czwartek, 4 grudnia 2014

24. "...Ponieważ ich kochałam."

Na wstępie, przepraszam za dłuższą nieobecność. Mam trochę kłopotów oraz piszę opowiadanie detektywistyczne na konkurs szkolny (min. 20 stron ;-;). Prawdopodobnie moje wymysły ulegną jakieś zmianie, jeszcze nie wiem jakiej, ale na pewno nie skończy się tak jak to sobie zaplanowałam. Wszystko, według moich poprzednich założeń miało się skończyć za 20-30 rozdziałów, teraz 30 to minimum. No i to tyle na dziś z ogłoszeń parafialnych, dziękuję za uwagę.    
♦-♦-♦
- Mam dziwne wrażenie, że jestem dla każdego ciężarem. – Westchnęła cicho Charl otwierając oczy poczuwszy na swojej twarzy ciepło od słońca.
- To cię wzięło na rozmyślenia. – Warknął Sting niosąc dziewczynę na plecach. Przez całą drogę piszczała, jęczała i robiła wszystko, co mogła by okazać swoje niezadowolenie. Naprawdę, nie rozumiał tego, czemu ktoś taki był uznawany za najlepszego zabójcę? Dziewczyna łamała się po lekkim popchnięciu, ciągle płakała, nie potrafiła wielu rzeczy robić sama, bała się ciemności i przejście kilku kilometrów było dla niej jakąś torturą. Czarnowłosa uderzyła go w głowę i po chwili położyła swój podbródek na jego blond włosach by widzieć drogę przed nimi. Na pewno wyszli już z lasu i z dziwnego miasta, ale gdzie byli teraz? Co jakiś czas wchodzili do małych miasteczek, raz przechodzili przez pole, teraz ciągle szli jakąś wydeptaną drogą na odludziu. Górki, stawy, dużo krzaków i drzew. Sting nagle zszedł ze ścieżki i zatrzymał się pod wielkim, prawie białym drzewem z długimi liśćmi sięgającymi prawie do ziemi. Puścił dziewczynę, która uderzyła tyłkiem o ziemię i zapiszczała ze strachu. Blondyn ciężko westchnął widząc jej zirytowaną minę i złapał się za swój bark.
- Jesteś ciężka. – Odpowiedział podchodząc do drzewa i jakby nigdy nic usiadł pod nim i zamknął na chwile oczy.
- Sting no… - Krzyknęła oburzona podchodząc do niego na czworaka. Chłopak zacisnął zęby.
- Niosłem cię całą noc i nawet nie miałem chwili by zasnąć, ty za to spałaś tak, że nie szło cię obudzić. – Charl spojrzała na jego zamknięte oczy i naprawdę wyglądał na zmęczonego. – Po za tym…- Zaczął pod nosem. – Chrapiesz. – Dziewczyna poczuła jak cała jej twarz robi się czerwona i natychmiast wstała z ziemi otrzepując kolana. Zdenerwowana wyszła spod drzewa i rozejrzała się jeszcze raz po okolicy. Gdzie oni w ogóle byli? Czy mogła zaufać Stingowi? Może to był kolejny plan Sabertooth, a ona kolejny raz dała się nabrać. Chociaż, z tych ich planów i tak nic nie wychodziło. Po co była ta cała wycieczka do lasu skoro nic nie osiągnęli? Po za tym, czemu reszta nie poszła z nimi? Spojrzała na mały krzaczek rosnący obok niej i zauważyła, że się poruszył, cicho kucnęła i odgarnęła zielone listki. Zdziwiło ją to, co zobaczyła. Małe zwierzątka przypominające wiewiórki czy inne gryzonie, wszystkie małe znajdowały się prawdopodobnie przy matce, oprócz jednego. Młoda wiewióreczka była słaba i zamiast skakać czy biegać jak reszta leżała z daleka od innych. Kolor futerka również był inny, kiedy wszystkie gryzonie były rude ten mały był całkiem czarny. Odrzucony przez rodzinę z powodu wyglądu, znała to bardzo dobrze. Dla matki całe życie była przerażająca i obrzydliwa. Czy to tylko przez jej oko?  Może po prostu nie wiedziała jak wychowywać dzieci, w końcu Rogue trzymała na rękach tylko kilka godzin w życiu. Charl wyciągnęła powoli dłoń do gryzonia, wszystkie zwierzęta uciekły wyczuwając niebezpieczeństwo i zostawiły członka rodziny samego. Słaba wiewiórka widząc zbliżającą się rękę cicho syknęła, bo cóż mogła więcej zrobić? Charlotte uśmiechnęła się i pogłaskała stworzenie, które czując jej ciepło zrobiło się spokojniejsze.
- Ciebie też nikt nie chce? – Zapytała a gryzoń wszedł na jej dłoń. – Seth. – Powiedziała nagle patrząc na jego piękne futerko. – Nie mam pojęcia, czemu ale wydaje mi się, że będzie to dobre imię. – Zachichotała i położyła nowego przyjaciela na ramieniu. Nie narzekał, nawet, jeśli by chciał to nie miał jak, zostało mu się po prostu położyć i zaufać magini. Dziewczyna nie wiedziała, co ze sobą zrobić, kiedy Sting spał, wyłożyła się, więc na zielonej trawie i spojrzała na niebieskie niebo. Bardzo dziwne uczucie wiedzieć, że można iść gdzie się chce, można robić wszystko, można po prostu położyć się i leżeć leniwie kilka godzin. W końcu nikt jej nie mógł tego zabronić. Czy to właśnie była wolność? Wyciągnęła dłoń by zasłonić słońce rażące jej oczy i zauważyła czarną kropkę na nadgarstku. Czy to miało jakieś szczególne znaczenie? Nie słyszała swojego cienia, co było raczej dobre, ale czuła jakby on był jakąś jej gorszą częścią. Może to i głupie, ale nienawidziła go, nienawidziła najbardziej na świecie a i tak tęskniła za nim.

„- Rycz już. – Warknął pokazując się na ścianie ciemnego pokoju. Pięcioletnia Charl powstrzymywała łzy już od kilku godzin, nie jadła, nie mówiła. Nawet, jeśli by chciała się do kogoś odezwać, to i tak nie miała do kogo. Jej matka znowu wyszła mówiąc, że wróci a ojciec zamknął się w swojej pracowni i kazał jej nie wchodzić i nie przeszkadzać. Czuła się samotnie.
- Przepraszam. – Wydusiła z siebie wiedząc, że jest zdenerwowany. Usłyszała ciche westchnięcie.
- I dobrze, że przepraszasz gówniaro, denerwują mnie już twoje jęki. – Zadrżała, wszystkim zawsze sprawiała problemy. Naprawdę chciała się rozpłakać, ale nie mogła, bała się, że przeszkodzi w pracy ojca i ją ukarze. Cień widząc przerażoną dziewczynkę zrobił złą minę i wyglądało na to, że odbył jakąś wewnętrzną kłótnię. Charl usłyszała ciche szczekanie i odgarnęła czarne włosy z twarzy. Zobaczyła jak jeszcze przed sekundą zły cień zmienił się w małego pieska i wesoło machał ogonkiem. Dziewczynka uśmiechnęła się i po tym cień wrócił do normalniejszej formy.
- Nie myśl, że zrobiłem to, bo cię lubię, po prostu naprawdę mnie irytowałaś. – Odpowiedział z wielkim oburzeniem a Charl zrobiła w jego stronę wielki uśmiech.
- Dziękuje. – Powiedziała szeptem. Cień uniósł pięść.
- Mówiłem ci już, że… nie ważne.”

Tak. Miał swoje przebłyski dobroci, ale tego nigdy nie pamiętała, było ich zdecydowanie za mało. Czyżby jej wspomnienia były oznaką jakiejś tęsknoty? Nie, to byłoby szaleństwo albo jakaś oznaka ukrytego masochizmu. Zastanawiała ją jednak jedna rzecz w jego zachowaniu, czemu od początku jej nienawidził? Tak naprawdę to nie pamiętała ile z nią jest, ale kiedy tylko zaczęła mówić od razu czuła wrogość w jego głosie.

„- Kim pan jest? – Zapytała z ciekawości i dotknęła ściany, na której znajdował się wizerunek dziwnego chłopaka. Zaskoczyło go to pytanie i na chwilę się zawiesił obserwując dziewczynkę.
- Nie odzywaj się do mnie obrzydliwa gówniaro. Ej.. Gdzie z tymi łapami? – Krzyknął widząc jak dziecko go nie słucha i jak kot łapiący światło tak ona skakała za nim po ścianie i próbowała go dotknąć. W końcu zatrzymał się na rogu ściany, tam gdzie dziewczynka nie mogła dosięgnąć i z zadowoleniem obserwował napływające do jej oczu łzy. Charl wytarła je jednak i podeszła do krzesła stojącego w pokoju i przesunęła je by na nim stanąć, i dowiedzieć się, że nie dosięgnie nawet wtedy. Cień się zaśmiał, co zdenerwowało dziewczynkę i podskoczyła, po wylądowaniu źle stanęła stópką i upadłaby na twardą podłogę gdyby nie szybka reakcja cienia, który jakimś niewyjaśnionym sposobem przesunął poduszkę leżącą na kanapie na miejsce lądowania.
- Jaka idiotka. Naprawdę muszę spędzić z tobą całe życie?! – Charl nie rozumiała wielu słów, ale mimo tego uśmiechnęła się w stronę ściany, na której go widziała. – I z czego rżysz gówniaro.”

Czemu później nie pokazywał się w tej formie? Pamięta tą dziwną postać chłopaka z dzieciństwa i tylko w tym okresie pojawiał się w ten sposób. Teraz same plamy lub przerażająco wyglądające oczy. Czemu? Może naprawdę jej nienawidzi i chce ją straszyć? Charl dotknęła dziwnej kropki i zauważyła dziwną zmianę, po dłuższym tarciu znak znikał. Sting nagle otworzył oczy, poczuł dziwny i nieznajomy zapach. Był zmęczony, ale to naprawdę mu nie pasowało, gdyby ktoś szedł wyczuwałby czyjś zapach już dawno i powoli, ale to pojawiło się nagle. Wyszedł spod drzewa i zobaczył siedzącą a trawie Charl.
- O, obudziłeś się. – Uśmiechnęła się i wskazała palcem na swoje ramię. – To jest Seth.
- Przygarniasz bezdomne zwierzęta, uroczo. – Odparł z kpina w głosie i nerwowo zaczął się rozglądać. Czy to był ktoś z gildii? Minerva? Nie, poznałby. Czarnowłosa zignorowała kąśliwą uwagę i pokazała również swój nadgarstek.
- Zeszło!
- Świetnie. Widziałaś może kogoś w okolicy? – Zapytał, czerwonooka uniosła pytająco brew.
- Nie, czemu pytasz?
- Nieważne. – Przeciągnął się. – Może mi się zdawało? – Ziewając chciał poklepać po przyjacielsku dziewczynę, kiedy z dziwną szybkością jego nadgarstek został złapany w silnym uścisku. Blondyn jeszcze bardziej poczuł podejrzany zapach, ale czemu Charl?  Spojrzał w jej oczy, były inne, posiadały jakąś dziwną nienawiść i chęć mordu, po za tym źrenice były pionowe.
- Kim jesteś? – Zapytał prawie sparaliżowany. Dziewczyna uśmiechnęła się.
- Zapytałbym o to samo. Jak taki śmieć jak ty chciał sobie dać prawo do zabicia tej gówniary? – To był jej głos, ale to jak to mówiła i w jakiej osobie kompletnie nie pasował.
- Ja jej nie chciał--
- Szczylu, jesteś o kilkaset lat za młody by mnie próbować okłamywać. – Puścił jego nadgarstek i uderzył go podcinając mu nogi. Sting przewrócił się, stopa dziewczyny nie pozwalała mu na żaden ruch. Demon siedzący w jej ciele przybliżył twarz do blondyna.
- Myślisz, że kto wywołał u ciebie tą wizję. – Pstryknął go w nos. – Mordować ci się dzieciaku zachciało, więc znaj, chociaż konsekwencje. – Sting korzystając z chwili nieuwagi zdjął z siebie stopę Charl i wywrócił ją na ziemię. Seth, który nie rozumiał, co się dzieje wskoczył na chłopaka i zaczął bronić swojej przyjaciółki, jednak nawet jego ukąszenia nic nie dawały, w końcu był za słaby. Blondyn spojrzał na zwierzaka i nie wiedzieć, czemu Seth wiedział, że nie jest zły.
- Nie wiem, kim jesteś, ale oddawaj Charl! – Krzyknął łapiąc za dłonie dziewczyny i dociskając je do ziemi. Usłyszał najpierw ciche przekleństwo a potem śmiech.
- Jej ciało jest naprawdę słabe. – Dmuchnął w czarne włosy i Sting dopiero teraz zauważył, że w okolicy jej lewego oka pojawiły się czarne znaki. – Po za tym jak mam ją oddać? Nie jest moim więźniem ani nic takiego. Powiedziałbym, że to ja jestem tu ofiarą, to ja muszę całe życie z nią wytrzymywać.
- Mówisz o niej tak jakby była jakąś niewyobrażalnie nieznośną osobą.
- Jakbyś nie zauważył to ta dziewka taka właśnie jest. Irytująca, becząca, nieporadna i słaba. – Sting otworzył usta by coś powiedzieć. Demon uśmiechnął się. – Widzisz, nie możesz zaprzeczyć. – Blondyn nagle poczuł jak noga dziewczyny uderza go w brzuch, zaszokowany puścił ją i cień w ciele dziewczyny szybko wstał przyglądając się sobie. Charlotte nie była wytrzymała, wręcz przeciwnie, była strasznie drobna i delikatna. Ten fakt przeszkadzał demonowi w czymkolwiek. – Ciekawe ile mam jeszcze czasu. – Mruknął pod nosem i chciał uciec, kiedy mag złapał go za ramię i szybko odwracając uderzył Charlotte w twarz. Demon poczuł wielki ból i zaczął się zwijać na trawie.
- Wybacz Charl. – Westchnął odwracając wzrok. Wiedział, że po tym cień raczej szybko nie ucieknie. – To nie tak, że nie mogę zaprzeczyć. Jest taka jak mówisz, ale jest też silna, szuka dobrych stron we wszystkim, potrafi się uśmiechać mimo wszystko. – Demon, po chwili ciszy zaczął się chichrać pod nosem.
- I co? Po tym twoim słabym przemówieniu mam grzecznie posłuchać i sobie pójść? Śmieszny jesteś. – Ledwo wstał, a jego głowa zaczęła boleć i nie mógł ruszać ręką, Charl odzyskiwała świadomość. – Teraz.. Wygra..Łeś. – Złapał się za czarne włosy i z wielkim bólem wyrwał kilka, krzyk brzmiał coraz inaczej. Sting nie wiedział, co się dzieje, chciał zareagować, powstrzymać demona przed krzywdzeniem Charl. Jednak coś go sparaliżowało, dokładnie to oczy. Prawe wyglądało już normalnie, lewe dalej posiadało pionową źrenicę.- Już niedługo… dowiesz się, że jestem jej potrzebny. – Dodał, po czym oczy dziewczyny zamknęły się a Charl upadłaby gdyby nie rybka reakcja blondyna. Czarnowłosa powoli pokazała światu swoje czerwone, przyjazne tęczówki. Widok przerażonego i lekko zdezorientowanego Stinga zbił ją z tropu, czy on przypadkiem, jeszcze chwile temu, nie śmiał się z niej i Setha?
- Coś mnie ominęło? – Zapytała już bardziej żywa, kiedy chłopak położył ją delikatnie na trawie. Zaczęła się martwić widząc, że coś go naprawdę trapi. Ten jedynie machnął ręką z odpowiedział jej ze swoim uśmieszkiem.
- Wystraszyłaś się? Więc moja gra aktorka jest jednak wspaniała. – Charl uśmiechnęła się niezręcznie, wiedziała, że Sting udaje, widziała to nawet po zachowaniu Setha, czuła jak ciało ją bolało, widziała kilka swoich włosów na trawie. Wiele rzeczy jej podpowiadała o tym, że coś jest nie tak.
- Czas iść dalej. – Rzucił nagle Sting i chowając ręce do kieszeni ruszył przed siebie. Charl westchnęła i bez jego pomocy wstała z ziemi i otrzepując się dopiero poczuła jak bolą ją twarz i ręce. Serio, co się działo?
♦-♦-♦
- Gray! – Krzyknęła Lucy z przyszłości wchodząc do ich kryjówki. Zdjęła kaptur i zamknęła drzwi. Na zewnątrz roiło się od demonów, które nagle zainteresowały się Magnolią, to nie podobało się dziewczynie i wróciła szybciej z zapasami. Odłożyła całe jedzenie i rozpoczęła poszukiwania przyjaciela. – Gray! Gdzie jesteś? – Zawołała po raz kolejny otwierając drzwi od jednego z pokoi. Bardzo martwiła się o chłopaka. Kiedy Lucy i Gray z przeszłości wrócili do siebie ten zaczął strasznie dużo czasu tracić na oglądanie jednego zdjęcia. Denerwowało ją to, co było takie ważne, żeby marnować cenny czas, jaki im pozostał na wspominki? Otworzyła toaletę, tu też było pusto. Kiedyś, wszyscy mieli dość udane życie, zaczynało się układać, znalazła przyjaciół i swoją miłość. Wszyscy zginęli, wszystko zniknęło, zostali tylko oni. Oczywiście, tęskniła za tym wszystkim i bolało ją to, że cała ta sytuacja, ich śmierć, wszystko to w jakimś stopniu jej wina. W komórce pod schodami znalazła same pająki. Niektórzy zostali zabici przez demony, zdarzyło się nawet tak, że ze stresu i strachu ludzie zabijali się nawzajem. Wciąż jednak pozostawała duża grupa osób, która po prostu nie wytrzymała napięcia i popełniła samobójstwo z tęsknoty. Coraz bardziej zdenerwowana wbiegła po schodach na górę. Każdy chyba bał się samotności, nawet ona przeżyła swoje załamanie z tego powodu, ale udało jej się i wiedziała, że musi jakoś przetrwać. Ciągle unikając ludzi traciła jakiekolwiek zdolności komunikacji, zachowywała się trochę jak dzikie zwierzę, bała się nawet najmniejszego szelestu w okolicy. Dopiero właśnie Gray uratował ją z tego stanu, kiedy wybaczył i pozwolił u siebie zostać. Była mu za to wdzięczna, naprawdę odczuwała teraz jakąś większą więź między nimi. Otworzyła jego pokój mocnym kopnięciem, jej serce aż skakało ze strachu. Gray wyglądał na oszołomionego, widocznie dopiero, co został obudzony. Lucy odetchnęła z ulgą widząc go całego i zdrowego.
- Coś się stało? – Zapytał zakładając swoją koszulę, nigdy nie wyleczył się z nawyku rozbierania. Dziewczyna z lekkim uśmiechem usiadła na krześle stojącym obok łóżka. – Kurcze, dawno nie widziałem takiego uśmieszku. – Wystawiła język. Czuła się przy nim niesamowicie swobodnie, tak jak kiedyś przy Natsu. Schowała twarz we włosach. Jej mina od razu posmutniała wspominając chłopaka, którego tak bardzo kochała. Zawsze się jednak bała mu o tym powiedzieć, nie wiedziała jak dokładnie to odbierze. Skończyło się na tym, że wszystko stało się jej słodką tajemnicą. Szybko przetarła łzy zanim Gray zdążył zauważyć i przyszyła sobie sztuczny uśmieszek. Czarnowłosy wstał z łóżka by odsłonić zasłony, po drodze upadło mu jakieś zdjęcie. Lucy chcąc być miła podniosła je i poczuła się jakby dostała w twarz. Zobaczyła słodką Charl. Stała tak przez chwile nie wiedząc jak zareagować, nagle przed jej oczami pojawił się obraz osób zamartwiających się o martwych bliskich, ostatecznie się zabili. Łzy same popłynęły na myśl, że Graya również może kiedyś zabraknąć, a to wszystko przez głupie wspomnienia i uczucia.
- Lucy? Czemu płaczesz? – Zapytał przecierając jej policzek. Dziewczyna spojrzała mu głęboko w oczy i rozerwała zdjęcie. Czarnowłosy zaszokowany otworzył usta.
- LUCY! Przecież to było--
- Ważne? Spędziłeś cały dzień na wpatrywanie się w Charl… ona nie żyje! – Krzyknęła i po chwili poczuła pieczenie na prawym policzku, została uderzona. Otworzyła szeroko oczy.
- Co cię opętało?! – Warknął schylając się by pozbierać kawałki zdjęcia. Zbierał je z wielką ostrożnością, co jeszcze bardziej zabolało dziewczynę.
- Boję się. – Nie wiedząc czy śmiać się czy płakać, wybrała oba jednocześnie, wyglądając trochę przerażająco. – Straciłam już tyle osób… - Opuściła głowę. – Nie chce stracić i ciebie.
- Lucy.. Przecież dobrze wiesz, że ja..
- Co? – Przerwała mu pociągając nosem i przetarła oczy. – Nie odejdziesz? Oni też tak mówili. – Po tych słowach podeszła szybkim krokiem do okna i wskazała na pobliski cmentarz. – Teraz leżą pod ziemią i prawdę powiedziawszy mają w dupie to, co się u nas dzieje. – Schowała drżące ręce w rękawy płaszcza. Ta sytuacja powoli ją przytłaczała. Od początku ich przeznaczeniem było umrzeć. Teraz, próbując przetrwać przedłużali swoje cierpienie. Kiedyś prawdopodobnie miałaby nadzieje, że coś się polepszy, że ktoś ich uratuje, że oni sami dadzą radę albo ona coś wymyśli. Życie pokazało jej, jaka była naiwna, zbyt optymistycznie nastawiona. Spojrzała na swoje odbicie w lustrze, jej włosy były poszarpane i od dawna niepielęgnowane, usta suche a twarz pełna blizn. Oczy nie tryskały już dawną energią, teraz była już w nich słaba chęć do życia. Kiedyś uwielbiała swoją zdrową twarz, teraz była blada i chodziła wiecznie z podkrążonymi oczami. Takie życie powoli ją wykończało. Ciągły stres, brak odpowiedniego pożywienia, zbyt mało snu, kiedy w ogóle udało jej się pójść spać. Była chuda, kiedyś pewnie byłaby z tego zadowolona, ale teraz wcale nie była szczęśliwa.
- Lucy… - Zaczął niepewnie Gray. – Wiem, że się boisz. – Zignorowała go dalej wpatrując się w cmentarz. Zdenerwowany złapał ją za ramię i odwrócił w swoją stronę. – Ale zobacz, ja żyje! Jestem tu z tobą teraz! Naprawdę, gdybym mógł to zrobiłbym wszystko żeby wrócili, bo też mi ich bardzo brakuje. – Dziewczyna zrobiła niewzruszoną minę, zostawili ją mimo, że obiecali. Gray po raz kolejny się zdenerwował. – Dziewczyno. – Złapał ją za policzki i zmusił do patrzenia w oczy. – Oni zginęli dla nas, żebyśmy żyli. Mam zamiar ich nienawidzić do końca życia? Czy te wszystkie chwile są dla ciebie niczym? – Przed oczami Lucy pojawiły się te wszystkie wspomnienia pełne śmiechu, radości i wspólnego smutku. Wszystko wydawało się takie łatwe, życie potrafiło dać w kość, ale się nie poddawali, nigdy. Natsu z Happym zawsze potrafili ją rozśmieszyć, pomóc, zawsze stawali po jej stronie, akceptowali ją i jej wszystkie duchy, kochała ich. Erza zawsze była dla niej wzorem, otaczała się jakąś niewidzialną aurą dojrzałości i piękna, kiedy w środku tak naprawdę zwykłą dziewczyną jak Lucy. Levy była dla niej jak siostra, z którą uwielbiała rozmawiać, karciły się nawzajem, ale i ratowały, kiedy było trzeba.  I w tym wszystkim była jeszcze Charl, wiecznie roześmiana i naiwna jak nikt inny czarnulka. Bała się, że ktoś ją znienawidzi a mimo to Lucy w jakiś sposób się do niej zbliżyła. Była między nimi dziwna więź, którą czuła do tej pory.
- Lucy? – Głos chłopaka wyrwał ją z zamyślenia. Dziewczyna pociągnęła nosem.
- Ja.. Nie chce ich nienawidzić, ale jestem zmęczona, cholernie zmęczona. Mam dość udawania, że wszystko jest dobrze. Wiem, zrobili to dla nas, ale nie mogę im wybaczyć. Jednak najbardziej denerwuje mnie to, że nie mogę nawet na chwilę zapomnieć o tym, że ich nie ma, ponieważ ich kochałam. – Po tych słowach oparła się o ścianę i zjechała po niej w dół, na jej policzkach popłynęły łzy i po prostu zaczęła płakać, za ten cały czas, kiedy się powstrzymywała.
♦-♦-♦
- Jaki jest procent pewności, że podali nam prawdziwe informacje? – Rzucił Gray po sporym czasie drogi, jego ubrania niosła wesoło Juvia. 
- 100% - Odpowiedział Natsu, czarnowłosy parsknął pod nosem.
- Ciebie nie pytam kretynie. Przecież ty nawet nie wiesz ile jest 2+2
- Wiem! – Wrzasnął. – 4 I kto tu jest teraz kretynem ekshibicjonisto?
- Dalej ty. – Zakpił i dostał z pięści w twarz, Gray nie czekając oddał mu oraz przymroził swoim atakiem. Rozpętała się pewnego rodzaju bójka. Lucy uśmiechnęła się.
- Jak dobrze widzieć ich pełnych energii. – Zwróciła się do skupionej na drodze Erzy. Kiedy Scarlet usłyszała słowa przyjaciółki odwróciła się, zwykłym kopniakiem i wzrokiem mordercy przywołała ich do porządku. Cała grupa zatrzymała się na chwile. Lucy przyzwała swojego ducha Pyxis by sprawdził czy dobrze idą. Erza stanęła na środku drogi i rozejrzała się po pustym polu, coraz więcej zaczynała myśleć o Jellalu, od którego nie miała żadnych informacji, martwiła się. Możliwe, że przez to wydawała się być nieobecna, ale nie ważne jak bardzo próbowała w jej myślach pojawiał się ukochany. Naprawdę nie wiedziała, co z tym wszystkim zrobić. Jasne, Jellal wiele razy znikał bez słowa, gdy rozwiązywał jakieś sprawy, ale zawsze starał się jej przekazać w jakiś sposób, że nic mu nie jest. Słysząc kolejne wrzaski ze strony Graya i Natsu natychmiast założyła swoją maskę groźnej Tytanii.  Poleciało kilka włosów i nazbierało się kilka nowych siniaków. Nagle Natsu uniknął jednego z ataków Graya i stanął jak wryty spoglądając w jedną stronę. Nabrał mocno powietrza w płuca.
- Co ty robisz? – Zapytał czarnowłosy nie trafiając z przyjaciela i uderzając twarzą w ziemię. Lucy słysząc hałas spojrzała na minę jakby nieobecnego chłopaka. Wyglądał jakby próbował coś wyczuć, albo jakby coś właśnie wyczuł. Nagle otworzył szerzej oczy.
- Charl ma kłopoty. – Powiedział cicho i pobiegł przed siebie. Nikt nie pytał, wszyscy ruszyli za nim. Najważniejsze było to, że w końcu znaleźli Charl.   


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Każdy komentarz bardzo mnie cieszy, więc nie wahaj się pisać ;)