Schodzenie z góry wydawało się przez pierwsze minuty czymś
zupełnie prostym. Niestety później zaczynały się schody, a właściwie to ich
brak. Ściany robiły się strome, drzewa przeszkadzały, a niektóre stworzenia
stojące na drodze wywoływały ciarki na całym ciele. Chociaż, dzięki nim mieli
pewność, że miejsce w które trafili przez Natsu było tym, którego szukali. Levy
ciągle chodziła z wyciągniętą książką o wymarłych gatunkach oraz o niezwykłych
roślinach. Lucy pomagała jej zbierać dziwne, lecznicze zioła w kolorze fuksjii.
Podobno mogły pomóc zregenerować każdą ranę i wyleczyć wszystkie choroby.
Niebieskowłosa dyskretnie pokazała na oczy przyjaciółki. W czasie drogi
spotkali wiele mitycznych stworzeń takich jak Enty, czyli żywe drzewa, czy
Sylfy, widziane wcześniej prawie przezroczyste duszki powietrza. Jednak nie
wszystko było takie piękne i bajkowe. Levy czytała na głos o każdym stworzeniu,
aż w końcu doszła do Nuckelavea. Była to chyba najohydniejsza istota na
świecie. Wyglądał jak centaur, ale był dużo brzydszy. Na karku i na czterech
kopytach miał płetwy. Posiadał jedno oko na czole oraz sięgające do ziemi ręce.
Na jego ciele nie istniało coś takiego jak skóra. To co było widoczne z
zewnątrz to mięso i kości.
- Przerażające, że coś takiego może gdzieś tu chodzić. – Skomentowała Lucy
czując gęsią skórkę przez tą myśl.
- Masz racje Lusia. –Odpowiedziała jej niebieskowłosa i wróciła do lektury. Po przekartkowaniu kilku kolejnych stron zamknęła księgę.
- Coś się stało Levy? – Zapytała zmartwiona jej zachowaniem Erza i znowu zeskoczyli z uniesienia.
- Nic, po prostu… Im mniej wiesz tym lepiej śpisz, prawda? – Uśmiechnęła się słabo. – Ten świat, mimo że z zewnątrz taki kolorowy to chyna niezbyt przyjazny dla ludzi. – Westchnęła o mało nie potykając się o wystający korzeń.
- Dla ludzi na pewno. – Potwierdził Natsu zatrzymując podróż. – Jednak my jesteśmy magami z Fairy Tail. Dopóki jesteśmy razem nic nam nie grozi. – Odpowiedział odwracając się do przyjaciół i podnosząc przy tym wszystkich na duchu. W tym samym momencie usłyszeli jakiś szelest i rżenie niezadowolonego zwierzęcia. Drogę przebiegł im biały koń z pięknymi skrzydłami. Za nim pędziła niebieskowłosa dziewczynka, która, tak jak Levy, nie zauważając korzenia upadła na twarz przed grupą magów.
- Jejciuuu… - Pisnęła ze zrezygnowaniem. – Christa, czemu ty zawsze mi to robisz?! – Krzyknęła w stronę zbiegłego pegaza. Spojrzała nieśmiało w bok i otworzyła szerzej oczy widząc grupę ludzi, która ciekawsko jej się przyglądała. Ze strony której przybiegła nieznajoma dało się słyszeć kolejny szelest i wrzask.
- WENDYY! – Z krzaków wyleciała biała kotka. – Mówiłam ci, żeby ją zostawić!
- Carla... – Dziewczyna pokazała na grupkę magów stojących obok. – Chyba mamy gości. – Zaśmiała się cicho.
- Patrz Charl, ona ma z trzynaście lat! Dogadacie się! – Powiedział złośliwie Natsu rozdrażniając tym dziewczynę.
- Zejdź ze mnie! Mam za miesiąc szesnaście! – Warknęła uderzając łokciem w jego bok.
- Masz racje Lusia. –Odpowiedziała jej niebieskowłosa i wróciła do lektury. Po przekartkowaniu kilku kolejnych stron zamknęła księgę.
- Coś się stało Levy? – Zapytała zmartwiona jej zachowaniem Erza i znowu zeskoczyli z uniesienia.
- Nic, po prostu… Im mniej wiesz tym lepiej śpisz, prawda? – Uśmiechnęła się słabo. – Ten świat, mimo że z zewnątrz taki kolorowy to chyna niezbyt przyjazny dla ludzi. – Westchnęła o mało nie potykając się o wystający korzeń.
- Dla ludzi na pewno. – Potwierdził Natsu zatrzymując podróż. – Jednak my jesteśmy magami z Fairy Tail. Dopóki jesteśmy razem nic nam nie grozi. – Odpowiedział odwracając się do przyjaciół i podnosząc przy tym wszystkich na duchu. W tym samym momencie usłyszeli jakiś szelest i rżenie niezadowolonego zwierzęcia. Drogę przebiegł im biały koń z pięknymi skrzydłami. Za nim pędziła niebieskowłosa dziewczynka, która, tak jak Levy, nie zauważając korzenia upadła na twarz przed grupą magów.
- Jejciuuu… - Pisnęła ze zrezygnowaniem. – Christa, czemu ty zawsze mi to robisz?! – Krzyknęła w stronę zbiegłego pegaza. Spojrzała nieśmiało w bok i otworzyła szerzej oczy widząc grupę ludzi, która ciekawsko jej się przyglądała. Ze strony której przybiegła nieznajoma dało się słyszeć kolejny szelest i wrzask.
- WENDYY! – Z krzaków wyleciała biała kotka. – Mówiłam ci, żeby ją zostawić!
- Carla... – Dziewczyna pokazała na grupkę magów stojących obok. – Chyba mamy gości. – Zaśmiała się cicho.
- Patrz Charl, ona ma z trzynaście lat! Dogadacie się! – Powiedział złośliwie Natsu rozdrażniając tym dziewczynę.
- Zejdź ze mnie! Mam za miesiąc szesnaście! – Warknęła uderzając łokciem w jego bok.
♦-♦-♦
- Ja też wierzę, że potrafisz się zamknąć. – Odpowiedział i ruszył przed siebie wyprzedzając chłopaka. Po powrocie do reszty z wszystkimi ranami i to jeszcze prawie o świecie wywołali niesamowite poruszenie. Wytłumaczyli to małą sprzeczką i nie czekali na wygojenie się ran. Do Magnolii zostało jeszcze sporo drogi do przejścia, a smok nie mógł czekać. Po długiej debacie zadecydowali by wyjść z lasu i podróżować normalną drogą. Metalicana niechętnie się zgodził, ale ciągle miał na głowie kaptur. Zaczynali przechodzić obok coraz to większych miasteczek i powoli zauważał rosnącą ilość strażników. Sting z latającym wokół jego głowy Lectorem spróbował jeszcze raz.
- Powiedz to i dam ci spokój na całe życie.
- Kusząca propozycja ale nie.
- O co właściwie chodzi Stingu-kun? – Zapytał zaciekawiony kot.
- Ten jegomość. – Wskazał na ignorującego ich Metalicane. – Nie chce potwierdzić, że nadam się na Mistrza Sabertooth. – Odpowiedział z dumą, na co smok parsknął. – Słyszałem! – Czarnowłosy pokazał mu środkowy palec.
- Jasne, że tak! Sting-kun jest silny i mądry, byłby idealnym Mistrzem! – Krzyknął uradowany Lector.
- Fro też tak myśli. – Dodał Frosh podnosząc wesoło dwie łapki. Roge jednak nie był przekonany co do pomysłu przyjaciela.
- Naprawdę zamierzasz zostać Mistrzem? – Zapytał dla upewnienia.
- Tak, czemu nie?
- Cóż… Przecież lubisz podróże, misje i walki. Mistrz tak trochę nie bardzo może robić tego wszystkiego, po za tym za rok jest turniej magiczny. Mistrzowie nie mogą brać udziału w walkach. Naprawdę ci pasuje taki układ? – Sting zamilkł. Rzeczywiście, nie pomyślał zbytnio nad tym.
- Nie żeby coś, ale on dobrze mówi dzieciaku! – Metalicana poparł czarnowłosego.
- Czy ktoś cię pytał o zdanie? – Warknął. Mężczyzna zatrzymał i odwrócił się w stronę blondyna. Spojrzeli sobie prosto w oczy.
- Wiesz, że w ciele znajdują się różne rodzaje metali? Chcesz, żebym zobaczył na tobie czy mogę je kontrolować?
- Jasne, a ja chętnie przetestuje na tobie moją nową technikę. – W powietrzu wisiała mroczna aura. Zapewne spełnili by swoje groźby gdyby nie Rogue który jako jedyny mądry podszedł i ich rozdzielił.
- Przestańcie. – Westchnął. Sting złapał go za ramię.
- Nie bój się, on tego nie zrobi. – Mężczyzna słysząc na to uniósł brew i skrzyżował ręce na piersi. Jego mina mówiła sama za siebie, czyli coś w stylu „Chcesz się przekonać?”. Czarnowłosy ściągnął z ramienia dłoń przyjaciela.
- Nie martwię się , ani o ciebie, ani o niego. Martwię się o siebie. Myślisz, że co zrobi Charlotte jak jej powiem, że pozabijaliście się po drodze? – Blondyn wywrócił oczami.
- Znając ją to najpierw zatłucze ciebie, że nas nie powstrzymałeś, a potem znajdzie sposób i zabije nas jeszcze raz.
- Bingo. – Odpowiedział Rogue dodając dźwięk dzwoneczka. – Nic wam nie zrobiłem, żebym musiał cierpieć więc z łaski swojej nie róbcie już większych ran niż macie. – Przez pewien czas to się sprawdzało. Zwykła cisza, czasem Lector albo Frosh zaczęli krótką rozmowę, nic po za tym. Droga wydawała się dłużyć i sprawiała wrażenie nieskończonej. Minęli kolejne miasteczko, tym razem jednak musieli przez nie przejść. Metalicana przez ten czas sprawiał wrażenie nieobecnego. Ludzie widząc go schodzili mu z drogi, nawet jeśli nie widzieli jego twarzy. Mężczyzna jedynie w duchu cieszył się, że w pobliżu nie ma żadnych straży. Gdy wyszli pozostawiając za sobą niemiłe wspomnienie mieszkańcom pierwszy odezwał się Sting.
- Już wiem czemu tak bardzo chciałeś łazić lasami. – Westchnął przeczesując włosy. – Też przez chwile miałem wrażenie, że mnie zabiorą i zamkną.
- Samo wrażenie przestało mnie już obchodzić, w końcu ja tak żyje od kilku lat. – Czy przypadkiem kiedy był smokiem inne nie zachowywały się w ten sam sposób? Uciekały i z przerażeniem patrzyły na jego pysk. Wiele się zmieniło przez ostatni czas, że zaczęło mu to przeszkadzać. Do głowy Stinga znowu wpadł genialny pomysł. Chłopak zakradł się powoli.
- Powiedź to. – Wyszeptał.
- Spieprzaj! – Krzyknął Metalicana płosząc go jak jakiegoś kota. Blondyn uśmiechnął się widząc, że zamiast się zamartwiać o błahostki mężczyzna zajął się wymyślaniem nowych wyzwisk dla niego.
♦-♦-♦
- Aaa, psik. – Kichnęła Charlotte wlekąc się za pozostałymi. – Mam wrażenie, że
ktoś mnie obgaduje. – Pociągnęła nosem.- Glupi przesąd. – Odpowiedział jej Gray. Po spotkaniu Wendy, która w przeciwieństwie do czerwonookiego chłopaka nie chciała ich zatłuc, mogli dowiedzieć się wielu rzeczy o nowym świecie. Dla przykładu, że istnieje bezpieczniejsza droga, którą właśnie prowadziła ich dziewczynka albo, że niebezpieczne istoty żyją w innej części wyspy. Tak, przepiękny i bajkowy świat był jedynie wyspą, poza którą nie było żadnego lądu ponieważ stworzenia wodne były o wiele większe i potrzebowały więcej miejsca niż lądowe. Dlatego właśnie wszystko wyglądało właśnie w taki sposób. Wszystko co czytała Levy było prawdą. Rośliny, które zebrała rzeczywiście potrafiły wyleczyć wszystko. Oczywiście, jeśli znało się przepis na lek. Lucy zauważyła w torbie młodszej znajomej wspomniane ziele.
- Mówiłam ci, żebyś zostawiła tego konia. Pomogłabym ci! Zobacz teraz jak ty wyglądasz. – Narzekała Carla, kotka Wendy, którą Happy był oczarowany.
- Więc, smoków tutaj nie ma? – Zapytał nagle Natsu kiedy wszyscy schodzili ze skarpy na piasek, znajdowali się właśnie na dole kotliny, tuż przy błękitnym zbiorniku wody. Wendy posmutniała, Carla położyła łapki na biodrach.
- A widzisz jakieś? Jeśli jesteście tu tylko z tego powodu, to gratuluje. – Odpowiedziała dość niemiłym tonem. Niebieskowłosa natychmiast pobiegła przed siebie, do jakiejś jaskini. Natsu podążył za nią. Charlotte w tym czasie kopnęła jakiś kamień prosto do wody.
- Wiedziałam! Było zostać w domu i rzucać w ludzi papierkami z okna!
- Robiłaś tak? – Zdziwiła się Lucy. Charl odpowiedziała jej podstępnym uśmieszkiem. Nagle z wody wynurzył się wielki stwór, prawdopodobnie niezadowolony wrzucaniem przez dziewczynę kamieni do jego domu. Wszyscy przełknęli ślinę. Natsu w tym czasie dogonił Wendy, która rzuciła wszystkie zioła na jeden stół i wyciągnęła ręce przed siebie, zaświeciły one zielonym światłem.
- Zdaje mi się. – Warknął głos zza jego pleców, odwrócił się w jego stronę i ujrzał poszukiwanego czarnowłosego chłopaka opartego o śpiącego gryfa. – Że wyraziłem się jasno i mówiłem, żebyście spadali.
- Jesteście smoczymi zabójcami, prawda? – Powiedział nagle całkowicie ignorując groźny wyraz chłopaka. – Tak jak ja.
- Co w związku z tym? – Jego ton złagodniał. Położył dłoń na głowie gryfa aby go uspokoić.
- Co robicie w takim miejscu jak to? W sensie, inny świat. Wychowaliście się tu? – Na to pytanie czarnowłosy parsknął pod nosem. Carla położyła łapkę na głowię.
- Oczywiście, że nie. Utknęliśmy tak samo jak wy, idioci.
- Panie Gajeelu! – Pisnęła cicho Wendy. Chłopak wywrócił oczami. – Wybacz Panie Natsu, niezbyt lubi nowych przybyszy.
- Za to ty ich lubisz za bardzo. – Wytknęła jaj kotka. Dziewczynka uśmiechnęła się promiennie i z wytworzonym lekarstwem w ręku podeszła do czegoś przypominającego łóżko w którym leżał czarny kot.
- Proszę Lily, to ci pomoże. – Powiedziała podając mu łyżkę. Po chwili podała butelkę Dragneelowi.
- Lepiej, żeby Happy też to wypił. Magia tego świata niezbyt lubi Exceedy – Chłopak otworzył szerzej oczy.
- Dzięki. – Nagle z zewnątrz usłyszeli krzyk. Natsu zerwał się ale zatrzymał go głos Gajeela.
- Czekaj! – Zawołał. – Czy… - Zacisnął zęby. – Czy z tą małą wszystko w porządku? – Wydusił z siebie.
- Z Levy? Najpierw chciałeś ją zabić, a teraz pytasz czy z nią w porządku?
- Pytam tylko o jedną rzecz! Ty jakoś nie miałeś problemów przed wlezieniem tutaj i zadawaniem pytań! Więc co z nią?! – Warknął.
- Nic jej nie je-st. – Przesylabizował zirytowany Natsu i nie czekając ruszył do swoim przyjaciół. Na twarzy Gajeela pojawił się wyraz ulgi. Wendy zachichotała.
- Ani słowa. – Powstrzymał ją przed mówieniem po czym przewrócił się na bok i zamknął oczy. – Idź bo ta krewetka ich jeszcze zje. – Dziewczynka posłusznie wyszła z jaskini. Rzeczywiście, magowie byli polewani ciągle wodą przez zdenerwowanego Lewiatana zamieszkującego to jezioro. Nie był on zbyt towarzyski, tym bardziej kiedy naruszało się jego teren. Przypominał on grubego węża z pyskiem podobnym do krokodyla. Swoim wielkim ogonem przy którym posiadał dwie długie płetwy machał na wszystkie strony wywołując niesamowite fale. Gray zamrażał większość z nich zanim zdążyły dotknąć przyjaciół. Gdzieś obok potwora dało się słyszeć wrzask przerażonej Charlotte, która wciągnięta przez Lewiatana do jeziora odbywała swoją karę poprzez ciągłe skakanie po wzburzonych falach.
- Houston, mamy problem! Będę rzygać!
♦-♦-♦-♦-♦-♦
Michael: Im więcej rozdziałów tym bliżej ku końcowi.
Zanim on nadejdzie to wiesz ile muszę wątków zamknąć?
Michael: I w międzyczasie 50 otworzyć... Syzyfowa praca.
Przynajmniej robię to co lubię.
Michael: Gdybyś robiła to tylko z przyjemności to byś wrzucała rozdział raz na miesiąc, jak do tej pory.
Ale... Ktoś to chyba czyta... I czeka...
Michael: Ruszyło cię pewnie przez to czekanie na przetłumaczenie mang,
Czekać miesiąc na jeden, beznadziejny rozdział. ;-; Moja twórczość jest tak słaba, że wolę wrzucać krótsze rozdziały codziennie niż siedzieć miesiąc nad jednym beznadziejnym.
Michael: Przyznaj, po prostu lubisz czytać komentarze.
Może troszeczkę <3
;---; Zazdroszczę ci weny do pisania. Oddaj trochę!
OdpowiedzUsuńO---O Pojawił się Sting... Rozwala mnie jego zachowanie razem z Metalicaną... XD
Po prostu para dzieci... Czekam na ciąg dalszy i trzymam kciuki <3
Awww... Cudo!!
OdpowiedzUsuńLaxus: Teraz komentujesz??
Tak. Przeszkadza ci to?
Laxus: Troche... Po prostu nie spałaś całą noc, żeby przeczytać i skomentować, a robisz to teraz...
Tak. No i??
Laxus: Martwię się o ciebie...
Mhm... Czekaj, CO?!
Laxus: Wychodzę!!
Oke... Dziwne... Mniejsza... Wracając... Całe opowiadanie mi się strasznie podoba! Uwielbiam Charl! Jest, jak moje odbicie... Tylko, że ja tyle nie przeklinam i nie piję... Szczegół... Raz płaczę, a raz się śmieję. To jest coś, co lubię i uwielbiam! Czasem dramtyczne sytuacje przeradzają się w śmieszne. Twój sposób pisania jest fantastyczny. Czasem pojawiją się błędy, ale drobne, prawie nie zauważalne. Opowiadanie ciekawe. Długo szukałam czegoś takiego!
Normalnie kocham Ciebie i Twojego bloga!!!
Pozdrawiam i ślę wenyyyy!!! c: c: c:
Awww <3 W moim serduszku zrobiło się cieplutko ^^
UsuńTeż uwielbiam Charlotte, to jedna z moich ulubionych i wymyślonych przez siebie postaci. Miała ona nienawidzić alkoholu w oryginale, ale plany się zmieniły. :P Przepraszam za błędy, staram się ich nie robić i wszystkie poprawiać, ale człowiek nie maszyna. :c Nie widzę w moim sposobie pisania nic nadzwyczajnego. Moja polonistka ocenia go na 3+, ale od tego są polonistki, by niszczyć nasze marzenia :')
Dziękuje za pozdrowienia ^^