziwne. Rozmawiali, ale nie słyszała ani jednej zaczepki z jego strony. Nie wspominali o smutnych rzeczach, ciągle zajmował ją zwykłymi tematami. Charl zaśmiała się po raz kolejny słysząc jego śmieszny tekst i rozejrzała się po okolicy. Było już bardzo ciemno, jedynie niektóre lampy świeciły wskazując im drogę. Zarumieniła się, nie bała się tak bardzo ciemności będąc z kimś i to na zewnątrz, jednak to było mile z jego strony. Samo to, że pamiętał i jej uwierzył było wspaniałe. W końcu skręcili z głównej drogi i zasłonił jej oczy. Nie mając co zrobić z rękami złapała za jego dłonie zakrywające prawie całą twarz. Czuła się przy nim bardzo malutka, ale wcale jej to nie przeszkadzało. Nie miała wrażenia, że jest przez to słabsza. Po chwili odsłonił jej oczy, które miała ciągle przymrużone. Najpierw dostrzegła dwa znajome koty, później swojego brata, a następnie czarnowłosego mężczyznę. Oniemiała i otworzyła szerzej usta. To nie mogło być prawdą. Uszczypnęła się. Znajomy ciągle przed nią stał i zaczął podchodzić. Uszczypnęła się znowu. To nie był sen, to nie była fikcja.
- Me… Metalicana? – Wyszeptała niezręcznie patrząc ciągle w dół.
- Tak. – Odpowiedział jej niski, dobrze znany głos. Nadal nie podnosiła wzroku. Podszedł o krok i zobaczyła jego nogi. – Trochę czasu minęło. – Oznajmił półżartem i złapał się za tył głowy. Nie wiedział jak ma się w tej sytuacji zachować, przecież tak naprawdę teraz byli dla siebie prawie jak nieznajomi. Jedyna różnica była taka, że on wyglądał tak samo, a ona wyrosła i nie była już cieszącym się z wszystkiego dzieckiem. Rozumiała o wiele więcej. Znała historie i wiedziała dlaczego ją zostawił. Westchnął cicho po długiej ciszy. Nic dziwnego, że tak się zachowywała. Zabił jej rodziców, uciekł i zostawił na pastwę losu. Czego oczekiwał? Że zacznie skakać z radości? Dostrzegł, że jej włosy są rozpuszczone. Kiedy była z nim dał jej swoją bandanę. Musiała naprawdę o nim zapomnieć i wyrzucić te wszystkie rzeczy.
- Więc pewnie po tym wszystkim nie chcesz mnie widzieć. – Powiedział w końcu. A ona drgnęła. - W sumie to musi być obrzydliwe, że po zabójstwie twoich rodziców mam czelność cię jeszcze obserwować. Chciałem ci w pewien sposób zastąpić rodziców których nie miałaś, jednocześnie zapełniając tą pustkę w moim sercu. Wykorzystałem cię. – Uśmiechnął się i przeczesał jej czarne włosy, jak to robił kiedyś. - Cholera, nigdy tego nikomu nie mówiłem ale chyba stałem się zbyt miękki. – Zaśmiał się zdejmując dłoń i zaczął się oddalać. – Kocham cię Charlotte. – Jego płaszcz powoli zawiał przed jej oczami unosząc grzywkę do góry. Powoli zaczynał rozumieć, że to już koniec. Nie mógł przez całe życie się nią opiekować, to było jasne. Przetrwała dzięki niemu, wyrosła na piękną dziewczynę, która nie potrzebuje już rodziców. Miała wielu przyjaciół, prawdziwą rodzinę, którą był Rogue. Za każdym krokiem czuł, że coś wewnątrz niego pęka, ale nie mógł być w tym momencie egoistą. Musiał
pozwolić jej żyć tak jak chciała, musiał odejść w cień. Nagle poczuł, że ktoś kurczowo trzyma go za płaszcz, odwrócił się i zobaczył małe dłonie które ledwo zaciskały się na materiale. Mała i trzęsąca się czarnowłosa dziewczynka, która tak bardzo urzekła jego serce.
- Tyle czekałam na to spotkanie. – Starała się ustać o własnych siłach, ale była zbyt zdenerwowana, by cokolwiek robić. Jej łzy zaczęły kapać na drogę. Usiadła dalej trzymając jego płaszcz. Metalicana z przerażeniem uklęknął przy niej i nie pozwolił by całkiem upadła podtrzymując ją jedną ręka. – A ty mi wyskakujesz z takim czymś? – Warknęła machając głową i zakryła swoje oczy. – To ty mnie
wychowałeś! – Krzyknęła, jej głos powoli się załamywał. Czuła wielką gulę w bolącym gardle. Słone łzy kapały gdzie tylko mogły, wylewała chyba wszystko co miała, całe swoje życie. – I to się nigdy nie zmieni! – Pokazała mu swoja twarz, oczy całe czerwone i opuchnięte, wszystkie kolczyki które tak bardzo przypominały jej o nim. Wzięła głębszy oddech widząc jego twarz. Twarz próbującą zatrzymać smutek, nigdy jej nie widziała. Drżąca ręką wyjęła z kieszeni fioletową przepaskę, jej skarb, jej jedyna pamiątka.
- Masz ją jeszcze? – Zapytał biorąc ją do ręki i przypominając sobie jej radosną twarz przy dawaniu.
- Wybaczam ci. – Powiedziała cicho i pociągnęła nosem. – Wybaczam ci! Rozumiesz?! Wybaczam! Wybaczam! Wybaczam! – Cała Magnolia słyszała jak przeraźliwy płacz. W niektórych oknach zapalały się światła. – Dlatego nigdy więcej nie mów takich rzeczy jak dzisiaj! Nigdy! Proszę, nie zostawiaj mnie już nigdy! Jesteś moją rodziną, moim prawdziwym ojcem, który kochał mnie mimo wszystko. Dziękuje! Kocham cię. – Ignorując to czy jej pozwoli czy nie przytuliła się do niego z całych sił. Wylewała z siebie łzy jak małe dziecko, które zgubiło się w mieście. Kiedy poczuła, że Metalicana odwzajemnia uścisk zaczęła płakać jeszcze mocniej, pierwszy raz czuła coś takiego jak rodzicielska miłość i zawsze chciała mieć kogoś bliskiego na kogo mogła liczyć. Jasne, miała jeszcze brata który na pewno był dla niej ważny ale tak naprawdę to gdyby nie Metalicana zginęłaby, nie wiedziałaby co to znaczy opieka nad inna osobą, nie doznałaby większości przyjemnych uczuć w życiu. Całe życie po jego zniknięciu poświęciła na odnalezienie, a teraz się okazywało że cały czas ją obserwował, pamiętał o niej.
- Byłem takim idiotą. – Powiedział ściskając mocniej jej kruche jak zawsze ciało. – Uciekłem bojąc się, że mnie znienawidzisz i kiedy zaczęłaś mnie szukać zawsze podróżowałem dalej, żebyś nie musiała cierpieć. Wszystko robiłem na odwrót. Ty cierpiałaś właśnie dlatego że mnie nie było obok. Charl, przepraszam. – Poczuła jego łzę na ramieniu, widziała jak mięśnie drżą, słyszała jego bicie serca. Gdzieś z tyłu usłyszała płacz Lectora i Frosha. Odwróciła głowę w ich stronę, Rogue właśnie śmiał się z lekko wzruszonego Stinga, który cały czas się wypierał. Zaśmiała się przez łzy. Nagle coś do niej dotarło.
- Gajeel! – Krzyknęła odsuwając się i nie zwracając uwagi na nikogo zaczęła biec przed siebie. – Gajeel też musi wiedzieć! – Wrzasnęła pędząc w stronę gildii ile sił w nogach by powiedzieć przyjacielowi o tym, kto jest w mieście. Metalicana chciał coś powiedzieć, ale nie zdążył nawet otworzyć ust. Parsknął pod nosem i wyjął z kieszeni papierosa ocierając łzy. Zapalił go.
- Możesz wyjść. – Powiedział po czym z dachu jednego budynku zeskoczył czarnowłosy.
- Więc to jednak prawda. – Rzucił mając na myśli przygarnięcie Charlotte przez Metalicane.
- Zazdrosny? – Powiedział kąśliwie. Gajeel machnął ręką.
- Bardziej zaskoczony, że taki staruszek dał radę wychować jeszcze jednego dzieciaka bez pękania kości. – Zaśmiał się, a mężczyzna złapał go za ucho.
- Jaki staruszek, coo? -  Zapytał zniżając głos. Chłopak zaśmiał się i odsunął jego rękę.
- Ale nie dziwie się, ma w sobie coś takiego. – Oznajmił spoglądając na miejsce w którym zniknęła by po niego pobiec. Metalicana wydmuchał dym i pokiwał głową z uznaniem.
- Tylko się za nią nie bierz. – Rzucił uszczypliwie. – Chyba zaklepana. – Powiedział wskazując na Stinga, który był w trakcie kłótni z przyjacielem. Straszny wyraz twarzy Gajeela był odpowiedzią na zaczepkę.
- Nie o to mi chodziło. – Warknął. Po chwili uspokoił się i spojrzał jak mężczyzna, którego traktował jak ojca, rzucił niedopałek papierosa na ziemie i przycisnął nogą by ugasić żar. Niezbyt godne naśladowania, jednak to mu nie przeszkadzało. – Mimo wszystko, ciesze się, że cię widzę. Nie ważne w jakiej formie. – Uśmiechnął się. Metalicana nie spodziewał się takich słów i przez chwile stał jak sparaliżowany.
- To miłe. – Wydusił z siebie w końcu i zobaczył jak wyraz twarzy Gajeela zmienia się na trochę smutniejszy.
- Ale musisz mieć dobry powód dlaczego przyszedłeś. – Metalicana zmrużył oczy. Rzeczywiście, przed nim nie dało się nic ukryć. Spojrzał w niebo, na wielki i jasny księżyc. On już od początku jego życia na ziemi wiedział jak to się skończy. Nie musiał nawet podejmować decyzji, czy iść z innymi smokami, czy zostać. Był jedynym ze swojej rasy, który przyłączył się do ludzi. I był jedynym, który przetrwał. Jego kamień rasy nie istniał i sam był zaskoczony, że tak wiele czasu udało mu się przeżyć bez niego. Jego czas się kończył, jego życie z każdą minutą się skracało. Ile jeszcze mu zostało? Rok? Miesiąc? Tydzień? Nie wiedział. Uratowanie Charl było jedynie wymówką, by się pożegnać i nie żałować, że się tego nie zrobiło. W oddali zauważyli biegnącą z powrotem Charlotte. Śmiała się budząc wszystkie wokoło, ale nawet kiedy ludzie wyglądali zza okna i na nią wrzeszczeli, to jej nie przeszkadzało. Jednak czy mógł jej powiedzieć o czymś takim?
- Nie było Gajeela. – Powiedziała szybko sapiąc ze zmęczenia i po chwili spojrzała na chłopaka. – Cześć Gajeel. – Uśmiechnęła się. – Nie miałeś… być w gildii? – Zapytała kucając i próbując złapać oddech.
- Miałem… dopóki nie poczułem zapachu smoka w okolicy. – Spojrzał kątem oka na Metalicane.
- No… to teraz wiem. – Powiedziała prostując się. – Czemu nie było też Natsu, Lucy i Wendy. – Po tych słowach odwrócili się i zobaczyli za sobą trójkę magów.
- Widzisz Natsu… - Westchnęła czerwona Lucy. Charl zauważyła, że chłopak trzymał ją za rękę. Pewnie wybiegł ciągnąc ją ze sobą. – To nie jest smok. – Metalicana wskazał na siebie.
- Tak w sumie… to jestem smokiem. – Odpowiedział i spotkał się z zaskoczonym wzrokiem. Tak, dla niego też to był kiedyś szok.

--
- Na pewno mogę? – Zapytał niezręcznie Metalicana łapiąc poduszkę rzuconą przez Lucy.
- Jasne, jasne. Przecież jesteś ojcem Charl. – Uśmiechnęła się stawiając kolejną herbatę na stole. Po odnalezieniu smoka Wendy i Natsu, który siedzieli na kanapie i wpatrywali się w mężczyznę jak w obrazek, chcieli mu zadać wiele pytań. Jednak rozmowa na dworzu, w nocy, w zimnie, nie była zbyt dobrym rozwiązaniem. Dlatego właśnie wszyscy poszli do najbliższego mieszkania Charlotte i Lucy.
- W sumie to wszystko fajnie. – Westchnął Dragneel i po chwili spojrzał na siedzących na łóżku Charl dwóch smoczych zabójców.- Ale co oni tutaj robią?! – Wrzasnął.
- Niemiłe panie Natsu. – Oznajmij Sting. – Można nas nazwać osobami towarzyszącymi. – Rzucił nagle. Oboje spiorunowali się wzrokiem.
- Nie kłóćcie się, dobrze? – Powiedziała chicho Wendy. Lucy również tego nie chciała. Gdyby zaczeli walczyć jej mieszkanie skończyłoby gorzej niż po bombie Charl.
- Po prostu to głupie… Najpierw porywają Charl, a teraz siedzą jakby nigdy nic.
- Działaliśmy z rozkazu mistrza. – Odpowiedział Rogue. – Teraz, gdy umarł, a Minerva zniknęła nikt nie będzie wydawał takich bezsensownych rozkazów.
- Nawet jeśli… - Natsu nie mógł im wybaczyć, w końcu tu chodziło o członka Fairy Tail, o jego przyjaciółkę. Charl w tym samym momencie weszła do pokoju i poklepała wesoło zdenerwowanego chłopaka po głowie.
- No już, uspokój się. – Uśmiechnęła się. – Daj im drugą szansę. – Na samą myśl o przeprosinach jakie zafundował jej Sting oblała ją fala ciepła. Skoczyła przez oparcie i usiadła między Wendy, a obrażonym Natsu. Gajeel stał oparty o ścianę i udając niezainteresowanego dokładnie im się przysłuchiwał. Lucy znalazła sobie miejsce na poręczy kanapy. Happy z Carlą i Lilym próbowali dogadać się z pozostałymi kotami, po kilku kłótniach złapali w końcu wspólny język. Metalicana starał się odpowiadać na każde pytanie smoczych zabójców, których uradowało samo to, że był z ich opiekunami w dość dobrych stosunkach. Potwierdził, że każdy smok, który walczył po stronie ludzi odleciał do nieznanego świata. Pominął oczywiście, że wszystko przez fałszywą wiadomość na temat Rogua i Stinga. Nie chciał wywoływać kolejnej wojny. Chociaż sam fakt, dlaczego zostało to w taki sposób ukartowane, go bardzo ciekawił. Po długich godzinach opowiadania Wendy zaczęła kiwać się i przymykać oczy.
- Chyba przełożymy to na jutro. – Westchnęła również zmęczona Lucy. Dzisiaj wiele się działo i chciała kiedyś położyć się spać. Metalicana kiwną głową. Biała kotka widząc senną przyjaciółkę podleciała do niej i złapała ją za bluzkę co jednak budziło dziewczynkę. Gajeel wywrócił oczami i wciął ją na ręce.
- Widzimy się jutro, staruszku. – Rzucił kąśliwie i wyszedł z dwoma latającymi kotami obok głowy. Metalicana zmarszczył brwi i po chwili uśmiechnął się. Mimo wszystko, czuł radość.
- A on niby może? – Zapytał Sting.
- Tak dzieciaku. – Warknął.
- Dobrze się dogadujecie. – Powiedziała nagle Charl, dwójka magów spojrzała na nią, a potem na siebie. Natychmiast zaczęli się śmiać jakby powiedziała coś absurdalnego. Czarnowłosa nadymała policzki i skrzyżowała ręce na piersi. Sting z Lucy w tym samym momencie wstali i podnieśli kubki.
- Pomogę ci Lucy. – Zaproponował Natsu widząc, że blondynka zaczyna sprzątać. Dziewczyna spojrzała na maga z Sabertooth.
- Spokojnie Natsu, Sting mi już pomoże. – Odparła niosąc talerze i szklanki tak samo jak chłopak. W kuchni rozpoczęły się rozmowy, a potem śmiech. Charl z Natsu zeszli z kanapy i usiedli na jej łóżku, obok czarnowłosego. Dziewczyna dostrzegła przez uchylone drzwi jak Sting dmucha pianą na rozśmieszoną Lucy. W pewien sposób ją to zabolało, bo myślała, że jest wyjątkowa, ale skoro Sting potrafił zaczepiać nawet Lucy, to chyba była w błędzie. Parsknęła. To naprawdę brzmiało żałośnie, była zazdrosna? Ona? O niego? Spojrzała jeszcze raz i przegryzła dolną wargę. Spojrzała na siedzącego obok Natsu. Z paniki otworzyła oczy i zaczęła okładać go poduszką.
- NATSU! ZGAŚ SIĘ! JARASZ MI WYRKO! - Jęknęła z rozpaczy.

-----
Michael: Nudno...
To by wyjaśniało dlaczego leżysz i nic nie robisz.
Michael: ...Ohhh... Zarzucasz
 mi lenistwo?
Tak, idź coś zrób ze sobą.
Michael: Na przykład? Pani "Zaczęłam-pracować"
Zrób Cosplay Stinga *o*
Michael: Ciekawe co tam w telewizji... T.T

4 komentarze:

  1. Kocham Cię po prostu za te częste rozdziały. Cieszę się że w końcu Charl i Gajeel spotkali się z ojcem. Część z Charl i Metalicaną była taka cudowna. Końcówka świetna. Charl i Natsu tacy zazdrośni o swoje połówki. Ciekawe co łączy Sting'a i Lucy. Fajny by było gdyby byli rodzeństwem lub przyjaciółmi bliskimi z dzieciństwa *-*.
    Z niecierpliwością czekam na rozdzialik. Wenki. Do następnego :*.

    OdpowiedzUsuń
  2. AAAA!!! >////< To było takie kawaii! Te przeprosiny...!
    Najbardziej podobał mi się początek i koniec tego rozdziału. Takie słodkie...
    Zazdrosna Charl i zazdrosny Natsu >///<
    Ale prawdę mówiąc więcej widać uczuć między Stingiem a Charl, niż między Lucy a Natsu ( takie jednostronne uczucie...)
    Ale i tak jest boskie!
    Czekam na więcej ^^ Dużo weny! (I romansu...-mruczy pod nosem.)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, może to wynikać z tego, że obraz Natsu w mojej głowie to "duże dziecko". Nie zna się on bardzo na uczuciach i widzi Lucy tylko jako bliższą przyjaciółkę, dopóki ktoś nie zaczyna się kręcić wokół niej. ^^ Ale spokojnie, dajmy mu to ogarnąć. :P
      Dziękuje za komentarz. =3

      Usuń
  3. Haha, Chciałam napisać ci pod ostatnim postem jeden wielki komentarz, ale czytając końcówkę tego rozdziału nie mogłam sie powstrzymać. Hahahahahaha. Nasz biedny Natsu się jara(ogniem, w sensie że się pali, ach ta wypowiedz nie wyszła mi za dobrze), haha, no ale ja już wiem czemu. Napewno zazdrosny, hihi *cwaniacki uśmieszek*. Ja już dobrze Natsu znam, i wiem że to napeeewno to! ^^. Resztę moich opini zostawię na później, bo rozdziały są naprawdę ZARĄBISTE. Good Job !!! Tak więc, pozdrawiam i życzę jeszcze żeby ci się wenka dalej rozmnażała ;) :*

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz bardzo mnie cieszy, więc nie wahaj się pisać ;)