wtorek, 28 października 2014

23. Decyduje serce.

- Słucham? – Odparł zdziwiony Lector. –Sting, chyba się przesłyszałem. –Odparł z przerażeniem, nie mógł uwierzyć, że jego przyjaciel może się zgadzać na coś takiego. Nie rozumiał tego. Fakt, nie znali jej długo, ale widział jak każdy reagował na Charl, nawet Sting stwierdził, że ona wszystkich łączy. Co mu się nagle stało? Chciał ją zabić? Orga siedzący obok Lectora złapał się za głowę i sam zaczął się nad tym wszystkim zastanawiać. Czy gdyby chodziło o niego czy kogoś innego z całej grupy też zgodziłby się bez wahania? Nie do przyjęcia był fakt, że tak naprawdę już nikomu nie można ufać. Sting spojrzał w ich oczy z lekkim wyrzutem, po czym wzruszył ramionami. Co to miało oznaczać? „Trudno, skoro muszę”? Minerva przyglądała się temu z niemałym podziwem. Sting nie tylko chciał zdradzić Charlotte, chciał też zdradzić swojego przyjaciela Rogua. Rogue dopiero, co dowiedział się, że ma siostrę, poznał ją, to byłby cios gdyby jego najlepszy przyjaciel ja po prostu zabił. Orga otworzył usta by cos powiedzieć, ale to nie miało sensu, po co miał bronić jedną dziewczynę, kiedy przez to mógł stracić własne życie? Wolał siedzieć cicho i ignorować wszystko wokół. Kątem oka spojrzał na Rufusa, który wpadł na ten sam pomysł nieco szybciej. Zakrył twarz swoim kapeluszem i z uśmieszkiem po prostu zasnął, nie obchodziło go to, to nie była jego sprawa. Czy on też powinien przybrać taką postawę?
- Sting… - Mruknął cicho zawiedziony kot.
- Zrobię to, ale najpierw wytłumacz, czemu. – Powiedział Sting, uśmieszek Minervy zniknął z jej wymalowanej twarzy.
- Ciemność, demony, moc, jakiej nie zna nikt. – Powiedziała to tak jakby opowiadała o czymś wspaniałym. – Wszystko to siedzi w tej młodej. – Dodała a jej postawa się lekko zmieniła, na bardziej zmartwioną. – Może teraz jest wesołą nastolatką z paroma problemami, ale uwierzcie mi, ona sobie z tym nie poradzi. To nie tak, że chcemy ją zabić, bo nam się to podoba, chcemy chronić nasz świat oraz samą Charlotte. – Zrobiła dwa kroki w kierunku chłopaka i położyła swoją dłoń na jego piersi, w okolicy serca. – Lepiej niech umrze teraz z miłymi wspomnieniami i będąc w takiej postaci a nie jakiegoś potwora. – Jeśli coś do niej czujesz to zrozumiesz…
- Nic do niej nie czuje. – Odpowiedział ściągając jej dłoń. – Robię to, co mi się podoba. Teraz przynajmniej znam powód. – Jego mina, ton głosu, wszystko było strasznie poważne. Czarnowłosa zrobiła zadowoloną minę. Czemu wszyscy rozmawiali o morderstwie Charl w taki sposób jakby to było zabicie muchy? Przecież takich dziewczyn jest pełno! Jedna mniej i nic się nie stanie. Niestety nikt w tej chwili nie pomyślał o tym, że ta jedna dziewczyna jest wyjątkowa, że może ktoś jej potrzebuje albo będzie potrzebować, że ktoś jej szuka. Atmosfera nie była zbyt miła, nikt nie chciał się wtrącać do planów Minervy i jej ojca. Zrobiło się jeszcze gorzej, kiedy ze strony wejścia było słychać znajome głosy. Charl specjalnie głośno mówiła o Minervie, bo wiedziała, że z takiej odległości znienawidzona dziewczyna ją usłyszy. Obgadywana czarnowłosa zignorowała wszystkie komentarze na swój temat, nawet ten o jej wielkich ustach i kiwnęła głową w kierunku wejścia, aby dać znać Stingowi by wyciągnął Charlotte z jaskini.
- Świnia jedna – Warknęła czerwonooka rzucając drewnem. – Cholerna krewetka! – Krzyknęła jeszcze gorzej ocierając potłuczony łokieć.
- Krewetka? Serio skończyły ci się wyzwiska przez całą drogę… - Odpowiedział Rogue wyciągając z włosów liście. Zbieranie drewna z wkurzoną Charl nie było dobrym pomysłem.
- Fro też tak myśli. – Dopowiedział kot odkładając swoje małe gałązki na kupkę drewna, po chwili zauważył smutną twarz swojego przyjaciela Lectora i idącego obok niego Stinga.
- Hej Charl, chcesz się przejść? – Zapytał blondyn a kot lekko drgnął, prawie się nie rozpłakał widząc jak fałszywą osobą jest ktoś, kogo podziwiał. Lector złapał Frosha za łapkę i bez słowa pociągnął go do środka. Rogue zauważył jego dziwne zachowanie.
- Jasne… - Westchnęła zaczesując włosy do tyłu. – Czy ty mnie masz za jakaś kretynkę? – Warknęła a Sting uniósł brew. Domyśliła się? Słyszała coś? – Wszystko mnie boli, jest zimno i… ciemno. Nie, nigdzie nie idę, daj mi spokój. – Rogue widząc, że nic ciekawego i przede wszystkim dziwnego się nie dzieje poszedł za swoim kotem do środka. Charlotte wyminęła blondyna i również chciała się ogrzać w ciepłym ognisku, ale jej nadgarstek został złapany a jej nogi zmieniły kierunek, wyszła na zewnątrz.
- Chodź, chce ci coś pokazać. – Uśmiechnął się do niej w taki sposób, że nogi zrobiły jej się jak z waty, zbyt pięknie. Szli przez większość czasu przez ten las, Charlotte ciągle przyglądała się wiszącym linom i słuchała dziwnych odgłosów. Za każdym razem chciała uciec, ale patrząc na plecy Stinga ogarniał ją dziwny spokój, bezpieczeństwo, którego potrzebowała. Nie wiedziała jednak, że może czuć to ostatni raz w życiu. Nagle coś przerażającego mignęło jej przed twarzą. Krzyknęła i skuliła się ze strachu. Sting nie wiedział, co się dzieje i z lekką irytacją przyglądał się zachowaniu dziewczyny. Kucnął przed nią i zrobił zmartwioną minę.
- Co jest? – Zapytał szturchając ją w ramię. Charl trzęsła się i na pewno nie, dlatego że było jej zimno, bała się. Wiedząc jednak, że nie powinna pokazywać takich głupich słabości wstała i jakby nigdy nic nerwowo zrobiła dwa kroki do przodu.
- Nic, kompletnie nic. – Uśmiechnęła się blado i spojrzała przed siebie, dalej widziała tylko las, ciemność. Jej brzuch aż zabolał ze stresu i upadła na kolana łapiąc się jedną ręką za bolący brzuch a drugą za głowę. – Chce wracać. – Szepnęła cicho drżącym głosem. W tym momencie Sting się naprawdę zmartwił.
- Czemu? – Nie wyglądała normalnie, bardziej jak na skraju załamania.
- Bo… się boje! Boje się tej ciemności, boje się tego wszystkiego i nie potrafię tego wyjaśnić. Czuje, że ktoś mnie obserwuje, że zaraz coś wyskoczy, kiedy nie będę widzieć i mnie zabije. Nie chce myśleć o tym wszystkim. Nie chce zostawać tu sama! – Wrzasnęła zasłaniając twarz i szybko oddychając rozglądała się po okolicy zza swoich czarnych włosów. To nie był byle strach, to była wielka panika. Może zaciąganie jej w ten ciemny las nie było zbyt dobrym pomysłem? Sting uderzył się w głowę, przecież i tak miał ją zabić, więc co za problem? Znowu pomyślał i widząc trzęsącą się dziewczynę nie mógł nic zrobić, nie mógł przecież tak po prostu jej zabić, kiedy ona właśnie umierała ze strachu. Kucając obok niej po chwili wahania mocno ją przytulił. Siedzieli na zimnej trawie jeszcze przez jakiś czas aż w końcu dziewczyna ruszyła się i położyła głowę na jego ramieniu. Czuła jego zapach, ciepło, słyszała bicie serca, to wszystko ją uspokajało. Sting poczuł jak jej dłoń zaciska się na jego kamizelce. Co on w ogóle robił, miał ją zabić a nie bawić się w przytulaski. Patrząc na przerażoną dziewczynę zamknął oczy i szybko wbił biały promień światła, który przebiwszy okolice serca dziewczyny po prostu zniknął. Charl kaszlnęła krwią brudząc przy tym chłopaka i odsunęła się na bezpieczną odległość, tamując przy tym ranę. Sting przeklął w myślach widząc, że nie trafił od razu w serce i zatrzymał się na jej oczach, zamurowało go. Spodziewał się paniki jak wcześniej, ale ona siedziała z wielka powagą i spokojem w oczach. To nie było normalne, w ogóle się nie bała, nawet, jeśli wiedziała, że jest na przegranej pozycji. Krew niestety nie przestała lecieć i czuła się coraz słabiej, Charl jednak dzielnie trzymała się w bezruchu. Sting zacisnął pięści i z wielkim bólem chciał ją po prostu dobić, ale nie mógł, nie dał rady, coś go powstrzymywało. Czas się zatrzymał, wszystko wyglądało jak sen. Czy chciał się z niego obudzić? Tak. Więc czemu w ogóle zgodził się na coś takiego? Czy nie po to by ją uratować? Czemu był taki słaby? Spojrzał na Charl, która powoli położyła się na ziemi i zamknęła oczy, zasypiając w kałuży własnej krwi. Trwało to tylko kilka sekund, ale czemu czuł, że umarła w wielkich bólach? Dotknął jej zimnej dłoni. Szturchnął delikatnie w ramię. Nie żyła. Charl umarła. Wszystko przez niego, to on ją zabił. Nie powinno być mu przykro, przecież wiedział, że tak będzie. Wszystko jest w porządku. Nic się nie stało… Do ust doleciały słone łzy prawdy. Nic nie było w porządku! Czemu to zrobił?! Wpatrując się w nieruchome ciało dziewczyny widział te wszystkie, chodź krótkie chwile razem. Zamknął oczy i uderzył w ziemię, w kałużę krwi. Czy on był idiotą? Dopiero wtedy dotarło do niego, że tak naprawdę nie chciał jej zabić, czemu tak późno?! Nagle poczuł silny ból w okolicy ręki, otworzył oczy i zobaczył, że leży na ziemi a na nim całkiem zdrowa i żywa Charl, która wykręcała mu rękę.
- To, że się do ciebie tulę nie oznacza, że pozwolę ci macać mój tyłek! – Warknęła z mordem w oczach. Nie rozumiał, co się dzieje i co zrobił, ale cieszył się, naprawdę się cieszył, że ona żyje i że to wszystko było jakimś chorym wyobrażeniem. Dziewczyna zrobiła wielkie oczy i wykręciła jego rękę jeszcze mocniej. – Z czego się cieszysz? Jesteś jakimś masochistom czy coś?
- Cieszę się, że jesteś. – Odpowiedział prawie natychmiast i zaczął się śmiać, nie wiedział jednak, że jego słowa wywołały coś dziwnego w sercu dziewczyny, która od zawsze chciała usłyszeć od kogoś te słowa. Śmiech nie mógł trwać wiecznie, bo teraz zaczynały się prawdziwe problemy.
♦-♦-♦
Wydawało się, że minęło ledwo kilka sekund a wielkie światło znów oślepiło magów Fairy Tail. Lucy z Grayem znów leżeli na podłodze, tym razem jednak byli jeszcze bardziej zdezorientowani niż wcześniej. Gray nie wiedział, o co chodziło z jego ojcem i z krzyżami, a Lucy chciała się dowiedzieć, czemu ona z przyszłości jest taką nieczułą osobą i jeszcze ta sprawa z Lokim, czemu miała go szukać w Edolas? Tworzyło się coraz więcej pytań, ale nie było nikogo, kto by na nie odpowiedział.
-Co wy tak zniknęliście? – Zapytał Happy i lekko drgnął słysząc za sobą Juvię, która cicho rzucała jakieś przekleństwa na Lucy i nazywała ją rywalką w miłości. Blondynka zeszła z chłopaka i pomogła mu wstać.
- Długa historia. Musimy wracać do gildii. – Powiedziała szybko Lucy i prawie biegiem ruszyła schodów. Erza chciała ją zatrzymać i wypytać, co konkretnie się stało, niestety nie miała nawet takiej okazji. Odwróciła się, więc do Graya, on jednak nie wyglądał na chętnego do rozmowy. Chłopak zacisnął pięści i również ruszył przed siebie, przed schodami zaczepiła go Juvia.
- Gray-sama? Wszystko w porząd--
- Nie mam czasu. – Rzucił oschle wymijając zakochaną dziewczynę i ruszył szybkim krokiem do góry.
- Co im się stało? – Krzyknął zaskoczony zachowaniem przyjaciół Natsu. Rozumiał zachowanie Graya, który często robił wiele dziwnych rzeczy, ale żeby Lucy wybiegła tak bez wyjaśnień? Erza spojrzała na smutną Juvię.
- Juvia to czuje… coś jest nie tak z Gray-sama.
- Tak, domyśliliśmy się. – Rzucił Natsu idąc w stronę schodów. – Więc chodźmy się dowiedzieć. Oprócz tego nie mogli nic więcej zrobić, postanowili ruszyć za przyjaciółmi. Zasypali jakimiś kamieniami klapę do dziwnego pokoju by nikt na razie tam nie wchodził. Po pozbyciu się dziwnego smoka w jaskini robiło się coraz chłodniej, rozejrzeli się po okolicy i zrobili wielkie oczy widząc góry śniegu. Widok był piękny, ale nie chcieli tracić czasu. Lina, którą wchodzili była teraz bardzo pomocna przy schodzeniu, w końcu skakanie nie skończyłoby się zbyt dobrze nawet dla wytrzymałych magów. Natsu zaczął się zastanawiać czy ciało Juvii wytrzymałoby upadek z takiej wysokości, raczej tak, ale nie chciał w żadnym wypadku tego sprawdzać. Po zejściu na śnieg, którego było po kolana, zauważyli jak Lucy stoi i próbuje się czemuś przypatrzeć. Erza spojrzała w tamtą stronę i zauważyła dwóch magów zaskoczonych nagłą zmianą temperatury. Tylko, czemu blondynce wydali się oni tak interesujący, że zamiast iść do gildii zatrzymała się i ich obserwowała? Jednak to nie było najciekawsze, tuż obok stał Gray i jak zahipnotyzowany oglądał ludzi na dole.
- Sabertooth. – Szepnęła pod nosem Lucy, tylko Natsu był w stanie usłyszeć jej cichy głos i natychmiast drgnął na nazwę tej gildii. Szukali ich dość długo, ale czemu ona o nich teraz wspomniała? Chłopak spojrzał na dziewczynę i zobaczył jak ta nabiera powietrza w płuca, zaciska pięści i skacze do przodu, ledwo zbiegając ze stromej górki. Na końcu wpadła na magów, którym się przyglądała i zaczęła coś wrzeszczeć i bić ich śniegiem. Cała drużyna natychmiast pobiegła za nią, nawet się nie zastanawiając, po co i jak. Natsu podszedł do siedzącej w śniegu dziewczyny i widząc jej czerwone od zimna ręce złapał ją za ramię.
- Lucy, wstań. – Poprosił łagodnym głosem i poczuł jak jej ramie drży.
- Cholera, zejdź z nas idiotko. – Warknął jakiś chłopak leżący pod nią, obok niego leżała jakaś czerwonowłosa dziewczyna z twarzą skierowaną w stronę śniegu. Natsu nie rozumiał zachowania przyjaciółki dopóki nie zauważył na szyi chłopaka znaku gildii Sabertooth, więc to, dlatego się im tak przyglądali. Wkurzony Natsu złapał przerażonego jego wzrokiem maga za ubranie i pociągnął do góry, druga ręka zapłonęła żywym ogniem i zbliżała się do twarzy przeciwnika. Różnica temperatur była bardzo duża i wydawało się, że ogień aż wypala skórę, mimo że nawet jej nie dotknął. Erza z groźną miną złapała za czerwone włosy leżącej w śniegu dziewczyny i pociągnęła ją do góry. Przestraszona magini widząc groźną minę Scarlet aż pisnęła ze strachu.
- Nie chcemy wam zrobić krzywdy. – Uspokoił ich cichy do tej pory Gray i stanął obok poważnego przyjaciela. Po chwili jego ręka zmieniła się w kawałek lodu. – Chcemy wiedzieć, co zrobiliście z naszą towarzyszką Charlotte. – Warknął, w jego oczach błysnęła wściekłość. Mag Sabertooth zacisnął zęby. Bał się, ale przyrzekał, że nic nie powie, nie mógł, Mistrz by go zabił. Chociaż Fairy Tail też nie wyglądało na takich wesołych i przyjaznych jak z tych wszystkich plotkach. Pięści Natsu i Graya zbliżały się coraz bardziej do jego twarzy. Strach był jeszcze większy, kiedy widział stojącą z tyłu Juvię.
- Przestańcie. – Powiedziała nagle siedząca w śniegu Lucy i wstała by uspokoić przyjaciół. – Trochę źle zareagowałam, ale teraz mamy szanse się czegoś dowiedzieć, nie musimy ich od razu tak zastraszać. – Uśmiechnęła się blondynka. Natsu spojrzał na nią jednak poważnym wzrokiem.
- Gdyby to chodziło o kradzież misji czy o cokolwiek innego pewnie byśmy odpuścili. Niestety tu chodzi o porwanie. I to porwanie nie byle, kogo bo członka naszej rodziny. – Mag z Sabertooth parsknął pod nosem słysząc tą wypowiedź.
- Powiedź nam, co cię tak śmieszy. – Powiedział dość łagodnym tonem jak na tą chwilę Gray.
- Członek rodziny? To tylko jedna płotka z wielkiej gildii, aż dziwne, że o niej jeszcze pamiętacie. W gildii nie ma czegoś takiego jak rodzina, przyjaciele. Trzeba być kimś by znano twoje imię. To mnie tak śmieszy, to wasze głupie przywiązanie do jednej bezwartościowej osoby. – Warknął zyskując pewność siebie. Nagle Erza puściła włosy magini i pomogła jej wstać. Mag nie rozumiał, o co chodzi widząc jak Natsu i Gray wywracają oczami i przestają zastraszać go swoimi mocami.
- Nigdy nie mów, że ktoś jest bezwartościowy. Skoro w waszej gildii każdy jest zwykłą płotką to raczej nie powinno się o niej mówić „gildia”. Powinno się traktować ją jak drugi dom, jak rodzinę.
- W takim razie ona nie jest członkiem waszej rodziny. Jej znak został zmieniony na Sabertooth. – Jego pewność siebie była dość irytująca. Lucy westchnęła przyglądając się swojemu znakowi.
- On jest tylko formalnością. Decyzja, do jakiej gildii naprawdę należysz znajduje się twoim sercu, ono o wszystkim wie najlepiej. Charl sama wybierze gdzie chce być, ale musi dostać szanse na wybór.
- Las.. – Mruknęła cicho czerwonowłosa towarzyszka. – Opuszczony las w Rentorze. – Powiedziała głośno podnosząc głowę i pokazując swoje piękne prawie złote oczy, z których powoli leciały łzy. – Wasza przyjaciółka tam jest z grupą najlepszych magów!
- Sammie idiotko! – Krzyknął chłopak nagle puszczony przez Natsu. Erza uśmiechnęła się do niej i pogłaskała ją dziękująco po głowie. Cała drużyna natychmiast pobiegła na stacje by dowiedzieć się czegoś o tym miejscu. Czerwonowłosa patrzyła jak z nadzieją i chęcią pomocy ruszyli na poszukiwanie jednego członka gildii. – Czemu im to powiedziałaś? Teraz Mistrz nas zabije. – Powiedział załamanym tonem chłopak. Sammie spojrzała w jego stronę i złapała się za serce.
- On nie jest moim Mistrzem. Moje serce mówi, że nie należę do Sabertooth.
♦-♦-♦
- Idziesz stąd. – Powiedział nagle Sting łapiąc dziewczynę za rękę i idąc przed siebie.
- Czekaj! Jaskinia jest w drugą stronę! – Krzyknęła wyrywając się i pokazując na wielką ciemność. Wystarczyła chwila by jej nogi zrobiły się znowu jak z waty. Świat jej zawirował przed oczami i upadłaby gdyby nie pomoc blondyna, który wziął ją na ręce.
- Dobrze wiem, co robię. – Powiedział omijając wystające z ziemi korzenie i zwisające z gałęzi liny. Miał dobry plan. Minerva kazała mu zabić Charl, ale nie powiedziała, co ma zrobić z ciałem. Możliwe, że było to też głupie, ale chciał ją zaprowadzić z powrotem do gildii gdzie byłaby bezpieczna. W tym czasie on coś by wymyślił. Plan jak na początek całkiem dobry, niestety schody zaczynały się już po wyjściu. Byli przecież w innym kraju, całkiem nieznany teren. Postawił dziewczynę na ziemi i zaczął się rozglądać w poszukiwaniu jakiś znaków. Orientacja w terenie nie była jego mocną stroną.
- Czemu nie wracamy? Reszta się pewnie martwi. – Oh tak, wszyscy się martwią, ale nie, dlatego że ich nie ma. Minerva po takim czasie już pewnie skacze z radości. Sting był jednak ciekaw jak zareagował Rogue, na samą myśl o złości przyjaciele poczuł nieprzyjemny chód na skórze.
- Charl, to nie jest zbyt dobra chwila by o tym mówić. Chodź nie marudź. – Odparł oschle robiąc kilka kroków do przodu. Zirytowana dziewczyna podążyła za nim ciągle zadając setki pytań.
- A co z moim bratem? Lectorem? Wrócimy do nich, prawda? – Blondyn odwrócił głowę, nie chciał patrzeć w jej oczy, kiedy kłamał, dziwne, kiedy zrobił się taki słaby?
- Jasne, po prostu założyłem się, że wrócimy do domu na piechtę. – Uśmiechnął się. Czarnowłosa na słowo „dom” zatrzymała się w miejscu i spojrzała na swoje zniszczone buty. – Co jest?
- To nie jest mój dom.
- Więc zaprowadzę cię do wróżek. – Dziewczyna uniosła natychmiast głowę. To wszystko robiło się chore. Po co ją porywali i kazali się wlec po jakimś lesie, kiedy nagle pod koniec pozwalają jej od tak wrócić do Fairy Tail. Spojrzała na dziwną kropkę na nadgarstku. To było jeszcze jedno, co ją interesowało, po co to?
- Nie podoba mi się to wszystko. Co ukrywasz? – Zacisnęła pięści patrząc mu prosto w niebieskie oczy. Co on jej miał powiedzieć? W myślach układał wiele odpowiedzi, chciał jej powiedzieć o tym, że Minerva kazała mu ją zabić. Czuł wewnętrzną potrzebę powiedzieć jej o jego kłamstwach. Chciał opowiedzieć jej, co widział, jak czuł się, kiedy umierała.
- Nic. Po prostu chodź. 

3 komentarze:

  1. Świetny rozdział. Bardzo mi się podoba. Dobrze, że w ostateczności Sting jej nie zabił. Całe szczęście, że miał tę wizję i zrozumiał co by okropnego uczynił. Już nie mogę się doczekać jak Lucy i reszta spotka się z Charl.
    Z niecierpliwością oczekuję kolejnego rozdziału. Życzę wenki jak najwięcej. Do następnego :*.

    OdpowiedzUsuń
  2. Kocham <3
    Jejuu te bójki, te pościgi!
    Ouuu! <3 Codziennie sprawdzam czy jest już nowe ;-; plz nie wprowadzaj mnie w deprechę ;-;
    Ale i tak pragnę więcej :D Niechaj Sting okaże jakąś czułość do Charl >:D
    /Wi-Fi ^,^

    OdpowiedzUsuń
  3. Ciekawe rozdziały, podobały mi się. Choć opowieść była niezwykle mroczna i bezlitosna (pomijając fakt, że to poprzedni rozdział). Fajnie się czytało :)
    Weny, czasu i sprawnego kompa
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz bardzo mnie cieszy, więc nie wahaj się pisać ;)