wtorek, 7 października 2014

22. Portal do przyszłości.

Zamrugała kilka razy, dalej nie mogła uwierzyć. Cicho kucnęła przyglądając się dziwnym stworzeniom. Cała ta afera o jaskinie była przez to? Przez małe, zielone stworki głośno piszczące za rodzicem. Były piękne i ani trochę nie podobne do wielkiego stwora walczącego z jej przyjaciółmi. Możliwe, że małe stworki były głuche, bo Lucy nie zauważyła u nich niczego podobnego do uszu. Mimo to wolała uważać by jej nie usłyszały i nie zaczęły wołać nikogo o pomoc. Niestety Metus nie myślał o tak skomplikowanych rzeczach i podszedł do gniazda, odkrył nawet jakąś klapę pod nim.
- Metus! Co ty robisz? – Zapytała półszeptem i z dość gniewną miną wstała i zrobiła kilka kroków do przodu. Duch był zaskoczony jej zachowaniem i wskazał na pseudo smoczki.
- To sztucznie ożywione zabawki. – Odpowiedział łapiąc jednego, ten nawet nie zareagował, po prostu dalej piszczał. – I to bardzo słabo ożywione. – Parsknął rzucając małą kulką w ścianę jaskini. Lucy jednak uratowała smoczka przed uderzeniem i delikatnie odłożyła go do gniazda, które Metus odsunął swoim kopytem. – Masz za dobre serce, nawet dla zabawek. – Odpowiedział schylając się po klamkę do klapy. Lucy ciężko westchnęła, nie mogła pozwolić by coś im się stało. Nawet, jeśli były to tylko ożywione zabawki to wciąż wyglądały jak prawdziwe. Chociaż to wszystko było bardzo dziwne, po co ktoś chciał zmylić ludzi? Czemu bestia tak broniła tego miejsca? Dokąd prowadziła a klapa?
- Lucy.. Spójrz na to… - Powiedział cicho Metus pokazując na drewniane deski, była na nich narysowana czarna kropka. Na początku nic jej to nie mówiło, dopiero później przypomniała sobie o ręce porywacza jej ducha, Lokiego.
- Wchodzimy. – Jej ton był zdecydowany. W końcu mieli jakąś wskazówkę, jakieś powiązanie, musiała tam wejść natychmiast. Metus kiwnął głową i otworzył klapę, schody prowadziły w ciemność. Dla demona nie robiło to zbytniej różnicy, ponieważ jego oczy były przystosowane do takich warunków jednak blondynka miała małe problemy z odnalezieniem stopni. Naprawdę miała nadzieje na znalezienie w tym miejscu Lokiego, ale wtedy poczułaby obecność klucza. Spokojnie dotknęła ściany i zaczęła przyzwyczajać wzrok do kompletnej ciemności. Podłoga była zrobiona z desek, słychać było charakterystyczne skrzypienie przy każdym kroku. Lucy ruszyła przed siebie, co było złym pomysłem, bo potknęła się o jakąś, jak stwierdziła po kształcie, butelkę. Szybko, by nie upaść złapała się za stojący obok stół, a bardziej jego obrus. Oboje usłyszeli tłuczone szkło i po chwili poczuli lekkie odepchnięcie, tak jakby coś zostało uwolnione. Metus znalazł lampę i natychmiast ją włączył. Lucy leżała na podłodze a przed jej twarzą leżał jakiś rozbity, różowy kamień. Cały pokój wyglądał na zadbany i urządzony na jakieś ciche do posiedzenia miejsce. Pełno krzeseł, wiele półek na książki, stoły z dziwnymi butelkami i probówkami, wszystko to znajdowało się w pomieszczeniu. Lucy wstała z podłogi i zaczęła się rozglądać, na stole leżało pełno papierów, które natychmiast przejrzała, w większości były jakieś obliczenia, na niektórych zauważyła składniki i przepisy na mikstury. Znalazła też zdjęcie jakiejś pary, ale nim zdążyła się przyjrzeć Metus postanowił rozwalić szafkę z książkami, co wystraszyło dziewczynę.
- Co ty robisz? – Zapytała składając zdjęcie na pół i chowając je do kieszeni. Lucy zauważyła, że za półką, którą rozwalił duch stały wielkie drzwi z tym samym znakiem, co klapa. To wszystko robiło się coraz dziwniejsze. Dziewczyna złapała za klamkę, drzwi okazały się być zamknięte. Kopnęła w nie, nic to nie dało. Zirytowana poprosiła o pomoc Metusa, jego pomoc również nic nie pomogła. Lucy wyciągnęła klucz Virgo.
- Tak księżniczko? – Powiedziała swoim mechanicznym tonem.
- Mogłabyś? – Zapytała wskazując na drzwi. Virgo kiwnęła, ale po kilku próbach okazało się, że te drzwi są naprawdę mocne. Blondynka przyłożyła rękę do drewna by zaatakować swoją drugą mocą, kiedy została złapana za ramię.
- To nic nie da. – Stwierdził Metus pokazując jej ukryty pod warstwą kurzu napis na półce książek. – Potrzeba jakiegoś klucza. – Lucy ciężko westchnęła i razem z Virgo poszła po raz kolejny przeglądać rzeczy. Oprócz starych książek i niepodpisanych pamiętników nie znalazły nic ciekawego. Kilka kolorowych kamieni, podobnych do tego, co leżał w dalszym ciągu na podłodze.
- Księżniczko, czy to ważne? – Pokazała jakiś obraz. Metus parsknął pod nosem.
- Potrzebujemy klucza a nie obrazów. Wyrzuć go czy coś. – Zaproponował i wrócił do przerzucania rzeczy w jakiejś skrzyni. Lucy jednak złapała za róg obrazu i zauważyła coś w tle. Wiele gór i jedna, wielka rezydencja, im dłużej wpatrywała się w to wszystko tym bardziej pasowało jej to do wyglądu jej rodzinnych stron. Przyjrzała się postaciom, twarze były zamazane, ale stały tam dwie pasy, jedna z dzieckiem. Nic nie byłoby w tym dziwnego gdyby nie to, że na rękach u jednej pary zauważyła czarne kropki. Cała trójka miała na szyjach wisiorki z krzyżami. Lucy znała ten krzyż, widziała gdzieś taki. Przypomniała sobie nagle o zdjęciu w kieszeni, wyjęła je i kolejny raz zobaczyła wydrapane twarze, ktoś naprawdę to zaplanował. Na zdjęciu była para dość młodych osób, tło było mniej istotne, prawdopodobnie jakiś park. Dziewczyna miała czarne włosy sięgające do pasa i przytulała się do chłopaka, na jego szyi zauważyła właśnie wisiorek z krzyżem. To nie mógł być przypadek. Krzyż był kluczem do tajemniczych drzwi. Metusa zauważył jak jego pani usilnie się nad czymś zastanawia i spojrzał na trzymane przez nią zdjęcie.
- Ej czy ten wasz znajomy nie ma takiego wisiorka? Jak my było… Gary?
- Gray… - Poprawiła go i spojrzała jeszcze raz na zdjęcie. Oczywiście, to był Gray! Wszystko się zgadzało, budowa ciała, ubiór, wisiorek, kawałek niezamazanych, czarnych włosów. Tylko, kim była ta dziewczyna obok? – Muszę wracać do reszty. – Powiedziała stanowczo i odwołała Virgo. Próbowała też pozbyć się Metusa jednak ten sam przekroczył bramę i nie chciał wracać. Prędzej czy później zniknie, pomyślała wbiegając po schodach.  Tym razem jaskinia wydawała się krótsza. Może to przez bieg? Może dzięki temu, że widziała? Może przez brak gadającego Metusa u boku? Wszystko pasowało. Po kilku ciężkich sekundach biegu ujrzała coś niezwykłego. Bestia, która niedawno atakowała wszystko, co się ruszało siedziała grzecznie przed magami i o czymś z nimi… rozmawiała.
- Oh, witaj znowu Lucy! Poznaj, to jest Agnus. – Pomachała jej Erza wskazując na stworzenie, które delikatnie się jej ukłoniło. Blondynka zrobiła dwa kroki i podchodząc do przyjaciół dalej trzymała się bezpiecznej odległości.
- Ooo… ktoś ci pomalował oczy Lucy? – Zachichotał Natsu widząc pomarańczowe tęczówki dziewczyny i przybił z Happym piątkę. Blondynka jednak nie zareagowała na komentarz przyjaciela tylko podeszła do Scarlet, spojrzała na smoka.
- Em… Witaj, Agnus? – Powiedziała cicho i z lekkim wahaniem. – Umiesz mówić? Czy coś?
- Oczywiście, że umiem. – Odparł donośnie i zniżył łeb.
- Więc czemu nie mówiłeś wcześniej? – Zapytała. Bestia uśmiechnęła się i pokazała swoim ogonem tył jaskini skryty w ciemności.
- Pewien mag… miły był… wyciągnął mnie z moich piaszczystych terenów i zaprowadził tutaj. Skończyła się dobroć, oszukał mnie. Zmienił mnie w dziką bestię, psa pilnującego podwórka, zamykając moją umiejętność mówienia i myślenia w małym kamyczku. – Lucy dobrze wiedziała, o co chodziło, teraz przynajmniej wiedziała, o co chodziło z tym odepchnięciem. – A teraz, wybaczcie moi mali przyjaciele, ale chyba będę leciał. – Rozprostował wielkie skrzydła i zatrzymał się na końcu jaskini, już miał skoczyć i pofrunąć, kiedy Natsu złapał go za ogon, nie pozwalając stworzeniu opuścić tego miejsca.
- Czekaj, czekaj, czekaj… Nie jesteś smokiem, prawda? – Rzucił dokładnie się mu przyglądając. – Więc czym? Wiesz gdzie są smoki? – Stwór, jakby zmęczony odwrócił się do niego.
- Nie jestem. Moi przodkowie Wyverny spotkali kiedyś smoki, stąd mieszańce takie jak ja. Co do pobytu tego gatunku, nie mam pojęcia. – Natsu po tej informacji wyglądał na zawiedzionego.
- Kim był ten mag? Jak wyglądał? – Wtrącił się nagle Gray. Wyverna zaczęła się denerwować.
- Chłopcze, nic nie pamiętam na jego temat oprócz słowa „Sabertooth”, którego często używał. Teraz żegnam. – Warknął i bez większych ostrzeżeń odleciał. Przynajmniej misje zrobili, pozbyli się „smoka” z gorących krain, przez którego panował taki upał. Jednak teraz wszyscy myśleli o jednej rzeczy, o gildii Sabertooth i o tajemniczym magu.
- Gray. – Zaczęła Lucy podchodząc do chłopaka. – Możesz mi powiedzieć coś na temat swojego krzyża? – Zapytała wskazując na tors rozebranego do pasa maga. Jego wszystkie rzeczy z radością w oczach trzymała Juvia.
- Zwykła pamiątka rodzinna.
- Dobra, chodźcie. Jesteście potrzebni. – Powiedziała po chwili zamyślenia i ruszyła przed siebie.
- Po co? Przecież wykonaliśmy robotę. – Odpowiedział jej czarnowłosy.
- Po jajco. - Wyrwało jej się. - Chodźcie… zajmie wam to tylko chwileczkę.   – Zgodzili się, w końcu nie mieli nic do stracenia. Lucy przez całą drogę myślała o dziwnych drzwiach i w jaki sposób krzyż może je otworzyć, jeśli w ogóle o to chodzi. Z zamyślenia wyrwał ją włóczący się obok niej Natsu.
- Więc, te oczy… - Zaczął.
- Nie wiem, co się stało, ale nie widzę, są pomarańczowe, bo Metus użył na nich swojej krwi, co ma mi pomóc na kilka godzin. – Chłopak zacisnął pięści. Wiedział, że to była jego wina, mógł przecież pomóc, patrzyć na nią albo, chociaż ją ostrzec przed tym ogonem. Mógł zrobić praktycznie wszystko, a jedyne, co mu się udało to patrzenie jak jego przyjaciółka uderza w ścianę.
- Ej. – Szturchnęła go wyciągając. – Nie obwiniaj się o to. To ja nie uważałam. -  Uśmiechnęła się. Wszyscy usłyszeli jej słowa i widzieli sztuczny uśmiech malujący się na jej twarzy, każdego to w jakiś sposób zabolało.
- I myślisz, że mi to pasuje? „Nie martwcie się, nic mi nie jest” a tak naprawdę jest to dla ciebie ciężkie. – Wycedził przez zęby. – Lissana była taka sama. – Warknął przypominając sobie i całej reszcie o białowłosej. Po tym wszystkim przyśpieszył kroku i zdenerwowany zostawił przyjaciół w tyle, jedynie Happy pofrunął za nim.  Lucy pobladła na sam dźwięk tego imienia.
- Cholerny idiota. – Warknął Gray i kątem oka spojrzał na Erze, której też nie było przyjemnie, czego oczywiście nie pokazywała. Juvia była ciekawa, o co chodzi.
- Lissana-san? – Mruknęła pod nosem dając do zrozumienia wszystkim, że chce wiedzieć, o kim mówią.
- Ty i Lucy jej pewnie nie znacie. Lissana była młodsza siostrą Miry i Elfmana. Była miła, pomocna, nigdy nie zrobiła niczego złego. – Za każdym słowem Lucy robiło się coraz ciężej na sercu. Wszystko wiedziała, znała koniec tej historyjki. – Pewnego dnia przyjechało królestwo i od tak ją zabrało, niby podpisała jakąś umowę. Niestety nigdy jej już nie widzieliśmy. Większość z Fairy Tail nienawidzi królestwa, nie dość, że od początku istnienia gildii chcą ją rozwiązać to porwali jedną z nas i zakazali o tym mówić. Ciekaw jestem czy wszyscy w zamku są takimi świniami… - Rzucił i po chwili ugryzł się w język widząc smutno idącą blondynkę. – Znaczy, wybacz Lucy! Ty jesteś wyjątkiem i…
- Nie martw się Gray. Rozumiem. – Westchnęła. – Musiało wam być ciężko. – Czemu im tego nie powiesz? Wolisz ciągle żyć w tym kłamstwie? Tak, miała zamiar. Lissana prawdopodobnie nigdy już nie wróci, po co psuć układające się nowe życie? Będzie robić tak jak mówiła Charl, udawać, że nic nie wie. Tylko, czy to nie była ucieczka od konsekwencji?
- Natsu i Happy byli bardzo zżyci z Lissaną. – Wtrąciła się Erza. – W sumie każdy był, ale oni chyba spędzali z nią najwięcej czasu.
- Oh… To musiało wszystkich zaboleć. – Dodała Lucy i już więcej nie poruszali tego tematu. W środku spotkali Natsu i Happiego, wyrzucali jakieś rzeczy ze skrzyń na dywan. Lucy i Gray podeszli do drzwi. Nic nie działo się przed dobrych kilka chwil aż w końcu krzyż sam zaczął ciągnąć szyje chłopaka w kierunku drzwi. W drewnie pojawiło się miejsce do włożenia krzyża. Gray bez słowa przyłożył pamiątkę. Wszystko trwało kilka sekund, w tym czasie błysnęło dość silne światło oślepiające wszystkich. Kiedy zniknęło w pomieszczeniu nic się nie zmieniło, jednak drzwi dalej były zamknięte.
- Co to było? – Zapytał Happy przecierając oczy. Natsu wzruszył ramionami i spojrzał na drzwi.
- Gdzie Lucy i Gray?! – Krzyknął nagle rozglądając się po pomieszczeniu.
♦-♦-♦
- Cholera, to nie jest śmieszne. – Warknęła Charlotte widząc uśmiechniętą twarz Minervy.
- Oczywiście, że jest. – Parsknęła. – Popłaczesz się?
- Powtórz to. – Wycelowała pięścią w jej twarz. – Zrozum, że ja nie płacze! – Krzyknęła pociągając czerwonym z zimna nosem. Bardzo chciała w to wierzyć, nawet, jeśli każdy widział jej łzy to nie robiło wielkiego znaczenia. Dopiero po przeżyciu kilku dni w Sabertooth i po przemyśleniu wielu rzeczy wiedziała, że musi od nich odejść. Rogue był jej bratem, świetnie, ale to nie robiło w jej życiu większej różnicy, byli z innych światów i tak powinno pozostać. W sumie nie powinna nawet wracać do Fairy Tail, nie pasowała tam. Opuściła pięść i ruszyła przed siebie, co chwile chuchając w drżące ręce. Po kilku minutach poczuła miłe ciepło, zobaczyła czarną pelerynę na swoich ramionach, pelerynę jej brata.
- Robi się późno, może poszukajmy jaskini i prześpijmy się? – Zasugerował Rogue.
- Fro też tak myśli. – Odpowiedział wesoło kot unosząc łapkę. Rufus rozejrzał się po okolicy i zobaczył dość niewysoką górę.
- Powinniśmy zapamiętać to miejsce. – Nie mówił o górze, bardziej o drodze, na której byli. Zgubienie się w tych ciemnościach nie było wielkim problemem. Charlotte widząc nadchodzącą noc i ciemność przyśpieszyła na tyle, że stanęła obok prowadzącego grupę Orgi.
- Marzniesz trochę młoda. – Stwierdził widząc jak jej drobne ciało drży. Świetna przykrywa, pomyślała Charlotte. Każdy myślał o tym, że było jej zimno, tak naprawdę bała się, że zza drzewa wyskoczy jej Aina, o której opowiadała Minerva. Bała się ciemności, bała się tego całego lasu. Na szczęście wchodzili już pod górkę, od jaskini dzieliło ich tylko kilka chwil. Niestety drogę zagrodziła wszystkim Minerva, swoim dostojnym gestem wskazała na Charl, prawie nie wydłubując jej przy tym oczu.
- Drewno. – Rzuciła, jej dłoń wskazała również na Rogua. – Ty jej pomożesz. – Zachowywała się jak pani tej grupy i po wydaniu rozkazu już chciała iść, kiedy czarnowłosa złapała ją za nadgarstek i odwróciła w swoją stronę.
- Chyba śnisz. – Warknęła zaciskając mocniej dłonie na materiale. – Czemu akurat ja mam iść po drewno? Księżniczka sama iść nie może? – Minerva wyrwała swój nadgarstek i kolejny raz stanęła wręcz w idealnej pozie.
- Oczywiście, że może. Skoro dziecko tak bardzo się boi. – Zirytowała ją.
- Słucham?!... Ja--
- Dałam ci nawet brata do pomocy, myślałam, że się ucieszysz. – Westchnęła, Charlotte na chwile zaniemówiła. – Po za tym… - Ton głosu Minervy zmienił się na ostrzejszy. – Myślisz, że czyja to wina, że siedzimy w tym lesie? To twoja wina! Teraz leź po to drewno! – Sting stanął między krzyczącą czarnowłosą a siedzącą cicho Charl.
- Nie krzycz na nią, okej? Przecież to nie ona wymyśliła ta misje, nie obwiniaj wszyst--
- DOBRA. – Wrzasnęła nagle czerwonooka unosząc głowę i pobiegła z powrotem do lasu, po drodze zabrała Frosha i Rogua. Minerva wzruszyła ramionami i widząc, że Charlotte jest już daleko uśmiechnęła się podstępnie do reszty.
- Teraz mogę wam powiedzieć, o co tak naprawdę chodziło mojemu ojcu.  – W jej uśmiechu nie było nic dobrego, nie podobało się to nikomu z pozostałej trójki, a najbardziej Stingowi.
♦-♦-♦
Jasno.
Ciemno.
Boli.
Gray otworzył powoli jedno oko czując coś na swoim brzuchu. Złapał się za głowę, co się w ogóle stało? Pamiętał tylko, że włożył swój krzyż do otworu w drzwiach i potem wielki błysk. Dotknął swojej szyi, poczuł naszyjnik. Wszystko go bolało, najbardziej jednak głowa. Otworzył drogie oko i zaczął się rozglądać po pomieszczeniu, spojrzał na swój brzuch, na którym czuł coś ciężkiego. Zdziwił się, kiedy zobaczył chrapiącą blondynkę. Powoli usiadł opierając się o ścianę. Delikatnie szturchnął przyjaciółkę. Nie byli w tamtym pokoju, byli w jakimś dziwnym magazynie. Na półkach przed nimi leżały jakieś przyprawy i wiele zakurzonych rzeczy, obok stały wielkie skrzynie. Wszystko oczywiście pokryte prawie centymetrowym kurzem. Przyglądając się temu wszystkiemu można było pomyśleć, że pająki zaczęły tu tworzyć swoją metropolie. Gray złapał nieprzytomną dziewczynę za ramiona i posadził ją pod ścianą. Sam wstał próbując się rozejrzeć. Zauważył drzwi, oczywiście były zamknięte. Spojrzał przez dziurkę od klucza, jedyne, co zauważył to jakieś światło pochodzące prawdopodobnie z lampy. Uderzył mocno w drewno i krzyknął prosząc o pomoc, cisza. Po którymś razie po prostu zrezygnował i zaczął szukać innego wyjścia. W pomieszczeniu nie było żadnych okien albo krat. Zostały mu, więc do przejrzenia półki, ale czy w tym syfie mogło być coś przydatnego? Zrzucając kolejną pajęczynę ze swojej twarzy złapał za dziwną szkatułkę. Czemu była dziwna? Ponieważ jako jedyna nie była pokryta kilkuletnim kurzem, była czysta i prawie świeciła. Czemu coś takiego znalazło się w tym miejscu? Nieistotne, ważniejsze było to, czemu szkatułka nie była w żaden sposób zamknięta? W środku znalazł jakieś zdjęcie i dziwny naszyjnik, czerwone kółko z czarnymi znakami przyciągnęło jego uwagę. Gray spojrzał na zdjęcie, była na nim jakaś dziewczyna, to do niej należał naszyjnik. Po chwili wpatrywania się w czarnowłosą zauważył podobieństwo ze znaną mu osobą. W tym samym momencie usłyszał jak Lucy zaczyna się budzić, jej reakcja na pomieszczenie była jednak inna niż jego.
- Gdzie jesteśmy?! – To był prawie krzyk, możliwe, że to szok. Gray wzruszył ramionami i schował zdjęcie wraz z naszyjnikiem do kieszeni.
- Nie wiem. – Powiedział bezbarwnym tonem i uderzył mocno w drzwi obok. – I jeśli nas nie wypuszczą to się raczej nie dowiem. – Blondynka zauważyła drzwi i światło wpadające przez dziurkę i szczelinę w drzwiach. Gray zauważył jak uważnie się wszystkiemu przypatruje i po chwili zdziwiło go jak delikatnie w nie zapukała.
- Hej, wpuście nas. – Gray widząc jak grzesznie prosi o wpuszczenie parsknął pod nosem.
- I myślisz, że teraz ci otworzą? – Nie musiała mu odpowiadać, drzwi otworzyły się wręcz natychmiast. Jednak zamiast wyjść cała czwórka stała przez krótką chwilę i z otwartymi szeroko ustami wpatrywali się siebie nawzajem. Możliwe, że to był szok, albo mieli coś na twarzach? Te pajęczyny były okropne. Przecież to nic niezwykłego zobaczyć siebie.
- Ty… ja.. Co.. Wy…my… - Złapał się za głowę Gray, jednak ten Gray był starszy o kilka lat i był zdziwiony widząc młodszego siebie. Lucy z przyszłości również zrobiła wielkie oczy widząc młodą blondyneczkę.
- Jak wy znaleźliście portal? – Zapytała wyciągając zaskoczoną dwójkę z magazynu.
- To był portal? Do przyszłości? – Gray nie mógł nic więcej powiedzieć widząc to wszystko, to było jakby wyrwane z bardzo dziwnego snu. A może śnił? Uszczypnął się i kiedy zobaczył, że to nie działa przeklął pod nosem. – Nieważne, jak mamy wrócić? – Lucy z przyszłości przełknęła ślinę i przygotowała się na długie tłumaczenie.
- To będzie raczej trudne. – Westchnęła patrząc jak jej młodsza wersja czyta aktualną gazetę leżącą na stole. – Portal jest żywy i przemieszcza się z każdym użyciem. Zawsze są to jednak drzwi. Żeby sprawdzić czy jest to portal potrzeba klucza, masz go na szyi. Skoro go użyliście nie muszę chyba tłumaczyć jak to działa. – Gray pokiwał głową.
- Charl. – Mruknęła pod nosem Lucy. – Natsu, Erza, gdzie reszta gildii? – Zapytał jednak dostała w odpowiedzi jedynie załamane twarze.
- To nie wasze czasy… rób po prostu to ci napisałam w liście… - Odpowiedziała cicho blondynka i została złapana za ramiona.
- Wszystkie dni, które spędziłaś w królestwie ja spędzam na szukaniu Charl! To jest już bezsensu! Powiedzcie, o co chodzi. – Lucy z przyszłości ukryła twarz we włosach. – Gray… - Poprosiła widząc, że ona sama nie chce z nią współpracować. Chłopak spojrzał na całą trójkę i drapiąc się po karku podszedł do okna, pokazał im cichą Magnolię.
- Nasze czasy są okropne, zabijają wszystkich magów i próbują się pozbyć całej magii ze świata. – Zacisnął mocniej pięść patrząc na miejscowy cmentarz. – Całe Fairy Tail i inni nie żyją lub się ukrywają. – Odpowiedział, uderzając w kamienną ścianę. – Nie mogliśmy nic zrobić… Ci ludzie… nie, te demony po prostu przyszły i… Cholera, próbowałem ich przekonać, że to nie ma sensu. – Złapał się za głowę, jego głos powoli zaczynał się załamywać. – Wszyscy zaczynali się poddawać. I wtedy… wyskoczyła Charlotte. Chciała walczyć, pomóc wszystkim, nie chciała uciekać. Dołączył do niej ten kretyn Natsu, Erza, Jellal, praktycznie wszyscy. I po co to wszystko? Co zyskali? Nic. Wszyscy umarli. – Stał tak jeszcze chwile przypominając sobie tą „walkę”. Wszyscy magowie wtedy umarli, ci, co zostali i widzieli to, co się stało uciekli. Najśmieszniejsze było to, że demony nawet nie ucierpiały i dalej świetnie bawiły się w ich mieście. Wiele rodzin ukrywa swoje magiczne dzieci i członków rodziny, ale kiedy te bestie bez serca się o tym dowiadują zabijają nawet niemagiczne osoby. To wszystko bolało, ta bezsilność, ten strach.
- Więc, to jest Charl, prawda? – Odezwał się nagle Gray wyciągając z kieszeni zdjęcie uśmiechniętej czarnowłosej.
- Jej siedemnaste urodziny. Szkoda, że tego samego dnia napadły nas demony i umarła. Jeśli dobrze rozumiem nie interesuje cię zdjęcie a bardziej naszyjnik.
- Nieźle, już miałem pytać skąd wiesz, ale w końcu jesteś mną. Więc? – Zapytał widząc zbliżającego się chłopaka, który zabrał mu zdjęcie i naszyjnik. – Ma to jakiś związek z tymi demonami?
- Bo ja wiem… może tak może nie…
- To, po co ci to? – Wywrócił oczami słysząc jego dziwną odpowiedź.
- Kiedyś zrozumiesz. A może teraz rozumiesz? – Uniósł brew.
- Nie wiem, o czym mówisz.
- Młody i głupi, trudno. – Westchnął potargał jego włosy jak jakiś ojciec chwalący syna. Tymczasem Lucy ciągle próbowała porozmawiać ze swoją starszą wersją. Nie szło zbyt dobrze, blondynka nie była zbyt wylewna, co było dla Lucy dziwne, bo w liście pisała dość dużo.
- Słuchaj – Zaczęła. – Wiem, że wiele przeszliście, ale jeśli chcecie byśmy pomogli to…
- Pomagacie zmieniając naszą przeszłość, waszą teraźniejszość. Naprawdę, nie da się już nic więcej zrobić. – Westchnęła, Lucy spojrzała na nią z pewnym bólem. Czuła to, patrzyła na przyszłą siebie i widziała jak cierpi. Musiała to wszystko zmienić, teraz wiedziała, że to nie żarty i sprawa jest poważna.
Lucy wyciągnęła nagle swoje klucze, druga dziewczyna uśmiechnęła się na ich widok.
- Wiesz, kogo brakuje. – Powiedziała, było tylko jedenaście złotych kluczy. – Ten, kto ukradł ostatni klucz miał kółko na nadgarstku. Na klapie do miejsca z portalem i wieloma zdjęciami było to same kółko. Czy to ma jakiś związek?
- Portale pojawiają się w różnych miejscach, najczęściej blisko krzyży. Nie wiem nic o żadnej kropce, ale mogę ci doradzić gdzie szukać Lokiego. – Lucy wyjmując w międzyczasie zdjęcie Graya z jakąś dziewczyną zaczęła uważniej słuchać samej siebie, która przybliżyła się. – Edolas. – Na sam dźwięk tej nazwy po ciele dziewczyny przeleciał dreszcz. Kolejny raz słyszała krzyczącą o niewinności Lissane, widziała zdenerwowane Fairy Tail. Spojrzała na dziewczynę, która dobrze wiedziała jak się czuje, patrzyła na nią z uśmiechem. Cieszyła się, że cierpiała? Czy ona też się miała taka stać?
- Czemu chcesz zmienić przeszłość? – Warknęła widząc w prawie takich samych brązowych oczach złość i samo cierpienie. – Nie robisz tego dla innych.
- Kiedy ledwo śpisz myśląc o śmierci i budzisz się po kilku godzinach wiedząc, że możesz zginąć w każdej chwili wszystko staje się nieważne. W tym świecie liczysz się tylko ty. – Powiedziała przymykając delikatnie oczy i wyciągnęła swoją skrytkę na klucze, całą podrapaną i z zaschniętą krwią w niektórych miejscach. Lucy powoli otworzyła rzecz a w jej oczach od razu stanęła łzy. Wszystkie klucze, wszyscy jej przyjaciele, każdy był połamany. Nie mogła w to uwierzyć, pozwoliła by każdy zginął? Czy taka naprawdę była?
- Klucze ciągle emanują magią, musiałam to zrobić, bo by mnie znaleźli. – Westchnęła zabierając klucze ze stołu i znów przypięła je do swojego pasa.
- Zabiłaś ich! – Krzyknęła jej młodsza wersja i wstała tak szybko z krzesła, że je wywróciła. – Jak mogłaś?! Dla własnego dobra?! – Spojrzała prosto w jej brązowe oczy, które nic nie mówiły, jej twarz była jak z kamienia, nie pokazywała żadnych uczuć. Nagle usłyszeli jakiś hałas za drzwiami. Lucy przeklęła i szybko wstała do przyszłego Graya.
- Sprawdź wszystkie drzwi w tym domu. – Nie musiała się powtarzać, czarnowłosy od razu ruszył i swoim krzyżem szukał portalu.
- Co się dzieje? – Zapytał drugi Gray i dopiero teraz zauważył zapłakaną twarz jego przyjaciółki.
- Nie gadaj tylko mu pomóż, chyba, że też chcecie umrzeć. Cholera, mówiłam, że klucze emanują magią. – Lucy odruchowo złapała za swoje klucze. – Nie chce ci ich niszczyć! No chyba, że się nie wyniesiecie w ciągu tych kilku minut. – Ostatnie zdanie powiedziała bardzo cicho, prawie niesłyszalnie. – Pomóż mi. – Warknęła rozkazującym tonem przesuwając szafkę w stronę drzwi. Gray w tym czasie pobiegł do niesprawdzonych drzwi, miał niesamowite szczęście, bo krzyż od razu zareagował. Gray z przyszłości uśmiechnął się widząc to.
- Czemu akurat krzyże? – Zapytał młodszy patrząc jak jego przyjaciółka wbiega po schodach.
- Nie mamy zbyt dużo czasu. – Westchnął w odpowiedzi. – Mogę ci powiedzieć tylko tyle, że to wina naszego ojca i jego układów.
- Przecież.. On.. – Otworzył szerzej oczy.
- Żyje. – Przerwał mu szybą odpowiedzią. - A właśnie, jak spotkasz Charl to spędź z nią jak najwięcej czasu. Błagam. – Złożył ręce jak do modlitwy. – Moje wspomnienia łączą się z twoimi i chciałbym mieć więcej rzeczy do wspominania. – Uśmiechnął się po raz ostatni rozwalając jego fryzurę i kopnął dwójkę magów w otwarty portal. Cała magia natychmiast zniknęła. Straże natychmiast odeszły od drzwi. Lucy i Gray odetchnęli z ulgą, wielką ulgą. Blondynka po chwili uderzyła go w tył głowy.
- Wasze wspomnienia się nie łączą, co ty kombinujesz? – Zapytała podejrzliwie.
- Chce tylko by Charlotte była szczęśliwa, wiem, że on jej pomoże. – Wzruszył ramionami. – Znam siebie. – Lucy rzuciła w niego zdjęciem, które upuściła młodsza ona.
- Tatuś? – Zapytała mając namyśli wydrapane twarze, Gray kiwnął twierdząco głową.
♦-♦-♦
- Chyba oszalałaś. – Krzyknął z oburzeniem Orga. – Mamy zabić Charlotte?! – Wszyscy w jaskini siedzieli cicho, bardzo cicho. Co zaskoczyło Minervę, bo myślała, że chociaż Sting zacznie się buntować, jednak nie wyglądał na niezadowolonego.
- Więc? Kto to zrobi? - Zapytała w końcu chodząc wokół wszystkich z podstępnym uśmieszkiem. - Kto wykona polecenia mojego ojca? - Nikt nie chciał krzywdzić Charl, była dobra i nie widzieli w tym żadnego sensu.
- W sumie, ja mogę. - Odpowiedział Sting wzruszając ramionami.                                                         

2 komentarze:

  1. Sting jak możesz ty mały potworze! Jestem supeer ciekawa jak to się dalje potoczy. Natsu będzie z Lucy? Lisanna zginie? Oby zniknęła na dobre.
    Cóź dużo weny i pozdrawiam cieplutko! ;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział genialny - jak zawsze <3
    Ślę wenę!
    CHCEMY WIĘCEEEJ! *Tłum podnoszących się do góry rąk*
    /WiFi ;)

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz bardzo mnie cieszy, więc nie wahaj się pisać ;)